Upiorne charakteryzacje rodem z filmów Tima Burtona mogą sugerować, że senna miejscowość, w której toczy się akcja Rewizora, to miasteczko umarłe i zupełnie nieprzystające do naszej rzeczywistości. O ile bohaterowie faktycznie wyglądają, jakby pożegnali się z życiem wiele lat temu, to praktyki, którymi się kierują, wydają się wciąż żywe i uderzająco znajome. Ta zabawa formą i umieszczenie akcji w ponurej nicości niezawodnie wskazuje, że choć epoka Gogola dawno minęła, to ludzkie słabości i przywary są jednak nieśmiertelne.
Zwykle zostawiam ocenę na sam koniec recenzji, ale tym razem nie wytrzymam do ostatniego akapitu. Rewizor na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie to jeden z najlepszych spektakli, jakie widziałam na przestrzeni ostatnich lat. W kwestii rosyjskiej literatury jestem dość konserwatywna, jednak muszę przyznać, że wizja Jurija Murawickiego absolutnie mnie oczarowała. Pomysł, żeby sceneria leciwego Rewizora przypominała Zombieland, był strzałem w dziesiątkę – i to, wbrew pozorom, wcale nie takim oderwanym od pierwotnej koncepcji jego twórcy. Sam Horodniczy mówił o tym miejscu: "przecież od nas, choć trzy lata galopem pędzić, a do żadnego państwa nie dojedzie". Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, grzechy zazwyczaj uchodzą na sucho. Wartości moralne w mieścinie opisywanej przez Gogola faktycznie dawno umarły, ale korupcja, przekręty i donosy mają się zdumiewająco dobrze. Inscenizacja Murawickiego to istny karnawał absurdów, który bawi swą niedorzecznością, ale także wzbudza niepokój, bo trupy, które 185 lat temu stworzył Gogol na podobieństwo rosyjskich urzędników, straszą także i dziś, na naszym własnym podwórku...
#1 Rewizja moralności
"Masz grzeszki na sumieniu, bo jesteś człowiek mądry i nie lubisz wypuszczać tego, co samo do rąk płynie"*
Nie bez powodu mówi się, że najlepsze pomysły na dzieła literackie biorą się z doświadczenia. Zanim Gogol zaczął pisać Rewizora, przez krótki czas pracował jako urzędnik w Petersburgu. Trzeba tu koniecznie nadmienić, że twórca długo bił się z myślami, jaką ścieżkę zawodową wybrać. Serce rwało się do teatru i sztuki, ale rozsądek podpowiadał, że należy poświęcić się służbie państwu. Jednak już po dwóch latach pracy w urzędzie pisarz rzucił to stanowisko bez większych wyrzutów sumienia, a dodatkowo jeszcze zebrał pokaźny materiał ośmieszający rosyjskich dygnitarzy. Rewizor nie traktuje jednak o środowisku petersburskiej elity politycznej, ale o mechanizmach władzy funkcjonujących w zaściankowej mieścinie, która o stołecznych salonach może sobie jedynie pomarzyć. Prowincjonalna dziura, o której sam Bóg zapomniał, to istny raj dla łapówkarzy i krętaczy. Korupcja ogarnęła już wszystkie tutejsze instytucje – od placówek służby zdrowia, przez urząd pocztowy i sądownictwo, aż po tamtejsze szkoły.
Ktoś na szczycie musiał jednak dostrzec nieprawidłowości w funkcjonowaniu tego miasteczka, skoro aż z Petersburga fatyguje się tu rewizor. Na Horodniczego (Henryk Niebudek) i jego współpracowników pada blady strach. Ten wielki bałagan, który na przestrzeni kilku dekad stał się ich największym (i zapewne jedynym...) dziełem, trudno byłoby posprzątać w jeden rok, a co dopiero w jeden dzień. Ponieważ jednak wizyta rewizora może mieć miejsce w każdej chwili, rada miasta decyduje, że najlepszą strategią w tej sytuacji będzie gra pozorów – zamiast cokolwiek zmieniać, lepiej udawać przed urzędnikiem, że wszystko jest w najlepszym porządku. Paraliżujący lęk przed gniewem petersburskich oficjeli nie jest dla bohaterów niczym nowym – wszak przecież żyją w jego cieniu od lat, podświadomie czekając rewizora, który wreszcie wyda na nich sprawiedliwy wyrok. O ile panowie na wieść o rewizji zaczęli żegnać się w duchu ze swym wygodnym, niemoralnym życiem, o tyle na widok gościa przykra wizja ciężkich robót na Sybirze wydała im się jakby mniej rzeczywista. Chlestakow (Jakub Szyperski) bardziej przypominał bowiem francuskiego bawidamka, niż srogiego urzędnika. Lustrując młokosa od góry do dołu, w ich serca powróciła nadzieja, że skorumpowany system uda się jeszcze obronić.
#2 Komedia ludzi małych
"Od nadmiaru rozumu gorzej jest, niż by go wcale nie było"
Trzeba przyznać, że zaledwie 27-letni Gogol wykazał się wyjątkowym geniuszem, tworząc tak ciekawie skonstruowaną komedię omyłek, w której przedstawiciele moralnego upadku zostają pokonani swoją własną bronią. Okazuje się bowiem, że przybyły gość zasad moralnych ma jeszcze mniej, niż tutejsze towarzystwo, dysponuje za to większym sprytem i rozumem, żeby rozegrać zaistniałe nieporozumienie na własną korzyść. Młodzieniec je, bawi się i próżnuje na koszt gospodarzy, nie zdradzając przy tym swojej prawdziwej tożsamości. Chlestakow jest nie tylko wybornym oszustem, ale także dobrym słuchaczem i obserwatorem. Z pojedynczych wizyt urzędników i mieszkańców miasteczka wnioskuje, że Horodniczy za nic ma swoich obywateli, dbając jedynie własne interesy i wygodę swoich bliskich.
Tak skorumpowanego i bezwzględnego biurokratę można zatem wodzić za nos bez żadnych skrupułów. A jednak, kiedy po kieszeni dostaje się także poczciwemu w gruncie rzeczy Liapkin-Tiapkinowi (Tomasz Budyta), zastraszonemu Chłopowowi (Kamil Mróz) czy sympatycznemu duetowi Dobczyński & Bobczyński (Mateusz Weber i Kamil Siegmund), w sercu widza nagle rodzi się żal i współczucie, że tak ich ten bezczelny młokos wydoił i wyrolował...
Głupota bohaterów jest tym większa, że – zaślepieni wizją swoich korzyści – nie zauważają, jak niewiele wspólnego ma ów "rewizor" z prawdziwym rewizorem. Ubrany jak na wieczorny raut, bez petersburskiej straży, bez grosza przy duszy, znacznie bardziej zainteresowany wdziękami tutejszych dam, niż kontrolą urzędniczych nieprawidłowości. Lekkość i finezja, z jaką ten bohater robi całe towarzystwo w balona, jest wręcz zdumiewająca. Chlestakow to postać z gruntu negatywna, a jednak tak ujmująca i – w przeciwieństwie do tutejszych władz – szczera, że trudno go nie lubić. Zresztą, jakby się zastanowić, Gogol ani razu nie zająknął się o maskaradzie czy kłamstwie swojego bohatera. Chlestakow nie przedstawił się przecież Horodniczemu jako petersburski rewizor – został za niego wzięty przez czysty przypadek, na swój użytek i nieszczęście pozostałych. Okoliczności skłoniły bohatera do snucia fantazji na swój temat, ale robił to raczej na pokaz, aniżeli w celu postraszenia prowincjuszy wyimaginowaną laską władzy.
Rewizor to bez wątpienia najsłynniejsza i najczęściej wystawiana sztuka Mikołaja Gogola. Choć od publikacji tego tekstu niedługo minie 200 lat, wciąż odkrywamy w nim nowe prawdy i mądrości. Może gdyby twórca był w swoich czasach należycie doceniony, stworzyłby takich ponadczasowych arcydzieł znacznie więcej? Niestety, ani Rewizor, ani napisany później Ożenek nie zyskały uznania w oczach rosyjskiej publiczności. Powodem sprzeciwów i dezaprobaty była bezkompromisowa szczerość i odwaga, z jaką Gogol obnażał na scenie słabości rosyjskiej natury. Trudno lubić pisarza, który wytyka swym rodakom korupcję, oszustwa, próżność i traktowanie małżeństwa jako rodzaj transakcji handlowej. A jednak ten jeden z ostatnich, beznadziejnych romantyków carskiej Rosji naprawdę kochał ludzi oraz wierzył w ich dobre chęci i motywacje. Winą za zepsucie narodu Gogol obarczał państwo, bo przecież trudno nie mieć grzeszków na sumieniu, kiedy system sam pcha biedakowi kopertę z banknotami w ręce.
#3 Gogol w czasach Google'a
"Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!"
Siła prozy Gogola polega na tym, że wciąż możemy ją czytać oraz interpretować tak, jakby pisał o naszym, a nie swoim świecie. Ten wniosek nie tylko zdumiewa, ale i napawa trwogą, bo skoro współczesna rzeczywistość jest niemal lustrzanym odbiciem czasów, w których żył i tworzył ten wybitny dramaturg, to coś ewidentnie musiało pójść nie tak. Na co nam moralizatorskie sztuki, jeżeli natura ludzka jest na nie całkowicie odporna i skutecznie opiera się jakimkolwiek moralnym przewrotom? Można też uznać Gogola za wizjonera, bo jestem prawie pewna, że doskonale zdawał sobie sprawę, iż pisze Rewizora z myślą o znacznie bardziej odległej przyszłości. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo nasza rodzima scena polityczna przypomina jego teatr... Żeby jednak jej wydźwięk jeszcze bardziej trafił do współczesnej widowni, Jurij Murawicki stworzył dla swojej wizji scenerię żywcem wyjętą ze znanych dzieł popkultury. Reżyser obficie czerpał z Burtona, kultowych filmów o zombiakach i nieśmiertelnej Rodziny Adamsów. Na scenie rozpoznałam m.in. Edwarda Nożycorękiego, Gnijącą Pannę Młodą i upiornego Jokera, a to zaledwie kilka postaci z całej armii umarłych bohaterów, którzy zaskakująco dobrze odnaleźli się w rosyjskiej klasyce.
Reżyser jako rodak Gogola, doskonale rozumie problematykę jego utworów. Odnoszę jednak wrażenie, że w kwestiach tu opisywanych mamy do powiedzenia równie wiele, co nasi rosyjscy sąsiedzi – ta sama słowiańska krew, to i moralność ta sama. Jednak nie traktowałabym dziś Rewizora jako pouczającego moralitetu. Gogol pisał ten utwór z myślą o radości widzów chyba tak powinien być czytany. Mogę stanowczo przyznać, że pod tym względem spektakl Murawickiego sprawdza się wręcz doskonale. To oczywiście zasługa wspaniałej gry aktorów Teatru Dramatycznego, którzy kolejny raz udowodnili swój mistrzowski poziom. Patrzyłam na scenę jak urzeczona, podziwiając każdą, nawet najmniejszą rolę w tym przedstawieniu. Oczywiście, palmę pierwszeństwa dzierżył od początku do końca Henryk Niebudek we wspaniałej kreacji Horodniczego, ale Jakub Szyperski jako Chlestakow w pełni dotrzymywał mu kroku. Widziałam tego młodego aktora w wielu różnych scenicznych wcieleniach i nie mam wątpliwości, że ta rola jest najlepsza i najbardziej widowiskowa w całej jego dotychczasowej karierze.
Dla Agaty Góral postać piskliwej Maszy nie była żadnym aktorskim wyczynem – artystka zagrała ją z tą samą lekkością i komizmem, z jaką wcieliła się chociażby w tytułową rolę księżniczki Turandot. Wspaniale zagrała demoniczną żonę Horodniczego Małgorzata Rożniatowska. Ta popisowa kreacja od razu skojarzyła mi się z Angeliną Jolie w filmie Czarownica. Trudno było oderwać wzrok od Macieja Wyczańskiego w roli Osipa. Aktor rewelacyjnie czuje się w takiej upiornej konwencji. Widać było, jak wiele pracy i zaangażowania włożył w swoją postać, która momentami kradła show Horodniczemu i Chlestakowowi. Komiczną atmosferę jak zawsze podsycał niezrównany Mateusz Weber, tym razem w duecie z Kamilem Siegmundem. Panowie stworzyli dziwaczny i bardzo zabawny team, który tylko potęgował wrażenie absurdu i nierealności tej historii. Na mojej zaskakująco długiej liście zachwytów znaleźli się także: Kamil Mróz ze swoją wspaniałą, rozdygotaną do granic możliwości postacią inspektora ds. oświaty, Kamil Szklany jako mocno zesztywniały sługa oraz Anna Kłos, która na scenie pojawiła się tylko na chwilę i ta chwila wystarczyła, żeby publiczność płakała ze śmiechu.
Właściwie, każdy element tego spektaklu (scenografia, kostiumy, światło, muzyka, ruch sceniczny) tworzy razem spójną i kompatybilną całość. Rewizor na scenie Teatru Dramatycznego to przedstawienie, które można tylko chwalić, bo nie ma żadnych słabych stron, ani niedociągnięć. Twórcy dokładnie przemyśleli i dopracowali każdy szczegół, dzięki czemu już podczas premierowego wieczoru można było odnieść wrażenie, że artyści tak bardzo oswoili się ze swoimi rolami, jakby grali je od dawna. Pomijając ogromną wartość artystyczną Rewizora, jest to przedstawienie, które zapewnia świetną zabawę. Choć znałam doskonale treść tej sztuki, jej nowe, apokaliptyczne oblicze sprawiło, że chłonęłam każdą scenę jak wciągający film. Pandemia nie jest łaskawa dla instytucji kultury, ale trzeba przyznać, że Dramatyczny ma teraz wyjątkowo dobry czas. W cieniu zarazy powstał przecież rewelacyjny Człowiek z La Manchy, Król Lear i Kruk z Tower. Rewizor to prawdziwa perła w tej fantastycznej kolekcji i zarazem wspaniałe zakończenie kolejnego, niezwykle trudnego roku. Oby tak dalej.
Zdjęcie plakatowe: Weronika Łucjan-Grabowska,
Zdjęcia ze spektaklu: Krzysztof Bieliński
Materiały prasowe: Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy
*Cytaty zamieszczone w tekście pochodzą z komedii "Rewizor" Nikołaja Gogola (wyd. PIW, 2006)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz