To musiało się udać. Do pracy nad serialem "Pot i Łzy" zaprzęgnięto najlepszych artystów świata filmu i sceny baletowej. Wśród twórców świetna Moira Walley-Beckett, obsypana nagrodami za scenariusz do "Breaking Bad". Nad wszystkimi sekwencjami tanecznymi czuwał Ethan Stiefel, genialny choreograf i pierwszy solista American Ballet Theatre (Stiefel zagrał jedną z głównych ról w "Center Stage", lata świetlne temu...), a w obsadzie niemal sami tancerze. Piękna choreografia, dużo seksu, większe i mniejsze dramaty, momenty autentycznej grozy. Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji zobaczyć tego serialu, zachęcam - naprawdę warto.
Na pierwszy rzut oka fabuła zdaje się być boleśnie przewidywalna i już po pierwszych scenach widz ma wrażenie, że doznaje deja vu, że odbija mu się czkawką wielokrotnie odgrzewany schemat, jakim posługiwali się twórcy niejednego filmu o tańcu - biedna, zagubiona tancerka z wielkimi aspiracjami trafia z zapadłej wiochy do wielkiej metropolii i staje twarzą w twarz z gmachem prestiżowego teatru, o którym śniła wiele lat. Idzie na przesłuchanie, dostaje angaż i trafia do zespołu, pełnego wrednych, zawziętych suk i gorących przystojniaków z niesamowicie umięśnionymi tyłkami. Przed naszą bohaterką wielkie wyzwania, z których największym będzie finałowy wysęp. Wrażenie kalki jest na szczęście tylko pozorne. To zdecydowanie pierwsza taka produkcja, obdzierająca środowisko baletu z piórek, tiulu, powagi i elegancji. Nienaganny, starannie wypolerowany wizerunek baletu jako sztuki nieskalanej brudem, to tylko fasada. Twórcy "Flesh and Bone" otwierają przed nami wrota do najbardziej elitarnego burdelu i obiecują niezapomniane doznania...
#1 Teatr - targowisko próżności
"Dziwka musi wyzbyć się wszystkich uczuć i pogodzić się ze swoją karmą"
~ Corban Addison ("Wędrówka przez słońce")
Czekałam ma film bądź serial, który nie byłby tak poprawny, jak wszystkie dotychczasowe baletowe produkcje. O "Flesh and Bone" na pewno można powiedzieć - bezkompromisowo realistyczny. Już w pierwszym odcinku twórcy poruszają kontrowersyjne tematy, o których na co dzień tancerze z pewnością woleliby nie mówić...
Moira Walley-Beckett zaprasza nas za kulisy prestiżowego American Ballet Company (w rzeczywistości - American Ballet Theatre). To tu za moment postawi swoje pierwsze kroki w pointach nieśmiała i zahukana Claire Robbins, główna bohaterka serialu. Jej oczami poznajemy środowisko baletu "od kuchni". Widz, naiwnie przekonany, że za moment ujrzy obraz jak spod pędzla Edgara Degasa, wypieszczony, wypielęgnowany, pełen ozdobników, kultury i powagi, może z wrażenia zlecieć z krzesła - bo za drzwiami ABC czeka na młodych artystów istna Sodoma i Gomora.
"Myśl o sobie" - tymi słowami Paul Greyson (doskonała rola Bena Danielsa) dyrektor artystyczny ABC wprowadza Claire w bezwzględny świat rywalizacji o sławę i miano "pierwszej". Ta dewiza przyświeca każdemu z członków zespołu. "Koleżanki" najchętniej utopiłyby naszą bohaterkę w łyżce wody, a koledzy widzą w niej kolejną zdobycz, którą chcieliby jak najszybciej przelecieć. Fakt, że panna Robbins w nietypowo krótkim czasie otrzymuje niepowtarzalną szansę, by zabłysnąć na scenie w głównej roli, potęguje tylko nienawiść pozostałych tancerzy. Reżyserka niezwykle precyzyjnie pokazała, że nawet w tak wyrafinowanym artystycznym świecie panuje pierwotne prawo dżungli. Także i tu działa naturalna selekcja, w wyniku której słabsi, delikatni, zbyt wrażliwi zawodnicy zostają wyeliminowani tej bezwzględnej gry, w której stawką jest pięć minut sławy - kosztem zdrowia, a czasem nawet życia. Zdeterminowanych tancerzy nic nie powstrzyma przed wyścigiem po blask i chwałę - napędzani kokainą, nafaszerowani środkami odchudzającymi, głodząc się i ćwicząc do utraty tchu, zatracają w sobie człowieczeństwo, a stają się bezdusznymi robotami zaprogramowanymi na osiągnięcie celu.
Beckett ukazuje tancerzy w bardzo negatywnym świetle. W jej pojęciu, artyści baletowi to wyzute z wszelkiej wrażliwości cyborgi dla których poza tańcem i sceną nie istnieje nic więcej. Nie chodzi już nawet o pasję - granica, za którą miłość do tańca staje się obłędem, została dawno przekroczona. Teatr jest świątynią, a balet religią, dla której każdy z członków zespołu skłonny jest poświęcić wszystko. A przynajmniej tego oczekuje do swojej kompanii naczelny wódz. Greyson wielokrotnie powtarza swoim tancerzom, że ABC jest dla nich całym życiem i wymaga od nich absolutnego oddania. Ben Daniels w roli dyrektora zespołu został przedstawiony niczym cesarz rzymski, dysponujący władzą absolutną. Artyści będący na łasce swojego szefa, skazani na znoszenie jego gorszych dni, kaprysów, napadów ślepej furii i złośliwości, nieraz przekonali się, jak niepewny jest los każdego z nich. Dyrektor niczym Król Słońce jednym gestem może przekreślić przyszłość nawet najzdolniejszego artysty. Innym razem jak najzwyklejszy alfons, posyła swoje rozdygotane, chude tancereczki do łóżek sponsorów, licząc na hojne wynagrodzenie za upoją noc.
#2 Tancerki - chude zdziry
"Moim obowiązkiem jest jak najlepiej tańczyć, żyć na granicy niedożywienia i nie spóźniać się na próby"
~ Daphne Kensington ("Pot i Łzy")
Tancerki w serialu "Flesh and Bone" w niczym nie przypominają delikatnych, kruchych łabędziątek. To silne, zdeterminowane, wyzute z wszelkich uczuć suki, które ostro prą do przodu, bezwzględnie eliminując konkurencję. Twórcy bez skrupułów pokazują najmroczniejszą stronę artystów baletowych - nie ma granic, zasad i wartości, których nie zdeptaliby w pogoni za sławą.
Serial ocieka seksem, który jest tu środkiem do osiągnięcia celu, sposobem na odreagowanie i formą przełamania codziennej rutyny. Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że każdy pieprzy się z każdym, zaliczanie koleżanek i kolegów osiągnęło już rangę dyscypliny sportowej, a nazwanie tancerki kurwą nie jest obelgą, ale komplementem.
Serial porusza dwie najbardziej drażliwe kwestie, które środowisko baletu stara się przemilczeć - jedną z nich jest prostytucja, a drugą zaburzenia odżywiania.
Choć mało kto zdaje sobie z tego sprawę, w tym pozornie nienagannym moralnie świecie seks zawsze pełnił zasadniczą rolę. Dawniej tancerka baletowa była po prostu ekskluzywną prostytutką, o którą zabiegały rzesze bogatych mężczyzn. Balerina w końcu wybierała jednego z nich, a on stawał się jej "patronem". Rolą takiego patrona było nie tylko utrzymywanie i rozpieszczanie wybranej przez siebie tancerki, ale także wspieranie hojnymi datkami instytucji teatralnych. Dlatego też dyrektorzy nalegali na to, żeby każda z ich podopiecznych znalazła sobie nadzianego opiekuna - organizowali w tym celu wieczory baletowe po spektaklach, gdzie w kuluarach młode, niedoświadczone panienki trafiały w ręce wielkich, majętnych panów i wreszcie stawały się ich własnością. Tancerki były dla zespołu nie tylko utalentowanymi artystkami, ale także czymś w rodzaju towaru na sprzedaż. Posiadanie patrona stanowiło dla baletnicy być albo nie być w zespole - brak sponsora równał się gorszej pozycji w teatrze, bo kiedy tancerka nie przynosiła zysków, stawała się nic niewartym pasożytem.
Rzeczywistość przedstawiona w serialu "Pot i Łzy" właściwie niczym nie różni się od dawnych czasów. W American Ballet Company za seks kupuje się role, przychylność sponsorów, aprobatę wielkiego dyrektora, awanse, złudzenia. Trudno powiedzieć, na ile fabuła serialu bliska jest życiu, ale nie da się zaprzeczyć, że w nawet najbardziej przejaskrawionym obrazie tkwi ziarno prawdy...
W jednej ze scen Mia, tancerka ABC obsesyjnie kontrolująca wagę mówi do Claire: "Kupiłam sobie ciastko, żeby na nie popatrzeć". To zdanie chyba najtrafniej pokazuje jeden z największych dramatów tancerzy baletowych, jakim jest zaciekła walka o szczupłą sylwetkę. Choć drobna budowa ciała jest w tym zawodzie bez wątpienia wysoko punktowana, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że twórcy mocno wyolbrzymili problem. Baletnica z serialowego Americane Ballet Company to schorowana, omdlewająca tancerka-zombie, która nie spożywa posiłków, tylko je wącha. Zabawne. Z drugiej strony, może był to celowy zabieg mający na celu pokazanie absurdalnych zmagań tancerza z własnym ciałem - walki, która od początku jest skazana na katastrofę.
Serial ukazuje też wiele stereotypów związanych z pracą tancerki baletowej. Ideał baletnicy to dziewczyna o wyglądzie i posturze dziecka, oczywiście z całkowitym brakiem biustu. Nietrudno zauważyć, że główna bohaterka łamie te niepisane zasady. Claire jest szczupła, ale ma kobiecą sylwetkę i choć powszechnie uważa się, że piersi u tancerki zaburzają proporcje ciała pozbawiają taniec tak pożądanej lekkości, to panna Robbins swoją doskonałą techniką burzy wszystkie te absurdalne przekonania.
#3 Balet - chorobliwa obsesja
"Nie staram się tańczyć lepiej niż inni. Próbuję tylko tańczyć lepiej od siebie samego"
~ Mikhail Baryshnikov
"Pot i Łzy" to serial o rozpaczliwej walce o sławę i chorobliwym dążeniu do ideału. W ten chory świat wkracza Claire Robbins - tak zupełnie różna i niepasująca do całego otoczenia. I choć bohaterka uparcie broni swoich wartości, to z odcinka na odcinek widać jej powolną metamorfozę. Obietnica sławy w końcu i jej przesłania prawdziwy świat.
Choć serial uwypukla skrajności, to mimo wszystko jego największą zaletą jest realizm. Śledząc fabułę, możemy się poczuć trochę tak, jakbyśmy oglądali każdą ze scen siedząc w ukryciu za wielką kurtyną. Każdy odcinek tętni emocjami, które momentami stają się wręcz odczuwalne dla widza. Stres, napięcie, ból, zmęczenie, kontuzje, pęknięte paznokcie - "Pot i Łzy" pokazuje nie tylko sztukę, ale całą jej fizyczność i morderczą pracę, jaką trzeba włożyć, żeby efekt końcowy był lekkim i przyjemnym dla oka spektaklem.
***
Spośród wielu powodów, dla których naprawdę watro dać się porwać fabule serialu "Flesh and Bone", najsilniejszym jest obada. Pierwszy raz na planie możemy zobaczyć najlepszych tancerzy nowojorskiego American Ballet Theatre. Wśród nich fenomenalna Irina Dvorovenko (serialowa prima balerina - Kira Koval) i wspomniany już Sasha Radetsky, którego w serialu było zdecydowanie za mało. Grająca główną rolę Sarah Hay również na co dzień tańczy jako solistka w Dresden Semperoper Ballet w Niemczech.
Dzięki jednemu z najznakomitszych współczesnych choreografów, Ethanowi Stiefelowi każda ze scen tańca przypomina piękne widowisko, jednak prawdziwą ekstazę wywołuje występ Claire i Rossa w finałowym odcinku. Stiefel zawsze był dla mnie geniuszem i choreografia do "Flesh and Bone" tylko to potwierdza. Żałuję, że tym razem nie wcielił się w żadną z ról.
Wielkim atutem serialu jest muzyka, za którą odpowiadał Dave Porter. Hipnotyzuje już sama czołówka - "Obsession" w wykonaniu Karen O zostaje w głowie i dźwięczy w uszach jeszcze długo po obejrzeniu całego sezonu. Niech dowodem będzie fakt, że śpiewam pod nosem "you're my obsession..." pisząc te słowa.
Moira Walley-Beckett wykreowała galerię niezwykle wyrazistych, oryginalnych postaci. Grający Paula Greysona Ben Daniels, stworzył wielowymiarowy portret autorytarnego władcy, egocentrycznego, gejowskiego dupka, ale także wrażliwego faceta, który nie potrafi poradzić sobie ze stratą ukochanej osoby. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie rola Mii Bialy (Emily Tyra). Wojna, jaką bohaterka prowadzi z całym światem, z matką, z koleżankami, a wreszcie z własnym ciałem. Doskonały w roli bezdomnego pomyleńca Damon Herriman i seksowny Josh Helman jako brat głównej bohaterki, dodali fabule mroku i odrobinę grozy.
"Pot i Łzy" oddaje wszystko, co chciałabym widzieć w serialu o balecie. A nawet więcej. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że ta produkcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. A że serial jest nieco obrazoburczy i bez wątpienia kładzie cień na nieskazitelny wizerunek tego środowiska? No cóż, w końcu nic tak nie pociąga, jak odrobina perwersji - nawet w tańcu śnieżnobiałych łabędzi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz