sobota, 2 marca 2013

"Być jak płynąca rzeka" i inne banały


Najwyższy czas obalić mity, którymi karmią nas poradniki lepszego życia, pisarze podający się za filozofów, pseudo-psycholodzy i trenerzy coachingu (o tych ostatnich napiszę jeszcze nieraz...). Ile razy słyszę, że "kiedy nie można się cofnąć, trzeba pójść na przód", albo "to możliwość spełniania marzeń sprawia, że życie jest fascynujące", mam ochotę krzyczeć. Jeżeli to ma być filozofia na miarę dwudziestego pierwszego wieku, to ja rezygnuję i kategorycznie żądam cofnięcia mnie do czasów, gdzie używanie mózgu nie było przeżytkiem...


Każdy ma w życiu okres zwątpienia. Są takie momenty, kiedy wracam do punktu wyjścia, coś się psuje, drzwi się zamykają. Koniec. Tyle wysiłku, tyle energii, na nic. Od pewnego czasu zauważam, że takie sytuacje powtarzają się u mnie cyklicznie i z pewnym niepokojem zastanawiam się po cichu, czy wszystko ok, czy jestem nieprzystosowana społeczne, czy może życie ma takie skrzywione poczucie humoru? Kolejny raz było już tak dobrze, byłam już tak daleko i znów jest nic. W takich chwilach człowiek się zastanawia, co robi nie tak. Gdzie tkwi błąd? Czego jeszcze nie wiem? Co pominęłam?

Niby każdy z nas ma jakiś wewnętrzny radar, system wartości i zbiór przekonań, które pchają do przodu, ale czy to wystarcza? Czasem, nie wiadomo skąd, pojawia się potrzeba znalezienia jakiejś wskazówki, uniwersalnej myśli, rady, instrukcji obsługi życia, która byłaby kompasem, kołem ratunkowym, mottem. Widać, zapotrzebowanie jest ogromne, a specjaliści do spraw zbawiania ducha dwoją się i troją, żeby każdy znalazł coś dla siebie. Jak świat długi i szeroki, wszędzie znajdzie się jakiś myśliciel, który każdego dnia produkuje dla nas nowe wskazówki i filozoficzne drogowskazy. Krótkie, opakowane w piękne słowa, afirmujące banały.

Może to działa z dodatkiem jakichś silnych leków, może wtedy w mózgu zapala się światełko i proste, oklepane słowa nabierają głębszego sensu. Nie wiem, jeszcze nie eksperymentowałam. Wiem natomiast, że 95% z tego, co dałam radę przeczytać w miarę bezboleśnie, wiedziałam już wcześniej i zapewne nie tylko ja. Dlaczego więc ludzie płacą majątek za sesje, treningi i terapie, a co więcej, wierzą głęboko, że stwierdzenia typu: "Po każdej burzy wychodzi słońce" "Każdy, kto się rodzi, dostaje świat w prezencie" odmienią ich życie?!

Zostaje jeszcze kwesta owych 5% tajemnej wiedzy, której ani ja nie byłabym wstanie przewidzieć, ani tym bardziej sam autor. "Wszystko, co zdarza się raz, może się nie przydarzyć nigdy więcej, ale to, co zdarza się dwa razy, zdarzy się na pewno i trzeci"Wow, skąd ta pewność? I na jakiej zasadzie? Rachunku prawdopodobieństwa? Zasady względności? Wróżenia z fusów, a może z obserwacji gwiazd? Widać, samo "Życie jest, jakie wierzysz, że jest", nie ma już tej siły rażenia, skoro psycholodzy i tak zwani trenerzy wchodzą z butami na teren wróżbity Macieja...

Prym w przewidywaniu tego, co do przewidzenia niemożliwe, wodzi od lat mistrz mistrzów, Paulo Coelho. "Alchemik", jego największe dzieło i jako jedyne, przejawiające ślady erudycji, które - jak się potem okazało - Coelho bezwstydnie zerżnął od wielkich myślących, aczkolwiek, zapomniał ich uwzględnić w przypisach... Potem już chyba próbował samodzielnie i finał tego taki, że "kawa jest dobra, jak jest dobra"...

Na rodzimej scenie działa sobie Maciej Bennewicz, autor bardzo przereklamowanej, jak na faktyczną wartość intelektualną, pozycji "Coaching, czyli restauracja osobowości". Każdy, kto nie wie, że "Bez fundamentów nie ma na czym budować prostych ścian i wnętrza domu", powinien koniecznie przeczytać. Bennewicz, z wykształcenia psycholog i socjolog, organizuje treningi sesje, warsztaty i terapie, podczas których za grube pieniądze uświadamia ludziom, to, czego zdawali się nie wiedzieć wcześniej, np., że "Zmiany są częścią życia. Warto, więc dokonywać ich świadomie".

"Coaching" przewertowałam. Każdemu, kto gustuje w science fiction,  książka powinna się spodobać. Bennewicz usilnie stara się w niej udowodnić, że sami kreujemy własne życie, jeżeli zapragniemy możemy osiągnąć wszystko, a jedyne, co nas przed tym hamuje, to nasze własne bariery, które musimy przezwyciężyć. W dużym skrócie, jest to pozycja niesamowicie optymistyczna -, jeżeli nie surrealistyczna- jak na nasze czasy. Dodatkowo autor funduje czytelnikowi sentencje w stylu: „Umysł i ciało muszą bowiem włożyć wysiłek, żeby sprostać nieznanemu. To nieprzewidywalność bywa najbardziej stresująca i kosztowna psychofizycznie". Zaskakujące, prawda?

Na zakończenie lektury, przeczytałam jeszcze "Nie czekaj na przypadek i zrządzenie losu. Dokonuj zmian, dzięki którym poczujesz się tak, jak tego pragniesz" i idąc za radą mistrza, wywaliłam książkę do kosza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz