niedziela, 10 stycznia 2021

"Pandemia dała mi poczucie siły". Wywiad z Magdą Schejbal


Nie robi noworocznych postanowień, nie startuje w wyścigach o zawodowe sukcesy. Dla Magdy Schejbal pandemia była przede wszystkim okazją do refleksji, pomagania innym i odkrywania w sobie nowych umiejętności. Czekając na powrót do pracy aktorka uczy się grać na ukulele, ćwiczy jogę i balet. A zawodowe plany? "Wierzę, że one przyjdą z czasem, tylko chciałabym jeszcze coś zrobić, zanim pomarszczę się jak rodzynek" - przyznaje z rozbrajającą szczerością. 

Nasz drugi wywiad w niczym nie przypominał spotkania sprzed kilku lat. Wtedy siedziałyśmy we foyer Teatru Ateneum i beztrosko rozmawiałyśmy o zbliżającej się premierze Gry w życie. Teraz, w czasie pandemii sceny wciąż są zamknięte, a spektakle można obejrzeć wyłącznie w sieci. W grudniu Teatr Ateneum świętował pierwszą w historii premierę online sztuki Ława przysięgłych Ivana Klimy w reż. Jakuba Krofty, w której Magda Schejbal gra jedną z wiodących ról i to właśnie ten tytuł był pretekstem do kolejnego wywiadu z aktorką - ale nie jedynym. Połączone na Zoomie w pewien grudniowy wieczór długo dyskutowałyśmy o protestach kobiet, o przyszłości polskiej kultury, o wewnętrznej sile oraz o przyjemności, jaką daje niesienie pomocy innym. 

"Ława przysięgłych" opowiada o manipulacji władzy. Tematyka budzi wiele skojarzeń z obecną sytuacją w kraju. Zdawaliście sobie sprawę, że spektakl będzie miał tak mocny, polityczny wydźwięk? 

Staraliśmy się nie iść w tę stronę, ale biorąc pod uwagę atmosferę w Polsce i wydarzenia związane z naszym sądownictwem, nie da się uciec od skojarzeń z polityką. Jestem pewna, że widz będzie porównywał i łączył ze sobą oba te światy. Spektakl daleki jest od epatowania emocjami politycznymi, jednak udało nam się znaleźć kilka okazji, żeby przemycić też nasze osobiste wrażenia na temat tego, co się dzieje teraz w sejmie i na ulicach. Nie było to wyjątkowo trudne, bo sztuka zaskakująco dobrze koresponduje z tym, co oglądamy każdego dnia w telewizji. Mimo, że staraliśmy się pokazać tę historię w maksymalnie obiektywny sposób. 

Tekst Klimy nie jest śmieszny. Są tam elementy groteski, ale na pewno nie jest to komedia. Ciężar emocjonalny, jaki niesie ta opowieść i to, w jaki sposób przedstawiamy ją na scenie, sprawia, że staje się wyjątkowo bliska temu, co dzieje się na polskiej scenie politycznej. Mamy sąd, ławę przysięgłych i proces, który odbywa się na bardzo dziwnych zasadach. Dla tych, którzy są na bieżąco z wydarzeniami w kraju, taki obraz będzie jak uderzenie obuchem w głowę, bo stanowi bardzo aktualny komentarz do obecnej rzeczywistości.

Jak przygotowuje się spektakl wiedząc, że będzie w formie online i że nie staniesz na premierze przed publicznością? 

Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia - może dlatego, że nie miałam takich doświadczeń wcześniej. Podeszłam do pracy z takim nastawieniem, jakbym finalnie miała stanąć przed publicznością w dniu premiery. Zaangażowanie i determinacja były takie same, jak w przypadku każdego innego spektaklu. Ale dzień rejestracji bardzo odchorowałam i długo tego nie zapomnę. Jest ciemno, widzisz tylko światełka od kamer i niby wiesz, że to jest nagrywane, ale kiedy wychodzisz do ukłonów i masz przed sobą pustą widownię, to jest naprawdę szokujące przeżycie. Zryczałam się wtedy strasznie. Myślę, że dla moich kolegów to też nie było łatwe przeżycie. Teraz szykujemy się do nagrania innych spektakli, które są w repertuarze od jakiegoś czasu, więc emocje będą pewnie już nieco inne. 

Twoja bohaterka wyraźnie stoi w kontrze do zmanipulowanych organów sądownictwa. To nie pierwsza taka rola w twoim dorobku artystycznym. Może reżyserzy widzą w tobie zbuntowaną rebeliantkę, która chce zmieniać świat? 

Ładnie to ujęłaś! (śmiech). Cały czas szukam postaci, które jednak będą wbrew mojej naturze i mam nadzieję, że dzięki nim będę mogła pokazać publiczności zupełnie inną twarz. Widz będzie musiał sam ocenić, czy w tym przypadku mi się to udało. Faktycznie, nie da się ukryć, że moja bohaterka stoi w opozycji do tego, co odbywa się na sali sądowej. Ona niemal od początku wie, w jaką stronę to wszystko zmierza. Ta świadomość wynika z faktu, że wiele już przeżyła i ma swoje doświadczenia związane z funkcjonowaniem sądownictwa. Stąd właśnie jej nieufność, bezkompromisowość i niezgoda na pewne sytuacje, które zna z autopsji. Zdając sobie sprawę, jak funkcjonuje ten mechanizm, moja bohaterka stara się przekonać pozostałe osoby, żeby nie podejmowały decyzji pochopnie.

Czy to jest postawa buntownicza? Można tak powiedzieć. Na pewno nie jest konformistką, która zgadza się ze wszystkim, co się jej podsunie pod nos. Ta postać bardzo kojarzy mi się z polską ulicą, z głosem kobiet, które nie godzą się na to, co serwuje im teraz rząd. Myślę, że moją bohaterkę można sobie bardzo łatwo wyobrazić w tłumie kobiet protestujących przed sejmem. To się oczywiście stało niechcący, bo ten tekst został wybrany w zeszłym roku, kiedy sytuacja związana z ustawą antyaborcyjną nie była jeszcze tak zaogniona. Staraliśmy się stworzyć świat, którego z jednej strony już nie ma, ale z drugiej strony mógłby w każdej chwili wrócić. Szybko okazało się, że sztuka Klimy doskonale koresponduje z obecnymi wydarzeniami. Myślę, że moja postać stanie się bliska wszystkim kobietom, które teraz walczą o swoje prawa. 

W spektaklu opresyjny system wygrywa ze sprzeciwiającymi się obywatelami. To przedstawienie powinno być dla widzów ponurą przestrogą, do czego może doprowadzić władza wyjęta spod jakiejkolwiek kontroli. Skutki ostatnich decyzji rządzących odczuwa teraz każda branża, ale wyjątkowo boleśnie dotknęły one świat kultury. Sądzisz, że teatry przetrwają tę ciężką próbę?

To trudne pytanie, a szukanie odpowiedzi przypomina trochę wróżenie z fusów. Scenariuszy może być kilka, przy czym każdy z nich wydaje się bardzo realny. Oczywiście, wszyscy liczymy na ten optymistyczny finał, w którym kultura odrodzi się jak feniks z popiołów. Tylko czy po powrocie będziemy tymi samymi artystami? Czy taka forma przekazu sztuki i kontaktu z widzem będzie nadal aktualna? Mam na myśli nie tylko teatr, ale też kino i telewizję - może się okazać, że sztuka i media w tradycyjnej formie się już nie sprawdzają, że VOD wyprze dotychczasowy sposób odbioru sztuki i wszystko ponownie przeniesie się do sieci. Nie ma wątpliwości, że pandemia w końcu minie i wrócimy do normalnego życia - tylko na ile to życie będzie normalne w porównaniu do tego, co było wcześniej? 

I jaką kulturę zastaniemy w tej postpandemicznej rzeczywistości...

To jest też kwestia siły i odporności ludzi, ich hartu ducha. Większość osób związanych ze sztuką - nie tylko aktorów, ale też muzyków, czy plastyków - cechuje określona wrażliwość. Jeżeli ta wrażliwość zostanie nadszarpnięta ponad miarę, to pytanie na ile człowiek będzie w stanie potem wrócić do świata, który stracił. Wielu artystów w ostatnim czasie popadło w depresję, alkoholizm, ogromne kłopoty finansowe. Oczywiście, że mogło ich to spotkać także poza pandemią, ale myślę, że obecność wirusa na pewno nie pomogła. No i jeszcze to, jak się traktuje kulturę, jak się nas zostawiło na szarym końcu - zresztą nie tylko nas. Wszyscy zostali już wrzuceni do jednego worka. Tylko o ile np. gastronomia może w czasie izolacji przekształcić się w catering, albo przebranżowić, o tyle z artystami jest znacznie gorzej. 

Mam kolegów, którzy jeżdżą na Uberze, albo pracują jako kurierzy Pocztexu, czy DHL. Aktorzy pracujący w teatrach są zatrudnieni na głodowych pensjach, ale ci, którzy nie mają żadnego etatu, są w naprawdę dramatycznej sytuacji. Pytanie, na ile nasza psychika to wszystko uniesie. Na pewno wygra silniejszy, taki co się nie załamie i powie: "Dobra, przeczekam to wszystko i zobaczę, co będzie". Tylko tego, co będzie, na razie nikt nie wie. To są smutne konkluzje i staram się tak nie myśleć. Wierzę, że wrócimy i może już we wrześniu wszystko będzie funkcjonowało, jak dawniej. 

Teatr od lat stanowi dla ciebie centrum artystycznego świata. Jestem ciekawa, czy myślisz o powrocie na plan filmowy. 

Jest takie powiedzenie: chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz mu o swoich planach... Pomysłów na siebie mam dużo, ale trudno dziś cokolwiek planować. Latem skończyliśmy serial dla Netflixa, który ma się pojawić na platformie jeszcze tej zimy. Zobaczymy, jak to się będzie dalej toczyło - czy powstanie kolejny sezon i jakie będą jego notowania. Dzięki udziałowi w tym projekcie udało mi się wrócić na ekran, ale sytuacja dalej nie jest zbyt rozwojowa. Czasem tak bywa, że człowiek ma siedem lat chudych i siedem lat grubych. Różne sploty wydarzeń powodują, że zaczyna się układać, albo nie. Może to nie jest mój czas? Może miałam już swój czas, a teraz pora na innych? A może mój czas jeszcze nadejdzie? Staram się o tym nie myśleć, bo pewnie bym zwariowała, gdybym zaczęła wszystko rozkładać na czynniki pierwsze.

To nie jest tak, że nic nie robię. Wciąż jestem i działam. Dużo w tej chwili pracuję głosem, nagrywam audiobooki, pracuję w dubbingu. Traktuję to jako okazję do rozwoju i pracy nad sobą. Były lata, gdzie nie robiłam nic innego, tylko biegłam po srebrnym ekranie. W tamtych czasach bardzo brakowało mi teatru i innych aktywności, które mogłabym rozwijać. Teraz, kiedy telewizji jest mniej, głównie siedzę w teatrze i tęsknię za planem filmowym. To też nie jest zdrowe, bo lubiłam łączyć ze sobą obie płaszczyzny. 

Niektórzy uważają, że być albo nie być w aktorskim świecie to kwestia szczęścia. 

Po części tak, ale wiele zależy też od aktualnej mody i zapotrzebowania na konkretne aktorki i aktorów. Ktoś jest popularny, kogoś się eksploatuje do granic możliwości, po czym znowu wracają ci zapomniani. Wierzę, że tak się stanie, tylko chciałabym jeszcze coś zrobić, zanim się pomarszczę jak rodzynek (śmiech). 

Ale póki co, nie próżnuję. Chodzę na manifestacje, walczę w podziemiu i kłócę się z policją. Ostatnio bardzo się w to zaangażowałam. Nie powiem, że udział w protestach sprawia mi dużo radości, bo to żadna frajda, ale znajduję w tym ujście dla swojej energii. Jest to jednocześnie jakaś forma odreagowania i bycia potrzebnym. Widzę, jak ludzie się boją, wykruszają, nie wierzą, że coś się zmieni. Wiem, że ja tak nie mogę. Trzeba pokazywać innym, że warto, że jest w nas siła i nie odpuszczamy. 

Jako uczestniczka protestów widzisz realną szansę na zmianę? 

Tak, zmiana musi w końcu nadejść i nadejdzie. Ale chodzi też o to, żeby inni nas zobaczyli i usłyszeli - żeby ludzie, którzy machają nam stojąc w oknach, zechcieli wyjść z domów i dołączyć do nas. Są takie momenty, kiedy naprawdę czujemy, że będzie pozytywny odzew i że prawda zwycięży. Kilka dni temu podczas jednego z takich "spacerów" rozmawiałam z francuską telewizją i z belgijskim radiem. Świat wcale o nas nie zapomniał. Świat się o nas martwi i zaczyna nas porównywać do Białorusi. Sytuacja w Polsce budzi niepokój innych państw, bo jesteśmy ostatnim przedsionkiem zachodu, dalej jest już głęboka Rosja, tajga i tundra. Niedobrze by się stało, gdybyśmy się odwrócili od Europy. Budujące jest to, że nie jesteśmy sami i że mamy z kim o tym rozmawiać.

W kwestii pandemii trudno mówić o pozytywach, ale dla wielu osób był to czas na oddech, odpoczynek, czy realizowanie pasji, na które nie było dotąd przestrzeni. Jak ty wspominasz lockdown? 

Na początku był ogromny strach. Pamiętam te pierwsze tygodnie, kiedy stopniowo zaczęły wchodzić w życie kolejne obostrzenia: zakaz wychodzenia z domu, na zakupy tylko pojedynczo i licytacje w rodzinie, kogo mniej żal (śmiech). Jeszcze nie wiedzieliśmy dokładnie, co to za choroba i na czym polega, więc siedzieliśmy przyklejeni do telewizorów, śledząc doniesienia. Pamiętam informacje o tragicznej sytuacji we Włoszech, rząd trumien jadących przez miasto. Ten pierwszy etap był dramatyczny i pełen niepewności. Ale był to też czas wzmożonej aktywizacji i pomagania sobie nawzajem.

Potem przyszła informacja, że szpitale są przepełnione i że lekarze nie dają rady. To była kolejna fala strachu. Już wtedy było wiadomo, że nie będziemy pracować, że projekty się poprzesuwały. Ja byłam akurat w trakcie zdjęć i wszystko zostało zawieszone. Wtedy, nie zastanawiając się długo, zadzwoniłam do studia nagraniowego i powiedziałam: "Chłopaki, jak macie coś, to ja wsiadam w samochód i przyjeżdżam". Szczęśliwie trafiły mi się trzy tomy powieści do nagrania i właściwie cały kwiecień spędziłam siedząc w studiu mieszczącym się w wielkim wieżowcu na Pradze. Pamiętam, że jadąc tam mijałam puste drogi. Wszędzie cisza, wymarłe miasto, zwierzęta szwędające się po ulicach. To było dziwne doświadczenie. Widok na Warszawę z okien studia przypominał sceny z jakiegoś katastroficznego filmu - jakby się ziściły wszystkie najgorsze wizje reżyserów... 

Ale te apokaliptyczne obrazki cię nie załamały. 

Spędziłam lockdown pracując i myślę, że to mnie uratowało. Nie zwariowałam, nie robiłam głupot, nie nagrywałam durnych filmów o pandemii w pandemii, chociaż były takie pomysły. Te pierwsze tygodnie to była taka ogromna presja, że koniecznie trzeba coś zrobić, cokolwiek. Nagrajmy wiersze, spektakl, serial internetowy - totalny szał. A niektórzy postanowili podejść do tego z dystansu i odnaleźć się w tej rzeczywistości po swojemu. Cieszę się, że nie uległam tym szaleństwom, bo bywam czasem impulsywna i zdarza się, że reaguję żywiołowo na różne sytuacje. 

Nie marzyłaś o roli w internetowym serialu o pandemii? 

Nie! Zwłaszcza, że widziałam parę takich produkcji i Boże broń! (śmiech). Podziwiam twórcze zmagania kolegów, ale muszę przyznać, że to zupełnie nie moja bajka. Wiem też, że powstało wiele fajnych scenariuszy, wiele osób miało wtedy bardzo twórczy czas. Moi znajomi - aktorzy, reżyserzy, scenarzyści - poświęcili ten okres na wyciszenie i pracę nad rzeczami, na które wcześniej nie mieli czasu. Myślę, że dla niektórych był to bardzo zbawienny moment i okazja do przemyślenia wielu spraw, spojrzenia na siebie z boku. 

A co tobie dała pandemia? 

Najprościej rzecz ujmując, dała mi COVID. Na szczęście przeszłam go bezobjawowo. Mimo usilnych prób uchronienia się przed wirusem, test w końcu wykazał, że jednak go złapałam. Nie odczułam tego jakoś bardzo dotkliwie poza tym, że przez dwa tygodnie bolała mnie głowa. Nie wiem, jakie będą dalsze skutki tej choroby. Chcę sobie zrobić badania, żeby się przekonać, czy został jakiś ślad, czy nie. A poza tym? Ja też sobie pewne rzeczy przewartościowałam, pomyślałam nad swoim życiem. Na pewno pandemia dała mi poczucie siły. Nie lubię, jak mi się zwalają pod nogi kłody, które muszę pokonywać, żeby dotrzeć do celu, ale też nie poddaję się łatwo, nie zawracam. Uważam, że trzeba znaleźć jakiś sposób na przezwyciężenie tych przeszkód. Na pewno to doświadczenie dało mi poczucie sprawczości, że jak się chce, to można, więc nie ma co siedzieć na tyłku i rozpaczać. Ale z drugiej strony, chyba zawsze to wiedziałam - po prostu teraz miałam okazję to sprawdzić na własnej skórze. 

Pandemia sprawiła też, że poczułam się potrzebna. Organizowałam na Instagramie akcje dla szpitali wspólnie kolektywem #WzywamyPosiłki oraz z innymi fundacjami. Oczywiście, nie działałam sama! To jest cała siatka powiązań. Dzwoniliśmy do siebie, żeby ustalić, komu i jak trzeba pomóc. Szukałam wsparcia wśród innych i otrzymywałam je z różnych stron - od przyjaciół, znajomych, sąsiadów. Zawsze byłam społecznikiem i nadal lubię nieść pomoc wszędzie tam, gdzie tylko mogę. To mi daje dużą przyjemność i satysfakcję, a miniony rok jeszcze to we mnie umocnił i ugruntował. To szczególnie ważne dla aktora, bo w tym zawodzie człowiek często ma wrażenie, że do niczego innego się nie nadaje. 

Szukasz dla siebie przestrzeni pozateatralnej, w której mogłabyś się realizować? 

Zawsze szukałam. Nieistniejący już Dworzec Zakopane też był taką potrzebą odnalezienia się w innej rzeczywistości - na wszelki wypadek, ale też po to, żeby coś sobie udowodnić. Lubię wyzwania, więc każde kolejne jest na wagę złota. Czerpię ogromną radość ze wszystkich nowych umiejętności. Jednym z moich ostatnich odkryć jest np. gra na ukulele. Postanowiłam się zmobilizować i samodzielnie zgłębić tajniki tego fantastycznego instrumentu. Okazuje się, że nie mając wykształcenia muzycznego, metodą prób i błędów uczę się i coś tam sobie klecę (śmiech).

Zauważyłam też, że odkrywasz piękno baletu. Jakiś czas temu wstawiłaś na Instagrama zdjęcia, na których stoisz w pointach. 

To kolejna rzecz, której próbuję i która sprawia mi frajdę. Zaczęłam też regularnie ćwiczyć. Codziennie o szóstej rano zwlekam się z łóżka i robię swój zestaw ćwiczeń - nie po to, żeby się katować, tylko dla przyjemności i dobrego samopoczucia. Na mój poranny rytuał składają się ćwiczenia od rehabilitanta, z którym w zeszłym roku pracowałam nad swoim kręgosłupem, a także kilka elementów jogi. I tak zaczynam każdy dzień. 

Pożegnaliśmy wreszcie 2020 rok. Czego życzysz sobie na nadchodzący czas? 

Życzę nam wszystkim, żebyśmy mogli się w końcu normalnie spotykać, wypić kawę na miejscu, zjeść pizzę i makarony w restauracji, napić się wina siedząc przy stoliku, na świeżym powietrzu. Chciałabym pojechać na narty, albo w ogóle wyjechać - gdzieś daleko, daleko. I żebyśmy w końcu wrócili na scenę i zagrali Ławę przysięgłych dla publiczności. Żeby wróciła ta normalność, którą dobrze znamy. Wiem, że ona wróci, ale to już nie będzie ten sam świat. Myślę, że pandemia mocno zweryfikuje nasze myślenie o rzeczywistości. Już teraz łapię się na tym, że jak oglądam filmy, to zastanawiam się, dlaczego bohaterowie nie mają masek na twarzy. Niedawno oglądałam taki film o Nowym Jorku z Willem Smithem. Akcja toczy się w grudniu, w tle pada śnieg, więc wszystko się zgadza, ale ludzie stoją i gadają bez masek - byłam tym naprawdę oburzona! (śmiech). To są takie konfrontacje z rzeczywistością, które z pewnością czekają nas w najbliższym czasie... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz