wtorek, 3 lipca 2012

Miss Marcell


Oto przepis na muzyczny sukces: weź cały worek talentu, dużą garść indywidualizmu, szczyptę wrażliwości i dziewczęcego uroku i tyle pewności siebie i odwagi, ile tylko zdołasz unieść, a następnie wymieszaj to z niepowtarzalnym, alternatywnym stylem i oryginalnymi tekstami. Gotową miksturę wrzuć na serwis muzyczny Sellaband i czekaj, aż twój profil zapełni się rzeszą fanów. Tak powstała Julia Marcell.

Naprawdę nazywa się Julia Górniewicz. Wokalistka, kompozytorka, skrzypaczka. Rocznik 1982, Olsztynianka. Talent narodził się z pasji, a pasja z potrzeby ucieczki przed rzeczywistością. Muzyka była światem alternatywnym, furtką, którą zatrzaskiwała za sobą, gdy miała wszystkiego dość.
„…Nie interesowało mnie, co ktoś chce mi przekazać, tylko to, co ja sama odczuwam i rozumiem. O wiele łatwiej jest mi wyrazić się muzyką. Chciałabym na co dzień móc, zamiast się tłumaczyć, stwierdzić tylko: posłuchaj sobie tego i tego, właśnie tak się czuję…”
Nagrała demo- „Storm”. Bieganie od wytwórni do wytwórni i szczegółowe tłumaczenie, co to za muzyka, dlaczego i co w niej chciała przekazać, nie wchodziło w grę. Chciała pozostać sobą, być wierna swojej wizji. Nieugięta panna Julia szukała do skutku, aż natknęła się na holenderski serwis Sellaband. W rekordowo szybkim tempie zyskała spore grono tzw. „believers”, czyli fanów wierzących w jej sukces. Każdy z nich wykupił cegiełkę o wartości 10 dolarów jedna. Kiedy kwota przekroczyła 50 tys. dolarów, artystka mogła przeznaczyć zebrane pieniądze na nagranie płyty.  Album „It Might Like You” powstał w 2009 roku w Berlinie, przy współpracy z wytwórnią Galapagos Music.

Jaka jest Julia Marcell? Jak dotąd, nikomu nie udało się jej zaszufladkować. Kiedy tylko media przypisują jej określony nurt muzyczny, albo porównują do znanych artystek, Marcell błyskawicznie zmienia front. Pierwsze nagrania sama określała mianem „classical punk”.  O „It Might Like You”:
„…to był zapis momentu, lekki i malutki, dźwięk umiejscowiony był w bardzo określonej przestrzeni i wszystkie emocje się w niej wydarzały…”
Kolejny album, „June”(2011) to diametralny zwrot na muzycznej drodze tej wokalistki. Jak sama mówi, to wielomiesięczny efekt pracy nad sobą, transformacja i szybki kurs muzycznego dorastania. Oto, jak dziewczynka sprzed komputera stała się świadomą siebie i swojego głosu, dojrzałą artystką.
„June to przede wszystkim płyta o rytmie. Większość piosenek została nagrana z udziałem dwóch perkusistów, doszły też elektroniczne bębny, ale rytm jest tu również podstawą kompozycji, jest w słowach, strukturach piosenek, tworzy konstrukcje z warstw instrumentów i wokali nakładających się na siebie. Wokali, które często same traktowane są jak instrument”.

Album wyróżnia niepowtarzalny charakter. W każdej z piosenek jest magia. Płyta jest utrzymana w trochę tajemniczym, etnicznym klimacie.  Inspiracją do powstania albumu był symboliczny motyw dojrzewania. Doskonale widać to w wideoklipie do piosenki „Matrioszka”, gdzie w jednym z osiedlowych bloków rozgrywają się tajemnicze rytuały. To uczta dla zmysłów, za każdym razem ta sama piosenka odkrywa jakąś akustyczną tajemnicę.  Tytułowa „June” tętni beztroską i dziecięcą radością. W „Crows” czarują wspomniane już bębny, melodia ma w sobie niesłychane pokłady energii i ekspresji.  „Matrioszka” niepokoi, ale i zaciekawia, to dowód na udany eksperyment muzyczny, świetny argument, że inne nie znaczy złe. „Echo” ma w sobie piękny, bajkowy klimat, tło stanowią skrzypce, a całość utrzymana jest w klimacie etno.

Trzeba przygnać, że Julia osiągnęła zamierzony efekt- czegoś takiego jeszcze na polskiej scenie muzycznej nie było. Zaryzykuję stwierdzenie, że na światowej scenie również jest ewenementem. Koncertuje regularnie w Niemczech, Szwajcarii i Austrii. W 2011 roku została nagrodzona Paszportem Polityki w kategorii- może nie do końca trafionej - „muzyka popularna”. W 2012 zdobyła Fryderyka za piosenkę roku „Matrioszka” (z albumu „June”).
Dlaczego „June”? Czerwiec to okres pierwszych letnich burz, zmiennej, kapryśnej pogody. Taki jest właśnie album Marcell. Burzliwy, zmienny i nieprzewidywalny, jak sama artystka. Jak bardzo, będziemy mogli przekonać się już niedługo, bo w najbliższy piątek, 6.07.2012, zagra na festiwalu Heineken Open’er w Gdyni.

Źródła:
Wysokie Obcasy Ekstra, Nr 1 (10)
Czwórka- polskieradio.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz