piątek, 21 czerwca 2013

Prawdziwi "Męszczyźni"


Już od jakiegoś czasu zbierałam się, żeby napisać szczerze o facetach, ale zawsze w głowie pojawiały się tematy łatwiejsze, więc ten odkładałam na półkę, na później. Inspiracja przyszła znienacka i dość dziwnych jak na temat męskości okolicznościach...


W miniony weekend przez warszawskie ulice przemaszerowała Parada Równości. Gdzie geje i lesbijki, tam i narodowcy - to już chyba nikogo nie dziwi. Groźni panowie z ONR-u co roku chcą ukraść to kolorowe show i tym razem prawie im się udało. Słynny już transparent z błędem ortograficznym "Chcemy prawdziwych męszczyzn, a nie cioty" zrobił w mediach furorę, gratuluję kreatywności. Problem jednak w tym, że najprawdopodobniej nie była zamierzona. Jakie z tego wnioski? Prawdziwi "męszczyźni" są zbyt męscy, żeby zawracać sobie dupę ortografią?

Nie nie chcę dziś pisać o nacjonalistach, ani o gejach. Może innym razem. Od dłuższego czasu zastanawiam się co to znaczy "prawdziwy" mężczyzna? Odważny? Męski? Przystojny? Błyskotliwy? A może inteligentny i zabawny, mający własne zdanie, opiekuńczy i stanowczy... Albo wszystkie te cechy na raz? Prawdziwy mężczyzna nie jest ideałem, ideały są nudne. Są jednak uniwersalne męskie cechy, cenione od dawna - takie, które pomimo upływu czasu nigdy się nie przeterminują. Szkoda, że dzisiaj panowie tak rzadko o tym pamiętają. 

Nie jestem feministką. Nie chodzę na manify, nie rzucam stanikami i nie drę się, że chcę być traktowana jak facet. Z bardzo prostego powodu - nie jestem facetem. Kobiecość jest trudna, szczególnie dziś, ale uwielbiam być kobietą. Lubię czuć się słaba i nieporadna, lubię potrzebować pomocy, płakać, złościć się. Lubię, gdy mężczyzna potrafi zapanować nad moją burzą nastrojów, uspokoić mnie jednym gestem. Ale coraz częściej widzę, że dziś kobiety same muszą sobie radzić, same muszą ocierać sobie łzy, a najlepiej w ogóle nie płakać. Coraz częściej okazuje się, że mężczyźni po prostu nie dają rady, nie ma ich przy kobietach wtedy, gdy one tego najbardziej potrzebują...

Pisałam tu, że prawdziwi, silni mężczyźni wyginęli dawno temu, zostali sami słabi, wychudzeni chłopcy. Pięknie uczesani, identyczni, cienie dawnych mężczyzn. Skąd ta hipsterska, dziwna moda na niedowagę, metroseksualizm i egocentryczne podejście do życia? Nie wiem. Heteroseksualni mężczyźni spędzają dziś przy lustrze więcej czasu niż kobiety. Myślą najpierw o sobie, potem ewentualnie o kobiecie u boku. Powoli zaczynam wierzyć, że faktycznie role się odwróciły. Panowie są piękni i delikatni, my musimy uczymy się być twarde - bo przecież ktoś musi...

Nie chcę generalizować, nie wszyscy mężczyźni to zapatrzeni w siebie, bezczelni egocentrycy. Ale tendencja jest tak silna, że nie da się już udawać, że nic się nie dzieje. Często czytam bloga Łukasza Kielbana, Czas Gentlemanów. O tym, jak powinien się zachowywać prawdziwy, szarmancki facet. O tym wszystkim, o czym dziś mężczyźni już nie pamiętają. Albo nigdy nie wiedzieli. O dobrym wychowaniu, w dużym skrócie. Słowa Łukasza przypominają mi się zawsze wtedy, gdy jakiś gburowaty buc przepycha się przed mną pędząc do tramwaju. Gdy widzę, jak kobieta w ciąży stoi w metrze, a młody facet obok niej siedzi rozparty jakby nigdy nic. Kiedy "gentleman" wchodzi do windy, a "dzień dobry" to ostatnie słowa, jakie ma ochotę powiedzieć. 

Oczywiście, nie jest tak, że chamstwo i brak kultury to domena jedynie mężczyzn. Brak dobrego wychowania dotyka zarówno mężczyzn, jak i kobiety, to jasne. Ale ten tekst jest o mężczyznach, o gentlemanach naszych czasów. "Prawdziwi męszczyźni"? Nie muszą olśniewać urodą, przenosić gór, nie muszą być chodzącą encyklopedią. Prawdziwy mężczyzna to zwykły facet, który wie jak się zachować i rozumie kobiety. Wciąż wierzę, że istnieje. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz