wtorek, 29 grudnia 2020

Transakcja wiązana. "Kupiec wenecki" na scenie Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku


Przyjaźń, miłość, zemsta, przebaczenie, triumf sprawiedliwości - Kupiec wenecki Williama Shakespeare'a to kopalnia ponadczasowych prawd o życiu i naturze ludzkiej. Mimo to sztuka nie cieszy się tak wielką popularnością, jak wiele innych tytułów tego słynnego dramaturga. Na szczęście co jakiś czas pojawia się odważny twórca, który przywraca nieśmiertelnego Kupca weneckiego na teatralny afisz. Inscenizacja Szymona Kaczmarka na scenie Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku to wspaniałe widowisko, które ogląda się jak rasowy thriller. 

Kupiec wenecki nie gości zbyt często na polskich scenach - a szkoda, bo mimo upływu lat doskonale koresponduje z wieloma problemami współczesności. Co prawda, nie znajdziemy tu tragizmu Romea i Julii, makabrycznych zbrodni dokonanych rękami Makbeta, ani wdzięcznego humoru, jaki cechuje Sen nocy letniej, ale to jeszcze nie powód, żeby Kupca... ignorować. Jest w tej sztuce - określanej często mianem tragikomedii - coś, co wyróżnia ją na tle innych utworów Shakespeare'a: refleksyjność i dojrzałość. Autor na kartach tego dzieła stawia pytania o cenę przyjaźni, wartość miłości i o wyższość łaski nad bezdusznymi paragrafami. Jest też nieco kontrowersyjny wątek nienawiści chrześcijańsko - żydowskiej, przez który być może Kupiec wenecki został zepchnięty na boczne tory artystycznej egzystencji. Postać stereotypowego Żyda autor nakreślił jednak dość lekką, humorystyczną kreską, przez co wizja tragicznego zakończenia nie wydaje nam się całkowicie realna. 

Choć Kupiec wenecki pod wieloma względami odstaje od reszty utworów Shakespeare'a, możemy tu także dostrzec niezawodny zmysł psychologiczny wielkiego mistrza, dzięki któremu wzajemne relacje łączące każdą z postaci są tak złożone i tak interesujące. Reżyser Szymon Kaczmarek nadał tej opowieść bardzo współczesne ramy. Ponury, brudny krajobraz portowych skrzyń i kontenerów, w otoczeniu których zawierane są podejrzane interesy, jednocześnie odpycha i fascynuje. Makabryczny układ, którego przedmiotem staje się ludzkie ciało, szokuje i przyciąga jak magnez, trzymając widza w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. Bardzo dobra koncepcja w połączeniu ze świetną grą aktorską zaowocowała spektaklem, którego nie powstydziłyby się największe polskie sceny. 




Pieniądze szczęścia nie dają, nie da się za nie kupić najważniejszych rzeczy w życiu, a ich obecność może wpędzić w poważne kłopoty. O tym wszystkim przekonali się na własnej skórze dwaj przyjaciele - Antonio (Krzysztof Kluzik) i Bassanio (Wojciech Marcinkowski), bowiem wszystkie ich problemy zaczynają się i kończą na pieniądzach... Bassanio prosi Antonia o pożyczkę, gdyż chce konkurować o rękę młodej dziedziczki, Porcji. Niestety, dobrze prosperujący kupiec tym razem nie może wspomóc finansowo swojego towarzysza, bo wszystkie jego statki z towarem płyną po morzu. Antonio decyduje się wziąć pieniądze od znienawidzonego Żyda Shylocka (Igor Chmielnik). Lichwiarz przez lata doznawał wielu upokorzeń ze strony bohatera, dlatego obecną sytuację traktuje jako doskonałą okazję do zemsty. Shylock udziela mężczyznom pożyczki bez procentu ale w ramach zabezpieczenia żąda... funta ludzkiego mięsa wyciętego z ciała Antonia, jeżeli ten nie będzie w stanie spłacić zobowiązania. Kupiec jest pewny swoich interesów, dlatego zgadza się ten układ bez wahania. To pierwszy wątek w sztuce, gdzie przyjaźń obu bohaterów - a co za tym idzie, życie Antonia - zyskuje wartość materialną. 

Kolejnym jest oczywiście "konkurs" o rękę Porcji, która sama w sobie stanowi dla kandydatów obietnicę wspaniałego życia w dostatku. Ponadto pieniądze są dla Shylocka okazją do odegrania się chrześcijanach, a jego córka kradnąc rodzinny majątek mści się na własnym ojcu. Patrząc na relacje bohaterów poparte grubymi plikami banknotów, aż chce się zanucić: 

"Money, money, money 
Must be funny
in the rich man's world" 



Niestety, sprawy wkrótce zaczynają się komplikować, a życie bohaterów przestaje być lekkie i przyjemne... Do Wenecji dociera wiadomość o zatonięciu statków Antonia. Brak towaru oznacza, że pożyczkobiorca staje się niewypłacalny, a co za tym idzie - makabryczne marzenie Shylocka zaczyna się spełniać. Na szczęście w obronie bezradnego kupca stają przed sądem jego przyjaciele: Bassanio z zaległymi pieniędzmi dla Żyda i jego świeżo poślubiona żona Porcja w przebraniu mecenasa, wyciągająca z rękawa rozmaite kruczki prawne. Shylock dostaje za swoje, przyjacielski dług zostaje spłacony, a w podzięce za swe usługi Porcja w przebraniu fałszywego prawnika otrzymuje od Bassania pierścień, który sama podarowała mu w dowód miłości... Zakochani muszą więc jeszcze rozwiązać małżeński konflikt, który tym razem na szczęście nie grozi rozlewem krwi. 

Esencją Kupca weneckiego jest jego złożona, uniwersalna problematyka. Shakespeare piętnuje tu materializm, a także słabości i przywary cechujące obywateli różnych narodowości (wbrew pozorom nie tylko Żydów). Mamy trudną i jakże ryzykowną próbę przyjaźni, test szczerych uczuć miłosnych i triumf sprawiedliwości, której atrybutem jest łaska i człowieczeństwo. Tę pouczającą opowieść z happy endem Szymon Kaczmarek przedstawił w bardzo współczesnej, momentami iście sensacyjnej aranżacji, dzięki czemu leciwa komedia angielskiego dramaturga zyskała znamiona rasowego thrillera. 




Spektakl zachwyca wspaniałą grą aktorów. Moją uwagę od pierwszej chwili przykuł wielowymiarowy i dwuznaczny duet Antonio & Bassanio w wykonaniu Krzysztofa Kluzika i Wojciecha Marcinkowskiego. Sytuacja głównych bohaterów skłania widza do refleksji nad potęgą (i ceną!) prawdziwej przyjaźni. Obaj panowie wykreowali niezwykle wyraziste role, które pozostają w pamięci na długi czas. 

Świetnie zagrał Żyda Shylocka Igor Chmielnik. Głęboka, bardzo emocjonalna rola podkreślona dodatkowo genialną charakteryzacją sprawiała, że można było uwierzyć w prawdziwość tej zawiłej postaci i jej niecnych zamiarów. Oczarowała mnie także Porcja w wykonaniu ślicznej Moniki Janik. Aktorka doskonale wcieliła się w bohaterkę, która w sztuce niczym żywy towar czeka na swojego męża - nabywcę. Procedura zabiegania o rękę dziedziczki przypomina trochę zawody w teleturnieju, gdzie nagroda pręży się i chichocze zalotnie, zachęcając śmiałków do ryzykownej gry. W kolejnych scenach Porcja przechodzi niesłychaną metamorfozę, którą Janik pokazała na scenie doskonale. Przedtem słodka, kusząca lalka, zmienia się nagle w sprytnego i rezolutnego adwokata, broniącego Antonia przed strasznym losem. To podwójne wcielenie Porcji jest niemałym wyzwaniem, ale młoda aktorka poradziła sobie ze swoją rolą wyśmienicie. 




Kupca weneckiego w reż. Szymona Kaczmarka można momentami pomylić z trzymającym w napięciu kinem akcji. Niemal wszystkie sceny emanują aurą tajemniczości i autentycznej grozy. Każdy z aktorów stworzył pełnokrwistą postać, która daleko wykracza poza konwencję teatralnej sceny. To mógłby być porywający film, ale mamy za to doskonały spektakl będący hołdem w kierunku geniuszu angielskiego dramaturga. Wyraźnie widać, że aktorzy czerpią ze swych ról mnóstwo radości i satysfakcji, co dodatkowo winduje to przedstawienie na najwyższy poziom artystycznego kunsztu. Kaczmarek dał sztuce Shakespeare'a nowe życie, udowadniając, że można ją śmiało czytać w odniesieniu do teraźniejszości. Kupiec wenecki na scenie Nowego Teatru w Słupsku to prawdziwa artystyczna uczta, którą mam nadzieję przeżyć raz jeszcze - tym razem zajmując miejsce na teatralnej widowni.




Materiały prasowe: Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku

Spektakl transmitowany online w ramach 40 Warszawskich Spotkań Teatralnych 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz