niedziela, 20 października 2019

Gdzie był Bóg? "Nasza klasa" (10. ITSelF)


Choć od czasu, gdy Tadeusz Słobodzianek napisał Naszą klasę, minęło już ponad 20 lat, dramat o grupie szkolnych przyjaciół polskiego i żydowskiego pochodzenia wciąż szokuje, wzrusza i wywołuje wiele kontrowersji. Na czym polega fenomen tej genialnej sztuki? Autor nie jest adwokatem żadnej ze stron - nie ocenia, nie punktuje niczyich win. Słobodzianek skłania nas za to do głębokiej refleksji i prowokuje masę pytań, na które odpowiedź musimy znaleźć sami. Kunszt tego utworu doceniono na całym świecie - Nasza klasa jest obecnie najczęściej wystawianą za granicą sztuką polskiego autora, graną od Toronto aż po Tokio. Czy to przypadek, że studenci Rosyjskiego Państwowego Instytutu Sztuk Scenicznych w Sankt Petersburgu przyjechali na 10. Międzynarodowy Festiwal Szkół Teatralnych ITSelF właśnie z tym tekstem? Nie sądzę. Musieli się domyślać, że ich inscenizacja poruszy jurorów i festiwalową publiczność. Rozlegające się ze wszystkich stron widowni odgłosy chlipania i wycierania nosa tylko to potwierdziły. 

Doskonale pamiętam, jak trzy lata temu pierwszy raz obejrzałam Naszą klasę w reżyserii Ondreja Spišáka na Scenie na Woli. Po skończonym spektaklu długo zbierałam szczękę z podłogi, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyłam. Jak dotąd żaden spektakl nie wywołał we mnie tak wielu emocji. Tekst Tadeusza Słobodzianka to arcydzieło o ogromnej sile rażenia. W trakcie trzech godzin widz konfrontuje się z bolesną, przez wiele lat przemilczaną prawdą na temat skomplikowanych relacji polsko - żydowskich. Utwór napisany jest w prosty, oszczędny sposób, co jeszcze potęguje szokujący wydźwięk opisywanych wydarzeń. Genialną inscenizację Spišáka zapamiętam chyba na resztę życia. To było coś, co musiałam odchorować, bo zderzenie z tak brutalną prawdą jest, jak uderzenie obuchem w łeb. Konfrontacja z tak brutalną prawdą to dla widza trudne doświadczenie, na które nie da się przygotować.

Wiem, że nie powinnam porównywać studenckiego dyplomu do spektaklu z udziałem doświadczonych aktorów, ale ciężko uniknąć porównań, gdy wciąż ma się przed oczami fragmenty inscenizacji Teatru Dramatycznego. Przyznaję otwarcie, że porównywałam absolutnie wszystko - od scenografii, przez grę artystów aż po sposób przedstawienia tej historii, który u Darii Shaminy okazał się na szczęście nieco inny, niż u Spišáka. Podobieństwa są wynikiem konsekwentnego przestrzegania przez reżyserkę porządku teksu. Niewielkie różnice to wynik nieśmiałych starań Shaminy, by dołożyć do tej sztuki coś własnego. Reżyserka miała dobry pomysł, żeby poprowadzić aktorów zgodnie z własną wizją, ale odniosłam wrażenie, że w połowie drogi z niego zrezygnowała. Spektakl wiernie oddaje kształt dramatu Słobodzianka, choć na pokazie festiwalowym publiczność obejrzała go w mocno skondensowanej wersji (na scenie w Petersburgu sztuka trwa 3 godziny 10 minut - wersja pokazana na ITSelF okazała się niemal o połowę krótsza.). 




Sztuka opowiada o losach uczniów pewnej wiejskiej szkoły gdzieś na wschodzie Polski, do której uczęszczały zarówno polskie, jak i żydowskie dzieci. Mimo różnic kulturowych cała klasa tworzyła zwartą grupę, w której nie było podziałów na "naszych" i "obcych". Heniek i Zygmunt grali po szkole w piłkę z Jakubem i Menachemem, a Rysiek kochał się w Dorze. Wtedy jeszcze nic nie zapowiadało makabrycznych wydarzeń, jakie miały spotkać bohaterów w ich dorosłym życiu. W którym momencie zgrana klasa podzieliła się na dwa wrogie obozy? Co sprawiło, że kulturowe i religijne różnice stały się nagle fundamentalnym problemem? Jako dzieci żyli z dala od wartościowania i uprzedzeń, jednak po opuszczeniu szkolnych murów każdy z nich doskonale pamiętał, kto w tym towarzystwie był Polakiem, a kto Żydem...

Nasza klasa to nie tylko historyczny zapis na temat pogromów ludności żydowskiej, ale także wnikliwe studium psychologiczne ukazujące słabość jednostki w obliczu silnej, naznaczonej ideowo grupy. Im liczniejsza, tym trudniej się jej sprzeciwić. Dramat Słobodzianka skłania nas do przypuszczeń, że w pojedynkę żaden ze sprawców nie dopuściłby się zbrodni na dawnych kolegach - to siła tłumu i masowa determinacja uczyniły z nich morderców...




Po obejrzeniu rosyjskiej Naszej klasy na Festiwalu ITSelF poczułam ogromną chęć zobaczenia tej sztuki w pełnej, nieokrojonej wersji. Patrząc na zdjęcia z petersburskiej sceny, można się tylko domyślać, jak wiele polską publiczność ominęło. Scenę Teatru Edukacyjnego „Na Mokhovaya”, gdzie na co dzień wystawiany jest spektakl Darii Shaminy, zdobią ciekawe konstrukcje, które z pewnością znacząco wpływają na odbiór sztuki. Na scenie Teatru Collegium Nobilium studenci z Petersburga grali przy bardzo prostej scenografii, ograniczonej jedynie do krzeseł i ekranu, na którym wyświetlane były projekcje wideo. Uwagę przykuwały za to czarne tabliczki z imionami i nazwiskami ofiar pogromów, zawieszone po obu stronach widowni.

Urzekła mnie artystyczna dojrzałość młodych artystów, którą szczególnie widać u pięknej Anny Zavtur wcielającej się w spektaklu w rolę Racheli, a także u Ekateriny Tichonowej, która w sztuce gra Dorę. Niespodzianką była obecność w obsadzie polskiego artysty, Piotra Siwka. Aktor stworzył na scenie przejmującą kreację Heńka, która (wybaczcie kolejne porównania) w niczym nie ustępowała roli Marcina Sztabińskiego w Naszej klasie na Scenie na Woli. Najbardziej jednak zachwycił mnie Nikita Kokh świetną rolą Abrama. Aktor musiał zmierzyć się z wieloma trudnościami, jakie wiązały się z graniem tej postaci. Chyba największym wyzwaniem dla artysty było wyrecytowanie z pamięci całego drzewa genealogicznego swojego bohatera. Ilekroć pomyliła mu się jakaś córka z prawnuczką (o co nietrudno, bo Abram miał niezliczoną ilość krewnych...), wpadał w rozbrajający chichot, czym momentalnie zdobył serca publiczności. 




Spektakl Darii Shaminy jest dość nierówny. W niektórych momentach byłam pod ogromnym wrażeniem świadomej gry młodych aktorów, w innych czułam się zawiedziona wieloma niedociągnięciami - co trochę dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że sztuka nie schodzi z afisza od premiery w marcu 2019 roku. Ale powiedzmy sobie szczerze - Nasza klasa to symbol, absolutny klasyk polskiej dramaturgii współczesnej, który zawsze rozpala serca widzów, nawet jeżeli coś tam się nie spina. Przedstawienie studentów z Petersburga poruszyło festiwalową publiczność z tą samą siłą, z jaką Nasza klasa w Dramatycznym wyciska łzy warszawskiej widowni. Po tak gromkich brawach i owacjach na stojąco przyznanie rosyjskiej inscenizacji Nagrody Publiczności nie było żadnym zaskoczeniem. Sztuka otrzymała także wyróżnienie oraz nagrodę za drugoplanową rolę Racheli dla fantastycznej Anny Zavtur. Z trzema statuetkami, które na scenie odebrał poczciwy dyrektor Instytutu, rosyjska Nasza klasa może mówić o triumfie. Nie jest to Grand Prix, ale i tak ich kochamy, bo już sam fakt, że zmierzyli się z tak trudnym, wyczerpującym emocjonalnie tekstem, czyni ich zwycięzcami. 






Materiały prasowe - z Rosyjski Państwowy Instytut Sztuk
Scenicznych w Sankt Petersburgu

 10. Międzynarodowy Festiwal Szkół Teatralnych ITSelF

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz