POWROTY. Po obejrzeniu czterech znakomitych wystaw czasowych w krakowskich muzeach doszłam do wniosku, że to słowo pasuje nie tylko do kolekcji królewskich arrasów na Wawelu, ale właściwie do każdego z opisanych tu zbiorów. Ilustracje Jana Marcina Szancera powróciły na żydowski Kazimierz, a pamiątki po Marianie Eilem i prace krakowskich artystów odnalazły przestrzeń w krakowskim MOCAK-u. Macie ostatnią szansę, żeby podziwiać ich niezwykłe piękno.
Koncepcja tego tekstu narodziła się nagle i zupełnie nieoczekiwanie, ale wydaje mi się, że to jeden z lepszych pomysłów, na jakie wpadłam w ostatnim czasie. Wiele mówi się o sztukach teatralnych, na temat filmów powstają kilkusetstronicowe publikacje, jednak kiedy szukam czegoś na temat aktualnych wystaw w muzeach, znajduję zwykle tylko krótkie opisy kuratorów. I tyle. Dlatego postanowiłam to zmienić i opowiedzieć wam o obejrzanych przeze mnie zbiorach nieco więcej. Inna sprawa, że planując wyjazd do Krakowa nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo wciągnie mnie ten muzealny tour. To miało być kilka wystaw, tymczasem uzbierałam całkiem pokaźną kolekcję zdjęć, broszur i wspomnień, z których śmiało można stworzyć bardzo treściwą relację. Moja okazała się na tyle obszerna, że postanowiłam podzielić ją na dwie części – ta, którą teraz czytacie, poświęcona jest aktualnym wystawom czasowym. W ciągu najbliższych dni pojawi się także drugi tekst z tego cyklu, poświęcony krakowskim ekspozycjom stałym.
Kraków to idealne miejsce dla miłośników sztuki, a ilość muzeów przyprawia o zawrót głowy. Mimo, że każdego dnia zaliczałam co najmniej dwie wystawy, i tak nie udało mi się zobaczyć wszystkich najciekawszych propozycji – mam nadzieję, że wkrótce to nadrobię, a tym samym na bloga wpadnie jeszcze więcej muzealnych rekomendacji. Poniższe zestawienie przedstawia cztery wystawy, które wyjątkowo mnie zachwyciły i mam nadzieję, że wam także przypadną do gustu. Program jest bardzo zróżnicowany – od wielkich, zabytkowych dzieł Wawelu, przez sztukę współczesną i archiwa redakcyjne najpopularniejszego magazynu lifestylowego w epoce PRL-u, aż po kultowe ilustracje książek dla dzieci. Zachęcam was do obejrzenia wszystkich propozycji – w przypadku dwóch z nich to już ostatni dzwonek, więc nie zwlekajcie i zobaczcie je jak najszybciej!
Zachwyć się pięknymi arrasami we wnętrzach Zamku Królewskiego na Wawelu
Fragment arrasu Wydra z rybą w pysku i fantastyczne gady z serii werdiur, Bruksela, ok. 1560.
Wystawa Wszystkie arrasy króla. Powroty 2021 – 1961 – 1921 sąsiaduje ze stałą ekspozycją Sztuka wschodu (przeczytacie o niej w drugiej części tego cyklu). Planując wycieczkę do Zamku Królewskiego na Wawelu, warto uwzględnić w harmonogramie zwiedzania obie ekspozycje – tym bardziej, że mają ze sobą wiele cech wspólnych, jak np. piękne, zabytkowe tkaniny, czy też inspiracje naturą, a w szczególności światem zwierząt. Spacer po obu wystawach jest więc doskonałą i w pełni kompletną lekcją, podczas której poznacie sekrety najsłynniejszych belgijskich pracowni, w których tkane były arrasy dla króla Zygmunta Augusta i odkryjecie niezwykłe piękno orientu. Dziś skupimy się na arrasach. Gotowi? No to ruszamy!
Zastanawiacie się pewnie, jak ten znakomity zbiór belgijskich tapiserii w ogóle trafił do zamkowych komnat na Wawelu i skąd w tytule wystawy tajemnicze hasło "powroty", opatrzone aż trzema datami. Arrasy wawelskie powstały w drugiej połowie XVI wieku w najlepszych warsztatach tkackich w Brukseli na zamówienie króla Zygmunt Augusta. Pokaźna kolekcja miała ozdobić okazałe wnętrza krakowskiej rezydencji. W jaki sposób? Arrasy (czyli dekoracyjne tkaniny naśladujące obraz) były wówczas traktowane jak dzieła sztuki i trzeba przyznać, że pod względem kunsztu artystycznego w niczym nie ustępowały płótnom wielkich mistrzów. Te bardzo duże wieszano na ścianach, a mniejsze zdobiły okna i... krzesła, na których siadała rodzina królewska. O wartości belgijskich arrasów świadczyły nie tylko renomowane pracownie, w których je wykonano, ale także materiały wykorzystane do produkcji każdej z tkanin – najlepszej jakości len i szlachetny jedwab.
WSKAZÓWKA: Podczas zwiedzania koniecznie zatrzymajcie się przy gablocie z różnokolorowymi nićmi – znajdziecie tam wiele ciekawych informacji na temat technik rzemiosła tkackiego.
Fragment arrasu Rozmowa Boga Ojca z Noem, Bruksela, ok. 1560.
Warto podkreślić, jak wyjątkowy jest charakter tej ekspozycji. Los królewskich arrasów był bardzo burzliwy i zanim ponownie trafiły do zamkowych komnat, przez wiele lat podróżowały po świecie w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia. Te trzy daty, które widnieją w nazwie wystawy, to właśnie trzy symboliczne powroty arrasów na Wawel. Obecna wystawa otwarta na cześć symbolicznego powrotu Zygmuntowskiej kolekcji ma miejsce w roku na który przypadają okrągłe rocznice dwóch innych powrotów. Pierwszy z nich – w 1961 r. – położył kres wieloletniej tułaczki królewskich arrasów, którą rozpoczęła nagła ewakuacja z Zamku na Wawelu tuż po wybuchu II wojny światowej. Drugi umożliwił traktat pokojowy, zawarty dokładnie sto lat temu w Rydze, który przypieczętował kres zwycięskiej wojny naszego kraju z Sowiecką Rosją.
Stan tkanin jest bardzo zróżnicowany. Niektóre zaskakują niemal doskonałym wyglądem, a inne niestety zachowały się jedynie w postaci fragmentów. Największe emocje wzbudzają te najbardziej zniszczone arrasy, które mogą być traktowane jako symbol burzliwych dziejów Polski i upływającego czasu.
Fragment arrasu Dziki i lew zagryzający małpę z serii werdiur, Bruksela, ok. 1560.
Przejdźmy do najprzyjemniejszego etapu zwiedzania wystawy, czyli kontemplacji piękna zabytkowych tkanin. Wśród królewskich zbiorów możecie podziwiać arrasy z motywami roślinnymi i zwierzęcymi, przedstawiające sceny biblijne oraz herbowe. Dla mnie najbardziej fascynujące okazały się te pierwsze – tzw. werdiury z najróżniejszymi scenami z życia zwierząt, nierzadko ukazujące także tajemnicze, mityczne stwory.
Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, kiedy stanęłam przed ogromnymi dziełami belgijskich mistrzów? Zaskakująco rzeczywiste wizerunki osób, zwierząt i otaczającego je świata. Sceny fauny i flory wyglądają tak realistycznie, jakby zostały sfotografowane. Artyści "malowali" je nićmi, a efekt nierzadko przewyższał dzieła tworzone za pomocą farb i pędzla...
WSKAZÓWKA: Przyjrzyjcie się uważnie wizerunkom zwierząt na królewskich arrasach. Większość z nich przedstawia dobrze znane gatunki, jak np. dziki, czaple, żurawie, małpy, lwy, czy tygrysy, ale na niektórych eksponatach można odnaleźć także stworzenia fantastyczne i baśniowe, jak choćby smoki i jednorożce, czy też... żyrafoantylopy!
Urzekła mnie magia wawelskich arrasów. Wcale nie dziwię się Zygmuntowi Augustowi, że zamówił je w ilościach hurtowych – ja sama miałabym ogromny problem ze wskazaniem najpiękniejszej tkaniny. Baśniowe historie leśnych stworzeń ukazane na imponującej wielkości werdiurach są przedstawione z niezwykłą dbałością o detale. Momentami można odnieść wrażenie, że zwierzęta na tkaninach żyją, poruszają się i zerkają na nas z jedwabnych tkanin. Ta wystawa to wspaniałe doświadczenie – zarówno pod względem walorów estetycznych prezentowanej kolekcji, jak i jej poruszającej historii. Dla mieszkańców Krakowa to wydarzenie obowiązkowe. Dla turystów odwiedzających stolicę Małopolski – nieodzowny punkt wycieczki.
Praktyczne wskazówki dla zwiedzających
Wielkość wystawy: 137 królewskich arrasów rozmieszczonych w kilkunastu komnatach na dwóch poziomach zamku
Czas zwiedzania: min. 1,5 – 2 godziny
Dla kogo: teoretycznie dla każdego, choć wydaje mi się, że wystawa raczej nie zainteresuje dzieci poniżej 5 roku życia
Do kiedy: do 31 października 2021
Cena biletów (zwiedzanie indywidualne): normalny 45 zł, ulgowy 30 zł
Więcej informacji o wystawie Wszystkie arrasy króla. Powroty 2021 – 1961 – 1921 znajdziesz tutaj.
Przypomnij sobie najsłynniejszych bohaterów bajek na ilustracjach Jana Marcina Szancera
Fragment wystawy Szancer, wyobraź sobie!
Lokomotywa Juliana Tuwima, Akademia Pana Kleksa Jana Brzechwy, O krasnoludkach i o sierotce Marysi Marii Konopnickiej, Baśnie Andersena – nie ma chyba osoby, która nie znałaby tych słynnych tytułów. Oprócz zaszczytnej kategorii "Klasyka Dziecięca", łączy je jeszcze jedna cecha - wszystkie ilustrował krakowski rysownik, Jan Marcin Szancer. Muzeum Galicja postanowiło stworzyć wystawę upamiętniającą jego imponujący dorobek artystyczny. Zapomnijcie jednak o typowych obrazkach w ramkach i przeszklonych gablotach. Ekspozycja Szancer, wyobraź sobie! przypomina bardziej bajkową krainę, niż muzealne zbiory. Co więcej, eksponaty można nie tylko czytać i oglądać, ale także dotykać, przesuwać, otwierać i chować się w nich – świetna zabawa, która zachwyci zarówno małe, jak i duże dzieci. Dla chętnych muzeum przygotowało też słuchowisko o życiu i twórczości Szancera, które czyta filmowy Ambroży Kleks, czyli Piotr Fronczewski! Audycja nagrana jest na kasetę magnetofonową, którą można odpalać w odtwarzaczach umieszczonych w różnych częściach wystawy.
Fragment wystawy Szancer, wyobraź sobie!
Ogromnym atutem ekspozycji jest jej wspaniała forma. W roli eksponatów twórcy wykorzystali najsłynniejsze książki ilustrowane przez Szancera, a także pocztówki, pojedyncze obrazki umieszczone w ramkach lub zawieszone pod sufitem i duże instalacje i plansze z wizerunkami znanych postaci z bajek, Burzliwą biografię Szancera poznamy ściągając z góry prostokątne słupy, w których wnętrzu kuratorzy zamieścili najważniejsze fakty z życia artysty. Na dzieci czekają także zagadki, kolorowanki i kąciki zabaw, gdzie mogą wystąpić w teatrzyku, sprawdzić, co się kryje za oknami Akademii Pana Kleksa i rozwiązać wiele zabawnych łamigłówek.
Oczywiście, największą atrakcją są bohaterowie narysowani ręką Jana Marcina Szancera. Podążając kierunkiem zwiedzania, spotkacie m.in. Pana Kleksa, lisa, dzika, żubra oraz inne zwierzęta z wierszy Jana Brzechwy, a także krasnoludki, Pana Twardowskiego i oczywiście lokomotywę. Ta ostatnia to zdecydowanie najgłośniejszy i najbardziej ruchliwy element całej wystawy...
WSKAZÓWKA: Zapoznaj się z życiorysem Jana Marcina Szancera. Z informacji umieszczonych na wiszących słupach dowiesz się, kiedy powstały poszczególne ilustracje i jak wojna wpłynęła na twórczość artysty.
Fragment wystawy Szancer, wyobraź sobie!
Choć wystawa jest prawdziwą atrakcją zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych, nie znajdziecie o niej zbyt wielu informacji w mediach, czy na mieście. Ja dowiedziałam się o tym wydarzeniu przez przypadek podczas mojego poprzedniego pobytu w Krakowie i uważam to za prawdziwe zrządzenie losu. Stałam akurat w gigantycznym korku na trasie do głównego Gmachu Muzeum Narodowego. Na słupie przy jednym z przystanków autobusowych wisiał niewielki plakat, który od razu przykuł moją uwagę. To był akurat ostatni dzień przed zamknięciem wszystkich instytucji kultury, więc nie zdążyłam dotrzeć do Muzeum Galicja, ale obiecałam sobie, że nadrobię te zaległości następnym razem.
Słowa dotrzymałam i na wystawie stawiłam się już w dniu ponownego otwarcia (jako pierwszy gość!). Muszę przyznać, że zagłębianie się w świat bajkowej sztuki Szancera bez akompaniamentu dziecięcych pisków i krzyków to najlepsze, co mogłam sobie podarować. Jeżeli wy też chcecie mieć podczas zwiedzania pełen luz i święty spokój, przyjdźcie do muzeum zaraz po otwarciu – najlepiej w tygodniu.
WSKAZÓWKA: Jan Marcin Szancer ilustrował głównie książeczki dla dzieci, ale w jego artystycznym portfolio znalazło się także kilka tytułów należących do kanonu literatury klasycznej, m.in. Pan Tadeusz Mickiewicza, Trylogia Sienkiewicza i niektóre dzieła Puszkina. Przyjrzyj się dokładnie ekspozycji i postaraj się znaleźć inne "dorosłe" książki ilustrowane przez Szancera.
Wystawa Szancer, wyobraź sobie! to wspaniała, sentymentalna podróż do czasów dzieciństwa. Oglądałam tę ekspozycję z ogromną radością i wzruszeniem. Wszystkie bajki ilustrowane ręką tego wielkiego mistrza mam wciąż na swojej półce, ale zetknięcie się z postaciami Szancera w rozmiarze makro w niczym nie równa się oglądaniu obrazków w książce. Jan Marcin Szancer towarzyszył mi od najmłodszych lat. Cieszę się, że mogłam uczcić jego pamięć uczestnicząc w tym niezwykłym wydarzeniu.
Praktyczne wskazówki dla zwiedzających
Wielkość wystawy: kilka niewielkich pomieszczeń z instalacjami, rysunkami i planszami przedstawiającymi najsłynniejsze ilustracje Jana Marcina Szancera
Czas zwiedzania: ok. 45 min
Dla kogo: dla każdego
Do kiedy: do 15 lipca 2021
Cena biletów: od 16 zł
Więcej informacji o wystawie Szancer, wyobraź sobie! znajdziesz tutaj.
Wybierz się do MOCAK-u na spotkanie z Marianem Eilem i artystami z Krakowa
Portret Mariana Eilego autorstwa Janiny Ipohorskiej
Podczas ostatniego pobytu w Krakowie odwiedziłam MOCAK po raz pierwszy – i od razu trafiłam na dwie wystawy czasowe, które szczerze mnie zachwyciły. Pierwsza z nich upamiętnia działalność redakcyjną i artystyczną Mariana Eilego, twórcy i wieloletniego redaktora naczelnego magazynu Przekrój. Jestem pewna, że każdy z was zetknął się kiedyś z tym kultowym tytułem. Dziś wydawany jest w formie kwartalnika i choć w obecnej odsłonie niezbyt przypomina dawny Przekrój Eilego, redaktorzy bardzo dbają o to, żeby wizualnie i stylistycznie zachował styl mistrza, który tak bardzo pokochały miliony czytelników Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
Marian Eile był człowiekiem orkiestrą. Jako prawdziwy wizjoner, doskonale wyczuwał tendencje rynku wydawniczego i świata kultury. Pod jego nadzorem Przekrój stał się fenomenem – miał swój niepowtarzalny layout i szatę graficzną, a także specyficzny język i humor, z którego słynął Eile. Dla wielu osób był też prawdziwym barometrem kulturalnych trendów – i nie jest to jedynie pusty slogan. Redaktor Eile jako pierwszy wychwytywał obiecujące talenty i chętnie pisał o nich na łamach Przekroju. Dziś śmiało można powiedzieć, że niemal wszystko, o czym Eile napisał, zaczynało się liczyć. To właśnie Przekrojowi zawdzięczał sukces polski grafik, scenorgaf i rysownik Daniel Mróz oraz pisarz i dramaturg Sławomir Mrożek.
WSKAZÓWKA: Cechą charakterystyczną Przekroju były słynne porady Profesora Kamyczka, rysunki z Panem Filutkiem i oczywiście krzyżówki. Poszukajcie w gablotach każdego z tych elementów magazynu.
Archiwalne numery czasopisma Przekrój
Choć można odnieść wrażenie, że magazyn Eilego był adresowany głównie do ludzi wykształconych, oczytanych i obytych ze sztuką, w rzeczywistości gościł także w domach rodzin robotniczych. Niewątpliwy wpływ na kulturę narodową to zasługa nie tyko Mariana Eilego, ale także szanowanych ekspertów współpracujących z czasopismem. Barbara Hoff w rubryce poświęconej modzie pisała o najnowszych trendach wprost ze światowych wybiegów, a Janina Ipohorska pod pseudonimem Jan Kamyczek uczyła Polaków zasad savoir-vivre'u. W Przekroju nie brakowało także informacji o bieżących wydarzeniach społeczno – kulturalnych oraz porad żywieniowych i nowinek ze świata motoryzacji. Dzięki tak szerokiej rozpiętości tematycznej każdy czytelnik mógł znaleźć coś dla siebie.
W zbiorach MOCAK-u możecie obejrzeć archiwalne numery Przekroju i przeczytać wybrane artykuły pióra samego Eilego i współpracujących z nim autorów, wśród których znalazły się takie znakomite nazwiska, jak np.: Ludwik Jerzy Kern, Zbigniew Lengren, Jerzy Waldorff, Juliusz Kydryński, Lucjan Kydryński, Konstanty Ildefons Gałczyński, czy Leopold Tyrmand.
Kompozycja à la Picasso autorstwa Mariana Eilego
Ale wystawa nie zawęża się jedynie do działalności Mariana Eilego w Przekroju. Słynny redaktor uwielbiał także malować obrazy i robić zdjęcia, a jego płótna i fotografie możecie podziwiać w dalszej części ekspozycji. Odważne eksperymenty z formą to zasługa fascynacji dziełami Picassa. Eile nigdy nie krył się z tym, że dzieła hiszpańskiego artysty są dla niego źródłem inspiracji twórczej. Jednocześnie nigdy nie szukał sławy i poklasku dla swoich obrazów – traktował malowanie jako prywatną część swojego życia i jeżeli jakaś kompozycja spodobała się jego znajomym, otrzymywali ją od twórcy w prezencie.
WSKAZÓWKA: Przyjrzyjcie się datom przy obrazach namalowanych przez Eilego. Każde z jego dzieł odzwierciedlało inny etap życia artysty – od skomplikowanych form inspirowanych Picassem, aż po proste akwarele.
Za to zdjęcia Eilego często gościły na łamach Przekroju, a nierzadko zdobiły także okładkę magazynu. W MOCAK-u obejrzycie cztery słynne serie fotograficzne ze zbiorów redaktora. Rewizyta – Salvador Dali u państwa Pendereckich, Dali w Krakowie i Napad na bal to fascynujące seriale fotograficzne, w których znajdziemy charakterystyczny dla Eilego absurdalny humor. Z kolei kolekcja zatytułowana Sceny historyczne przedstawia rekonstrukcje wydarzeń historycznych z takimi słynnymi osobistościami, jak np.: arcyksiążę Franciszek Ferdynand, markiz de Sade, Marat i Carolina Corday, czy też Zygmunt Freud.
Zdjęcie z serii Sceny historyczne – Freud i pacjentka
WSKAZÓWKA: Spróbujcie odgadnąć bohaterów cyklu Sceny historyczne bez czytania opisów. Ile postaci udało wam się rozpoznać?
Zbiory uzupełniają prace artystów współpracujących z Przekrojem: fotografie Wojciecha Plewińskiego, przedstawiające portrety słynnych "kociaków" Przekroju (m.in. Beaty Tyszkiewicz, Anny Dymnej i Barbary Kwiatkowskiej), a także rysunki Adama Macedońskiego.
Praktyczne wskazówki dla zwiedzających
Wielkość wystawy: przestrzeń otwarta i kilka niedużych pomieszczeń
Czas zwiedzania: 30 – 40 min
Dla kogo: dla dziennikarzy, miłośników epoki PRL, a także dla każdego byłego, obecnego i przyszłego czytelnika kultowego Przekroju
Do kiedy: do 30 maja 2021
Cena biletów: normalny 14 zł, ulgowy 7 zł
Więcej informacji na temat wystawy "Marian Eile. Artysta i redaktor" znajdziesz tutaj.
Z ekspozycją upamiętniającą Mariana Eilego sąsiaduje wystawa Artyści z Krakowa. Generacja 1950 - 1969, którą także bardzo wam polecam. Przyznaję, że większości twórców wcześniej nie znałam, ale dzięki temu ekspozycja była dla mnie źródłem nowych, fascynujących odkryć. Prace niektórych twórców zachwyciły mnie do tego stopnia, że zapragnęłam poznać ich jeszcze bardziej i od powrotu do Warszawy nieustannie szukam, czytam i przeglądam. Na tym właśnie polega magia sztuki – na ciągłej nauce i nieustannych zachwytach.
Zbigniew Sałaj, Języki, 2017 – 2019
Czym zachwycili mnie Artyści z Krakowa? Przede wszystkim różnorodnością. Wystawa nie ma jednej myśli przewodniej, nie zawęża się też do konkretnej techniki. W zbiorach obejrzycie obrazy, fotografie, rzeźby oraz ciekawe instalacje. Tym co łączy każdego z artystów, są widełki wiekowe (wszyscy urodzili się na przestrzeni lat 50. i 60.), no i oczywiście Kraków. W albumie towarzyszącym wystawie możecie przeczytać, jak to miasto ich ukształtowało i wpłynęło na ich twórczość.
W prezentowanych pracach mocno wybrzmiewają realia czasów PRL-u, bunt przeciw unifikacji i regułom narzucanym przez ówczesne środowisko akademickie, tęsknota za wolnością. Ale jest też wiele koloru, nadziei i uniwersalnych motywów, które śmiało można czytać w odniesieniu do współczesności. Choć ekspozycja jest bardzo obszerna, to udało mi się znaleźć ulubieńców, którzy na pewno zostaną w mojej pamięci na długi czas. Poniżej dowiecie się, którym pracom zdecydowanie warto poświęcić więcej uwagi.
Tomasz Boruta, z cyklu Św. Franciszek oddaje się pod opiekę Kościoła, 2003, olej na płótnie
Na płótna Tadeusza Boruty "zachorowałam" już jakiś czas temu – w końcu to właśnie one widnieją na materiałach promocyjnych wystawy. Co ciekawe, artysta od lat maluje obrazy religijne, za którymi raczej nie przepadam. Co w takim razie sprawiło, że zakochałam się w pracach Boruty, a dokładniej w cyklu Św. Franciszek oddaje się pod opiekę Kościoła? Uważam, że zdecydowanie bliżej im do posągowej dostojności antyku, niż sztuki sakralnej i figuratywnej. Na każdym z obrazów przedstawiony jest nagi mężczyzna zrzucający albo przywdzewający szatę. Scenerią są kolumny i schody okazałego budynku, jednak na obrazach brakuje wyraźnych motywów sakralnych, które jednoznacznie narzucałyby religijną interpretację. Dla mnie każda scena tego cyklu mogłaby się równie dobrze dziać u podnóża Akropolu lub innej antycznej świątyni.
Dzieła Tomasza Boruty intrygują tajemniczością i wieloma niedopowiedzeniami. Nie widzimy twarzy żadnej z postaci – ich sylwetki są odwrócone. Nie widać także dalszej perspektywy, więc możemy się tylko domyślać, w jakim celu mężczyźni zmierzają. Muszę przyznać, że przy tych obrazach spędziłam najwięcej czasu, wprost nie mogąc oderwać od nich wzroku.
Tomasz Vetulani, untited, 2018, rzeźba
Intrygujące są także prace Tomasza Vetulaniego – artysty, który lubi eksperymenty z nietypowymi dla sztuki materiałami, jak np. pianka poliuretanowa, czy taśma. Największą popularnością wśród zwiedzających cieszy się bezimienna rzeźba, kształtem przywodząca na myśl galopujące zwierzę, a także czołg i pistolet – oba dzieła wykonane ze wspomnianej pianki. Podczas zwiedzania koniecznie zatrzymajcie się przy pracach Zbigniewa Sałaja. Jedno z nich to tzw. Języki, wykonane z pociętej makulatury i zawieszone na huśtawce w centralnym punkcie sali. Artysta chciał w ten sposób zwrócić uwagę na współczesną nadprodukcję tekstów – moim zdaniem symbolika wyjątkowo trafna i dająca do myślenia.
WSKAZÓWKA: Twórcy prezentowani na wystawie Artyści z Krakowa. Generacja 1950 – 1969 to absolwenci krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Można ich podzielić na dwa "obozy" - pierwszy z nich akceptował zasady wpojone przez środowisko akademickie, a drugi wyraźnie mu się sprzeciwiał. Podczas zwiedzania spróbujcie zgadnąć, który z artystów był buntownikiem, a który pokornym uczniem krakowskich mistrzów.
Marek Chlanda, fragment instalacji Uzdrowisko, 2011/2012
Ogromne wrażenie zrobiły na mnie prace Marka Chlandy z cyklu Uzdrowisko. Jak możemy przeczytać w opisie instalacji:
"Projekt bada terapeutyczne właściwości sztuki, wykazując na związki pomiędzy medycyną a twórczością. Działalność artystyczna, pomagająca uporać się z trudnościami, traumami i opresjami zostaje porównana do układu immunologicznego organizmu. Praca nad projektem trwała prawie 1,5 roku. Artysta ten czas traktował jako okres uzdrawiania samego siebie poprzez sztukę".
Czy Uzdrowisko działa? To musicie już ocenić sami. Mnie prace Marka Chlandy wyciszyły i wprowadziły w bardzo pogodny nastrój – podobnie jak reszta wystawy, na którą serdecznie was zapraszam.
Praktyczne wskazówki dla zwiedzających
Wielkość wystawy: prace 31 artystów rozmieszczone na dużej powierzchni w budynku głównym muzeum
Czas zwiedzania: ok. 1,5 godziny
Dla kogo: dla każdego. Dorośli odnajdą w tych pracach duże pole do refleksji, a dzieci z pewnością zachwycą się ciekawą formą i żywymi kolorami prezentowanych dzieł.
Do kiedy: do 30 maja 2021
Ceny biletów: normalny 14 zł, ulgowy 7 zł
Więcej informacji na temat wystawy Artyści z Krakowa. Generacja 1950 - 1969 znajdziesz tutaj.
***
Zdjęcie tytułowe przedstawia fragment arrasu Walka smoka z panterą z serii werdiur, Bruksela 1550/1560 (Fotografia z wystawy Wszystkie arrasy króla. Powroty 2021 – 1961 – 1921).
Wszystkie zdjęcia są własnością autorki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz