czwartek, 7 czerwca 2012

Relacje autobusowe


Od lat konsekwentnie odmawiam przystąpienia do zaszczytnego grona posiadaczy prawa jazdy. Przede wszystkim dlatego, że nie mam czym jeździć, więc wszelkie wysiłki, by ów egzamin zdać i legalnie wyruszyć na polskie, podziurawione drogi, wydają mi się co najmniej pozbawione sensu. Posiadanie dla samego posiadania trąci snobizmem, zresztą nie jest już dzisiaj żadną nobilitacją. Po drugie, moja wyobraźnia zawsze podsuwa mi różne makabryczne obrazki tragicznych wypadków, zmasakrowanych  ciał, przerzuconych bezwładnie przez okna aut …

Myślę, że będąc w opozycji do polskich kierowców wyświadczam im tym samym ogromną przysługę, dbam o życie i bezpieczeństwo moje oraz niewinnych przechodniów. W miejsca stosunkowo niewiele oddalone od mojego domu udaję się pieszo, co sprawia mi ogromną przyjemność w dni upalne i słoneczne, bo w tedy człowiek szczególnie docenia wartość czystego, nieskażonego dwutygodniowym potem i brudem powietrza. W dni chłodne, deszczowe i wietrzne, dreptanie na piechotę jest próbą charakteru, próbą wytrzymałości, aktem odwagi i wyparcia ze świadomości umysłu faktu, że jak już dotrę do celu, będę wyglądała zapewne jak rozbitek po wielodniowej walce na morzu o przetrwanie. 

Chodzenie sprzyja refleksjom, dotlenia, jest okazją do rozmowy z własnymi myślami, rozliczeń, podsumowań i ostatecznego stwierdzenia, że pewne rzeczy się nie zmieniają. W zamyśleniu mijam innych przechodniów- na których zapewne nie raz bym wpadła, gdyby nie ich trzeźwość umysłu- mury pokryte peanami na cześć Legii, listami otwartymi do premiera Tuska, informacjami wystosowanymi do klubów piłkarskich, o mało przychylnej treści. Grochów Fanatyczny - ochrzcił się tak nie bez powodu...

Tam, gdzie nie da się dojść, trzeba dojechać.  W środkach komunikacji miejskiej spędzam większą część swojego 23-letniego życia. Mknąc po warszawskich ulicach, czuję się jak członek wielkiej, otwartej autobusowej rodziny, jak część  pasażerskiej wspólnoty ludzi widzących czujących i myślących tak samo.  W tej samej chwili przeżywamy reklamę ciastek owsianych, które w pobliżu Torwaru reklamuje niespełniona modelka, Agnieszka Maciąg.  Jednoczy nas hasło Biedronki przy ulicy Chełmskiej, głoszące, że wszyscy jesteśmy zawodnikami kadry narodowej. Zbliżają nas do siebie korki, podczas których równocześnie mruczymy, tupiemy i wypowiadamy pod nosem niecenzuralne słowa skierowane do pana kierowcy, że się wlecze, jak nie powiem co… Razem wpadamy na szyby, gdy autobus hamuje, bo się jakiemuś kretynowi śpieszyło i wyprzedzał.

We wnętrzu autobusów zachodzą różnorodne interakcje, którym osobiście staram się nie poddawać, usilnie zatykając uszy słuchawkami i zakrywając się gazetą…Pewnych sytuacji niestety nie unikniemy. Jak jedna rodzina jesteśmy skazani na przeraźliwy płacz rozwrzeszczanego dzieciaka, na to, że piesek stojący obok nie wytrzymał i to wszystko, co miał załatwić w parku, wylądowało nam na butach… Codziennie - my, niestrudzeni koczujący podróżnicy - musimy znosić awantury zbulwersowanych babć emerytek, które, mimo, że dopiero co wyszły z kościoła, gdzie przesiedziały trzy msze, domagają się podróżowania w warunkach komfortowych, najlepiej w miejscu, które właśnie zajęliśmy…  

Wścibskie spojrzenia, głupie komentarze, spektakl opinii, uprzedzeń, wybuchy nietolerancji, głupoty i zaściankowej ciemnoty, jaka- trzeba przyznać - króluje w społeczeństwie masowym. Sygnały werbalne i niewerbalne dotykają mnie zza kurtyny gazety, którą się zasłaniam, a na którą religijne babcie patrzą z  nieskrywaną dezaprobatą. Nie trzeba wcale dużo mówić, żeby przekazać coś komuś dosadnie. Nieraz byłam adresatką takich niewerbalnych komunikatów. Potępiających, roszczeniowych, prowokujących, perwersyjnych. Były tez i miłe, ale takie zwykle tracą znaczenie, bo jeżdżąca komuna, jaką zdaje się być środowisko autobusowe, jest w gruncie rzeczy grupą całkowicie anonimową i przypadkową…

Na jakikolwiek sygnał porozumienia w gąszczu i chaosie krzyków, rozmów, w zaduchu spoconych ciał, nie ma co liczyć. Nieważne, nie szukam porozumienia. Od lat przyglądając się pasażerom, doszłam do wniosku, że w jednym pojeździe można znaleźć cały przekrój społeczeństwa. uczestnicy podróży to ludzie zamyśleni, wkurzeni, dziwni, niewyspani, milczący, gadatliwi, niezwykli. I choć czasem są niemili, upierdliwi i niegrzeczni, to każdego dnia przyglądam im się z fascynacją, bo oni mnie inspirują - to oni tworzą historie, które przechowuję w głowie, żeby kiedyś je zapisać. Moje teksty są o ludziach. Jeżeli spotkamy się kiedyś na trasie, jeżeli miniemy się w przejściu podziemnym, albo w windzie, niewykluczone, że to Ty staniesz się bohaterem jednego z nich...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz