Kto by pomyślał, jak wiele można "pokazać" samymi tylko słowami. Iwan Wyrypajew, posługując się jedynie narracją, stworzył przejmujący i tragiczny obraz życia czwórki bohaterów, którzy szukając lepszych perspektyw w Nowym Jorku, odnajdują tam piekło. Reżyser wprowadza nową jakość przekazu, którą cechuje rzadko spotykany dotąd minimalizm. Na scenie toczy się jedynie gra słów i światła. Nie widzimy nic, a mimo to wiemy wszystko.
Może to dość ryzykowne stwierdzenie - szczególnie w dzisiejszych czasach - ale od dawna fascynuje mnie Rosja. Uwielbiam wszystko, co rosyjskie. Wychowałam się na bajkach i wierszach Puszkina, z wypiekami na twarzy pochłaniałam dzieła Tołstoja, Dostojewskiego i Nabokova. Od lat podziwiam Balet Bolszoj i Balet Teatru Maryjskiego z Petersburga, a wśród tancerzy, którzy są dla mnie inspiracją, samym czele figuruje Polina Siemionova i Maria Kochetkova. Mogłabym bez przerwy słuchać Strawińskiego, Czajkowskiego i Prokofiewa, a Siergiej Panin i Eduard Panov to jedni z moich ulubionych malarzy. Generalnie Rosjanie są obecni niemal we wszystkich dziedzinach sztuki i z całą stanowczością stwierdzam, że za co by się nie wzięli - zawsze robią to dobrze. Wszystko wskazuje na to, że teraz do moich rosyjskich idoli dołączy także Iwan Wyrypajew, genialny aktor, reżyser i dramatopisarz. Po obejrzeniu "Nieznośnie długich objęć" w warszawskim Teatrze Powszechnym jestem przekonana, że ten człowiek narobi dużego zamieszania, zarówno na polskich, jak i na światowych scenach teatralnych.
#1 Na krawędzi
"Nowy Jork jest jak plastikowy worek, porzucony gdzieś na wysypisku"
Najogólniej rzecz biorąc, "Nieznośnie długie objęcia" to sztuka o szukaniu sensu w bezsensie istnienia. O tym, że życie to letarg, z którego budzimy się na kilka chwil przed śmiercią, żeby przez moment poczuć życie całym sobą. To opowieść o bliskości i samotności, o powierzchowności w relacjach międzyludzkich, owiązkach opartych jedynie na fascynacji fizycznej, wyzutych z wszelkich uczuć i o odkrywaniu związków sensualnych, bez zbliżeń cielesnych. Iwan Wyrypajew pokazuje nam cztery najgorsze wizje upadku człowieka - życie beż żadnych wartości, życie beż konkretnego celu, życie pozbawione uczuć i wreszcie życie złamane bólem i samotnością...
Czworo młodych ludzi z różnych części świata postanawia odnaleźć szczęście w Nowym Jorku - miejscu, które od lat osnute jest legendą wielkiego szczęścia, sukcesu, wolności i niekończącej się zabawy. Ale żadnemu z bohaterów nie jest do śmiechu. W mieście, które podobno nigdy nie zasypia, każde z nich marzy jedynie o tym, żeby zasnąć i nigdy się już nie obudzić.
Monica (Karolina Gruszka), Amy (Julia Wyszyńska), Charlie (Maciej Buchwald) i Kristof (Dobromir Dymecki) to lustrzane odbicia naszych czasów. Wyrypajew kolejny raz tworzy sztukę złożoną z rozbitków życiowych, którzy szukają ukojenia w narkotykach, przelotnych związkach, pieniądzach, podróżach donikąd, w bólu, który zadają sobie, żeby zagłuszyć wszechobecną pustkę. I kiedy już wszystko wskazuje na to, że dla nikogo z nich nie ma ratunku, w myślach każdego z bohaterów pojawia się głos/siła wszechświata/bóg, który pokazuje im drogę do wyzwolenia.
Iwan Wyrypajew jest twórcą nieprzewidywalnym, którego trudno zaszufladkować. Łączy stare z nowym, miesza kulturę nowoczesną z elementami sztuki starocerkiewnej. W jego dziełach roi się od wariatów, narkomanów, seksoholików i hedonistów, których gubi, niszczy i zabija powierzchowność i materializm. Dzieła Wyrypajewa to istny miks tragedii i wątkami komediowymi, dramat przyprawiony szczyptą absurdu i groteski. Każdy inny reżyser zostałby wyśmiany za wprowadzenie w sam środek trzymającej w napięciu sceny gadającego niebieskiego delfina, objawiającego boskie misterium... No ale Wyrypajewowi możemy to przecież wybaczyć.
#2 Życie to chujnia...
"Teraz Monica zasypia. Teraz członek Charliego wchodzi w odbyt Amy. Teraz Kristof wsiada do samolotu, który leci do Nowego Jorku (...)"
Iwan Wyrypajew jest znanym w Rosji skandalistą, który nie boi się poruszać kontrowersyjnych i niewygodnych tematów. Ten niepokorny reżyser już nie raz poczuł na plecach twardy bat systemu. Jego niepoprawna politycznie spektakl "Sny", którą zadebiutował na deskach teatru w Irkucku, wywołała tak wielki skandal, że Wyrypajew zmuszony był opuścić miasto. Wyjechał do Moskwy i zaczął niezwykle owocną współpracę ze sceną Teatr.doc. Reżyser co jakiś czas wystawia swoje sztuki także w Polsce. Jak dotąd współpracował już z trzema warszawskimi scenami - Teatrem na Woli, Teatrem Studio i Teatrem Narodowym. Wyrypajew czuje się silnie związany z Polską. Nasz kraj wyróżnił go już kilkoma nagrodami, w tym Paszportem Polityki (2012 rok). A co najważniejsze - jego żoną jest świetna polska aktorka, Karolina Gruszka.
Mimo dużego dorobku artystycznego i wielu - nie zawsze pozytywnych - doświadczeń, Wyrypajew wciąż szokuje, zdumiewa i oburza. Od czasów debiutu ten rosyjski buntownik nie zmienił się ani trochę. Na szczęście....
Reżyser pokazał swoją najnowszą sztukę w niezbyt dobrym dla Polski momencie. Premiera "Nieznośnie lekkich objęć" miała miejsce w miniony piątek - w kolejnym dniu 50 tysięcy osób manifestowało w obronie demokracji. Ostatnie zdarzenia pokazują wyraźnie, że kultura jest w naszym kraju tak samo kontrolowana i tępiona, jak w autorytarnej Rosji. Awantura związana z premierą spektaklu "Śmierć i dziewczyna" we wrocławskim Teatrze Polskim może być początkiem ogólnokrajowej cenzury, jakiej zostaną poddane wszystkie sztuki "wątpliwe moralnie". Co prawda, bohaterowie "Nieznośnie długich objęć" spotykają w końcu boga, ale wcześniej z niewzruszonym spokojem opowiadają o robieniu loda i seksie analnym, przyznają się do stosunków pozamałżeńskich i aborcji. Wszystkim zainteresowanym radziłabym jak najszybciej obejrzeć ten spektakl, bo gdy armia moherowych beretów przypuści szturm na Wyrypajewa, spektakl pewnie zniknie z afisza szybciej, niż jesteście w stanie wymówić słowo "masturbacja".
"Podążaj za niebieskim punktem..."
W sztuce urzekła mnie prostota formy. Sztuka opiera się jedynie na narracji. Widzowie śledzą szczegółowe opisy zdarzeń, które plastycznie przedstawiają grający na scenie aktorzy. I choć nie dzieje się nic to jednak widzimy i wiemy wszystko. Sytuacje opisane bez pominięcia najdrobniejszego nawet detalu jawią nam się jak niezwykle wyrazisty film, który widzimy przed oczami słuchając kolejnych opisów akcji. Pierwszy raz miałam okazję tak pilnie poczuć, jak wielka potęgą jest słowo. Dzięki wielobarwnym, nasyconym emocjami konstrukcjom słów, na scenie choć nie działo się nic, to działo się wszystko.
"Nieznośnie długie objęcia" to świetny spektakl, po którym widzowi zostaje sporo przemyśleń. Reżyser stawia dość przygnębiającą tezę, że trzeba przejść przez piekło, żeby poczuć się żywym, a następnie umrzeć, żeby znaleźć szczęście. Sztuka Wyrypajewa ma coś wspólnego z tragediami Sofoklesa - nieważne, jaką decyzję podejmą bohaterowie, i tak skończy się to dla nich źle. Historia jest przesiąknięta mrokiem i właściwie próżno szukać w niej jakichkolwiek pozytywów. Jednak momentami miałam wrażenie, że reżyser nie przemyślał dokładnie losów swoich bohaterów i żeby to ukryć, pcha ich za wszelką cenę w ramiona śmierci. Bo śmierci w tym spektaklu było zdecydowanie za dużo - i to śmierci wymuszonej, która z jakichś niewyjaśnionych przyczyn staje się klamrą spinającą życiorysy całej czwórki bohaterów. Może teraz okażę się naiwną optymistką, ale muszę zapytać: Serio Panie Iwanie? Naprawdę jedynym remedium w walce z nie wiadomo gdzie zmierzającą cywilizacją, jest garść tabletek popitych wódką? Nie da się inaczej?
Tak zapętlona i surrealistyczną historię mogli ponieść tylko świetni i przekonywujący aktorzy. Na szczęście, tu nie było żadnych rozczarowań. Od początku nie ukrywałam, że wybór spektaklu podyktowany był sympatią dla Karoliny Gruszki, ale muszę przyznać, że cała czwórka aktorów była znakomita. Z przyjemnością znowu zobaczyłam Dobromira Dymeckiego, który zachwycił mnie w sztuce "W imię Jakuba S." (recenzja tutaj). Julia Wyszyńska w roli wykolejonej Amy zagrała chyba najbardziej przejmująco a jej "koniec" był w moim odczuciu najtragiczniejszy. Bardzo podobał mi się Maciej Buchwald wcielający się w Charliego - zimnego, pozbawionego skrupułów drania. Oprócz niezaprzeczalnego talentu, jest też bardzo męski i przystojny, co tylko dodało czaru i charakteru jego postaci.
Zastanawiając się na nieoczywistym przesłaniem sztuki Wyrypajewa, odniosłam wrażenie, że w tej nagłej, przerywającej wszystko śmierci był jakiś przekaz. Może reżyser chciał nam w dość niecodzienny sposób powiedzieć, że nie liczy się wcale długość życia, ale jego jakość. Może twórca poprzez swych tragicznych bohaterów chciał nam zwrócić uwagę, że żyjąc długo, ale bez celu i wartości, to tak, jakbyśmy nie żyli w ogóle. Może to, co najważniejsze w życiu faktycznie jest tylko impulsem, który trwa chwilę, ale tą chwilę człowiek zapamięta na zawsze... A reszta się nie liczy.
Zdjęcia, materiały - Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera
(Wszystkie cytaty, których użyłam w tekście, są jedynie fragmentami zapamiętanych przeze nie scen ze sztuki "Nieznośnie długie objęcia". Ponieważ pamięć jest zawodna, a emocje mogą czasem nieco skrzywić percepcję, proszę traktować je z lekkim przymrużeniem oka, a następnie iść na spektakl i własnymi uszami sprawdzić, co tam się działo...).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz