Niektórzy starają się odczarować zły nastrój chodząc do spa, inni zatracają się w kinematografii. Moją krainą czarów, tabletką antydepresyjną i zarazem największą pasją zawsze była sztuka teatralna. Tak jest do dziś. W zależności od samopoczucia, lubię serwować sobie chwytające za serce historie miłosne, rozweselające komedie, albo przejmujące dramaty psychologiczne. Mam takie miejsce na teatralnej mapie Warszawy, gdzie na scenie występują moi ukochani aktorzy, a każda sztuka, jaką wybiorę, wprawia mnie w wyśmienity nastrój...
niedziela, 26 lutego 2017
wtorek, 14 lutego 2017
Ostrożnie, pożądanie
Mroźne, zimowe wieczory mają to do siebie, że kiedy stoimy przemarznięci na przystanku, do głowy wraz z każdym kolejnym podmuchem lodowatego powietrza napływają coraz bardziej ponure, katastrofalne myśli. W mojej głowie, tym razem nieprzyodzianej w ciepłą czapkę, wirowały najróżniejsze dylematy i znaki zapytania - począwszy od skutków efektu cieplarnianego i stopnia wytrzymałości ludzkiego organizmu na temperaturę oscylującą wokół -15°C, aż po rozpaczliwą myśl, że to gruba nieuprzejmość ze strony motorniczego tramwaju - który miał według rozkładu przyjechać dziesięć minut temu - skazywać dygoczących pasażerów na łaskę i niełaskę nierzetelnej komunikacji miejskiej...
niedziela, 12 lutego 2017
Wonderful life
Trzeba przyznać, że ja i "Harper" nie miałyśmy do siebie szczęścia... Najpierw nie udało mi się dotrzeć na próbę generalną tej sztuki, potem ominęła mnie długo oczekiwana grudniowa premiera, choć zapisałam to wydarzenie w kalendarzu na czerwono. Cóż, nieraz już przekonałam się, że życie nie za bardzo liczy się z naszymi planami, choćbyśmy je podkreślili kilkakrotnie ultragrubym markerem... Mimo poprzednich niepowodzeń, postanowiłam spróbować raz jeszcze. Czułam, że moje spotkanie z "Harper" w końcu dojdzie do skutku, że jesteśmy sobie przeznaczone... Wszak przecież ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej lubię pisać o złożonej, kobiecej naturze, więc bohaterka sztuki Simona Stephensa była na moim blogu bardzo wyczekiwanym gościem...
środa, 1 lutego 2017
To już pięć lat!
Pewnie niektórzy z Was znają tę historię na pamięć, ale musicie mi wybaczyć, że dla formalności powtórzę ją raz jeszcze... Pisanie co roku jak to w pewien mroźny, zimowy poranek zwlokłam się z łóżka i założyłam bloga (tak w dużym skrócie), stało się już w pewnym sensie rytuałem. A ja tak bardzo cenię sobie rytuały, bo mają tę cudowną właściwość, że wprowadzają w nasze życie ład i harmonię...
Subskrybuj:
Posty (Atom)