„(…) Chyba nie zostałem stworzony do tego, żeby być synem”
Każdy, komu choć raz przyszła do głowy ta myśl, powinien zobaczyć film Xaviera Dolana „Zabiłem moją matkę”. Reżyser nie pokazuje w nim, jak rozwiązać problem, ale oglądając go, wiele osób zapewne pomyśli – tak jak ja- „To o mnie. On zrobił film o moim życiu”. Nie jest łatwo przyglądać się z boku własnym problemom, ale to pomaga złapać dystans. I zrozumieć, że piekło miłości rodzicielskiej towarzyszy wielu dzieciom, nawet, gdy już dawno nie są dziećmi.
Dolan zdecydował się na odważny krok, tworząc w tak młodym wieku własną autobiografię. Dla większości osób trudne relacje z rodzicami są tematem, który woleliby przemilczeć. Kłótnie, brak zrozumienia, oziębłość i wreszcie znikomy kontakt, to problemy, które ukrywamy pod fasadą uśmiechów i uścisków w towarzystwie, okłamując nie tylko otoczenie, ale i siebie samych. Zniewoleni przez konwenanse, zasady i normy, które kierują życiem „przyzwoitego człowieka”, nauczyliśmy się, że miłość do rodziców jest obowiązkiem, jest czymś niepodważalnym, czego się nie kwestionuje. Te zasady duszą i wyniszczają psychicznie, bo obowiązek nakazuje kochać, ale wewnątrz coś się buntuje…
„Myślisz, że inne dzieci mówią takim tonem do swoich matek? Myślisz, że inne matki wychowały swoje dzieci tak, jak Ty mnie?”
Wina zawsze leży po obu stronach, bo nikt nie jest idealny, i choć przez długie lata wmawiano nam, że nasze mamusie są kochane i najlepsze, to prawda jest taka, że nie są-, bo też, dlaczego miałby być? Co je wyróżnia na tle innych? Że nas urodziły? To jeszcze nie wyczyn. Że nas wychowały? Cóż, na tyle, na ile umiały, pewnie można by było lepiej… Że były przy nas tak długo, albo też są nadal? W większości przypadków wcale im się to nie uśmiecha…
Mit matki heroicznej i oddanej dziecku jest pięknym mitem, ale mitem. Matka jest najukochańszą i najbardziej oddaną matką dla swego maleństwa, kiedy ono jeszcze nie mówi i nie chodzi, kiedy nie ma swojego zdania, kiedy nie trzaska drzwiami, bo nie potrafi, kiedy leży, zapakowane w pieluchy w tym swoim łóżeczku, zdane tylko na nią. Macierzyństwo jest podobno czymś pięknym, co sprawia, że kobieta czuje się spełniona. Jest brakującym elementem w układance, no chyba, że układanka się posypała.
Mit matki heroicznej i oddanej dziecku jest pięknym mitem, ale mitem. Matka jest najukochańszą i najbardziej oddaną matką dla swego maleństwa, kiedy ono jeszcze nie mówi i nie chodzi, kiedy nie ma swojego zdania, kiedy nie trzaska drzwiami, bo nie potrafi, kiedy leży, zapakowane w pieluchy w tym swoim łóżeczku, zdane tylko na nią. Macierzyństwo jest podobno czymś pięknym, co sprawia, że kobieta czuje się spełniona. Jest brakującym elementem w układance, no chyba, że układanka się posypała.
„Kiedy próbuję sobie wyobrazić najgorszą matkę na świecie, nie przychodzi mi do głowy nikt gorszy od Ciebie…”
Często matki poświęcają swoim dzieciom całe życie, rezygnując przy tym ze swoich potrzeb. Oczywiście, to się potem odbija uciążliwą, niekończącą się czkawką. Człowiek nie jest z natury altruistą i w pewnym momencie, gdy ktoś, komu się oddało wszystko, nagle odchodzi, ucieka, staje się samodzielny, w matce budzą się uczucia, o które się nie podejrzewała. Nie jest łatwo nienawidzić swoje dzieci, ale matki to potrafią. Im czas się bardziej posuwa do przodu, im dziecko mniej przypomina dziecko, a w zasadzie z dzieckiem ma już niewiele wspólnego, tym matka bardziej czuje się odrzucona i niepotrzebna. Ingeruje w świat swojego „maleństwa”, chce wiedzieć, czym żyje, co jest dla niego ważne, co/kogo kocha. Czasem nadal wierzy, że jest w tym jego dorosłym życiu niezbędna, co spotyka się z odtrąceniem. Odtrącona matka, to już nie ta sama matka, o czym przekonali się wszyscy kochani za bardzo, i czego doświadczył też reżyser… Odtrącenie oznacza wojnę, a wojna z własnym rodzicem to piekło…
„ (…) W głębi serca ją kocham, ale nie tak, jak syn kocha matkę. To dziwne, bo gdyby ktoś ją skrzywdził, byłbym gotowy go zabić, przysięgam. A jednocześnie mogę wymienić co najmniej sto osób, które kocham bardziej, niż własną matkę. Co za paradoks, mam matkę, której nie jestem w stanie kochać, ale jednocześnie nie potrafię jej nie kochać…”
Hubert nie potrafi rozmawiać ze swoją matką, ale bystry obserwator zauważy, że też nie chce. Zaległości, zaniedbywanie się wzajemnie, brak rozmów, anonimowość- to wszystko powoduje, że z czasem jest już za późno, z czasem może i chciałoby się odezwać, ale nie bardzo wiadomo jak. Co powiedzieć? Co my w zasadzie o sobie wiemy? Co my w ogóle do siebie czujemy? Co o sobie myślimy? Hubert czuje do niej niechęć. Gardzi jej przyzwyczajeniami, odpycha go jej sposób mówienia, sposób jedzenia, styl ubierania się. Nadszedł ten czas, kiedy trzeba się oddalić, żeby ponownie się zbliżyć.
„Powinniśmy móc jakoś się zabić, w naszych głowach. A potem się odrodzić. Moglibyśmy znowu rozmawiać i patrzeć na siebie, być razem- jakbyśmy nigdy wcześniej się nie spotkali. Gdybyśmy byli dla siebie obcymi ludźmi, na pewno byśmy się dogadywali…”
Mocną stroną tego filmu jest jego autentyczność. Dolan wcielając się w postać Huberta, gra niezwykle ekspresyjnie. Emocje nie są wcale wyreżyserowane, są prawdziwe. Trudną sztuką jest zagrać siebie samego, ale Xavierowi wyszło niemal bezbłędnie. Film nie jest nadęty, nie ma tego często występującego w wielu fabułach wyolbrzymiania. Pokazuje nie tylko dramat, ale i próby szukania rozwiązań. Matka, zagubiona, sfrustrowana, niezadowolona z własnego życia, chce ratować związek z synem. Końcowa scena pokazuje jak oboje wracają do czasów i miejsca, kiedy jeszcze wszystko wydawało się proste. Każde z nich czuje podświadomie, że potrzebują się nawzajem. Każdy w życiu błądzi, ale do momentu, kiedy szukamy drogi, jest szansa, że znajdziemy i wyjście.
"Co byś zrobiła, gdybym dzisiaj umarł? Umarłabym jutro”
(Wszystkie cytaty pochodzą z filmu Xaviera Dolana „Zabiłem moją matkę”)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz