Jeżeli należysz do osób szukających pracy idealnej, to pewnie jesteś częstym uczestnikiem rekrutacji w wielu firmach. Moja nauczycielka od Przedsiębiorczości zawsze powtarzała, że każda rozmowa kwalifikacyjna jest cennym doświadczeniem, doskonali sztukę autoprezentacji i pozwala lepiej zrozumieć rynek pracy. Tyle teorii. Zweryfikowałam ją całkiem szybko, a kolejne rekrutacje tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że każda rozmowa kwalifikacyjna przypomina grę w pokera, wymaga doskonałych umiejętności aktorskich i doświadczenia w sprzedaży. Pojedynek na słowa i miny przetrwają najsiniejsi. Pracownicy z tak zwanego działu zasobów ludzkich (koszmarna nazwa - jakby człowiek był meblem, albo workiem ziemniaków...) mają do perfekcji wyćwiczoną sztukę zadawania idiotycznych pytań z kamienną, nieprzeniknioną twarzą. Jeszcze większą sztuką jest umieć na nie odpowiedzieć. Poniżej kategorie i przykłady najgłupszych i najczęściej zadawanych pytań podczas rekrutacji. Miłej zabawy.
#1 Dociekliwe: "Dlaczego chce Pani pracować w naszej firmie?"
To stały element w repertuarze ludzi z działu HR wielkich korporacji. Pytając, dlaczego akurat u nas, chcą usłyszeć, że to Twój życiowy cel, urodziłeś się z postanowieniem, że kiedyś staniesz się częścią tej właśnie marki, bo są zajebiści pod każdym względem. Możesz dorzucić co nieco newsów z Wikipedii na temat historii firmy, czym bardzo połechtasz ego prezesa. Zakończ stwierdzeniem, że mierzysz wysoko i chcesz się uczyć od najlepszych. Tak powinna brzmieć prawidłowa odpowiedź, która zakwalifikuje Cię do drugiego z dwudziestu etapów rekrutacji.
Jeżeli natomiast starasz się o pracę w popularnej sieci fast foodów, wyznaj żarliwie: "Moje studia podyplomowe to tylko nic nie znaczące hobby. Tak naprawdę zawsze chciałam szorować gary w jednej z waszych restauracji...".
#2 Abstrakcyjne: "Gdzie widzi Pani siebie za 10 lat?"
Uwaga, trudne. To kolejne pytanie, w którym rozsądek jest punktowany dużo wyżej niż szczerość. Myślisz: "na jachcie dryfującym po Lazurowym Wybrzeżu, na tarasie stylowego nowojorskiego loftu, na stanowisku redaktor naczelnej amerykańskiego Vogue'a"... Mówisz: "Trudno to przewidzieć, ale oczywiście pragnęłabym dalej rozwijać swoją karierę w Państwa firmie..." Bingo!
#3 A'la Freud: "Dobre i złe cechy"
Zawsze w takich momentach zastanawiam się, po co oni o to pytają - przecież na 100 przypadków, 99 to odpowiedzi mocno odbiegające od rzeczywistości. I wcale nie dlatego, że wszyscy jesteśmy maniakalnymi kłamcami, ale po prostu mało kto zdaje sobie sprawę ze swoich wad i zalet. A nawet, kiedy już je dostrzeżemy, wolimy się nimi nie dzielić przed człowiekiem, którego decyzja wpłynie na naszą przyszłość. Dlatego w takich sytuacjach stosuję zasadę maksymalnej neutralności. Wybierz wady, które za bardzo nie odchylają Cię od normy i zalety, które nie są przesadnie nobilitujące. I pamiętaj, że chodzi o cechy, które sprawdzą się w pracy, więc nie opowiadaj, że zawsze wzruszasz się na filmach z Ryanem Goslingiem. Krótko mówiąc, pokaż, że jesteś normalnym człowiekiem posiadającym zestaw cech, które gwarantują, że Twój pracodawca będzie z Ciebie zadowolony.
#4 A'la jury talent show: "Największy sukces i największa porażka"
Nienawidzę odpowiadać na takie pytania, ale to niestety kluczowy element rekrutacji - Twój przyszły pracodawca bada grunt i sprawdza, jak radzisz sobie w trudnych sytuacjach i czym już możesz się pochwalić. O ile o sukcesach zawsze warto mówić (byle nie za dużo - przechwalanie źle wpływa na wiarygodność), porażki lepiej ogranicz do minimum. Jasne, nie ma ludzi idealnych i każdemu kiedyś powinęła się noga, ale opowiadanie pracodawcy o tym, że Twoje zdjęcie w seksownej bieliźnie zamiast do Twojego faceta, trafiło do skrzynki kluczowego klienta, na pewno nikogo nie rozbawi. Najlepiej mówić o stresie (kto go nie ma), albo wykręcić się odpowiedzią "nie rozpamiętuję porażek - staram się o nich jak najszybciej zapomnieć".
Nienawidzę odpowiadać na takie pytania, ale to niestety kluczowy element rekrutacji - Twój przyszły pracodawca bada grunt i sprawdza, jak radzisz sobie w trudnych sytuacjach i czym już możesz się pochwalić. O ile o sukcesach zawsze warto mówić (byle nie za dużo - przechwalanie źle wpływa na wiarygodność), porażki lepiej ogranicz do minimum. Jasne, nie ma ludzi idealnych i każdemu kiedyś powinęła się noga, ale opowiadanie pracodawcy o tym, że Twoje zdjęcie w seksownej bieliźnie zamiast do Twojego faceta, trafiło do skrzynki kluczowego klienta, na pewno nikogo nie rozbawi. Najlepiej mówić o stresie (kto go nie ma), albo wykręcić się odpowiedzią "nie rozpamiętuję porażek - staram się o nich jak najszybciej zapomnieć".
#5 Wścibskie: "Z kim Pani mieszka?"
Jest taka kategoria pytań, które nie mają nic wspólnego z Twoim doświadczeniem zawodowym, a jednak pojawiają się na rozmowach dość często. O ile nie masz nic przeciwko obnażaniu się przed zupełnie obcymi ludźmi, ok. Sugerowałabym jednak włączyć czujność, bo: a) czasem szczera odpowiedź może się nie spodobać pracodawcy b) co go to do cholery obchodzi?!
Miałam tę nieprzyjemność napatoczyć się na człowieka, którego bardziej niż referencje, interesowały moje warunki mieszkalne oraz ewentualni współlokatorzy. Dodam, że był to prezes jednej z najbardziej cenionych agencji PR w Polsce. Nie wiem co facetowi chodziło po głowie (ok, wiem i wolę już tego nie analizować...). Z takich pytań najlepiej wymiksować się w sposób dyplomatyczny i asertywny - tzn, odpowiedzieć tak, żeby nic nie odpowiedzieć. Poza tym, ludzie mają różne skrzywienia - jeżeli powiesz, że mieszkasz z rodzicami, uznają, że jesteś niedorozwinięty. Mieszkasz sam - jesteś aspołeczny i nie nadajesz się do pracy w zespole. Kwestie partnerów lepiej w ogóle przemilczeć - mąż/żona i dzieci to częste zwolnienia i urlopy, związki tej samej płci w wielu miejscach wciąż są kwestią, która dyskwalifikuje w przedbiegach. Zanim jednak cokolwiek odpowiesz, zastanów się, czy jest sens dalej kontynuować tę rozmowę - kolejne pytanie jest łatwe do przewidzenia...
Jest taka kategoria pytań, które nie mają nic wspólnego z Twoim doświadczeniem zawodowym, a jednak pojawiają się na rozmowach dość często. O ile nie masz nic przeciwko obnażaniu się przed zupełnie obcymi ludźmi, ok. Sugerowałabym jednak włączyć czujność, bo: a) czasem szczera odpowiedź może się nie spodobać pracodawcy b) co go to do cholery obchodzi?!
Miałam tę nieprzyjemność napatoczyć się na człowieka, którego bardziej niż referencje, interesowały moje warunki mieszkalne oraz ewentualni współlokatorzy. Dodam, że był to prezes jednej z najbardziej cenionych agencji PR w Polsce. Nie wiem co facetowi chodziło po głowie (ok, wiem i wolę już tego nie analizować...). Z takich pytań najlepiej wymiksować się w sposób dyplomatyczny i asertywny - tzn, odpowiedzieć tak, żeby nic nie odpowiedzieć. Poza tym, ludzie mają różne skrzywienia - jeżeli powiesz, że mieszkasz z rodzicami, uznają, że jesteś niedorozwinięty. Mieszkasz sam - jesteś aspołeczny i nie nadajesz się do pracy w zespole. Kwestie partnerów lepiej w ogóle przemilczeć - mąż/żona i dzieci to częste zwolnienia i urlopy, związki tej samej płci w wielu miejscach wciąż są kwestią, która dyskwalifikuje w przedbiegach. Zanim jednak cokolwiek odpowiesz, zastanów się, czy jest sens dalej kontynuować tę rozmowę - kolejne pytanie jest łatwe do przewidzenia...
#6 Hobbystyczne: "Jak spędza Pani wolny czas?"
Po serii pytań przypominających pociski bombowe, taki temat wydaje się kojący jak masaż w SPA. Uważaj jednak, Wielki Brat cały czas czuwa! Oczywiście, zakładam, że masz mnóstwo zainteresowań i moglibyście o nich dyskutować do wieczora. Wybierz tylko te aktywności, w których faktycznie czujesz się, jak ryba w wodzie. Kłamstwo ma krótkie nogi. Udając zawodowego tenisistę (mimo, że nigdy nie trzymałeś nawet rakiety w ręku) możesz trafić na rozmówcę, który na korcie gra od urodzenia. Takie konfrontacje nie są fajne, no i wychodzisz na osobę nieuczciwą, a to zamyka drzwi do każdej pracy.
#7 Szowinistyczne: "Czy planuje Pani mieć dzieci?"
Bo jak planujesz, to lepiej siedź w domu, dbaj o przyrost naturalny i nie zawracaj dupy - takie podejście do kobiet mamy w Polsce XXI wieku. Jak już wspomniałam, ciąża = urlop/zwolnienia/problemy. Zdaniem nadętych dupków, rzecz jasna, choć z przerażeniem odkrywam, że taki stosunek mają do kobiet także kobiety... Na szczęście mamy wolny kraj i nikomu nie musisz się tłumaczyć ze spraw związanych z własną rozrodczością. Nie odpowiadaj - wyjdź i mocno trzaśnij drzwiami.
Bo jak planujesz, to lepiej siedź w domu, dbaj o przyrost naturalny i nie zawracaj dupy - takie podejście do kobiet mamy w Polsce XXI wieku. Jak już wspomniałam, ciąża = urlop/zwolnienia/problemy. Zdaniem nadętych dupków, rzecz jasna, choć z przerażeniem odkrywam, że taki stosunek mają do kobiet także kobiety... Na szczęście mamy wolny kraj i nikomu nie musisz się tłumaczyć ze spraw związanych z własną rozrodczością. Nie odpowiadaj - wyjdź i mocno trzaśnij drzwiami.
#8 Podstępne: "Ile chciałaby Pani zarabiać?"
Maniera, której nienawidzę u pracodawców - "Zapytam, ale sam nic nie powiem". I znowu rozsądek musi wygrać z marzeniami... Każdy chciałby zarabiać mnóstwo kasy, tylko, czy stawka, o której chcesz powiedzieć, jest adekwatna do stanowiska, na które aplikujesz? Żeby nie wyłożyć się na tym pytaniu, sprawdź lepiej przed rozmową, na ile możesz liczyć, aplikując np., na stanowisko account managera. Oczywiście, wszystko zależy od branży i polityki firmy. Warto pamiętać, że podanie zbyt małej kwoty dyskwalifikuje Cię tak samo, jak rzucenie przesadnie dużej. Żaden pracodawca nie chce mieć w zespole pracownika, który się nie ceni i nie wierzy w siebie. Zawsze możesz zapytać, ile firma proponuje Ci na tym stanowisku, ale szansa, że czegoś się dowiesz na rozmowie rekrutacyjnej, jest niemalże zerowa.
Maniera, której nienawidzę u pracodawców - "Zapytam, ale sam nic nie powiem". I znowu rozsądek musi wygrać z marzeniami... Każdy chciałby zarabiać mnóstwo kasy, tylko, czy stawka, o której chcesz powiedzieć, jest adekwatna do stanowiska, na które aplikujesz? Żeby nie wyłożyć się na tym pytaniu, sprawdź lepiej przed rozmową, na ile możesz liczyć, aplikując np., na stanowisko account managera. Oczywiście, wszystko zależy od branży i polityki firmy. Warto pamiętać, że podanie zbyt małej kwoty dyskwalifikuje Cię tak samo, jak rzucenie przesadnie dużej. Żaden pracodawca nie chce mieć w zespole pracownika, który się nie ceni i nie wierzy w siebie. Zawsze możesz zapytać, ile firma proponuje Ci na tym stanowisku, ale szansa, że czegoś się dowiesz na rozmowie rekrutacyjnej, jest niemalże zerowa.
#9 Retrospektywne: "Dlaczego zrezygnowała Pani z pracy w poprzedniej firmie?"
Musiało się coś stać, skoro szukasz pracy. Jeżeli firma przeprowadziła redukcję etatów, albo ogłosiła upadłość i zniknęła z horyzontu, powiedz o tym bez obaw, w końcu to nie Twoja wina. Jeżeli to był Twój wybór, najprawdopodobniej chodziło o: zbyt niskie zarobki/ kiepską atmosferę w zespole i zołzowate koleżanki/ ślęczenie przy projektach do późnej nocy, a tym samym brak życia towarzyskiego, seksualnego i zero czasu dla siebie. Nie, ten ktoś, z kim właśnie rozmawiasz, naprawdę nie musi byś świadkiem Twoich frustracji. Zamiast jechać po szefie tyranie, powiedz wymijająco, że nie odpowiadały Ci warunki pracy, dlatego jesteś w tym miejscu tu i teraz. Zakładam, że osoba, z którą rozmawiasz, ma na tyle taktu, żeby nie pytać o szczegóły. Jeżeli wywalili Cię za jakieś wielkie przewinienie, firma, do której startujesz, na pewno szybko się o tym dowie...
Musiało się coś stać, skoro szukasz pracy. Jeżeli firma przeprowadziła redukcję etatów, albo ogłosiła upadłość i zniknęła z horyzontu, powiedz o tym bez obaw, w końcu to nie Twoja wina. Jeżeli to był Twój wybór, najprawdopodobniej chodziło o: zbyt niskie zarobki/ kiepską atmosferę w zespole i zołzowate koleżanki/ ślęczenie przy projektach do późnej nocy, a tym samym brak życia towarzyskiego, seksualnego i zero czasu dla siebie. Nie, ten ktoś, z kim właśnie rozmawiasz, naprawdę nie musi byś świadkiem Twoich frustracji. Zamiast jechać po szefie tyranie, powiedz wymijająco, że nie odpowiadały Ci warunki pracy, dlatego jesteś w tym miejscu tu i teraz. Zakładam, że osoba, z którą rozmawiasz, ma na tyle taktu, żeby nie pytać o szczegóły. Jeżeli wywalili Cię za jakieś wielkie przewinienie, firma, do której startujesz, na pewno szybko się o tym dowie...
#10 Retoryczne: "Po co Pani umowa o pracę?"
Kiedy słyszę takie pytanie, nóż mi się otwiera w kieszeni. Niestety, zatrudnienie na umowę o pracę to dziś tak wielka rzadkość, że kiedy na rozmowie kwalifikacyjnej kandydat porusza tę kwestię, pracodawca patrzy na niego, jak na dinozaura. Po co umowa? Cóż, żeby móc czasem zachorować, wyjechać na zasłużony urlop, leczyć się na NFZ, mieć parasol ochronny na wypadek zwolnienia i pracować ze świadomością, że każdy rok naszej orki przerodzi się kiedyś w (gównianą) emeryturę. Niby nic, ale jednak warto o to powalczyć. Pracodawca, który nie uznaje umów o pracę, najprawdopodobniej ma w wielkim poszanowaniu swoich pracowników.
Szczerze wierzę, że pisząc ten tekst, nie odkryłam żadnej Ameryki, a każdą z powyższych sytuacji przerobiliście pewnie na własnej skórze i to niejeden raz. Moje wnikliwe badania pokazują, że zestaw pytań pomimo upływu lat za bardzo nie ewoluował. Rekrutacje w polskich firmach przypominają kazania w kościele - wiesz, jak się zaczną i jak się skończą, kiedy usiąść, kiedy wstać, w którym momencie się odezwać i po jakim czasie będzie można wyjść. Żadne z powyższych pytań nie zaskakuje, żadne nie umożliwia nam wykazania się kreatywnością i intelektem. Mimo to, pracodawcy wciąż skarżą się na fakt, że ciężko dziś znaleźć dobrych pracowników. Przychodzi mi do głowy tylko jedna konkluzja - może trzeba ich po prostu bardziej doceniać? Gigantyczne rotacje w niemal każdej branży mogą świadczyć nie o tym, że to pracownicy są źli, ale o tym, że ciężko dziś o dobrego pracodawcę.
Kiedy słyszę takie pytanie, nóż mi się otwiera w kieszeni. Niestety, zatrudnienie na umowę o pracę to dziś tak wielka rzadkość, że kiedy na rozmowie kwalifikacyjnej kandydat porusza tę kwestię, pracodawca patrzy na niego, jak na dinozaura. Po co umowa? Cóż, żeby móc czasem zachorować, wyjechać na zasłużony urlop, leczyć się na NFZ, mieć parasol ochronny na wypadek zwolnienia i pracować ze świadomością, że każdy rok naszej orki przerodzi się kiedyś w (gównianą) emeryturę. Niby nic, ale jednak warto o to powalczyć. Pracodawca, który nie uznaje umów o pracę, najprawdopodobniej ma w wielkim poszanowaniu swoich pracowników.
Szczerze wierzę, że pisząc ten tekst, nie odkryłam żadnej Ameryki, a każdą z powyższych sytuacji przerobiliście pewnie na własnej skórze i to niejeden raz. Moje wnikliwe badania pokazują, że zestaw pytań pomimo upływu lat za bardzo nie ewoluował. Rekrutacje w polskich firmach przypominają kazania w kościele - wiesz, jak się zaczną i jak się skończą, kiedy usiąść, kiedy wstać, w którym momencie się odezwać i po jakim czasie będzie można wyjść. Żadne z powyższych pytań nie zaskakuje, żadne nie umożliwia nam wykazania się kreatywnością i intelektem. Mimo to, pracodawcy wciąż skarżą się na fakt, że ciężko dziś znaleźć dobrych pracowników. Przychodzi mi do głowy tylko jedna konkluzja - może trzeba ich po prostu bardziej doceniać? Gigantyczne rotacje w niemal każdej branży mogą świadczyć nie o tym, że to pracownicy są źli, ale o tym, że ciężko dziś o dobrego pracodawcę.
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń