piątek, 26 kwietnia 2013

Jestem hejterem


Z pewnym zdumieniem odkryłam całkiem niedawno - dzięki wszechstronności tematycznej portalu Onet.pl - facebookowy profil Stokowskich."Wzorowa" rodzinka liczy czworo osób: szczęśliwe do wyrzygania małżeństwo oraz dwójkę dzieci. Są obywatelami Europy, mieszkają na Białołęce, kupują na eko - bazarach i głosują na PO. I, rzecz jasna, nie istnieją. 

Królową show jest Joanna, młoda szczęśliwa żona, matka, zwolenniczka tofoburgerów i oczyszczających koktajli owocowych, "ekologiczna świruska", infantylna idiotka, jakich w naszym społeczeństwie niemało. Każdy post fikcyjnej Joasi ocieka słodyczą i szczęściem, naiwnością, głupotą i kiczem, jak ten, np:
"Przy okazji wiosny wspominam dziś czasy młodości. I najbardziej zbzikowany rok w życiu - na wymianie studenckiej w Hiszpanii. Szalone imprezy, na które przygotowywaliśmy potrawy z naszych krajów i rozmawialiśmy o różnicach kulturowych :)))) Pamiętam, jak moi międzynarodowi przyjaciele po raz pierwszy spróbowali schabowych z kapustą. Pewien śniady, młody gentelman poprosił mnie wtedy o rękę hihihihih:)))".
Rodzinka ma prawie trzy tysiące subskrybentów, a czuję, że to dopiero początek ich zawrotnej, medialnej kariery. Każdy nowy post  jest komentowany z gromkim aplauzem, w równie infantylnym, "joasiowym" stylu, z dużą dozą ironii i sarkazmu. "Fani" Stokowskich przy każdej możliwej okazji wykazują się nadludzką wręcz kreatywnością i refleksem, rzucają ripostami i dosłownie lub w przenośni każą się Joasi ogarnąć, puknąć w łeb i zająć czymś produktywnym. Nie ulega jednak wątpliwości, że obie strony - zarówno pomysłodawcy Stokowskich, jak i "publiczność" - czerpią z istnienia profilu wiele satysfakcji. Dylematy bohaterki, dotyczące metod mycia okien, są okazją do słownych wyładowań, a fakt, że panna nie istnieje, nie ma tu większego znaczenia...

Profil powstał zapewne ku pokrzepieniu naszych polskich serc. Nieważne jak się głupio zachowujemy - są głupsi. Autorzy celowo posłużyli się elementami, które częściej budzą pogardę, niż zachwyt - wierność partii, w którą mało kto wierzy, balkonowe imprezy, nieskrywana radość z bycia gospodynią domową... Wszystko, co Joasia pisze, czym żyje i z czego się cieszy (a cieszy się niemal non stop, co już samo w sobie jest niemożliwe), prowokuje do kpiny i szyderstwa, więc ludzie kpią i szydzą. Pomysł, żeby przedstawić nam tak mocno przerysowaną karykaturę rodziny, był całkiem fajny, ale czemu to ma służyć w dalszej przyszłości? Każdy, kto gruntownie prześledzi wpisy i komentarze, stwierdzi po chwili, że rozchichotana Joasia sama wystawia się na publiczny lincz, a hejterzy nie szczędzą talentu. Zabawne? Owszem, do czasu. W pewnym momencie uzewnętrzniane Joasi staje się już trochę monotonne i bez polotu. Jak się okazuje, wszystko ma swoje granice, kpiny również, jak coraz częściej zauważają znudzeni subskrybenci.

Żeby jechać na hejterskiej fali, trzeba ciągle brnąć naprzód, czego reżyserzy perypetii Stokowskich najwyraźniej się obawiają. Początkowe żarty z drobnych radości pani domu (do których niewątpliwie możemy zaliczyć czyszczenie sedesu i rowerowe wyprawy na zakupy), zaczynają nudzić. Zachowawcza i poprawna Joasia powinna zaskoczyć swoich fanów, a im większy szok, tym lepiej dla bohaterki i całej jej rodziny. Ciekawą odmianą byłaby tu skrywana przed mężem Krzysztofem kariera gwiazdy porno, romans z sąsiadem Marianem, nieślubne dziecko...

Pytanie, po co nam to? Wiadomo, że środowisko hejterów istnieje od dawna i ma się dobrze, bo każda, nawet nieistotna informacja jest świetną okazją do wylewania żółci. Nie wiadomo, czy źródłem powszechnej niechęci do wszystkiego są pogarszające się wciąż nastroje społeczne, czy to kwestia niskiej samooceny, poważnych zaburzeń emocjonalnych, czy po prostu czytelnicy wolą wyżyć się w sieci na ludziach, których nie znają, niż tłuc w przypływie frustracji swoich najbliższych. Niepokoi, że ruch nienawiści szerzy się i nie daruje nikomu, kto ma lepiej. To skrajność, która kwalifikuje się na oddział zamknięty i tego, jako że psychologii nie skończyłam, nie będę ruszać. Faktem jest natomiast, że czasem muszę przyznać - umiarkowanym - hejterom słuszność. Internet w przerażającej większości przypadków to skupisko pustych informacji, tekstów o żenującym poziomie i całego syfu skupiającego się na życiu celebrytów. Ludzie, którzy przeglądając portale internetowe - wydawałoby się - na poziomie, oczekują więcej niż tylko bezużytecznych nagłówków w stylu "Grycanki na diecie! - minus 10 kg"... Umiarkowany hejt mógłby uświadomić autorom takich newsów, że odbiorcy to także ludzie myślący.

Moja aprobata dla krytyki subtelnej wzięła się stąd, że sama często krytykuję - pod nosem niecenzuralnie, publicznie jednak w dość stonowany, kulturalny sposób. Czasem po prostu nie mogę wyjść ze zdumienia, że tak niewiarygodna głupota święci triumfy popularności i aż mnie korci, żeby napisać ile warta jest taka gówniana pisanina. Czasem szokuje mnie, że blogi bez treści, bez celu ani przesłania, blogi, na których kipi od zdjęć wymalowanych i wystylizowanych szesnastolatek, są ogłaszane fenomenem, blogami roku, a ich autorki - wizjonerkami. Oczywiście, wiem, na czym polega idea blogów modowych, zdaję sobie sprawę, że nie znajdę tam wzmianek o sytuacji politycznej w Korei Północnej... Ok, można i tak, szanuję taki styl. Sama nie prowadzę modowego bloga, bo nie. Ale mam koleżanki, które robią to na najwyższym poziomie, czytam i inspiruję się. I przyznam szczerze, żenujący jest poziom naszych polskich "modowych blogerek". Dziewczyny, dajcie coś z siebie! Blogowanie nie kończy się na wrzucaniu fotek "fantastycznej bakłażanowej czapki"... Moda też ma coś do powiedzenia - wierzę, że tak jest. Tyle, że w naszej polskiej, swojskiej blogosferze brakuje treści, albo jest tak żenująco pusta, że może faktycznie lepiej dla niektórych autorów, żeby ograniczali się do zdjęć?

Krytyka, która uwypukla wady i neguje niski poziom, jest dla mnie całkowicie do przyjęcia, bo co tu lubić? Tyle, że najczęściej mój zapał kończy się równie szybko, jak się zaczął. Głupota się dobrze sprzedaje, więc będzie trwać nadal. Czasem, zamiast tracić czas i nerwy na pouczanie idiotów, lepiej się po prostu wyłączyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz