wtorek, 15 grudnia 2020

Głęboka woda. Recenzja spektaklu "Jezioro"


Trzy miłośniczki nurkowania przyjeżdżają nad włoskie jezioro, żeby zmierzyć się nie tylko z jego głębią, ale także z ciężarem własnych traum. Piękny, bardzo kameralny spektakl w reż. Darii Kopiec na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie to opowieść o oswajaniu własnych lęków i słabości. Przedstawienie w wykonaniu trzech młodych artystek wciąga, fascynuje i niepokoi od pierwszej do ostatniej minuty. 

Przekraczanie własnych granic to nie tylko domena głodnych sukcesów sportowców. Dla wielu osób nowe poprzeczki i wyzwania są także sposobem na oderwanie się od codzienności i bolesnych wspomnień. Podobnie jest z bohaterkami tekstu Zuzanny Bojdy. Weronika, Teresa i Mirka od lat trenują nurkowanie, ale pod przykrywką sportowej pasji kryje się coś więcej, niż tylko chęć rywalizacji. Każda z kobiet dźwiga na plecach ciężki bagaż doświadczeń, który najchętniej utopiłaby w ciemnych głębinach jeziora. Zdrowe, zrównoważone współzawodnictwo faktycznie może ukoić nerwy i pomóc nabrać dystansu do życia, ale w przypadku bohaterek konfrontacja z żywiołem ma znamiona obsesji. Poruszająca opowieść o ucieczce od samych siebie, poszukiwaniu sensu życia i o trudnej próbie kobiecej solidarności za sprawą Darii Kopiec przybrała kształt intymnego dramatu psychologicznego, w którym atmosfera gęstnieje z minuty na minutę. Dzięki doskonale wyważonej grze emocji widz może odnieść wrażenie, że stopniowo zanurza się w wodzie wraz z bohaterkami tej sztuki i podobnie jak one w pewnej chwili traci kontrolę nad sytuacją oraz dostęp do powietrza. 




Trudno pokazać na scenie okoliczności przyrody, w jakich ma miejsce akcja sztuki Jezioro. Krystaliczna tafla włoskiego Lago di Garda to prawdziwy skarb tego kraju. Największy i najczystszy w Italii zbiornik wodny położony jest w otoczeniu wysokich pasm górskich, które tworzą piękne tło dla aktywnego wypoczynku w prawdziwym raju. I choć scenografia w spektaklu Darii Kopiec jest dość ascetyczna (pusta przestrzeń, trzy krzesła, efekty wizualne w tle), od razu uwierzyłam w malowniczą krainę. Bohaterki sztuki nie są żadnymi nowicjuszkami, co można wywnioskować po ich nieco chaotycznej i skrótowej wymianie zdań na temat treningów i sprzętu, którą rozumieją tylko wtajemniczeni. Mają pasję i pieniądze na realizację własnych marzeń, a jednym z nich jest pobicie rekordu świata w kobiecym zanurzeniu. Liczące 346 m głębokości Jezioro Garda wydaje się wymarzonym miejscem do realizacji tego przedsięwzięcia. Skrupulatna i doskonale przygotowana Mirka (Helena Ganjalyan), romantyczna i roztrzepana Teresa (Agata Różycka) oraz głodna wielkich sukcesów Weronika (Lidia Pronobis) mają szansę dokonać wyczynu, który sprawi, że będą na ustach całego świata. 

Nietrudno jednak dostrzec, że dziewczynom wcale nie o rekord chodzi. Dla każdej z nich nurkowanie w głębinach jest ucieczką - od toksycznej rodziny, bolesnych wspomnień z przeszłości, albo tajemnicy, którą kryją przed otoczeniem. Niestety, krystalicznie czysta woda odsłania ich słabości i sekrety, a przy okazji także weryfikuje jakość relacji łączących każdą z trzech zawodniczek. 




Choć kluczowym momentem sztuki jest zanurzenie się bohaterek w wodzie, tak naprawdę atmosfera gęstnieje już na etapie wspólnych rozmów i przygotowań do tego wyczynu. W dziewczynach widać rosnącą desperację, która w końcu przybiera kształt obsesji. Szokujące jest to, jak bardzo gotowe są na ryzyko i jak pewnie ocierają się o śmierć. One same wydają się pogodzone z ewentualnymi konsekwencjami. "Ojciec powiedział mi, że nawet nie wie, gdzie się utopię" - mówi  spokojnym głosem jedna z kobiet. 




Tym, co sprawiło, że nie mogłam oderwać oczu od ekranu, była wspaniała praca i zaangażowanie wszystkich trzech aktorek. Lidia Pronobis, Agata Różycka i Helena Ganjalyan wypełniły pustą przestrzeń sceniczną słowami i gestami o przejmującym ładunku emocjonalnym. Ich sugestywna gra sprawiła, że bez problemu uwierzyłam w podwodną toń jeziora, zobaczyłam moment zanurzenia i poczułam strach, jaki towarzyszył walce o przetrwanie w ciemnych głębinach. Każda z artystek odsłaniała prawdziwe oblicze swojej bohaterki stopniowo, tocząc z widzami zawiłą grę psychologiczną. Z urywków zdań, mimiki twarzy i niewinnych rozmów trudno wywnioskować, jakie są ich prawdziwe motywy oraz intencje. Dopiero czas spędzony pod wodą jest momentem, kiedy możemy powiedzieć "sprawdzam". Wynik tego eksperymentu w każdym przypadku okazał się zaskakujący. 

Pronobis, Różycka i Ganjalyan pokazały na scenie ogromną dojrzałość kreując złożone, wielowymiarowe role, które nie pozostawiają widza obojętnym. Dopełnieniem spektaklu jest hipnotyzująca muzyka i wizualizacje imitujące głębiny jeziora. Minimalizm formy w połączeniu z wielkim talentem młodych artystek sprawił, że wszystko nabrało realnych barw i kształtów. 

W jednym z wywiadów Andrzej Łapicki stwierdził, że dobry aktor nie potrzebuje na scenie wiele, żeby zaprezentować widzom swój talent - sam jest dla siebie instrumentem, gra sobą. Patrząc na ekspresyjną grę Lidii Pronobis, niezwykłą swobodę i naturalność Agaty Różyckiej oraz ogromny spokój Heleny Ganjalyan pomyślałam, że aktorki zagrały na scenie popisowy koncert. 



fot. Karolina Jóźwiak

Materiały prasowe: Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy 

Spektakl powstał we współpracy z Festiwalem Nowe Epifanie jako efekt Laboratorium Nowych Epifanii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz