poniedziałek, 2 września 2013

Going green


Jesteś tym, co jesz - to oklepane hasło autorstwa doktor Gillian McKeith wbrew pozorom kryje w sobie dużo prawdy. Nie jestem fanką literatury pani McKeith, ani w ogóle żadnych dietetyków którzy w swoich kolejnych fenomenalnych książkach nawołują do zamykania lodówek na cztery spusty, detoksów, głodówek czy też - o zgrozo - dietetycznych posiłków w proszku. W świecie dietetyki dzieją się straszne rzeczy, a my zapłacimy za to wkrótce... Żyjemy w czasach skrajności - z jednej strony naukowcy grożą nam palcem, pokazując mrożące krew w żyłach statystyki, obnażające skutki obżarstwa, otyłości i spustoszeń, jakie w naszych organizmach wywołuje wysoko przetworzone jedzenie. Z drugiej strony, 90% codziennie spożywanych przez nas produktów to żywność konserwowana, utrwalana, sztuczne zagęszczona i ulepszona, naszpikowana konserwantami... Pytacie, co z tego, skoro dobrze smakuje i nie trzeba się męczyć, żeby ją zdobyć? Cofnijmy się do początku - Jesteś tym, co jesz...

Niedawno odwiedziłam Mazury, najczystszy rejon Polski. Mój pobyt zbiegł się akurat z lokalnym kiermaszem produktów regionalnych. Uwielbiam takie kiermasze - dla ludzi żyjących w wielkich miastach i jedzących tzw. żywność masową, jest to rzadka okazja do spróbowania wyrobów pochodzących często z lokalnych gospodarstw agroturystycznych, będących gwarancją czystych składników i niepowtarzalnego smaku. W Piszu stoiska uginały się pod ciężarem wędlin (które ja jako wegetarianka omijałam szerokim łukiem), kremowych miodów z tutejszych pasiek, naturalnych syropów, chleba (niestety z tradycyjnej mąki zawierającej gluten), masła, eko jajek i przetworów owocowych wszelkiego rodzaju. Zawsze kiedy będąc na urlopie trafiam na targ regionalny, staram się kupić jak najwięcej, żeby przewieźć do domu zapach i smak tych terenów i delektować się nim jeszcze długo po tym, jak skończy się lato. I tym razem moja walizka w drodze powrotnej okazała się dwukrotnie cięższa niż w dniu przyjazdu. Oszołomiona zapachem i feerią barw, zaopatrzyłam się w kilka rodzajów serów warmińskich, naturalne syropy, miód łąkowy i konfiturę truskawkową która prezentuje się w słoiku tak pięknie, że chyba jeszcze długo jej nie otworzę...

Parę dni temu, jedząc śniadanie i pijąc herbatę słodzoną warmińskim syropem z czerwonej koniczyny (wygląda jak syrop klonowy, pachnie owocami, smakuje cudownie), pomyślałam że mimo wielu kampanii reklamowych i gwałtownej ekspansji zagranicznych eko marek na nasz polski rynek, bio żywność wciąż nie jest popularna, a Polacy traktują ją, jak fanaberię. Co prawda, z roku na rok przybywa sklepów oferujących żywność ekologiczną, ale klientów zainteresowanych takimi produktami jest wciąż bardzo niewielu. Problemem są na pewno wysokie ceny, ale także brak wiedzy, dlaczego warto przestawić się na bio. Przeciętni konsumenci nie zdają sobie sprawy, co wkładają do ust, a producenci, mimo wprowadzonego przez Unię Europejska obowiązku zamieszczania składu na etykietach produktów, wciąż bardzo się starają, żebyśmy niewiele z nich zrozumieli. Finał tego taki, że przeciętny konsument każdego dnia wypełnia koszyk po brzegi substytutami jedzenia i jeszcze cieszy się, że mało zapłacił.

Nie jestem dietetykiem, ale jestem dietetycznie świadoma. Przede wszystkim, jestem świadoma tego, że większość produktów po które sięga statystyczny Kowalski, to śmieci. Dieta bezglutenowa nauczyła mnie wielu przydatnych umiejętności. Najważniejszą z nich jest uważne czytanie etykiet. Ile jest szynki w szynce? Jaki procent sera stanowi ser? Czy masło jest masłem, czy tylko je udaje? Sok pomarańczowy, czy napój o smaku pomarańczy? Czy te pytania są absurdalne? Tak, ale niestety, coraz częściej je sobie zadaję, lawirując pomiędzy półkami w supermarkecie. A przecież życie jest takie krótkie - zdecydowanie zbyt krótkie, żeby jeść gówniane żarcie! 

Nie będę pisać, z jakimi konsekwencjami wiąże się jedzenie chemii i konserwantów, bo to rola dla lekarzy. Mnie na równi ze zdrowiem interesuje wysoki poziom satysfakcji z jedzenia, a tych w supermarketowym jedzeniu coraz mniej. Popularni producenci już dawno poszli złą drogą - stawiając na ilość, pogubili gdzieś jakość... Konserwanty wydłużają żywotność jedzenia nawet o parę lat (!), dzięki zagęstnikom i wypełniaczom ilość prawdziwego produktu w produkcie można dowolnie obniżać, stabilizatory, sztuczne barwniki i aromaty to specjaliści od tzw. "efektów specjalnych"- dzięki nim wciąż wierzymy, że jemy pełnowartościową żywność. Czy aby na pewno? Oto kilka prostych wskazówek, co kupować, żeby żyć długo i szczęśliwie:

Mniej znaczy lepiej
Stosuję tą zasadę przy czytaniu etykiet. Im mniej składników w produkcie, tym bardziej jest "prawdziwy". Wiadomo, że ser powinien składać się z mleka i śmietany, co w takim razie robią w nim te niekończące się rzędy symboli na E? Odpowiedź jest prosta - ulepszają smak i sprawiają, że produkt zyskuje długowieczność. Nie jadam mięsa, ale doskonale wiem, ile "atrakcji" przygotowali producenci dla miłośników parówek. Oczywiście, samo mięso stanowi w nich śladowe ilości. To samo dotyczy innych wędlin. Czasem aż strach czytać ich skład.

Jedzenie niedoskonałe...
....jest paradoksalnie najzdrowsze. Producenci bardzo starają się zwrócić naszą uwagę na apetyczne, pięknie wyglądające, wręcz doskonałe produkty. Nie daj się nabrać! Idealnie okrągłe jabłka, pomidory wielkości małego arbuza - wszystko, co jest piękniejsze, bardziej kolorowe, nie wyrosło samo. Pomarańczowy ser, jadowicie różowy jogurt - to nie matka natura, to barwniki.

Z dziadkowego ogródka
Albo od lokalnego gospodarza - w żadnym wypadku nie kupuj warzyw i owoców w supermarkecie. Dlaczego - patrz wyżej.

Eko-system
Jesteśmy jego częścią, czy tego chcemy, czy nie. Jedząc chemię zatruwamy siebie i otoczenie, przyczyniając się do zwiększenia produkcji sztucznego jedzenia. Produkcja ekologicznej żywności wpływa korzystnie nie tylko na nasz organizm, ale ma także wpływ na środowisko - firmy produkujące eko-żywność dbają o przestrzeganie norm zgodnych z ochroną środowiska.

Jesteś tym, co jesz
To co masz na talerzu generuje twoje samopoczucie i stan zdrowia.


EKO - prawda czy fałsz?

1. Nie ma znaczenia, jakie produkty kupuję.

Znaczenie jest i to ogromne. To co dziś wkładasz do ust, za jakiś czas odbije Ci się ostrą czkawką. Dlatego wybieraj najczystsze i najmniej przetworzone wyroby - twój organizm kiedyś ci za to podziękuje.

2. Trudno odróżnić eko produkty od zwykłej żywności.

Na szczęście nie. W większości dużych miast można znaleźć coraz więcej sklepów z certyfikowaną żywnością ekologiczną. Na eko żywność w supermarketach przeznaczone są specjalne regały. Jednak, żeby mieć stuprocentową pewność, że kupujesz eko, szukaj tych certyfikatów na opakowaniu:
obowiązujący w całej Unii Europejskiej certyfikat "Rolnictwo ekologiczne"



wprowadzony w lipcu 2010 r. tzw. euroliść



niemiecki certyfikat żywności ekologicznej



logo Stowarzyszenia Producentów Żywności Metodami Ekologicznymi "Ekoland"




3. Żywność ekologiczna jest droga.

Niestety, to prawda. Pewnie dlatego, że jest w Polsce tak mało popularna. Sądzę, że jeszcze wiele lat minie, zanim eko wyroby wejdą do stałego obiegu i staną się równie chętnie kupowane przez Polaków, jak produkty zwykłych marek. Kolejnym czynnikiem wpływającym na zawrotne ceny jest monopol bio producentów na polskim rynku ekologicznym. Rozwiązaniem tego problemu byłoby spopularyzowanie eko żywności. Im więcej osób będzie ją wybierać, tym szybciej stanie się tańsza. Póki co, warto zastanowić się poważnie nad tą inwestycją. Nie wszystkie produkty mają tak zawrotną cenę, za to na pewno są smaczniejsze. Poza tym, rachunek za lekarzy specjalistów, u których za jakiś czas będziemy leczyć konsekwencje wcinania śmieciowego żarcia, będzie z pewnością dużo wyższy...

4. Eko żywność jest trudno dostępna.

Teraz już nie. Każdego dnia przybywa nowych sklepów ekologicznych. Najpopularniejsza jest sieć prężnie rozwijających się Organic Marketów. Warto też robić zakupy w sieci. Wybór przyprawia o zawrót głowy, a ceny są znacznie niższe.

5. Nie ma polskich producentów ekologicznej żywności.

Oczywiście, że są! Nasz eko rynek powoli się rozwija, a lokalne, małe eko marki stają się coraz bardziej popularne. Do najbardziej znanych można zaliczyć Bio Planet, Bio Futuro, Symbio, a także firmę EkoŁukta, jedną z najpopularniejszych mleczarni ekologicznych.

6. Produkty bio nie tylko nie zawierają konserwantów, ale są także bezglutenowe.

Nie wszystkie, ale znaczna większość. Wynika to z tego, że te wyroby nie zawierają zagęstników i wypełniaczy. Mimo to, zawsze warto zerknąć na etykietę.

7. Eko żywność i zdrowa żywność to to samo.

Nic bardziej mylnego. To że na produkcie jest napisane, że jest zdrowy, nie świadczy wcale o tym, że pochodzi z rolnictwa ekologicznego. Producenci posługując się tym magicznym słowem, chcą przyciągnąć jak najwięcej klientów. Fakt faktem, że takie wyroby najczęściej niczym nie różnią się od innych, a z ekologią mają niewiele wspólnego. Chcesz kupić produkt ekologiczny - szukaj certyfikatów.

8. Eko jedzenie jest smaczniejsze.

Prawda. Wśród amatorów żywności ekologicznej panuje opinia, że te wyroby smakują "jak dawniej". Niestety, większość z nas już nie pamięta tych dawnych smaków, ale jeżeli porównacie ser czy szynkę z supermarketu, z lokalnymi eko produktami, z pewnością poczujecie różnicę. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że smak eko żywności wciąga i uzależnia, ale jest to najzdrowsze uzależnienie na świecie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz