wtorek, 30 grudnia 2014

Dziadek do Orzechów - bajka, od której wszystko się zaczęło


Podobno z pasjami jest tak samo, jak z miłością - wystarczy jedna chwila, ułamek sekundy i już wiesz, że to właśnie to. Podobno pasja jest jak klątwa - niespełniona i zaniedbana, prześladuje przez całe życie. Podobno nigdy nie jest za późno, żeby wrócić do tego, co się kocha całym sercem. Podobno dla pasji warto żyć, zatracać się w niej bez reszty, cierpieć i umierać. 

Na temat śmierci nie mam jeszcze zbyt wiele do powiedzenia, ale ze wszystkim innymi kwestiami mogę się zgodzić bez dwóch zdań. Moją wielką pasją zawsze był taniec, choć nie zawsze zdawałam sobie z tego sprawę. A wszystko zaczęło się od pewnego zimowego popołudnia, kiedy pierwszy raz zobaczyłam prawdziwy balet... Miałam wtedy pięć albo sześć lat, a w telewizji leciała właśnie transmisja premiery "Dziadka do Orzechów" w wykonaniu moskiewskiego Teatru Bolszoj. 

Jakość obrazu nie była najlepsza i nie do końca rozumiałam treść libretta, ale pamiętam, że taniec artystów oczarował mnie bez reszty. Wydaje mi się, że to właśnie wtedy po raz pierwszy w mojej głowie pojawiła się myśl, że kiedyś też będę tak wirować na scenie - lekko, jak płatek śniegu. Figury baletowe, które oglądałam, wyglądały na dziecinnie proste. Tancerki poruszały się na palcach z niezwykłą gracją, jakby latały. Świat widziany oczami dziecka niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, ale może to właśnie moja dziecięca naiwność sprawiła, że balet - właśnie balet - stał się dla mnie czymś wspaniałym, niemalże magicznym. Od tamtego mroźnego, grudniowego dnia 1994, albo 1995 roku, wiedziałam już, że ten wyjątkowy spektakl, który Telewizja Polska nadawała wprost z Moskwy, będzie mi odtąd towarzyszył każdego roku. I fatycznie, dziś mogę powiedzieć, że "Dziadek do Orzechów" jest dla mnie świąteczną tradycją, tak samo ważną, jak dla wielu z Was ubieranie choinki, dzielenie się opłatkiem i rozpakowywanie prezentów. Kiedy słyszę opinie moich znajomych, że bez "Kevina samego w Domu" nie ma Gwiazdki, dodaję zawsze w myślach: i bez "Dziadka do Orzechów"...


#1 Dziadek do Orzechów - niezwykła historia pewnej baśni

Baśń o Dziadku do Orzechów powstała w... Polsce. Stworzył ją niemiecki pisarz romantyczny, E.T.A. Hoffmann. Artystę bardzo wiele łączyło z naszym krajem - jego żona była Polką, a sam autor tworzył i pracował m.in, w Poznaniu, Płocku, a także w Warszawie. Właśnie w stolicy, w budynku przy ulicy Freta poznał rodzinę Hitzigów, z którą bardzo się zaprzyjaźnił. Dzieci państwa Hitzigów - Maria i Fritz - to pierwowzory baśniowego rodzeństwa, Klary i Freda. Bajkę o zaczarowanym Dziadku do Orzechów i Królu Myszy Hoffmann napisał właśnie dla nich. Z całą pewnością nie zdawał sobie wtedy sprawy, że jego Dziadek stanie się w końcu nieśmiertelnym symbolem Świąt Bożego Narodzenia. 

Niewątpliwie, ogromną sławę ta bajkowa figurka z drewna zawdzięcza innemu romantycznemu twórcy. Aleksander Dumas (ojciec), oczarowany świąteczną opowieścią Hoffmanna, przetłumaczył ją na język francuski, dzięki czemu historię Dziadka poznała niemalże cała Europa. Nie brakowało nawet opinii (błędnej, rzecz jasna), że to sam Dumas był twórcą tej magicznej baśni. Warto wiedzieć, że francuski przekład różni się trochę od niemieckiego oryginału - przede wszystkim tytułem. E.T.A. Hoffmann zatytułował baśń "Dziadek do Orzechów i Król Myszy", w przekładzie Dumas'a brzmi po prostu "Opowieść o Dziadku do Orzechów". Istnieją także drobne róznice w imionach postaci, np. główną bohaterkę z oryginału Hoffmanna znamy jako Klarę, ale we francuskim tłumaczeniu nosi imię Marie. 


#2 Balet o magii Świąt

Bajka E.T.A. Hoffmanna cieszyła się dużą popularnością, jednak świat pokochał Dziadka do Orzechów dopiero wtedy, gdy ten przywdział baletki i wstąpił na deski najznakomitszych scen teatralnych. Karierę w balecie Dziadek zawdzięcza także staremu, poczciwemu Dumasowi. To właśnie jego przekład - a nie niemiecki oryginał Hoffmanna - wpadł w ręce znakomitego tancerza i choreografa, Mariusa Pepity. Do libretta, które Pepita stworzył wspólnie z innym choreografem, Iwanem Wsiewołożskim, powstała przepiękna muzyka, którą zna dziś każdy z nas. Jego twórcą był oczywiście Piotr Czajkowski. 

Prapremiera baletu "Dziadek do Orzechów" miała miejsce w Teatrze Maryjskim, w Sankt Petersburgu, 6 grudnia 1892 roku (choć niektóre źródła podają 18 grudnia 1892 roku). Wynika z tego, że leciwy Dziadek ma już dokładnie 122 lata, co roku grany jest w okresie świątecznym w teatrach na całym świecie i uznawany jest za najpopularniejszą sztukę baletową ever, prześcigając nawet ckliwe Jezioro Łabędzie. 

Jeżeli już mówimy o wszystkim, co naj, to trzeba także wspomnieć o najwspanialszej scenie z tej sztuki. To bez wątpienia, słynny Taniec Cukrowej Wróżki. Ta scena, obok łabędziego "Pas de Quatre" (czyli tańca czterech małych łabędzi - na pewno to kojarzycie), jest najbardziej znaną sceną baletową na świecie. I zdecydowanie najpiękniejszą. Miliony tancerek zabiłoby, żeby zatańczyć partię Cukrowej Wróżki. Dlaczego? Sprawdźcie poniżej (tu w roli Cukrowej Wróżki absolutnie doskonała Hee Seo, solistka Amerykańskiego Zespołu Baletowego. Zachwycająca, prawda?).



#3 Nutcracker Superstar 

Niestety, "Dziadek do Orzechów" stał się nie tylko klasyką sztuki baletowej, ale także ikoną popkultury. W Polsce wciąż nie jest to jeszcze takie namacalne i wyraźne, ale w wielu krajach w okresie świątecznym od wszędobylskich Dziadków zdobiących serwetki, szaliki, swetry, skarpetki, majtki, bombki choinkowe, a nawet ręczniki i pościel, można dostać nerwicy i oczopląsu. Dziadek stał się w dla wielu osób równoprawnym symbolem świąt i trudno nie zauważyć, że z roku na rok jego wizerunek dzielnie rywalizuje o popularność z Rudolfem, elfami, a nawet samym Świętym Mikołajem!

Kiczowata popkultura może i ratuje sztukę od zapomnienia, ale jednocześnie całkowicie spłyca jej wartość. Dlatego zamiast polować na bawełniane gacie z kolorowym Dziadkiem (serio?), czy z uporem maniaka cykać sobie selfie z figurką - olbrzymem do złudzenia przypominającym bajkowego ludzika, lepiej najpierw poznać tę niezwykłą baśń (kto z Was słuchał jej w dzieciństwie?). A gdy już porwie Was ta trochę surrealistyczna opowieść o księciu zaklętym w Dziadka do Orzechów i wstrętnym Mysim Królu (tak naprawdę, mam wiele wątpliwości, czy to jest bajka dla dzieci...), wybierzcie się na balet. Bo tak między nami mówiąc, ta baśń opowiedziana tańcem ma w sobie tę czarodziejską atmosferę, której książka, mimo barwnych i momentami zatrważających opisów, w pełni nie oddaje. Balet o Dziadku do Orzechów to nie jest zwykły taniec na scenie - to magia, której trudno nie ulec. Jeżeli raz zobaczycie ten porywający spektakl, zapragniecie oglądać go w kółko. A przynajmniej w każde Święta. 


#4 Dziadek do Orzechów w Polsce

Nad Wisłą "Dziadek do Orzechów" pojawił się po raz pierwszy 30 grudnia 1922 roku. Dziś mija 92 rocznica polskiej prapremiery tego spektaklu, która miała miejsce w ówczesnym Teatrze Nowości. Teatr Nowości nie przetrwał, ale tradycja wystawiania na naszych rodzimych scenach baletu o Dziadku do Orzechów, przetrwała jak najbardziej. Na szczęście.

Przez wiele lat mieliśmy zwyczaj "Dziadka..." importować, najczęściej z Rosji, bo co jak co, ale rosyjski balet jest najlepszy na świecie. Dzięki temu poznałam, wspomniany już, Teatr Bolszoj (zespół Bolszoj występował przez długi czas na deskach warszawskiej Sali Kongresowej) i Teatr Maryjski (znany bardziej jako Balet Kirowa). Od 2011 roku "Dziadka do Orzechów" możemy obejrzeć także w wykonaniu zespołu Polskiego Baletu Narodowego. 

Widziałam niezliczoną ilość wariacji na temat "Dziadka...", a każda jego wersja była piękna i zachwycająca na swój sposób. Teatr Bolszoj to niezaprzeczalny mistrz i absolutna klasyka gatunku - tak było, jest i będzie jeszcze przez długi czas. Na szczęście, moskiewskiej scenie baletowej rośnie silna konkurencja, a tą konkurencją jest właśnie nasz polski zespół Baletu Narodowego. 

"Dziadek do Orzechów i Mysi Król" w choreografii świetnego duetu van Schayk & Eagling, to spektakl chyba najbardziej zbliżony do książkowej baśni. Akcja - tak jak u Hoffmanna - toczy się w dawnej Warszawie, w kamienicy Hitzigów. W pierwotnej wersji baletu van Schayk umieścił bohaterów baśni w zimowym Amsterdamie, jednak na potrzeby polskiej publiczności, przeniósł akcję do XIX-wiecznej stolicy. Zresztą, u van Schayka wszystko jest polskie i za to powinniśmy go kochać. Fred, bajkowy braciszek Klary, stał się swojskim Jasiem, a czujni widzowie zauważą, że widok z okna domu Hitzigów przedstawia Wisłę i Zamek Królewski. Patrząc na taką scenografię, aż chce się krzyknąć ze wzruszenia: "Toż to Dziadek do Orzechów, nasz polski, narodowy!"

O scenografii wypada powiedzieć znacznie więcej, niż tylko to, że uwzględniła krajobraz Warszawy. O niezwykłą scenerię zadbał także sam Toer van Schayk, czyniąc ze spektaklu niezwykłe, magiczne widowisko. Uliczki i kamienice, do złudzenia przypominające warszawską starówkę, prawdziwe (!) lodowisko, niepokojący, a nawet psychodeliczny pokój Klary (i znowu powiem, że to chyba nie jest jednak bajka dla małych dzieci...), piękne wnętrza mieszkania Hitzigów, zachwycająca sceneria baśniowej Krainy Śniegu - to tylko kilka z wielu powodów, dla których trzeba zobaczyć tę sztukę. Toer van Schayk poszedł jeszcze dalej i żeby oddać cześć autorowi baśni o "Dziadku do Orzechów", umieścił w jednej ze scej samego Hoffmanna z jego kocurem Mruczysławem wśród gości na przyjęciu. Coraz bardziej lubię tego holenderskiego choreografa. 


Taniec artystów Polskiego Baletu Narododwego w niczym nie ustępuje wielkim mistrzom z Teatru Bolszoj. Tego dnia, kiedy oglądałam spektakl, na scenie tańczyli: Maria Żuk (Klara), Vladimir Yaroshenko (Książę), Jarosław Zaniewicz (Dziadek do Orzechów), Sergey Basalaev (Drosselmeyer), Kurusz Wojeński (Król Myszy). Szczęśliwi ci, którzy dostali bilet na spektakl z udziałem Yuki Ebihary. Mi się niestety nie udało, ale jestem przekonana, że w roli Klary była bezkonkurencyjna. 





#5 Bajka, z której się nie wyrasta 

"Dziadek do Orzechów" to najpiękniejsza świąteczna baśń i najprawdopodobniej najpopularniejszy tytuł baletowy świata. O magii tego przedstawienia można by było napisać książkę, analizując szczegółowo wszystkie inscenizacje na przestrzeni lat, przyglądając się z bliska kreacjom artystycznym tancerzy, kłócąc o najlepszą Klarę i najlepszego Księcia. Myślę jednak, że byłaby to strata czasu. Nie ma najlepszej roli i najlepszej wersji tego przedstawienia. Magia baśni o Dziadku do Orzechów czyni każdą z jego wersji wspaniałym i niezapomnianym przeżyciem. Dzieci na całym świecie nie wyobrażają sobie Świąt Bożego Narodzenia bez baletu o księciu zamienionym w drewnianą figurkę. Dorośli też już nie. Bo "Dziadek do Orzechów" to spektakl dla każdego. To piękna bajka, z której nigdy się nie wyrasta. 



Zdjęcia, materiały: Teatr Wielki Opera Narodowa


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz