wtorek, 11 listopada 2014

Listy


Dawno dawno temu, kiedy nastroje społeczne były dużo bardziej romantyczne niż w dzisiejszych czasach, ludzie pisali listy. Nagminnie! Pisało się w różnych celach - żeby poinformować bliskich, że się właśnie leży plackiem na plaży w Sopocie, albo, że wydarzyło się coś ważnego, co absolutnie wymaga zapełnienia dwóch kartek (czyli czterech stron długich zdań, pisanych drobnymi literami), albo właśnie nie wydarzyło się nic - przecież o tym też można było pisać dużo i namiętnie. 

Byłam ogromną entuzjastką pisania listów i produkowałam ich naprawdę całą masę (gdyby wszyscy moi adresaci wygrzebali z szuflad, strychów, starych pudeł i piwnic wszystkie listy, które ode mnie dostali w całym swoim życiu, powstałaby z tego całkiem ciekawa i niewyobrażalnie długa książka...). Pisałam do wielu koleżanek, niektóre z nich znałam jedynie z korespondencji - np, pewną dziewczynkę z Danii, do kórej kreśliłam żałosne zapewne, nieskładne zdania w swoim marnym wtedy, dziecięcym angielskim. Pisałam z wakacji długie, pełne szczegółowych opisów listy do domu, w których opisywałam swoje codzienne przeżycia, zachwyty, rozczarowania i marną jakość posiłków kolonijnych. Pisałam do swoich wakacyjnych narzeczonych, obiecując, że niebawem przyjadę i znowu się zobaczymy. Rzecz jasna, nie zobaczyliśmy się już nigdy więcej. 

Pisałam wreszcie listy do samej siebie, co byłoby dziś ważnym punktem odniesienia dla mojego potencjalnego psychoanalityka. Listy świadczące chyba o moim dziecięcym rozszczepieniu osobowości, zmieniły się w pewnym momencie w prawdziwy pamiętnik, który pisałam sumiennie przez wszystkie lata swojej edukacji szkolnej. Gdyby ktoś zapytał mnie, ile lat trwa już mój pisarski staż, odpowiedziałabym - zgodnie z prawdą - że od momentu, gdy w przedszkolu poznałam alfabet. Piszę niemal od zawsze i za każdym razem ktoś jest adresatem mojej nieskładnej, rozwlekłej pisaniny.

Piszę, gdy mam ważny powód, a czasem zupełnie bez powodu. Piszę na konkretny temat, albo bez tematu, skacząc z jednej kwestii na drugą. Jedyne, czego trzymam się konsekwentnie to fakt, że zawsze piszę do osób, które są dla mnie ważne. Dla tych najważniejszych ludzi warto kultywować zwyczaj pisania. Już sam fakt, że robimy to w czasach, gdzie pisanie listów niemalże wymarło śmiercią naturalną, jest czymś niezwykłym. Dlatego jeżeli kiedykolwiek dostaniesz ode mnie list, wiedz, że jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. 


#1 O ekonomii i finansach 

Szanowna Pani Agnieszko,

Lubimy wracać do miejsc, w których spotkaliśmy kogoś ważnego dla nas. Lubimy wracać do wspomnień budzących pozytywne emocje. Lubimy wracać do rzeczy, które są dla nas pożyteczne. 

Właśnie dlatego zapraszam do zapoznania się z drugą edycją Promocji kredytu gotówkowego "Wróć do mnie": jeśli raty kredytu będą spłacone zgodnie z harmonogramem spłaty, wartość dwóch rat wróci do Pani!

Zachęcam do kontaktu z naszym Doradcą. 

Zapraszam, 
Lucjan XXX

***

Drogi M, 

Słynne stwierdzenie Marilyn Monroe, że "Pieniądze szczęścia nie dają - dopiero zakupy", jest kwintesencją tego, po co nam pełen portfel - po to, żeby go opróżniać. Pieniędzmi należy się cieszyć, tzn, wydawać je. Jeżeli miałabym wymienić trzy rzeczy, których zakup zawsze sprawia mi frajdę, to byłyby to: książki, jedzenie i dobra kawa. I wiem, że jak zapytam Cię, co kupiłbyś teraz najchętniej, to powiesz: książki, jedzenie i dobra kawa. Tacy jesteśmy niesamowici!

Pieniądze dają szczęście wtedy, kiedy można z nich korzystać z największą swobodą, na jaką nas stać. Osobiście staram się temat pieniędzy traktować bardzo swobodnie. Swobodnie raczę się doskonałym cappuccino, wyśmienitą zupą z dyni i wybornymi pierogami w Przystanku Chmielna. Swobodnie kupuję sobie książki, na które zawsze miałam ochotę, bo przecież na kulturę nie należy sobie żałować. Swobodnie inwestuję w bilety na spektakle baletowe, bo balet to moje życie, więc z jakiej racji miałabym tego nie robić? Z niezwykłą swobodą kupiłam sobie ostatnio satynowe baletki na zajęcia, bo są bardzo wygodne, świetnie się w nich tańczy i ślicznie wyglądają.

Moja swoboda sprowadza się do tego, że koło piętnastego każdego miesiąca kończą mi się wszystkie środki na koncie. Drogi M, wierzę, że potrafisz dysponować pieniędzmi lepiej niż ja, bo posiadasz ten niezbędny w życiu rozsądek i trzeźwy umysł, którego mi w okresie płodowym niestety poskąpiono.

Pozdrawiam Cię ciepło,
Twoja jak zwykle nierozsądna i uboga finansowo A.


#2 O książkach 

Drogi Czytelniku, 

Biblioteka prosi o odbiór zamawianej przez Ciebie pozycji "Głosy Pamano" Jaume Cabré ; przeł. z jęz. katalońskiego Anna Sawicka. (egz. 289105865200). 

Życzymy miłego dnia i przyjemnego czytania, 
Wypożyczalnia nr. 89

***

Kochany M, 

Przeczytałam ostatnio książkę, która zmieniła trochę moją dotychczasową perspektywę. Wyobraź sobie, że któregoś dnia sprzedajesz wszystko, co masz, rzucasz pracę, żegnasz przyjaciół i wyruszasz na długą, pieszą wyprawę dzikim, górskim szlakiem. Cały Twój dobytek to wielki plecak z niezbędnym sprzętem, spodnie i bluza na zmianę. Oczywiście, przez ten czas, gdy jesteś w drodze, nie masz dostępu do prysznica, kibel zastępują Ci gęste krzaki, zasypiasz słuchając wycia kojotów, czasem trzęsąc się z zimna, a czasem zalewając potem od niewyobrażalnego upału. Nie ma lekko...

Dałbyś radę przejść Pacific Crest Trail i po przebrnięciu przez ten morderczy szlak, zacząć nowe życie, gdzieś daleko, w zupełnie nowym miejscu? Ja chyba nie... Ale czytając wspomnienia autorki, Cheryl Strayed, która pokonała PCT, odnalazła siebie i napisała o tym książkę, poczułam, jak wiele zupełnie nieistotnych drobiazgów na co dzień zajmuje moją uwagę. Może to zabrzmi banalnie, ale ta książka nauczyła mnie większej pokory. Teraz, kiedy łapię się na tym, że bolą mnie nogi po balecie, mówię sobie "Nie narzekaj! Cheryl przeszła setki kilometrów w za małych butach, zanim przysłano jej nowe, o numer większe...". Albo, gdy rano moje włosy nie chcą się układać, przypominam sobie, jak autorka opisywała, jakim luksusem było dla niej wzięcie kąpieli po wielu dniach wędrówki. Tak... Człowiek jest z natury próżny. Życie musi dać nam ostro w kość, żebyśmy się tak sobą nie przejmowali.

A książka jest fantastyczna - nosi tytuł "Dzika Droga". Przeczytaj koniecznie, jak poczujesz, że Twoja droga skończyła się gdzieś w martwym punkcie. Albo nie - przeczytaj bez względu na wszystko, bo warto!

Ściskam,
wciąż poszukująca siebie A.


#3 O podróżach 

Moja A, 

Pozdrowienia z Maroka! Odkryłem prawdziwy raj na Ziemi. Pracuję, obżeram się daktylami, zwiedzam i leżę na plaży. Jest przyjemny upał, którego Ty byś pewnie nie wytrzymała. Mimo wszystko jednak nieraz łapię się na tym, jak wiele miejsc chciałbym Ci pokazać. Marokańczycy to wspaniali ludzie. Uprzedzając Twoje pytanie, które na pewno by padło, gdybyśmy teraz rozmawiali przez telefon - tak, jest wiele pięknych kobiet. Tak, jestem pod absolutnym wrażeniem ich egzotycznej urody. Ale żadna nie jest ruda i blada jak Ty. Dlatego już mi Cię brakuje. 

Trzymaj się, bądź grzeczna i nie ładuj się w kłopoty. Wiem, że potrafisz o siebie zadbać. 

Ilá ăl-liqā’ (tzn. do zobaczenia), 
Twój P. 

***

Drogi mój M! 

Śniła mi się długa podróż. Jechałam gdzieś, bardzo daleko, wałęsałam się po dworcach w poszukiwaniu celu, bo najwyraźniej, nie bardzo wiedziałam, gdzie właściwie chcę się udać. To był całkiem miły sen, choć nie śniło mi się żadne konkretne miejsce. Uświadomiłam sobie przy okazji, że dawno już nie wypuszczałam się w daleką podróż. Wiesz, że jak mam problemy, to pakuję walizkę i jadę? Robiłam już tak nieraz. Zupełnie sama, bez większych planów, bez scenariusza, jak ta podróż właściwie ma wyglądać. Zwiedziłam kawał Polski i okolice i powiem Ci jedno - podróże mają działanie terapeutyczne. Jak jest bardzo źle, nie zakopuj się w najciemniejszym kącie swojego mieszkania, tylko jedź, gdzie Cię oczy poniosą. 

Pamiętam, jak raz wylądowałam w drewnianej chacie w Nałęczowie, innym razem w czeskiej Pradze a jeszcze innym razem w malutkiej mieścince u podnóża Sudetów. Wstając rano widziałam ośnieżone szczyty, choć był środek lata. Wróciłam z tej wyprawy ozdrowiona. Tak było za każdym razem... Widać, należę do tego typu ludzi, którzy muszą pobyć sami ze sobą, stoczyć jakąś wewnętrzną walkę, zmierzyć się z własnymi myślami, zanim znów wyjdą na prostą. 

Drogi M, problemy dobrze zadeptać. Jeżeli nie możesz rzucić wszystkiego, zapakować się do pociągu i wyjechać, to chodź - jak najwięcej. Kiedy trawiły mnie ogromne dylematy, potrafiłam wyjść z domu o świcie, przejść całą Pragę, dotrzeć do mostu Poniatowskiego, skręcić w Nowy Świat, wejść na Trakt Królewski, obejść starówkę, minąć Zoo, wrócić przez Kijowską, Targową, aż do Wiatracznej, gdzie zastał mnie wieczór. Nie czułam wcale pokonanej trasy, ale czułam, że jest mi lepiej.  

Drogi M, problemy zawsze lubią się mnie trzymać, więc jest co zadeptywać - jak będziesz chciał, to połazimy razem. 

Pozdrawiam Cię w miarę optymistycznie, 
A. 


#4 O harmonii domowego ogniska

Kochana A, 

Ależ my się dawno nie widziałyśmy! Ale wierz mi, nie dlatego, że nie chcę, tylko dlatego, że wpadłam w prawdziwy domowy kierat. Zrozumiesz, jak będziesz miała własną rodzinę. Teraz właśnie odpisuję Ci jedną ręką, bo drugą mieszam zupkę marchewkową, pilnuję, żeby się ziemniaki nie przypaliły, pekluję wołowinę i doglądam małego. O, i jeszcze mi się pampers do kapcia przykleił... Koniec świata. Teraz masz pełen obraz sytuacji, jaka panuje w moim domu. Ale nie, nie skarżę się wcale. Ojciec mojego dziecka wraca codziennie po 20:00, tak zmęczony, że gdy słyszy o zmywaniu naczyń, dostaje zawrotów głowy. Leży z tymi zawrotami na kanapie w salonie, z pilotem na brzuchu i ogląda Ligę Mistrzów... 

Droga A, na Twoje pytanie, kiedy kawa, odpowiadam - nie wiem. Borysowi wyrzynają się ząbki, więc noce mam zarwane, mój mąż marnotrawny ma kryzys egzystencjalny, a ja muszę to wszystko ogarnąć, bo mnie nikt o moje własne kryzysy nie pyta. 

Będziemy w kontakcie, kochana - obiecuję. W nawiązaniu do tego, co piszesz o swoim bezsensie istnienia odpowiadam - zrób sobie w końcu z kimś dziecko, to nie będą Ci głupoty do głowy przychodziły. 

Trzymaj się ciepło!

Twoja zołzowata B. 

P.S.

Może nam jakoś wyjdzie z tym spotkaniem w przyszłym tygodniu - poproszę borysową babcię, żeby zamiast iść na brydża w klubie seniora, posiedziała z wnukiem. Styranej matce też się coś w końcu od życia należy. Borysowy ojciec musi to zrozumieć. 

***

Mój kochany M, 

Kupuję psa - to już postanowione. Nie kota, nie chomika, nie rybki, tylko właśnie PSA. Długo nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że pies jest dokładnie tym, czego w życiu potrzebuję... Muszę czymś zapełnić pustkę po mężu, którego nigdy nie znajdę i dziecku, którego nigdy nie urodzę. Pies jest idealny - serio. 

Wiem, że jako zagorzały miłośnik kotów zaraz przytoczysz mi masę argumentów potwierdzających tezę, że kupno psa jest najgorszą rzeczą, jaką mogłabym zrobić, ale wiesz, jak to się mówi: "bad decisions make good stories"... 

Ściskam Cię z całej siły i pozdrów swojego tygrysa. Mam nadzieję, że Joko lubi buldogi francuskie...

A.


#5 O miłości do jedzenia

Pani Agnieszko, 

Za oknem jesień, a u nas dużo pysznych, wegetariańskich nowości w atrakcyjnych cenach! Oto nasze propozycje na listopadowe smutki: 

- krem do smarowania pieczywa migdałowe marzenie Rapunzel - 23,65 20,99 zł
- tahina naturalna Primavika - 10,99 5,79 zł
- deser ryżowy o smaku waniliowym Vitariz - 10,70 7,70 zł
- mleko sojowe naturalne Provamel - 11,99 7,43 zł
- syrop klonowy Terrasana - 32,50 29,99 zł

Zapraszamy do zapoznania się z pełną ofertą naszego sklepu. Przy zamówieniach powyżej 200 zł, dostawa na terenie całego kraju gratis! 


Pozdrawiamy, 

Zespół delikatesów XXX

***

Drogi M, 

Coś się we mnie zmieniło. Ostatnio wyraźnie zauważam, że słoik dobrego pesto, albo opakowanie wyśmienitego eko-sera cieszy mnie bardziej niż nowa bluzka, czy najpiękniejsze na świecie szpilki. Z bardzo prostego powodu - pesto i ser można zjeść, a jedzenie jest fajniejsze od ubierania się, to jasne. Może się starzeję, a może po prostu dojrzałam emocjonalnie, nie wiem. Wiem natomiast, że nienawidzę kupować ubrań, za to uwielbiam kupować wszelkie artykuły spożywcze. Wiem doskonale, że przymierzanie spodni może mnie wpędzić w depresję na wiele, wiele tygodni (bo w każdym sklepie montuje się teraz pogrubiające lustra...), a kupowanie owoców, wybieranie najpiękniejszych warzyw działa na mnie jak prozac.

Co tydzień drepczę dziarsko na bazar przy Wiatracznej. Zrezygnowałam całkowicie z okolicznych sklepów osiedlowych, supermarketów, Biedronek, Stokrotek i Lidlów. Lubię tą rodzinną, ciepłą atmosferę i serdeczność, z jaką zawsze witają mnie zaprzyjaźnieni sprzedawcy. Nie doświadczysz tego w żadnym hipermarkecie. Spróbuj sobie gadać do wagi na dziale z warzywami i owocami, albo do naburmuszonej kasjerki, zrozumiesz, o czym mówię... Kupowanie na targowiskach to ciągła interakcja, wymiana uwag, poglądów, życzliwe gesty. Jeżeli trafisz na bardzo rozgadanego sprzedawcę, dowiesz się, skąd pochodzi jabłko, które trzymasz w ręce, dlaczego warto kupować kaszę gryczaną niepaloną i które gruszki są najsłodsze. Ja to wszystko wiem.

Ostatnio robiąc u zaprzyjaźnionego pana Władka, dostałam w prezencie wielką torbę gorczycy... Podobno kiedyś przyszła do niego babuleńka znająca się na zielarstwie i powiedziała, że gorczyca to lekarstwo na wszelkie możliwe wirusy, bakterie i zarazy. I że zapewnia długowieczność. Trzeba wsypać do wanny dużo gorczycy, nalać gorącej wody i siedzieć tak przez 15 minut - babcia zapewniała, że po takiej torturze człowiek wychodzi z kąpieli jak nowonarodzony. Nie wiem, nie wiem... Póki, co, mam w szafce dwa kilo, jakbyś chciał. Ja raczej kąpać się w tym nie będę, ale może da się tę gorczycę zagospodarować spożywczo? 

Trzymaj się ciepło, jedz gorące zupy i noś szalik.
Twoja skłonna do przeziębień A.

P.S.
Nadszedł listopad, więc uroczyście ogłaszam, że sezon na Twoje ulubione ciastka uważam za rozpoczęty! Piekę je w ilościach hurtowych - jak się zobaczymy, dostaniesz duże pudełko.


#6 O tym, czym jest szczęście

Wiadomość z folderu SPAM:

"Agnieszka Małgorzata!

Twój adres mailowy został wytypowany do wzięcia udziału w wielkiej loterii pieniężnej! Już teraz kliknij w poniższy link i zarejestruj się na stronie a być może to Ty wygrasz 50 tys. złotych!!! Nie czekaj - pomóż szczęściu!!!

***

Kochany M,

Czy jesteś szczęśliwy? Nie odpowiadaj od razu, tylko zastanów się dłuższą chwilę. Kiedy dawniej ktoś mnie o to pytał, bez wahania odpowiadałam, że tak, albo, że zdecydowanie nie - w zależności od sytuacji i nastroju. Dziś wiem, że nie jestem, a raczej bywam szczęśliwa i że to trwa bardzo krótko - czasem parę minut, a czasem zaledwie kilka sekund. Szczęście to moment.

Jest we mnie jakaś rozpaczliwa desperacja, żeby to szczęście zatrzymać, zachować na dłużej. Trzymam w domu całe sterty zachowanych w pudle po butach szczęśliwych momentów, w postaci starych biletów z wakacji, wejściówek na koncert, korków od butelek po winie, pestek awokado, z którego kiedyś zrobiłam niezapomniane guacamole, które jedliśmy na śniadanie z moim ówczesnym, najważniejszym mężczyzną w życiu. Patrzyłam sobie któregoś dnia na te wyświechtane bilety, stare korki, kamyczki, muszelki, pestki, zasuszone źdźbła trawy i wiesz, do czego doszłam? Pomyślałam, że to już nie to szczęście, na które mam ochotę. To dawne szczęście, z dawnymi ukochanymi, z ludźmi, których już w moim życiu nie ma, momenty z miejsc, do których już nie wrócę, drobiazgi, po których widać, że szczęście z nich uszło dawno, dawno temu.

Drogi M, idę naprzód. Wywaliłam pamiątkowe pestki, szkiełka, listy i zasuszone kwiatki, którymi zawalone były wszystkie szuflady w moim biurku. Poczułam ulgę. Poznałam, czym jest minimalizm - to też jest szczęście. Zrobiłam dużo miejsca na nowe szczęśliwe momenty. Czekam na nie w świeżo wysprzątanej, pustej przestrzeni.

M, Ty też łap swoje chwile szczęścia. Potem wywal te złudne, a zachowaj sobie tylko najpiękniejsze, naprawdę trwałe i niewyczerpane. Może kiedyś się nimi wymienimy.

Całuję mocno,
 - Spragniona szczęścia A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz