czwartek, 1 lutego 2018

Mam już sześć lat!


Zawsze lubiłam tę cyfrę. Numerolodzy uznają ją za wyjątkowo szczęśliwą. Niech dowodem będzie chociażby fakt, że trafiona szóstka w totka umożliwia zwycięzcy spełnienie najskrytszych marzeń. Ale żeby wygrać tyle kasy, trzeba posiadać szósty zmysł. No i nie na darmo mówi się "praca wykonana na szóstkę" - czyli najlepiej. Wiedzieliście, że dokładnie sześć lat trwa produkcja wysokiej klasy szampana? A co więcej, w matematyce sześć uznawane jest za liczbę doskonałą. Tyle właśnie kończy dziś mój blog - sześć doskonałych lat!

Zaczęło się od zwykłej ciekawości - chciałam sprawdzić na własnej skórze, jak to jest zamienić kartkę na ekran komputera, a długopis na klawiaturę. Jak to jest stworzyć swój malutki kącik w wielkiej wirtualnej czasoprzestrzeni, zagospodarować kawałek internetu tylko dla siebie i pisać tam, co dusza zapragnie... Blog powstał zupełnie spontanicznie, w jednej chwili, bez głębszego zastanowienia po co, na co i dlaczego. Może chciałam tam poupychać swoje przemyślenia? Może miał być czymś w rodzaju pamiętnika? Może wydawało mi się, że wystarczy zacząć, a sens przyjdzie sam? No, w każdym razie, dokładnie sześć lat minęło od chwili, gdy - siedząc na niezbyt urodziwej zielonej kanapie, której na szczęście nie ma już wśród nas - kilkoma kliknięciami zapoczątkowałam życie tej oto małej i zupełnie niepozornej strony.

Pisać każdy może, ale nie każdy chce to potem czytać... Dlatego fajnie jest mieć pomysł i cel, jaki przyświeca pisaniu. Ja na początku nie miałam ani jednego, ani drugiego. Gubiłam się w najróżniejszych "blogowych specjalizacjach" uświadamiając sobie stopniowo, że żadna z nich do mnie nie przemawia. Błądziłam jak dziecko we mgle, chwytając się coraz to dziwniejszych tematów, począwszy od dzieciństwa, związków i nieszczęśliwej miłości, przez politykę (!), literaturę, ekologię i wegetarianizm, aż po dziś dzień, gdzie niemal całą przestrzeń zdominował teatr. Choć wreszcie znalazłam  swoją "działkę" i uprawiam ją z nieskrywaną satysfakcją, uważam, że warto wciąż szukać. To, co się kocha dziś, jutro może być jedną z wielu ukochanych dziedzin - niekoniecznie najważniejszą. 

"Literatura byłaby całkiem dobrym zajęciem, gdyby nie to pisanie" - zwykł mówić wielki poeta, Konstanty Ildefons Gałczyński. Ileż w tym prawdy! Nie liczę już dni w miesiącu, kiedy dopadają mnie liczne "kryzysy twórcze", kiedy staram się nie pamiętać, ile zaległych tekstów wisi mi nad głową. Jak wiele razy marzę o tym, żeby tak mi się chciało, jak mi się nie chce. Bo ja czasem wcale nie lubię pisać. Wcale nie umiem tak ubrać myśli w słowa, żeby wyszła z tego jasna i czytelna recenzja. A na samą myśl o tym, że wypadałoby nad tematem trochę pogdybać i podywagować, robi mi się duszno i niedobrze. Jednocześnie cierpię na wyjątkowo uporczywy brak zwięzłości i jak zacznę, to końca nie ma, a jak już wypłynę, to się męczę, a jak się męczę, to chciałabym skończyć, ale jak skończyć, gdy tkwi się dopiero przy trzecim akapicie, czyli można by rzec kolokwialnie - w czarnej dupie? Na szczęście najlepszym lekarstwem na kryzys jest niemyślenie o kryzysie, a najlepszym motywatorem - nieuchronnie zbliżający się deadline. No i żeby napisać, trzeba zacząć, więc po prostu zaczynam. Od tytułu. A potem jakoś idzie. 

Co roku robię zestawienie pięciu najchętniej czytanych tekstów w ciągu minionych dwunastu miesięcy. Ponieważ jednak w tekście, który piszę, aż roi się od magicznych szóstek, uznałam, że prawidłowo i konsekwentnie wybrać sześć tytułów - oto one: 


6 tekstów, które w minionym roku czytaliście najchętniej:  

#1 Biała bluzka  - piękny i wzruszający spektakl upamiętniający twórczość Agnieszki Osieckiej, a także hołd złożony jej działalności artystycznej. Krystyna Janda w roli Elżbiety zagrała wprost fenomenalnie. W sztuce widzowie mogą podziwiać istne spektrum możliwości artystycznych tej wybitnej aktorki. Janda na scenie wygłasza monologi, śpiewa Osiecką (i to jak śpiewa!), żartuje, bawi, wzrusza do łez. Grą w „Białej Bluzce” Krystyna Janda potwierdza swój wielki kunszt, wszechstronny talent i ogromną wrażliwość artystyczną, którą publiczność czuje każdą cząstką siebie, nawet z najdalszych rzędów sali. Do zobaczenia w Och-Teatrze. 

#2 Borys książę duński "Hamlet" na scenie Teatru Współczesnego jest bez wątpienia jednym z ważniejszych tytułów na przestrzeni ostatnich lat i zarazem jedną z najlepszych ról w dorobku artystycznym Borysa Szyca. Choć sztuka trwa niemal cztery godziny, a Maciej Englert w spektaklu nie pominął chyba żadnej ze scen dramatu, akcja płynie wartko, dialogi nie dłużą się i nie przytłaczają. Współczesny pokazał nową jakość w sposobie interpretowania klasyki - tchnął w leciwe dzieło powiew świeżości. Dzięki fenomenalnej grze aktorskiej, szekspirowskie postacie zmieniły się nie do poznania, dogoniły nasze czasy - szczególnie sam Hamlet. Patrząc na przejmującą i bardzo emocjonalną grę Szyca, trudno nie zauważyć, że książę duński wreszcie dorósł. I chwała mu za to.

#3 Ostrożnie, pożądanie  - "Upadłe anioły" to nie tylko zabawna komedia pełna trafnych spostrzeżeń na temat blasków i cieni życia w związku małżeńskim. To także niesamowicie piękny, zachwycający nietuzinkową estetyką obraz, jak żywcem wyjęty z londyńskiego salonu lat dwudziestych minionego wieku. Na scenie wystąpiła plejada znakomitych aktorów. Oprócz zachwycającej Magdaleny Cieleckiej i przezabawnej Mai Ostaszewskiej w sztuce zagrali także: Maciej Wierzbicki (Fred Sterroll), Wojciech Kalarus (Willy Wanbury), Tomasz Drabek (Maurice Duclos) i urocza Marta Chyczewska (Saunders, służąca). Tę fantastyczną farsę obejrzycie na deskach Och-Teatru. 

#4 Obcy w moim domu  - "Ojciec" Iwony Kempy jest sztuką przejmująco smutną. To piękna i niesamowicie wzruszająca historia zmagań człowieka z własnym, owładniętym choroba umysłem. Jestem pełna uznania dla reżyserki. Iwona Kempa dokonała czegoś, co do niedawna w teatrze graniczyło z cudem - całkowicie zniosła barierę dzielącą świat przedstawiony na scenie od strefy oglądającej spektakl widowni. Łącząc obie te, dotąd odrębne przestrzenie, sprawiła, że sztuka zyskała niewypowiedzianą głębię, a widz z roli niemego świadka, stał się częścią odgrywanej na scenie historii. Oczywiście, duża w tym zasługa doborowej obsady. Brak mi słów, żeby wyrazić zachwyt dla Mariana Opani. Ten aktor, to istny geniusz sceny teatralnej - nie odgrywa na scenie roli swego bohatera, a wręcz się nim staje. Fenomenalna kreacja aktorska, jaką artysta zaprezentował na deskach Teatru Ateneum, sprawiła, że uwierzyłam w historię Andre'. Jak już wspomniałam, ciężko mnie wzruszyć. Gra Mariana Opani sprawiła, że z oczu poleciały mi kaskady łez. 

#5 Blanche w krainie iluzji  - Kto nie zna sztuki "Tramwaj zwany pożądaniem", najsłynniejszego utworu Tennessee Williamsa, ten  o gatunku, jakim jest dramat, nie może powiedzieć zbyt wiele... Dlatego też, pełna skruchy, postanowiłam jak najszybciej nadrobić tę rażącą lukę w mojej teatralnej edukacji. O spektaklu w reżyserii Bogusława Lindy, który premierę miał przeszło trzy lata temu na deskach warszawskiego Teatru Ateneum, słyszałam wiele dobrych słów. Właściwie, były to same entuzjastyczne opinie. Zwykle nie sugeruję się recenzjami innych teatralnych znawców, bo odbiera mi to całą przyjemność kontemplacji dzieła, ale jednocześnie źle się czuję, nie mogąc opinii innych skonfrontować z własnymi odczuciami. Dlatego też w w minionym tygodniu miałam okazję przekonać się, w czym tkwi ten niegasnący fenomen "Tramwaju...".

#6 Magiczny świat domków dla lalek Muzeum Domków dla Lalek stało się jednym z moich ulubionych miejsc na kulturalnej mapie Warszawy. Każda kolejna wizyta jest dla mnie źródłem fascynujących odkryć, wzruszeń i wielkiej radości. W otoczeniu zbiorów Anety Popiel-Machnickiej znów jestem małą dziewczynką - moje dorosłe sprawy zostawiam za drzwiami muzeum, by wśród bajkowych domków móc bez żadnych przeszkód puścić wodze wyobraźni. Muzeum jest miejscem dla każdego - dla małych i dużych dzieci, dla sentymentalnych romantyków i twardo stąpających po ziemi realistów. Magiczne domki dla lalek przypomną nam najpiękniejsze momenty z dziecięcych lat i uświadomią, że kwintesencją szczęścia jest pamiętać o tym radosnym maluchu, którym każdy z nas wciąż czasem bywa - mimo, że okres dzieciństwa jest już tylko mglistym wspomnieniem.


A co się wydarzyło na blogu przez ostatni rok? 

#1 Obejrzałam około 40 sztuk teatralnych, z czego 38 uznałam za naprawdę dobre. Ktoś mi kiedyś zasugerował, że nie jestem obiektywna, skoro podoba mi się niemalże wszystko. Myślę, że po prostu intuicyjnie wybieram sztuki, które mogą przypaść mi do gustu. I najczęściej trafiam. Poza tym, jestem obiektywna - w końcu z 40 spektakli, dwa uznałam za całkowite dno.

#2 Założyłam blogowe konto na Instagramie - każdy, kto choć trochę mnie zna, potwierdzi, że to istny fenomen... 

#3 Od kwietnia minionego roku publikuję "Notatnik teatralny" - comiesięczny zbiór teatralnych newsów i zapowiedzi zbliżających się premier. A wszytko dlatego, żebyście w jednym miejscu mieli esencję najistotniejszych wiadomości prosto ze stołecznych scen. 

#4 Od niedawna moja uwaga zwrócona jest także w stronę warszawskich muzeów. Relację z Muzeum Domków dla Lalek możecie przeczytać na blogu. O wystawie "Skarby Peru..."  w Państwowym Muzeum Etnograficznym informowałam na Facebooku. Chcielibyście przeczytać więcej informacji o bieżących wystawach? Może powstanie oddzielna rubryka poświęcona stołecznym muzeom? 

#5 Psychologia zeszła na dalszy plan - na razie. Nie zamierzam jednak z niej rezygnować. Już niedługo, w przerwach pomiędzy recenzjami zaczną pojawiać się luźne teksty lifestylowo - psychologiczne. Obiecuję. 

Przygotujcie się na więcej - najbliższy okres będzie bardzo gorący. Niewykluczone, że Rude Rude Girl już niedługo stanie przed kamerą! Razem z pewnym zakochanym w teatrze gentlemanem planujemy fajny kulturalny projekt... Ale oczywiście, na blogu wciąż będą się pojawiały recenzje bieżących spektakli i felietony o tematyce mocno wykraczającej poza scenę teatralną. 

Trudno uwierzyć, że to już sześć lat. Tak wiele pracowitych wieczorów, nieprzespanych nocy, wspaniałych wrażeń i niezapomnianych chwil, które uwieczniłam w 200 tekstach. Ale to wcale nie koniec. Przecież zawsze jest jakieś "dalej"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz