niedziela, 14 stycznia 2018

Szaleni w miłości


Nikt nie potrafi tak trafnie pisać o targających umysłem uczuciach, jak robił to Fiodor Dostojewski. Choć jestem ogromną miłośniczką literatury rosyjskiej, to uwierzcie mi, stwierdzam to jak najbardziej obiektywnie - próżno szukać drugiego tak skrupulatnie obrazującego ludzkie emocje wirtuoza pióra. Rosyjskim wieszczom zawsze wychodziło to nad wyraz dobrze, a Dostojewski był wśród nich niekwestionowanym mistrzem.

"Nastasja Filipowna" w warszawskim Teatrze Ateneum emocjami wręcz poraża i paraliżuje - pełna napięcia atmosfera jest tak gęsta, że można dosłownie kroić ją nożem, a smutek po śmierci jednej z bohaterek powieści tak ogromny, że widz ma wrażenie, jakby ta strata i jego osobiście dotyczyła. Choć spektakl jest zaledwie wycinkiem z "Idioty" - kolejnego obok "Zbrodni i kary" ponadczasowego dzieła tego wielkiego twórcy - znajdziemy tu przemożny strach, niepewność, zaślepiającą bohaterów furię, rozdzierającą serce rozpacz, wielką tęsknotę i wreszcie całkowitą rezygnację.  Psychiatrzy rozróżniają pięć etapów przeżywania żałoby i bólu po sracie bliskiej osoby - każdy z nich jest naturalnie rozciągnięty w czasie. W sztuce Andrzeja Domalika cały ten proces możemy zobaczyć w zaledwie godzinę.

"Idiotę" pisał Dostojewski nieprzerwanie przez dwa lata, poprawiając i przekształcając treść wiele razy. W finalnym kształcie powieść ani trochę nie przypominała pierwotnego szkicu. Pisarz zmienił w niej prawie wszystko, jedynie myśl przewodnia pozostała nienaruszona - dzieło miało traktować o człowieku obdarzonym nieskazitelną duszą i bezgraniczną dobrocią - istny wzorzec świętości. Tą świętość przypisał autor księciu Myszkinowi, tytułowemu "idiocie". Główny bohater powieści miał być tak dobry i doskonały, że aż nienaturalny, zdeformowany, zupełnie odstający od rzeczywistości. Tytuł jest więc gorzką ironią, a Myszkin postacią tragiczną, zupełnie nieakceptowaną, złamaną przez okrutny los. 




Zasadniczym wątkiem, który stanowi fundament powieści, jest miłosny trójkąt, w którym tkwią Lew Nikołajewicz Myszkin, Parfien Siemionowicz Rogożyn i piękna Nastasja Filipowna. Układ ten z góry skazany jest na niepowodzenie, zważywszy na ognisty temperament panny Nastasji, agresywną i porywczą naturę nieokiełznanego kupca Rogożyna i łagodne serce księcia Myszkina. Ktoś musiał w tym starciu ponieść klęskę. U Dostojewskiego ponieśli ją wszyscy. 

Wątek ten, tak samo tragiczny, co pociągający, stał się inspiracją dla Andrzeja Wajdy, który dwukrotnie podjął się reżyserii spektaklu na motywach ostatniego, kluczowego rozdziału "Idioty". Pierwszy raz "Nastasja..." pojawiła się na deskach krakowskiego Starego Teatru (premiera miała miejsce 17 lutego 1977 roku), gdzie w spektaklu publiczność mogła podziwiać dwóch wspaniałych artystów - Jana Nowickiego (Rogożyn) i Jerzego Radziwiłowicza (Myszkin). Po wielkim sukcesie, w 1989 roku Wajda przygotował drugą, zupełnie odmienioną wersję tej sztuki w tokijskim teatrze Benisan. Pięć lat później spektakl doczekał się adaptacji filmowej, a w obsadzie widzowie mogli zobaczyć tych samych aktorów, którzy wystąpili na tokijskiej scenie.

Pomysł Andrzeja Wajdy w 2013 roku wykorzystał Andrzej Domalik wystawiając "Nastasję..." na scenie warszawskiego Teatru Ateneum, z Grzegorzem Damięckim wcielającym się w postać księcia Myszkina i Marcinem Dorocińskim w roli Rogożyna. To się musiało udać...




Choć na scenie widzimy dwóch aktorów, jest to sztuka trzech postaci. Ta trzecia, mimo że niewidoczna, odgrywa w spektaklu najważniejszą, kluczową rolę. Nastasja Filipowna, piękność, o której marzyli wszyscy okoliczni mężczyźni, zawładnęła sercami Rogożyna i Myszkina, rozkochała ich w sobie i doprowadziła do istnego szaleństwa. W ten wieczór, kiedy panowie spotykają się w pogrążonym w mroku domu Rogożyna, Nastasja leży w sypialni martwa. A jednak nie da się oprzeć wrażeniu, że wciąż jest z nimi - przywołują ją we wspomnieniach, wyznają jej miłość, kłócą się o nią i nienawidzą. W rozmowie mężczyźni usilnie starają się przywrócić jej życie. Pełno tu retrospekcji, które mogą wywołać w widzach konsternację. Jak to możliwe, że porywczy Rogożyn, który parę godzin wcześniej ugodził swą ukochaną nożem, teraz opowiada przyjacielowi o planowanym ślubie? Dlaczego mężczyźni mówią o Nastasji w czasie teraźniejszym? Sypialnia z łóżkiem, którego na scenie nie widać, kusi widza, nurtuje i coraz bardziej zaciekawia. Czy ona tam leży? Naprawdę nie żyje, czy może tylko śpi? 

"Nastasja Filipowna" to spektakl bazujący na gestach, gdzie słowa stanowią jedynie dopełnienie bogatej mimiki twarzy i sugestywnej mowy ciała. Widać to już na samym początku, gdzie o charakterze spotkania dwójki bohaterów mówi sam ich chód - powolny, pełen strachu i niepewności u Myszkina, wyrażający skruchę, wycofanie i lęk u Rogożyna. Gestami aktorzy hipnotyzują widzów przez cały czas - to one symbolizują intencje i czyny każdej z postaci. Nawet widzowie, którzy "Idioty" nie znają, bez problemu byliby w stanie odszyfrować całą tę tajemniczą sytuację - jeden kochał zbyt mocno, drugi zbyt delikatnie. Jeden był za blisko, żeby zostawić ją przy życiu, drugi zbyt daleko, żeby ją ocalić. 





Ścisk w sercu wywołuje szczególnie widok Grzegorza Damięckiego, który bardzo wiernie oddał charakter swej postaci. Jego Myszkin, nieszczęsny epileptyk, ślini się i wzdryga, bezskutecznie stara się uspokoić i złapać równowagę. Postać ta wyraża całe spektrum emocji - od złości, przez nerwowy śmiech, aż po głęboką rozpacz. Nie da się zaprzeczyć, że rola Myszkina to ogromne wyzwanie, któremu podołać mogą tylko najlepsi. Damięckiemu się to udało - Myszkin, którego widzimy na scene, to właśnie ten "idiota", którego tak skrupulatnie nakreślił Dostojewski na kartach swojej powieści. Tak nieskazitelnie dobry, że aż nienormalny. 

Zupełnie inna rola przypadła w udziale Marcinowi Dorocińskiemu. Rogożyn to człowiek nieprzewidywalny, chłodny i zdystansowany, bezwzględny morderca o kamiennej twarzy. Choć na pierwszy rzut oka emocji tu jak na lekarstwo, to właśnie za maską pozorów kryje się ich najwięcej. Bohater, którego widzimy na scenie, wciąż chyba nie zdaje sobie sprawy ze zbrodni, którą popełnił. Dorociński pokazuje Rogożyna w półśnie, całkowicie oderwanego od rzeczywistości, awanturnika, którym targają sprzeczne emocje. 

Mroczna, tajemnicza i ekscytująca - taka jest "Nastasja Filipowna" Andrzeja Domalika. Spektakl na motywach "Idioty" Dostojewskiego pełen jest dwuznaczności, symboli i niedopowiedzeń. Jednostajna akcja to tylko pozory - w rzeczywistości jesteśmy świadkami istnej gonitwy emocji, zaciekłego pojedynku dwóch zaślepionych miłością szaleńców. Andrzej Wajda stworzył małe arcydzieło - dzięki niemu fragment powieści zyskał na scenie nowe życie i stał się poniekąd osobną historią. Sztuka wystawiana na deskach Teatru Ateneum z udziałem fenomenalnego duetu Damięcki -  Dorociński tylko to potwierdza. 



Zdjęcia, materiały - Teatr Ateneum 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz