"Mgnienie", jeden z najpopularniejszych dramatów Phila Portera, to sztuka bardzo kameralna i minimalistyczna. A jednak, gdy widz zagłębia się w historię dwójki wyobcowanych i zagubionych bohaterów, zaczyna dostrzegać całe bogactwo emocji i fajerwerki skrajnych uczuć - od błogiego szczęścia, do głębokiej depresji, od rozpaczy, do wielkiej miłości. To historia o tym, jak ciężko budować trwałe i prawdziwe relacje w czasach absolutnej alienacji, rozprzestrzeniającej się w zawrotnym tempie epidemii indywidualizmu i odosobnienia. To współczesne love story, zrodzone na przekór prawom Facebooka.
"Mgnienie" jest świadectwem naszych czasów. Dowodem na to, jak wielką krzywdę wyrządziły nam media społecznościowe. Choć może nie do końca jeszcze zdajemy sobie sprawę ze skali problemu, faktem jest, że większość z nas nie potrafi odnaleźć się dziś w rzeczywistym świecie, gdzie interakcje z otoczeniem nawiązuje się werbalnie, a nie za pomocą lajków i serduszek. Ironia losu, że portale społecznościowe, których złożeniem było przecież łączyć ludzi, zrobiły ze swoich użytkowników społeczne kaleki. Większość facebookowych hard-userów wychodzi z prostego założenia: skoro od znajomych dzieli nas jeden klik, to po co angażować się w spotkania w trybie offline? Przyglądam się bacznie temu zjawisku od dobrych kilku lat. Przyglądam się, przecierając oczy z niedowierzania, bo nie poznaję osób, które - wydawać by się mogło - znałam przecież bardzo dobrze.
Facebook, do niedawna jeszcze zwykły komunikator, dziś przeistoczył się w centrum życia towarzyskiego, poza które nie chce już nam się wychylać nosa. Wie o tym, każdy, kto ma jeszcze jakieś pozawirtualne zapędy towarzyskie, kto od miesięcy dwoi się i troi, by umówić się na spotkanie z dawno niewidzianym znajomym. Ja sama też wielokrotnie staczałam takie batalie. Cóż, w większości przypadków to istne mission impossible. Moje zachęty, niestworzone pomysły i przebiegłe podstępy, by wyciągnąć go/ją z domu, przegrywały z kretesem w starciu z bezpiecznym, nieinwazyjnym... messengerem. Bo po cholerę mamy się spotykać w knajpie, skoro możemy pogadać tutaj, w wirtualnym pokoiku, siedząc sobie w zaciszu własnego mieszkania, w szlafroku i bamboszach? Pożartujemy sobie na czacie, powysyłamy sobie filmiki ze śmiesznymi kotami, zalajkujemy swoje profilowe i już - meeting zaliczony.
Trochę to przewrotne z mojej strony, że piszę o Facebooku, bo w sztuce Phila Portera nie ma o tym ani słowa. Można jednak pokusić się o wniosek, że bohaterowie, których poznajemy w "Mgnieniu", stanowią metaforę ofiar naszych czasów - zaszczute, rozdygotane, zagubione sierotki, rzucone przez los na pastwę bezwzględnego i jak najbardziej rzeczywistego świata, stopniowo i boleśnie odkrywają, że takich zjawisk jak miłość, smutek, ból, czy śmierć, nie da się usunąć z historii przeglądania.
#1 Mgnienie
Sophie (Justyna Ducka) i Jonasza (Adrian Brząkała) dzieli prawie wszystko, ale łączy jedno - przejmujące osamotnienie. Każde z nich, do niedawna żyjące w atmosferze niczym nie zmąconego spokoju i bezpieczeństwa, nagle zostaje poddane ciężkiej próbie, która przewraca ich życie d góry nogami. Sophie traci ojca. Niemal z dnia na dzień zostaje sama jak palec w wielkim Londynie, z wielkim rodzinnym domem, pieniędzmi, jakie otrzymała po śmierci ukochanego rodzica i ogromną pustką. Śmierć ukochanego taty, który traktował Sophie jak księżniczkę i był najdroższą jej osobą, jest dla dziewczyny porównywalne z trzęsieniem Ziemi. Na dodatek ta nieszczęśliwa sytuacja niesie za sobą ciąg innych niefortunnych zdarzeń. Sophie traci pracę, Zamyka się w czterech ścianach, rozpacza, zapada się w sobie, przytłoczona bólem i poczuciem absolutnego bezsensu.
Niemal w tym samym czasie w Londynie pojawia się Jonasz. On także poznał, czym jest strata ukochanej osoby - zaledwie kilka dni temu zmarła mu matka. Jonasz to chłopak wyjątkowo oderwany od rzeczywistości. Wychował się komunie, w zamkniętej społeczności, gdzie panowały jasne i bardzo rygorystyczne zasady. Chłopak dorastał na łonie natury, bez styczności z technologią, a tym, co wyznaczało kierunek życia i jednoczyło wszystkich członków wspólnoty, była biblia. Teraz, po śmierci matki, Jonasz decyduje się wyrwać z zamkniętego kręgu, w jakim się wychowywał i poznać zewnętrzny, prawdziwy świat. Cóż, zderzenie z rzeczywistością, tak daleką od kameralnej atmosfery członków wspólnoty, okazuje się być dla Jonasza zimna, nieprzystępna i bolesna. Tęsknotę za domem i mama potęguje poczucie totalnego wyobcowania. Do czasu... B jak wiadomo, los pisze czasem zdumiewające i bardzo przewrotne scenariusze. Czasem wystarczy drobny zbieg okoliczności, ułamek sekundy, mgnienie... I tak jest w przypadku Sophie i Jonasza. Pewnego dnia drogi tej dwójki nieszczęśliwych samotników splatają się nagle ze sobą...
# 2 Watch me
Jonasz wynajmuje mieszkanie w domu Sophie. Pozorna bliskość jednak wcale nie ułatwia bohaterom wzajemnych kontaktów. Do czasu, aż pewnego dnia chłopak znajduje w jednym z pomieszczeń zajmowanego przez siebie lokalu małe urządzenie z ekranem przypominającym tablet. Elektroniczna niania, którą dawniej Shopie kupiła z myślą o umierającym ojcu, teraz staje się dla tej dwójki dość nietypowym sposobem na nawiązanie relacji. Jonasz, początkowo zaskoczony faktem, że może obserwować swoją sąsiadkę w pełnej krasie i o każdej porze dnia, z czasem zaczyna traktować elektro-nianię jak coś zupełnie naturalnego i oczywistego. Dzięki obrazowi, jaki widzi na małym ekraniku, chłopak stopniowo zaczyna brać udział w życiu Sophie - poznaje jej przyzwyczajenia, śledzi codzienne czynności, a wreszcie staje się nieodłącznym elementem każdego jej dnia.
Ta dwójka nagle zaczyna spotykać się ze sobą w najróżniejszych miejscach, które z czasem Sophie zaczyna określać mianem "randek". Oboje zdają sobie sprawę z wzajemnej obecności. Razem zaczynają dzień i razem go kończą. Chodzą do kawiarni, do parku, jeżdżą razem metrem, karmią kaczki w parku i odwiedzają wystawy. Od zwykłych, zakochanych ludzi odróżnia ich jednak drobny szczegół - nie rozmawiają ze sobą, nie patrzą na siebie i trzymają się od siebie w bezpiecznej odległości. A jednak każdego dnia są sobie bliżsi niż wiele mijanych na ulicy par...
#3 Ostatnia miłość na Ziemi
I może ta nietypowa para tkwiłaby tak w niemym zachwycie, w pozornej obojętności, pod którą skrywa się gorące uczucie. Jednak los i tym razem miesza w ich życiu. Nieszczęśliwy wypadek sprawia, że relacja Jonasza i Sophie nabiera kształtów, staje się jawna, a wreszcie nawet oficjalna. Oboje uczą się ze sobą rozmawiać, dzielić przestrzeń, być razem i kochać się. Można by pomyśleć, że to miłość na przekór wszystkiemu, relacja, która wbrew ustalonym kierunkom, cofa się trochę wstecz, wychodzi poza ramy przyjętych dziś norm i zwyczajów dotyczących związków. Tam, gdzie inni z przestrzeni pozawirtualnej schodzą do internetowych podziemi, Shopie i Jonasz cieszą się wreszcie sobą - namacalnie i fizycznie, a nie tylko za pośrednictwem elektronicznego urządzenia.
Brak mi słów, by wyrazić zachwyt dla sztuki Portera. Prosty w odbiorze spektakl o charakterze gadanym, wyróżnia zaskakująca wielowymiarowość i feeria barw. Bo choć na scenie dzieje się niewiele, to widz ma przed oczami mnóstwo obrazów i scen opisywanych przez bohaterów. Imponujący popis dwójki młodych aktorów, Justyny Duckiej i Adriana Brząkały, którzy wcielając się tak niezwykle przekonująco w role Sophie i Jonasza, przyćmili popisy sceniczne wielkich i doświadczonych teatralnych gwiazd. Głęboko wierzę, że "Mgnienie" to jedynie wspaniały początek ich świetlanej kariery scenicznej, której życzę obojgu z całego serca.
"Mgnienie" to przepiękna i bardzo wzruszająca historia nieśmiałego uczucia, które nagle postanowiło rozkwitnąć z ogromną siłą - wbrew utartym zwyczajom, wbrew konwenansom, wbrew całemu światu. Sztuka udowadnia, że nieważne, jak się poznamy, nieważne w jaki sposób się do siebie zbliżymy i co sprawi, że poczujemy do siebie miłość. W dzisiejszych czasach, tak bezwzględnych i wyzutych z wszelkich emocji, liczy się fakt, że w ogóle było nam dane tę miłość przeżyć. Prawdziwą miłość - autentyczną, silną i namacalną, a co najważniejsze - w trybie offline.
zdjęcia, materiały - Teatr Polonia/ Fundacja Krystyny Jandy na Rzecz Kultury
http://teatrpolonia.pl/
W pełni zgadzam sie z Pani super recnzja. Byłem na "Mgnieniu" w ubiegłym tygodniu. Bardzo dobre przedstawienie. A młodzi ludzie pwinni go obejrzeć koniecznie.
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuń