piątek, 22 marca 2019

Zmierzch Don Juana. "Kilka scen z życia" na scenie Teatru Dramatycznego


Nie sposób oprzeć się jedynej w swoim rodzaju, dekadenckiej atmosferze, jaka towarzyszy dramatom Antoniego Czechowa. Tych największych napisał w sumie sześć, a każdy z nich stanowi doskonałe studium ówczesnej rosyjskiej mentalności. Pisarz w skupieniu badał postawy i problemy, jakimi cechowało się jego najbliższe otoczenie. Postacie z jego utworów to w zdecydowanej większości przypadków ludzie pogrążeni w długach, alkoholu i destrukcyjnych, nieszczęśliwych związkach. Mimo namacalnych tragedii bohaterowie bawią się beztrosko, jakby nie wiedzieli (albo nie chcieli wiedzieć), że ich świat się bezpowrotnie kończy, a wraz z nim kończy się też beztroskie, próżniacze życie, jakie dotychczas wiedli... 

Pełno w utworach Czechowa ludzi przegranych - pogrążonych w długach i nieróbstwie pijaków, bawidamków i nieudaczników. Przeciwnicy zarzucali mu, że piętnując wady i słabości Rosjan, pisarz otwarcie pogardzał swym narodem. Wystarczy jednak zagłębić się w treść każdej z jego sztuk, żeby poczuć, z jak wielką troską Czechow przyglądał się, bądź co bądź, marnej egzystencji swoich rodaków. Nie oceniał - usiłował jedynie odnaleźć przyczynę ich niepowodzeń i upatrywał jej w sposobie komunikacji i różnicach klasowych, a przede wszystkim, w  romantycznej i porywczej naturze, która była nierzadko powodem zguby oderwanych od rzeczywistości  rosyjskich arystokratów.

Wnikliwa analiza ludzkich postaw w Trzech siostrach, czy Wujaszku Wani wcale nie dziwi - Czechow był wtedy po czterdziestce i miał już o świecie wyrobione zdanie. Fenomenem jest za to Płatonow - pierwszy dramat, który pisarz stworzył mając zaledwie 21 lat. Głębia psychologiczna tego utworu jest zdumiewająca - skąd u młodego studenta medycyny tak poważne, egzystencjalne refleksje? Co ciekawe, Płatonow ujrzał światło dzienne dopiero po śmierci autora. Dzieło nie miało nawet tytułu, więc siłą rzeczy nazwano je imieniem głównego bohatera. Po dokładnym zapoznaniu się z treścią utworu nie ulegało wątpliwości, kto jest jego twórcą. Motywy zawarte w Płatonowie można bez większego trudu odnaleźć w kolejnych jego dziełach - tak jakby przez całe życie pisał ciągle jedną i tę samą historię. Po części tak było, bo przecież główną bohaterką czechowowskich utworów jest przede wszystkim Rosja.




Adaptacje twórczości Antoniego Czechowa są zawsze wielkim teatralnym wydarzeniem. Nie inaczej było w przypadku premiery Kilku scen z życia na Scenie na Woli Teatru Dramatycznego w Warszawie. Najnowsza sztuka Anny Gryszkówny oparta jest na tekście Płatonowa, jednak reżyserka w swojej inscenizacji skoncentrowała się tylko na najważniejszych postaciach, pomijając zupełnie wątki poboczne w utworze. Jako wielka miłośniczka Czechowa, obawiałam się trochę zmian i przekształceń, które mogłyby sprawić, że dramat straci swą wielowymiarowość. O dziwo, w tym przypadku zadziałały one jednak na korzyść utworu. Mając przed oczami sztukę w tak mocno okrojonej wersji, widz skupia się na głównej osi wydarzeń i jej bohaterach, których u Gryszkówny może sobie oglądać w dużym powiększeniu, jak pod mikroskopem. Bohaterowie Czechowa stali się dla reżyserki obiektami laboratoryjnego eksperymentu, do którego zaprasza także publiczność. Sprawdźcie z bliska, jak krok po kroku chylił się ku upadkowi wielki, nieistniejący już świat rosyjskich marzycieli...

Michał Płatonow (Otar Saralidze) należy to tej kategorii bohaterów, którzy zaczynają działać na odbiorcę, zanim pojawią się na scenie. Ten rosyjski Don Juan nie pozostawiał obojętną żadnej kobiety, z którą miał sposobność zetknąć się choćby na parę chwil. Wiedząc, jak silne palpitacje serca wywołuje u dam sama obecność Płatonowa, możemy śmiało założyć, że całe zamieszanie związane z wieczorem sylwestrowym w majątku Wojnicowów powstało ze względu na niego. Właścicielka posiadłości, Anna Wojnicew (Agata Wątróbska), młoda wdowa po hrabim Wojnicewie należy do grona najzagorzalszych fanek nieodpartego uroku tego młodzieńca i nie ukrywa wcale, że jest on najbardziej oczekiwanym gościem na jej przyjęciu. Kiedy bohater zjawia się wreszcie spóźniony, ciągnąc za sobą żonę, Saszę (Agata Różycka), wydarzenia na scenie przybierają zupełnie nieoczekiwany bieg. Od tej pory wszystko, co się wydarzy, albo i nie wydarzy w tej sztuce, zależeć będzie jedynie od Płatonowa.




Goście Anny to istne towarzystwo wzajemnej adoracji. W tej osobliwej grupie każdego coś z kimś łączy. Brat Saszy, Mikołaj (Marcin Stępniak) jest nie tylko szwagrem Płatonowa, ale także jego wielkim przyjacielem. Towarzyszy im także Sergiusz (Sebastian Skoczeń), pasierb Anny i świeżo upieczony mąż Soni (Martyna Kowalik), z którą nasz tytułowy bohater miał już jakieś młodzieńcze miłostki. O przygodach z Płatonowem marzy też Anna, która intensywnie pracuje, żeby ich znajomość wyszła wreszcie poza ramy czysto przyjacielskiej relacji. Na razie jednak kobieta musi zadowolić się towarzystwem błaznującego Mikołaja, który się u niej stołuje, gra z nią w szachy i niewykluczone, że także sypia. Bliskie relacje z hrabiną nie przeszkadzają mu spotykać się także z mądrą, choć niezbyt obytą w towarzystwie Marią Grekow (Agata Góral), która z kolei czuje miętę do Płatonowa, a im bardziej Michał ją obraża, tym bardziej dziewczyna się w nim zakochuje. Już za chwilę cały ten dziwny układ  towarzyski posypie się jak domek z kart, a najlepsi przyjaciele staną się największymi wrogami. Wszystko za sprawą Płatonowa, który wciąż karmi swoje ego coraz to nowszymi miłosnymi trofeami.




Płatonow to sen o Rosji, której już nie ma. Czechow w swojej pierwszej dużej sztuce uchwycił obrazy tamtego, nieistniejącego już środowiska rosyjskiej arystokracji. Dramat rozpoczyna się dość sennie, widz może nawet odnieść wrażenie, że nic się w nim nie dzieje. To celowy zabieg, który miał za zadanie zmylić czujność odbiorcy i spotęgować w nim efekt zaskoczenia, jaki wywoła nagły zwrot akcji. Ten sprytny chwyt dramaturgiczny Antoni Czechow streścił w jednym zdaniu:

"Prowadzę akcję powoli, spokojnie, usypiam widza i nagle daję mu w mordę"

Silnym ciosem - zarówno dla widza, jak i dla bohaterów sztuki - okazuje się romans Michała i Soni. Od tej chwili stajemy się świadkami niebezpiecznej gry, w którą zostanie mimowolnie wplątana każda z postaci występujących w utworze. Płatonow jest nie tylko winowajcą, ale i największą ofiarą nieszczęść, jakich się dopuścił. Smutny zmierzch Don Juana to także metafora nieuchronnego końca pewnej epoki rosyjskiego imperium. Antoni Czechow zdążył ją jeszcze dokładnie opisać, nim zniknęła zupełnie w cieniu wielkiej rewolucji. 


Podobno wcale nie tak łatwo zagrać Czechowa. Tym większy mój zachwyt dla całej obsady spektaklu, bo każdy z artystów poradził sobie z tym zadaniem bardzo dobrze. Ogromne wyrazy uznania należą się przede wszystkim Otarowi Saralidze za fantastyczną rolę Michała Płatonowa. Aktor z niebywałą łatwością oddał na scenie charakter swojej postaci. Tytułowy bohater w wykonaniu Otara jest bardzo czechowowski - nie brakuje mu rosyjskiej ekspresji, zjadliwej ironii i teatralnego tragizmu. Tę ostatnią cechę artysta fantastycznie przedstawił w końcowych scenach, które wymagały od niego nie lada wysiłku. Zachwyciła mnie także Agata Wątróbska w roli Anny Wojnicew. To zdecydowanie najbardziej wyrazista ze wszystkich kobiecych ról w tej sztuce. Popisowy duet Wątróbska&Saralidze jest  największą siłą tego spektaklu i to właśnie ich gra najbardziej zapadła mi w pamięć.

Muszę wyróżnić też Agatę Góral, która w sztuce genialnie wcieliła się w Marię Grekow. Aktorka wspaniale pokazała dwoistą naturę swojej bohaterki, która na skutek zetknięcia z Płatonowem w jednej chwili przeistacza się z silnej kobiety w omdlewające, zakochane dziewczątko. Plus dla aktorki, że zagrała swoją postać w przezabawny, rozbrajający sposób. 

Sztukę ogląda się z przyjemnością także ze względu na jej walory wizualne (Aneta Suskiewicz). Choć surowe, monochromatyczne wnętrze salonu Wojnicewów mocno odbiega od czasów, w których Czechow pisał swoje utwory, nowoczesny styl scenografii zaskakująco dobrze pasuje do prezentowanej na scenie historii - podobnie, jak kostiumy, w których występują aktorzy. Komu w pierwszej części brakowało typowo rosyjskiego klimatu, ten odnajdzie go w drugiej części spektaklu, gdyż akcja sztuki przenosi się z eleganckiego salonu, wprost przed dom Płatonowa. Mamy zaspy i zamieć śnieżną, a także futra i grube czapy. Na sam widok robi się zimno... Atmosferę spektaklu doskonale podkreśla muzyka Andrzeja Perkmana, a także gra świateł Andrzeja Króla




Mając w pamięci ubiegłoroczną premierę Mężczyzny na Scenie Przodownik, czułam, że i tym razem Anna Gryszkówna pozytywnie mnie zaskoczy. Nie pomyliłam się. Reżyserka kolejny raz wzięła na warsztat jedno z moich ulubionych dzieł i stworzyła z niego niezwykle interesujące widowisko. Mimo drobnych modyfikacji utwór nie stracił siły wyrazu, ani też jedynego w swoim rodzaju klimatu, jakim wyróżnia się twórczość Antoniego Czechowa. Kilka scen z życia zachwyca doskonałą grą, angażuje, niepokoi i trzyma w napięciu do ostatniej minuty. Wyszło pięknie - właśnie o takim Płatonowie marzyłam.


 

fot. Krzysztof Bielński
Materiały prasowe - Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz