poniedziałek, 1 lipca 2013

Kiedyś nie występuje na osi czasu


Kto kiedykolwiek zapuszczał się wgłąb warszawskiej Pragi, wie że życie w tym miejscu płynie własnym torem. Od dwudziestu pięciu lat obserwuję praską mentalność  i nie przestaje mnie zachwycać. Praga jest pełna kontrastów. Tu równolegle egzystuje skrajna bieda i ostentacyjne bogactwo, "porządni" ludzie i margines, bezbarwni, posępni Polacy i roześmiani cudzoziemcy. Praga jest i byle jaka i oryginalna zarazem. Prosta i wyjątkowa w swojej prostocie. Prostolinijna i absurdalna. Nigdy nie zaprzeczałam, że to moje miejsce. Podziwiam praską dumę. Zawsze na uboczu, nigdy nie zabiegała o uwagę. Praga na mapie Warszawy jest samotną wyspą, mniejszością etniczną. Praga jest wielką indywidualistką.

Trzeba się nauczyć kochać to miejsce. Trzeba je najpierw zrozumieć. Praga jest piękna, ale nigdy na pierwszy rzut oka. Wychodzę wczesnym rankiem na zalane słońcem ulice i mieszam się z tłumem dziwnych i zupełnie zwyczajnych ludzi. Uwielbiam ich obserwować. Niektórych znam od dawna, wzrastałam patrząc jak się zmieniają, jak się starzeją. Inni to nowe odkrycia, świeży tubylcy. Tu nikt nie jest obcy, bo Praga ma to do siebie, że nie klasyfikuje, nie zastanawia się nad niczyją przeszłością. Skoro dotarłeś aż tak daleko, to musisz coś w sobie mieć, to jesteś "nasz". 

Kiedy ostatni bohaterowie długich nocy polegną nieprzytomni na parkowych ławkach, Praga budzi się do życia. Kiedy pierwsi sprzedawcy na wielkim jak ocean bazarze otwierają swoje budki i stoiska pełne wszystkiego, co tylko można zjeść, bądź też założyć, wiadomo już, że zaczął się nowy praski dzień. Wysokie drzewa zasłaniają mi brzydotę budynków i karzą podziwiać własną monumentalność. Mam widok z okna wprost na ich perfekcyjne sylwetki, więc zdążyłam je już pokochać siłą rzeczy, zapominając zupełnie, co się kryje tam dalej. Punkt widzenia zależy od punktu obserwacji. Z balkonu mojego mieszkania Praga jest zapierającym dech w piersiach, cudownym miejscem, "miastem w mieście", samodzielnym żywym organizmem. Długo zastanawiałam się skąd we mnie ta dziwna fascynacja praską rzeczywistością. Z braku innych sensownych argumentów wywnioskowałam, że to ta autentyczność. Tu czuję się sobą, jak nigdzie indziej.

Ostatnio znowu miałam nieprzyjemność uczestniczyć w rozmowie dotyczącej specyfiki dzisiejszego pokolenia. Mojego pokolenia, uściślając. Pokolenia tzw "klapek", ipodów, ipadów, iphonów, jeansów rurek, kawy ze Starbucksa, chodnikowych imprez, piwa niepasteryzowanego, hipsterów, egoistów, konsumentów. Pokolenie Y to najpopularniejsze określenie jakie nadali nam przerażeni socjolodzy. Według nich wyrosły z nas nastawione na zysk i konsumpcję młode snoby, egocentrycy, ludzie pozbawieni zasad, ambicji, nieroby. Hmm, popłynęli z tematem, trzeba przyznać. Nie zaprzeczam, że faktycznie coś się dzieje niedobrego, ale żeby ładować wszystkich młodych ludzi do jednego wora z napisem leń i egoista, to chyba jednak przesada. To prawda, że dziś młodzi ludzie zachowują się zupełnie inaczej niż ich rodzice. Myślę, że tak właśnie jest zbudowany ten świat - dzieci zawsze stoją w opozycji do dorosłych. Na czym polega nasza inność? Naukowcy stwierdzili, że w przeciwieństwie do starszych pokoleń nie rwiemy się do pracy, nie mamy w sobie zapału i chęci do działania, jesteśmy obojętni na otaczającą nas rzeczywistość. Ze stoickim spokojem przyjmujemy do wiadomości tragedie, kryzysy, zmiany w rządzie. Lubimy kupować, imprezować i przesiadywać w knajpach. Nie rusza nas terroryzm, ale nowy iphone owszem. To tak w skrócie. Jak się z tym czujecie? Z częścią zarzutów się zgadzam. Tak, wielu młodych ludzi to egoiści nastawieni jedynie na to żeby brać. To prawda, że skala konsumpcji  i lansu jeszcze nigdy nie była tak wielka jak teraz. Nie da się ukryć, że konsekwencja i lojalność nie jest naszą mocną stroną - a na pewno nie w kwestii zawodowej. 

Dlaczego więc się oburzam? bo każda próba generalizowania wywołuje kontrowersje i spory - zwłaszcza wśród tych, którym się usilnie próbuje przypiąć łatkę. Może właśnie to nas charakteryzuje - nie lubimy być kategoryzowani, wrzucani do szufladek? Może o tym zapomnieli socjolodzy badając dzisiejsze młode pokolenie? O tym, że ponad wszystko w życiu kochamy swobodę i niezależność, co niestety negatywnie rzutuje na nasze zawodowe osiągnięcia. Przeglądam się w tych opisach i jedno na pewno do mnie pasuje - ponad wszystko cenię sobie wolność. Podpowiem trochę znawcom młodych umysłów - cierpimy na jakąś dziwną odmianę pokoleniowej klaustrofobii, szczególnie gdy chce się nas zamykać w szczelnych pomieszczeniach biurowych i zmuszać do robienia czynności powtarzalnych, aczkolwiek mało rozwojowych. Finał tego taki, że dziś dużo więcej jest wśród nas fotografów, blogerów, grafików, malarzy, pisarzy, muzyków, designerów. Na pewno więcej niż ekonomistów, prawników i bankowców. Młodzi ludzie chcą pracować mobilnie, o dowolnie wybranej porze dnia, z dowolnego miejsca. Dziś większości z nas komputer zastępuje biuro. Lubimy czuć się wolni, więc podróżujemy, a nasza praca razem z nami. To chyba zasadnicza różnica pomiędzy starym a nowym pokoleniem. Młodzi ludzie chcą pracować na siebie, a to co sobie wypracują traktują jak własność. Jesteśmy samodzielnymi, jednoosobowym fabrykami treści - muzyki, tekstów, obrazów. Zapytaj młodego człowieka, czym jest dla niego szczęście, powie Ci to samo...

Sieć to takie morze bylejakości, w którym ciężko znaleźć coś oryginalnego. Zalała nas fala "szafiarek", stylowych chłopców, specjalistek od zwalczania cellulitu, miłośników kuchni. W gąszczu niemal identycznych treści szukałam czegoś niecodziennego, nie do końca zdając sobie sprawy, o co mi właściwie chodzi. Fascynacja blogiem Łukasza Kielbana, o którym pisałam tutaj, uświadomiła mi, że szukam mężczyzn. Mężczyzn piszących. Już traciłam nadzieję, bo każda próba znalezienia fajnie piszącego faceta kończyła się jednakowo - trafiałam na do przesady wystylizowanego modela, patrzącego na mnie melancholijnym wzrokiem ze zdjęć na tle: torów kolejowych, przestrzeni industrialnej, łanów zburz (Marc Jacobs dobrze się prezentuje zestawiony z bezkresem sielskich łąk - wiedzieliście?). Dwa, trzy zdania o ekscytującej wyprawie na shopping, dwadzieścia jednakowych fotek i tyle. A mnie tak boleśnie trawił głód męskich spostrzeżeń. Już byłam bliska rezygnacji stwierdzając, że faceci albo piszą o swoich spodniach, albo nie piszą w ogóle...


Znalazłam go całkiem przy okazji, pijąc poranną herbatę - "Mam 25 lat, 600 złotych na koncie, 5 indeksów na półce, ukruszone jedynki i krzywe plecy. Każdego dnia potykam się o worek doświadczeń i kontener marzeń. Pisząc bloga od jesieni 2011 roku spełniam to największe...". Niewiele jest dziś tak interesujących blogów lifestylowych.  On potrafi o codzienności pisać w ujmujący sposób. Jego teksty to męskie przemyślenia, pojedyncze chwile,  krakowska rzeczywistość. Jest czarująco szczery. Wyśmiewa absurdy, wytyka błędy, ironizuje. Uwielbiam gdy pisze o relacjach. Kto by pomyślał,  że mężczyźni są takimi pilnymi obserwatorami! On potrafi uchwycić w tekstach detal, wziąć pod lupę niepozorne gesty, na które na co dzień nie zwracamy uwagi. Stay Fly - świetny męski blog, polecam.



Nie potrafimy nawiązywać relacji. To chyba cecha naszego pokolenia. Zasłaniamy się pracą, brakiem czasu, książkami, zakrywamy gazetami w metrze. Tyle jest interesujących ludzi wokół. Na tym polega nasz egoizm - nie chce nam się rozglądać na boki, patrzymy tylko przed siebie. Stay Fly zwraca uwagę na fakt, że dziewczyny są dziś nieosiągalne - oplątują się słuchawkami i wyłączają ze świata żywych. Dodam od siebie, że to problem uniwersalny. Jesteśmy niezdolni do interakcji, muzyka jest pretekstem, żeby w nie nie wchodzić.


Tak myślałam zaraz po tym, jak kolejny raz zrobiłam z siebie idiotkę. Robię to systematycznie wierząc, że kontakty międzyludzkie nadal mają wartość. Czasem czuję impuls i działam pod wpływem chwili. Czasem żałuję, ale nauczyłam się nie odkładać nic na kiedyś. Kiedyś = nigdy. Kiedyś nie występuje na osi czasu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz