poniedziałek, 13 marca 2017

Biała bluzka


Pamiętam, jak mój kolega kilka lat temu opowiadał mi z wypiekami na policzkach o "Białej Bluzce". Zaliczył ten spektakl kilka razy, a pomiędzy kolejnymi razami przewertował dzienniki Osieckiej, więc nie będzie chyba przesadą, jak napiszę, że miałam przed sobą prawdziwego znawcę tematu. Żeby podkreślić jeszcze wielkość tej chwili, muszę koniecznie wspomnieć, że siedzieliśmy akurat w ogródku pewnej sympatycznej kawiarenki na Saskiej Kępie, rozkoszując się naleśnikami. Agnieszka Osiecka tego dnia pojawiała się nie tylko w naszych rozmowach - po naszej lewej stronie mieliśmy jej pomnik w pełnej krasie. Siedziała tak, trochę uśmiechnięta, trochę zamyślona, jakby z lekkim rozbawieniem przysłuchiwała się naszej dyskusji.

Od tamtego popołudnia minęło sześć lat. Sześć lat dojrzewałam do tego, by zmierzyć się z Osiecką, zobaczyć tę przejmującą historię na własne oczy, posłuchać, jak opowiada ją Krystyna Janda... Dlaczego tak długo? Nie wiem. Może się bałam, że Osiecka mnie pokona. Może obawiałam się, że jej nie zrozumiem. A może po prostu wszystko w życiu ma swój czas, a mój czas na przyjrzenie się twórczości tej poetki nadszedł właśnie teraz. Wiedziałam o niej tyle, ile każdy szanujący się człowiek powinien o niej wiedzieć. Słyszałam, że była kolorowym ptakiem swoich czasów - niezależnym, skrytym, oryginalnym, czasem wręcz ekscentrycznym. 

Ukończyła szkołę filmową, ale z racji wrodzonej niechęci do pouczania i ustawiania innych, nigdy nie zdecydowała się na pracę w tej branży. Poezja była jej wielkim talentem i pasją, pisanie piosenek - szczęściem. Pozostawiła ich po sobie około dwóch tysięcy. Z pewnością niektóre z tych utworów doskonale znacie. Ja sama z ogromnym zdziwieniem zdałam sobie sprawę, że przecież wychowałam się na tekstach Agnieszki Osieckiej. Piosenki jej autorstwa towarzyszyły mi w dzieciństwie - słyszałam je na ulicy, w radio, czasem śpiewała mi je moja mama. „Zielono mi”, "Sing sing", "Pogoda na szczęście", "Małgośka", "Kiedyś byłam Lalką" - to tylko niektóre z dobrze znanych mi tytułów. Nagle okazało się, że Agnieszka Osiecka jest mi bardzo bliska. Jej teksty niosą ze sobą wiele wspomnień, które momentalnie ożywają, gdy tylko znowu usłyszę któryś ze wspomnianych utworów.

Po niemal siedmiu latach od premiery "Białej Bluzki" poczułam, że jestem gotowa. Właściwie, zawsze byłam. Teraz, z perspektywy czasu, nie mam pojęcia, czego tak naprawdę się bałam. Przecież znamy się tak dobrze - od tak dawna...


#1 Mówiłam żartem

"Powiedziałam, że do Ciebie przyjdę,
nie przyszłam.
Powiedziałam, że za Ciebie wyjdę,
nie wyszłam. 
Powiedziałam, że nie umiem zdradzić,
umiałam.
Powiedziałam, że się chcę poprawić, 
nie chciałam (...)*


Elżbietę poznajemy, gdy wstaje z łóżka po długiej, całonocnej imprezie. Znajduje list napisany przez Krystynę. Na kartce widnieje lista spraw do załatwienia - m.in, zaświadczenie z poprzedniego zakładu pracy, kartki na żywność, zakupy itp. O Elżbiecie wiemy tyle, że mimo przytłaczającej rzeczywistości, jaką stworzył ludziom ówczesny system, kobieta podchodzi do życia z dziecinną wręcz beztroską. Czego się nie załatwiło dziś, można przecież załatwić jutro - to zdanie zdaje się być dewizą naszej bohaterki. Elżbieta prowadzi rozrywkowe życie. Wraca do domu nad ranem, czasem pijana, bez torebki i dokumentów. Rano opowiada niestworzone rzeczy o swoich nocnych eskapadach - nieraz trudno uwierzyć w skalę absurdów, jakie spotykają naszą bohaterkę. 

Imprezowy tryb życia jest dla Eli czymś w rodzaju antidotum na przygnębiającą szarość. Elżbieta nie godzi się z zaistniałymi regułami życia. Nie można nazwać jej opozycjonistką, ale z całą pewnością nie jest też bierna i uległa. Sposobem Eli na radzenie sobie z szarą PRL-owską rzeczywistością, jest całkowite ignorowanie faktu, że owa rzeczywistość ma w ogóle miejsce. Kobieta przesypia dnie, baluje w nocy. Nie zwraca uwagi na urzędy, kartki, stempelki, dokumenty, zakazy i nakazy. Żyje we własnym świecie. Utrata pracy nie jest dla niej żadną tragedią, za to konieczność włożenia trudu w znalezienie nowej - owszem. Dla Elżbiety wszystko ma swój czas, a kiedy ten czas właśnie minął, trzeba po prostu ze stoickim spokojem przyjąć to do wiadomości, machnąć ręką i zapomnieć. Strząchnąć niesforne myśli, jakby były okruchami chleba pozostawionymi na stole po śniadaniu. 

Życie naszej bohaterki bez wątpienia do ustabilizowanych nie należy. W całym tym chaosie nad Elżbietą czuwa jednak Krystyna. Każdego dnia, po późnej pobudce Ela znajduje kartki zapisane przez Krysię. Kartki - drogowskazy, kartki - mapy, kartki - rozkłady jazdy, bez których Elżbieta pogubiłaby się, zboczyła z trasy, wpadła w przepaść, zaginęła. W każdym z listów rozbrzmiewa do złudzenia podobna treść: zaświadczenie z miejsca pracy, kartki z urzędu, bilety na pociąg, biała bluzka wyprasowana, załatw to wszystko, bardzo Cię proszę...


 #2 Co to za czas

 Taki czas na średnich ludzi
Jednych gubi, drugich budzi
I sam nie wiesz, czy to stypa, czy to bal? (...)


Czasy nie sprzyjają takim lekkomyślnym, bujającym w obłokach osóbkom, jak Elżbieta. W świecie permanentnej inwigilacji, dziewczyna bez pracy, bez dokumentów (na ostatniej imprezie zgubiła torebkę), bez żadnego celu w życiu jest dla władz postacią co najmniej podejrzaną. Warto nadmienić, że Ela poza rażącą niekonsekwencją, ma niesamowity talent do pakowania się w kłopoty. Zgubione dokumenty są niczym w porównaniu z wywiezieniem gdzieś w okolice Kielc dziecka, które się zobowiązało zawieść na ferie do Zakopanego - za odpowiednim wynagrodzeniem, które Ela też w rezultacie gdzieś zgubiła. Państwo nie lubi ludzi tak swobodnie podchodzących do otaczającego ich życia, a tym bardziej ludzi, którzy, bujając w obłokach, dopuszczają się niemalże porwania małych dziewczynek. Elżbieta trafia do więzienia. Zabawa się kończy, pojawia się strach. Bo ostatecznie, o kartkach można było raz i drugi zapomnieć, zaświadczenie z poprzedniej pracy zignorować, ale trudno udawać, że nic się nie dzieje w sytuacji, gdy dzieje się nagle dużo naprawdę strasznych rzeczy, których istnienia Ela dotąd nie uznawała...


#3 Jeżeli miłość jest

(...) na czarnych myśli tłok
na oczy pełne łez
lekarstwem miłość bywa jeżeli miłość jest
jeżeli jest możliwa (...)


W życiu Elżbiety jest jeszcze Andrzej, niepokorny opozycjonista. Ela kocha go miłością trudną, rozpaczliwą, pełną wzlotów i upadków. Bohaterka rozstaje się z nim w myślach każdego dnia. Każdego dnia też wraca do niego w snach, przytula się, chowa w jego ramionach przed problemami na które nie ma siły. Jak każdy działacz podziemia, Andrzej jest permanentnie zajęty, wiecznie nieobecny i absolutnie nieuchwytny. Ela tęskni, złości się, nienawidzi, płacze, potem znowu kocha i tęskni. To nie jest czas na wzniosłe uczucia, zwłaszcza do mężczyzny, który największą namiętnością darzy zbliżające się widmo rewolucji. Trudno konkurować z tak zaborczą kochanką…

„Biała Bluzka” poruszyła mnie do głębi. Poczułam, że doskonale rozumiem Elżbietę – tę zagubioną, nieprzystosowaną zupełnie do ówczesnych realiów dziewczynę, która usilnie starała się żyć po swojemu, na przekór całemu światu. Ja też mam alergię na urzędy i wszelką biurokrację, a od papierów, podpisów, pokwitowań i pieczątek kręci mi się w głowie. Ja też wierzę w głębszy sens stwierdzenia, że „Co masz zrobić dziś, poczeka do jutra”… Ja też uważam, że dzień zaczęty o 15:00 nie nadaje się już do żadnych większych przedsięwzięć. A najważniejsze jest to, że tak, jak Ela, zawsze święcie wierzę, że „jakoś to będzie”.

„Biała bluzka” to piękny i wzruszający spektakl upamiętniający twórczość Agnieszki Osieckiej, a także hołd złożony jej działalności artystycznej. Krystyna Janda w roli Elżbiety zagrała wprost fenomenalnie.  W sztuce widzowie mogą podziwiać istne spektrum możliwości artystycznych tej wybitnej aktorki. Janda na scenie wygłasza monologi, śpiewa Osiecką (i to jak śpiewa!), żartuje, bawi, wzrusza do łez. Grą w „Białej Bluzce” Krystyna Janda potwierdza swój wielki kunszt, wszechstronny talent i ogromną wrażliwość artystyczną, którą publiczność czuje każdą cząstką siebie, nawet z najdalszych rzędów sali.

Sztuka nie jest adresowana jedynie do miłośników twórczości Osieckiej. Każdy, bez względu na wiek i zainteresowania, powinien zobaczyć ten spektakl. Podróż do czasów PRL-u wraz z Krystyną Jandą to bezcenne doświadczenie, które zostanie z nami jeszcze długo po skończonej sztuce.


zdjęcia, materiały - OCH-TEATR/ Fundacja Krystyny Jandy na Rzecz Kultury
http://ochteatr.com.pl/  

(Wszystkie cytowane piosenki to fragmenty utworów Agnieszki Osieckiej)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz