poniedziałek, 4 maja 2015

Felieton o gadaniu


Dawno, dawno temu, kiedy podjęłam decyzję, że wyświechtany zeszyt w kratkę zamieniam na bloga, chciałam pisać luźne, zupełnie przypadkowe teksty, pozbawione zadęcia, pompatyczności, wyrzeźbionego starannie początku, dopracowanego rozwinięcia i perfekcyjnego zakończenia, a także całej masy zasad, którymi zwykle kierują się ludzie piszący. Chciałam pisać tak, jakbym właśnie siedziała w kawiarni, w pozie lekko rozwalonej, z rękami na brzuchu i bez pośpiechu opowiadała Wam o wszystkim i o niczym. To miał być blog gadany, pełen tekstów bez ładu i składu, w których jednak moglibyście czasem odnaleźć cząstkę własnych myśli...

Tak miało być, ale pomysł o luźnej i niezobowiązującej egzystencji tego bloga szlag trafił, gdy do głosu doszedł mój cholerny perfekcjonizm, który kazał mi rzeźbić słowa, kroić zdania z architektoniczną precyzją, kolorować je, dopracowywać i poprawiać - wciąż poprawiać. Większość z obecnych tu tekstów powstawała więc w wielkich konwulsjach, bo zamiast wyrzucać z siebie luźne myśli, wypluwałam je z wielkim trudem, gnębiona przeczuciem, że wciąż jest źle, wciąż jest nie tak doskonale, jakbym chciała. I kiedy już ciężka praca twórcza dobiegła końca i w świat leciał kolejny tekst długi jak telenowela, ciężki jak kowadło i pompatyczny jak osiemnastowieczny esej, ja znów przypominałam sobie, że ten blog miał być rozmową, a nie wzniosłym przemówieniem do narodu. Dlatego dziś nie będziemy prowadzić ambitnych konwersacji, żarliwych dysput, ani też wygłaszać uroczystych przemówień, czy peanów pochwalnych. Dziś będziemy gadać. Więc usiądź wygodnie, w pozie lekko rozwalonej, z rękami na brzuchu i porozmawiajmy bez pośpiechu. Przecież to takie proste, prawda? 

Rozmowa jest jednym z najważniejszych sposobów komunikacji i zarazem najdokładniejszym sposobem poznania drugiego człowieka. Oczywiście, są jeszcze gesty, mimika twarzy, obserwacja - ale to rozmowa jest źródłem wiedzy o tym, co dana osoba czuje, co myśli, co lubi, czego nie lubi, co ją denerwuje, a co sprawia jej ogromną przyjemność. Jeżeli dobrze pójdzie i trafimy na wdzięcznego i aktywnego rozmówcę, lubiącego ciągłą wymianę myśli, o tym wszystkim, a także o wielu innych sprawach możemy dowiedzieć się w ciągu pierwszych trzydziestu minut od rozpoczęcia rozmowy. Gdy byłam dzieckiem, uwielbiałam gadać - o ulubionych kreskówkach, o resorakach, o pierwszych kieszonkowych, o wakacjach, o tym, co będziemy robić po szkole, za rok, za dwa lata, za dziesięć lat...

Komunikacja w dorosłym świecie jest pełna przeszkód, zasad, sprzeczności i niejasnych sygnałów. Tego wszystkiego nie ma w relacjach dziecięcych. Na moim podwórku wielkie przyjaźnie zaczynały się od pytań : "Grasz z nami w nogę?", a potem kolejno: "jak masz na imię?", "ile masz lat" "gdzie mieszkasz?" "dasz się przejechać na swoim rowerze?" "ścigamy się do tamtego drzewa?", "dasz mi pół batona?", "wyjdziesz jutro na rolki?" itp, itd. Zastanawiając się dziś nad rozmaitymi sposobami komunikacji, muszę przyznać, że ten dziecięcy kod komunikacyjny był najprostszy, najbardziej niewymuszony i najbardziej szczery. Potem wyrośliśmy z rolek, gry w nogę i innych dziecięcych zabaw i zaczęliśmy się kontrolować, zastanawiać się nad każdym wypowiedzianym słowem, reżyserować nasze przyszłe relacje. Jednym słowem, wraz z porzuceniem dziecięcego świata, porzuciliśmy naturalność. 

Nie lubię za dużo mówić, ale tendencja do zadawania pytań została mi do dziś. Dawno temu, kiedy jeszcze wierzyłam, że poświęcę życie pracy dziennikarza, chciałam pytaniami zasypywać wielkich ludzi. Chciałam za pomocą pytań wydobywać z moich rozmówców tę skrywaną szczerość, prawdę i wszystko to, co tak skrzętnie ukrywają przed światem. Moi znajomi często zarzucają mi, że dużo pytam, ale niewiele mówię o sobie. A ja po prostu lubię słuchać innych, bo ludzie opowiadając o zupełnie błahych rzeczach, przekazują innym nieświadomie masę zawoalowanych informacji o sobie samych. Rozmowy z ludźmi są dla mnie kopalnią informacji, które czerpię nie z tego co mówią, ale z tego, jak mówią, jak się przy tym zachowują, jakie wykonują gesty. Czasem po jednej rozmowie wiem już, że łączy mnie z moim rozmówcą więź niezwykłego wręcz porozumienia, albo dla odmiany, że nie nie chciałabym się już z tym człowiekiem spotkać nigdy więcej. 

Chyba nie jestem trudnym partnerem do rozmowy, ale czasem trzeba się trochę namęczyć, żeby wydobyć ze mnie coś poza krótkimi mruknięciami "tak", "nie", "nie wiem", "naprawdę?". Zdecydowanie łatwiej mi pisać niż gadać, bo zanim coś powiem, lubię sobie chwilę pomyśleć, co skutkuje czasem tym, że mój rozmówca w rezultacie usypia, albo ulatnia się, zanim wyrzucę z siebie, o co mi chodzi. Pytania są łatwiejsze niż odpowiedzi, dlatego nie zdziw się jeżeli kiedyś wpadniemy na siebie na ulicy, albo w księgarni, a ja zasypię Cię pytaniami: Co słychać? Co czytasz? Co będziesz czytać? Dlaczego akurat ta książka? Polecasz? Znasz autora? Dobry? Kontrowersyjny? To dobrze, prawda? Byłeś w Indiach? Jak tam jest? Nie bałeś się? Ja bym się pewnie bała, wiesz? Co myślisz o tym miejscu? Podobało Ci się? Nie podobało Ci się? To cenne doświadczenie, prawda? Nieprawda? Planujesz jeszcze gdzieś jechać? Gdzie tym razem? Nie boisz się? Opowiesz mi, jak wrócisz? Chętnie posłucham, wiesz? Lubię słuchać, jak opowiadasz - tylko powiedz, jak będziesz miał dość, bo ja wiem, że czasem zadaję zbyt wiele pytań... 

W rozmowie z ludźmi najbardziej interesuje mnie, co czują. Dlatego, gdybym kiedykolwiek miała zarabiać na życie, przeprowadzając wywiady - co było moim marzeniem wiele lat temu - pytałabym wielkich ludzi o to, jakie emocje towarzyszyły im podczas dokonywania wielkich rzeczy. Po lekturze wielu wywiadów, wiem jedno - najlepsze to te zupełnie nieprzewidywalne. Przeważająca większość rozmów, jakie czytamy w codziennych gazetach, tygodnikach, magazynach, na portalach, to niezwykle skrupulatnie wyreżyserowane przedstawienia, gdzie dziennikarz i rozmówca znają dokładnie każde pytanie, każdą odpowiedź, każdy przecinek, kropkę, chrząknięcie i chichot. Najbardziej fascynujące rozmowy, jakie miałam okazję czytać, najczęściej wiązały się z niezwykle silnymi emocjami, których ani pytający, ani pytani nie przewidzieli. 

Czasem lektura wywiadu wzbudza we mnie tak mieszane uczucia, że zastanawiam się, po co właściwie do niej doszło, skoro nikomu nie chciało się gadać? Po co dziennikarz pytał, skoro nie chciał usłyszeć odpowiedzi? Po co rozmówca zgodził się na wywiad, skoro nie chciał rozmawiać? Po co te dwie osoby spotkały się ze sobą, skoro wyraźnie nie darzyły się sympatią? Po co mówić wciąż aktywnej zawodowo aktorce "W Pani wieku, tyle ról i jeszcze praca w trzech teatrach? Przecież Pani ma już 70 lat!", po co podkreślać "Pani pomimo tak długiego stażu pracy, wciąż jest kojarzona z jedna rolą - tak Panią publiczność zapamiętała"Po co w ogóle rozmawiać z kimś, w kogo się nie wierzy? I po co udzielać wywiadu, jeżeli nie chce się światu nic komunikować? Po co przez trzydzieści minut bawić się z dziennikarzem w kotka i myszkę, zwodzić go, grać mu na nerwach, by finalnie wyrzucić z siebie "Nie chce mi się z panem rozmawiać..." Dlaczego komunikując się, wciąż coś udajemy - że nam zależy, że się troszczymy, że się przejmujemy, że interesuje nas to, co interesuje naszego rozmówcę, że się z nim zgadzamy, kiedy w rzeczywistości uważamy że jest zupełnie inaczej, po co w ogóle zaczynamy rozmowę, skoro najchętniej już byśmy ją skończyli? Czy nie łatwiej byłoby komunikować tylko to, co czujemy naprawdę szczerze? Tylko czy wtedy ktokolwiek by się odezwał? 

Ludzie gadają cokolwiek, o czymkolwiek, bo boją się ciszy. Miałam znajomego na studiach, z którym często jeździłam tramwajem. Nasza wspólna podróż rozpoczynała się od "Co powiesz?", albo od "No, co tam?", a kiedy ja uparcie milczałam pod gradem kolejnych nacisków, rzucał wreszcie "No powiedz coś, Ty nigdy nic nie mówisz!". Nienawidzę, gdy ktoś agresją, perswazją, za wszelką cenę ciągnie mnie za język, żeby tylko uniknąć tego momentu kiedy stoimy na przeciwko siebie, patrzymy sobie w oczy i nie odzywamy się. Większość ludzi, których spotykam, wolałaby przejść po rozżarzonych węglach, wykąpać się w rzece pełnej wygłodniałych aligatorów, albo zamknąć się w pokoju pełnym oślizgłych węży, niż zgodzić się na ciszę. Patrzę na ich desperację, na tę rozpacz, na walkę o jakikolwiek dźwięk i zastanawiam się, czemu cisza tak bardzo ludziom uwiera? Dlaczego tak niewielu z nas potrafi milczeć? Dlaczego nie dostrzegamy, że cisza też jest sposobem komunikacji, że milcząc też się porozumiewamy - wzrokiem, mimiką twarzy, ruchem ręki, pozycją ciała. Czasem milczenie znaczy więcej, niż potok wyrzucanych bezmyślnie zdań... Z czasem zrozumiałam, że na codzień gadamy bez ładu i składu, bo jesteśmy zagubieni, niepewni, chcemy przełamać barierę niepewności. Łatwo jest znaleźć osobę, z którą będzie nam się świetnie rozmawiało, ale prawdziwym wyzwaniem jest trafić na człowieka, z którym połączy nas zgodna cisza

Nasza rozmowa trwa już tak długo, a nie padło najważniejsze pytanie, od którego zaczyna się cały ten proces, zwany szumnie komunikacją - jak często się uśmiechasz? Wtedy, gdy coś Ci się uda, czy wtedy, gdy chcesz, żeby się udało? Wtedy, gdy czujesz rozpierające Cię szczęście, czy wtedy, gdy dopiero za nim gonisz? Wtedy, gdy ktoś Cię rozbawi śmieszną historią, czy wtedy, gdy dopiero chcesz ją usłyszeć? Wtedy, gdy czujesz, że Twój rozmówca Cię fascynuje, czy wtedy, gdy chcesz się o tym przekonać? Uśmiechasz się, gdy ktoś się uśmiecha? A czy uśmiechasz się, na widok poważnej osoby? Zdarzyło Ci się uśmiechem sprowokować uśmiech? Czy dziś się już dobrze znacie? Czy możesz powiedzieć, że znasz ją doskonale? Lubisz z nią rozmawiać? Jak często rozmawiacie? Ona zadaje Ci dużo pytań? Tak jest, prawda? A Ty lubisz odpowiadać i lubisz, jak ona słucha? I lubisz ją rozśmieszać, ale wiesz, że czasem po prostu potrzebuje pobyć ze sobą sama? Rozumiesz ją? Ona Cię rozumie? Lubicie spędzać ze sobą czas, ale lubicie też za sobą tęsknić? Martwisz się o nią i wiesz, że ona martwi się o Ciebie? A kiedy jesteście blisko, nie tak blisko, bliżej, jeszcze bliżej - tak blisko, że czujesz jej perfumy i zapach jej szamponu i słyszysz jej miarowy oddech, czy wtedy rozmawiacie? Uśmiechacie się? Czy wtedy milczycie? Czy ona lubi tę wspólną ciszę? A Ty? Czy nie masz wrażenia, że czasem zamiast słów wystarczy uśmiech, gest sympatii, troski? Czy nie za często mówimy o sympatii, w ogóle jej nie okazując? I czy to wszytko, o czym rozmawiamy, nie sprowadza się do prostego wniosku, że właściwie z gadania nic nie ma i tyle warte nasze słowa, ile warte nasze czyny?

Miło mi się z Tobą rozmawia. Bo wiesz, ja na codzień wcale nie mówię zbyt dużo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz