poniedziałek, 1 lutego 2016

Cztery lata


Jest jak dobry przyjaciel. Czasem nie widzimy się długie tygodnie, żeby potem w jeden wieczór nadrobić cały ten okres rozłąki. Nie ocenia mnie, tylko słucha w skupieniu. Jest jak bezpieczny kąt, w którym mogę się schować, kiedy bardzo mi źle. No i przede wszystkim, jest mój. Budowałam go od podstaw swoimi łzami, smutkiem, drobnymi cząstkami szczęścia i chwilami, które chciałam uwiecznić właśnie w tym miejscu. Mój blog kończy dziś cztery lata. Dziękuję Wam, że wciąż jesteście ze mną.

Pewnie znacie już tę historię na pamięć, bo przecież powtarzam ją co roku, więc dziś wspaniałomyślnie nie będę zanudzać Was opowiadaniem, jak tonąc któregoś dnia w oceanie własnych łez, postanowiłam, że stworzę sobie takie miejsce, w którym będę mogła wypłakać wszystkie emocje, wyrzucić z siebie wszystkie myśli i słowa. Dokładnie cztery lata temu postanowiłam, że skoro potrafię tak efektownie użalać się nad własnym życiem, to niech to czemuś służy. I tak w dużym skrócie powstał projekt Rude Rude Girl.

W końcu przestałam się smucić, ale nie przestałam pisać. I choć początkowo nikt nie widział w tym sensu, ja wytrwale publikowałam kolejne przemyślenia, refleksje, opowiadania i historie wzięte wprost z mojego podwórka. Nigdy nie zastanawiałam się, czy to co piszę, jest fajne, modne "catchy" i "fancy". Nigdy nie pisałam z myślą o tym, że mój blog mógłby kiedykolwiek stać się trendy. Nigdy tego nie pragnęłam i cieszę się, że nie jest. To takie moje miejsce, mój mały kawałek internetu, który początkowo był dla mnie schronieniem, a dziś jest otwarte dla każdego z Was, jeżeli tylko macie ochotę wpaść i zostać dużej. 

Cztery lata to kawał czasu. Pamiętam tę nieśmiałą, zagubioną A, która stawiała swoje pierwsze kroki w przestrzeni wirtualnej. Dziś jestem kimś zupełnie innym. Zmieniłam się, a mój blog wraz ze mną. Zaczynaliśmy od tekstów żałobnych, by następnie wejść na nieznane obszary psychologii, rozkoszować się długimi rozważaniami na temat literatury, prowadzić dywagacje na temat sztuki, opowiadać o tańcu, a nawet zacząć tańczyć i przelewać na karty tego bloga wszystkie swoje sukcesy, radości, porażki i trudy związane ze swoimi pasjami. To miesce jest jak album ze zdjęciami - tyle, że zamiast fotografii przechowuję tu własne myśli. Może za jakiś czas, kiedy blogi będą już reliktami przeszłości, jakiś archeolog odkopie tę stronę z gruzów internetu, a słowa, które teraz do Was piszę, staną się kiedyś źródłem wiedzy o tym jak żyli dawniej ludzie zacofani, mając tylko internet i telewizję cyfrową. Może ci naukowcy pomyślą, że autorka tych tekstów musiała być nieźle stuknięta i pewnie bardzo się nie pomylą. Może lepiej, żeby go w ogóle nie znajdowali... W każdym razie nie da się zaprzeczyć, że ten blog to ja. Nic dodać, nic ująć.

Mój blog żyje tym, czym ja żyję w danej chwili. Piszę o wszystkim, co mnie głęboko porusza - o teatrze, sztuce, książkach, relacjach międzyludzkich, o tym gdzie jestem w danym momencie i jak fajnie czasem się zatrzymać na moment, rozejrzeć się wokoło. Zawsze kiedy mam chwilę tylko dla siebie i kiedy mogę stanąć sobie z boku przypatrzeć się światu, mój blog jest wraz ze mną i czeka cierpliwie, aż opiszę to wszystko, co widzę. 

Nie piszę zbyt często, wiem. Wiem też, że obiecywałam wzmożoną aktywność, a finalnie tekstów wyszło jeszcze mniej niż w ubiegłych latach. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że piszę tylko wtedy, kiedy mam coś ważnego do przekazania. Co wcale nie oznacza, że przez ten czas, kiedy mnie tu nie było, w moim życiu nie działo się nic ważnego. Działo się - ale czasem emocje i przeżycia są tak wielkie, że ciężko ubrać je w słowa. Może kiedyś o tym wszystkim napiszę. Mój blog jest odzwierciedleniem stylu "slow life". Tu nic nie dzieje się w pośpiechu, nic nie jest napisane sztucznie, na siłę i z zegarkiem w ręku. Zawsze chciałam, żeby moje teksty były dla odbiorców jak deser z mnóstwem bitej śmietany, orzechów i czekolady, którym można się delektować powoli, ale który jedzony każdego dnia, z pewnością szybko zacząłby się Wam kojarzyć z nudą, mdłościami i przejedzeniem.

***

To był zdecydowanie baletowo - teatralny rok. Poniżej pięć tekstów, które w ostatnim czasie czytaliście najchętniej: 



Pochłonęłam ten serial w jeden weekend Recenzję pisałam jeszcze tego samego dnia, kiedy obejrzałam ostatni odcinek pierwszego sezonu "Flesh and Bone". Dalej uważam, że to najlepsza produkcja o balecie jaka kiedykolwiek powstała. Fakt, że ten tekst cieszył się największą popularnością, świadczy o tym, że Wy chyba myślicie podobnie.



Nie oglądam zbyt wielu filmów, ale kiedy słyszę o jakimś tytule, w którym taniec klasyczny odgrywa kluczową rolę, oczy świecą mi się z zachwytu, jak latarki. Dziś uważam, że ten przegląd miał wiele słabych puntów i niedociągnięć, ale nic w nim nie zmieniłam. Może niedługo powstanie kolejny post o tańcu na ekranie, z nowo odkrytymi tytułami, które bardzo mnie zachwyciły...



To był wyjątkowy miesiąc. Niemal w każdym tygodniu zasiadałam na widowni warszawskiego Teatru Powszechnego i z niecierpliwością czekałam na kolejny spektakl. Scena Powszechnego jest moją ulubioną i na pewno wkrótce znów odwiedzę to miejsce, żeby odkryć nowe interesujące sztuki w repertuarze. 



Tekst o tym, jak rzuciłam wszystko i przeprowadziłam się na peryferia świata. I o tym, jak bardzo mnie ta zmiana uszczęśliwiła. 



To był moment, w którym moja złość na powszechnie akceptowany lans, powerzchowność i szczuczność osiągnęła już temperaturę wrzenia. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co mam do zarzucenia tej części pustego społeczeństwa, która idzie ślepo za modą, kierując się barometrem zajebistości. Nie chcę tak. Fajnie, że wy też nie. 

***
Wiele razy myślałam, że to już koniec - że zamykam ten projekt, bo po co to komu. Cieszę się, że nigdy tego nie zrobiłam. Nie ukrywam że w takich chwilach bardzo pomogło mi Wasze wsparcie. Ciepłe słowa i motywacja jaką mi dajecie, wielokrotnie uświadamiały mi, że RRG nie jest już tylko moim miejscem, ale strefą, którą odwiedza wiele osób myślących podobnie jak ja. Teraz staram się także dla Was - żebyście nigdy nie myśleli, że nie było warto we mnie wierzyć. A jeżeli znowu zniknę na dłużej, obiecuję, że wrócę z głową pełną pomysłów na nowe teksty. 

Mam wiele planów i czuję, że to będzie wyjątkowy rok - dla mnie, dla Rude Rude Girl i dla moich czytelników. Świeża i pusta jeszcze przestrzeń mojego bloga, już niedługo zapełni się recenzjami sztuk teatralnych, tekstami o motywacji, odwadze i pokonywaniu własnych słabości. W wiele rzeczy zwątpiłam, ale nigdy nie jest za późno, żeby wrócić. Zostańcie ze mną - będzie się działo...

~ Wasza A.M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz