wtorek, 22 maja 2012

Kobiety i modelki


"Uroda jest najlepszym listem polecającym" - twierdził Michel de Montaigne. Dziś kobiece piękno nadal jest na wagę złota, ale uroda modelek to rzecz względna. Niewiele osób wie jak, będąc modelką, obronić własną kobiecość.

Na przestrzeni lat kanony kobiecego piękna zmieniały się wielokrotnie. To, co w latach dwudziestych XX wieku uznawane było za synonim kobiecości, dekadę później nie miało już żadnego uzasadnienia. Zmieniały się fasony i długości sukienek i spódnic, a także i kształty kobiecych sylwetek. Swoje pięć minut miały i drobne chłopczyce i okrągłe piękności. Moda żyła i ewoluowała, a kobiety, chcąc podążać jej tropem potrzebowały wzoru, punktu odniesienia. Tym wzorem były modelki - ruchome fotografie. Ich praca zaczynała się już na etapie powstawania projektu, a kończyła na wybiegu, bądź w kampaniach reklamowych. Były obecne już w pracowni pierwszego projektanta haute coulture i wielkiego wizjonera kobiecej mody, Charlesa Fredericka Whortha. Były żywymi manekinami w atelier Coco Chanel, znanej z tego, że zwoje materiału upinała bezpośrednio na modelce, kując ją przy tym szpilkami i szarpiąc niemiłosiernie. Zawód modelki był jak praca aktora - na scenie wcielała się w różne role, przedstawiała nowe rozwiązania i utożsamiała się z wizją twórcy. 

Modelki, jako pierwsze przetestowały na sobie „New Look” Christiana Diora, modernistyczne wzory, Które tworzył Yves Saint Laurent,  antyczne, posągowe kreacje Lanvin. Były wizytówką marki i kreatora. Były tym, kim zwykłe kobiety zawsze pragnęły być, choćby przez chwilę… Androgeniczna Twiggy, kobieca Veruschka, ponętna Helena Christensen. Była też Tatiana Patiz, Christy Turlington, Daria Werbowy. Wciąż królują Naomi i Gisele, Natalia Vodianova I Kate Moss… Ideały kobiecego piękna? Co to właściwie znaczy?

Życie modelek można by przyrównać do egzystencji robotów, albo sprzętów gospodarstwa domowego. Działają według z góry ustalonych instrukcji, każdy ma swoje standardy i ograniczenia, cel, rolę i określoną pojemność, której pod żadnym pozorem nie można przekraczać… Nie spełniam żadnych z tych wytycznych.  Każda szanująca się modelka albo jest w trakcie jakiejś diety, albo właśnie ją zakończyła i przymierza się do następnej. Jest to tak oczywiste, jak kolejność miesięcy w kalendarzu i bez względu na to w jak wielkim stopniu delikwentce prześwituje przez skórę kręgosłup, musi na tej diecie być, żeby nie prześwitywał jeszcze mniej. Moja dieta jest bardzo mało dietetyczna.  Co więcej, bardzo lubię proces jedzenia i nie wyobrażam sobie, że mogłabym zaraz po pochłonięciu solidnej porcji sushi albo naleśników, lecieć do kibla i świdrować sobie palcem w przełyku.  Po pierwsze, nie potrafię, po drugie, nie widzę sensu i już. 
Niektórzy nie zostali stworzeni do pracy na wybiegu, do wyginania się przed obiektywem i do życia pełnego sztywnych zasad i restrykcji. Niektórzy na widok dwunastocentymetrowych szpilek dostają choroby lokomocyjnej i lęku wysokości. Ja lubię czuć grunt pod nogami - stabilny i w miarę szeroki.  Jeżeli modelka jest ucieleśnieniem  absolutnej kobiecej perfekcji, to ja za tą perfekcją ledwo zipę, gdzieś tam, hen daleko… Próbowałam ją dogonić, ale jest zbyt męcząca i niewygodna. Dużo lepiej mi ze zwykłą kobiecą niedoskonałością, wszystkimi jej słabościami, odstępstwami od reguł i drobnymi przyjemnościami, które zawodową modelkę doprowadziłyby zapewne do palpitacji serca. Dlatego też miłym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że  naturalna kobiecość zaczyna wygrywać z nienaturalnie doskonałą, kanciastą perfekcją. 

Podziwiam modelki - tak, prawdziwe modelki - które mimo własnych niedoskonałości (a może właśnie atutów?), zabrnęły tak daleko w modowej karierze. Właśnie dzięki temu, że są inne, i tak charakterystyczne, stały się bardziej rozpoznawalne. Nie kojarzymy nazwisk tych idealnych, wygładzonych, nie posiadających żadnej skazy. Kojarzymy za to Kate Moss, Gisele i Larę Stone. One są autentyczne i dlatego są wyjątkowe. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz