Grochów to nie tylko miejsce na mapie Warszawy - to także pewien określony styl życia, sposób myślenia i odwieczne pragnienie niezależności, które czynią z mieszkańców tej strony Wisły ludzi jedynych w swoim rodzaju. Wiem co mówię, bo podobnie jak Andrzej Stasiuk, wychowałam się w tych okolicach. Sentyment do miejsc, które były świadkami moich dziecięcych perypetii sprawił, że opowiadanie Grochów Stasiuka zyskało szczególne miejsce w moim sercu. Autor wspomina w nim, jak w otoczeniu Garwolińskiej, Makowskiej i Olszynki dorastał, snuł śmiałe plany na przyszłość, doświadczał pierwszych radości i pierwszych rozczarowań. Tu się wszystko zaczęło i tu zakończył się też pewien etap jego życia. Grochów stał się wreszcie miejscem symbolicznego pożegnania - nie tylko z dzieciństwem i młodzieńczą beztroską, ale także z przyjacielem, który stanowił nieodłączny element tej praskiej mozaiki...
Grochów to wzruszający i bardzo głęboki zapis przemyśleń Stasiuka na temat istoty życia, przemijania i pamięci po tych, którzy odeszli. W tym surowym, oszczędnym utworze autor weryfikuje swoje młodzieńcze wyobrażenia, będąc już człowiekiem bogatszym o lata życiowych doświadczeń. Opowiadanie nie jest spowiedzią ani dialogiem z umarłym, choć Stasiuk nieraz zwraca się bezpośrednio do przyjaciela, jakby wierzył, że ten da mu jeszcze odpowiedź. Tekst jest niezwykle śmiałą próbą oswojenia bólu i rozliczenia się z tym, co przeminęło bezpowrotnie:
"Co się dzieje z czasem, który minął? Dokąd odchodzą zdarzenia, które były naszym udziałem? Gdzie na przykład jest dzisiaj ten letni dzień, gdy wsiadaliśmy w Zagórzu do pociągu po dwudziestogodzinnej jeździe stopem przez cały kraj, gdzieś znad morza?"
Jak przenieść na scenę tak kameralny, intymny utwór? Jak pokazać całe spektrum emocji, które towarzyszą człowiekowi podczas przeżywania smutku i żałoby? Marcin Bartnikowski i Marcin Bikowski z Teatru Malabar Hotel wspólnie z Łukaszem Lewandowskim pokazali, że można - i to bez uszczerbku na jakości prezentowanego dzieła. Aktorzy pod opieką Agnieszki Glińskiej stworzyli poruszający spektakl przedstawiający proces, jaki zachodzi w ludzkim umyśle po stracie bliskiej osoby. Oglądając tę sztukę na scenie Teatru Dramatycznego mamy niepowtarzalną okazję zajrzeć do prawdziwego laboratorium pamięci i na własne oczy ujrzeć sentymentalną magię grochowskich kadrów z pamięci Andrzeja Stasiuka.
Na scenie widzimy sterylnie czystą, śnieżnobiałą przestrzeń, którą wypełnia jedynie długi blat. To tu za moment rozpoczną się fascynujące eksperymenty z udziałem ludzkiej percepcji. Marcin Bartnikowski, Marcin Bikowski i Łukasz Lewandowski pojawiają się po chwili w białych kitlach, białych szpitalnych klapkach i maskach na twarzach. Ta osobliwa grupa naukowców przy pomocy map, zdjęć, pocztówek i zabawek sprzed lat ożywią tekst Grochowa, zabierając widzów w niezwykłą podróż po zakamarkach pamięci. Każdy z tych sentymentalnych przedmiotów umieszczony przed obiektywem kamery niczym preparat pod mikroskopem, tworzy fascynujące tło opowiadania.
Aktorzy pełnią funkcję strażników pamięci autora, przywołując na scenie poszczególne zdarzenia z jego przeszłości. Choć w sztuce nie istnieje żaden formalny podział na role, czy też chronologiczne etapy, którym podporządkowany byłby każdy z artystów, to zauważyłam jednak, że Marcin Bartnikowski przedstawia najwcześniejsze wspomnienia z życia Stasiuka, opowiadając o obrazach, zapachach i smakach grochowskiego dzieciństwa. Marcin Bikowski przywołuje momenty z tych niedawnych lat, kiedy autor czuł już wyraźnie, że jego przyjaciel, słabnie i powoli odchodzi. Rola Łukasza Lewandowskiego chyba najbardziej bliska jest teraźniejszości. To niezwykłe trio ukazuje na scenie proces oswajania śmierci w niezwykle pokrzepiający sposób, który daje nadzieję, że pożegnanie z bliskimi może mieć także konstruktywne rezultaty. Andrzej Stasiuk usiłował zrozumieć sens istnienia, po którym zostaje jedynie popiół. Jego tekst poddany analitycznej obróbce trzech laborantów zyskuje jakąś budującą puentę, która może przynieść autentyczne ukojenie.
W wywiadzie przed premierą Grochowa aktorzy Teatru Malabar Hotel tłumaczyli mi, w jaki sposób potraktowali problematykę zawartą w utworze Stasiuka (całą rozmowę znajdziesz tutaj):
"Szukamy wspomnień, które nas budują, a nie tych, które nas niszczą. Wydaje nam się, że zjawisko śmierci może też w pewnym sensie uczyć afirmacji życia"
Faktycznie tak jest! Choć opowiadanie Stasiuka traktuje o żałobie, na scenie nie znajdziemy rzewnych, płaczliwych momentów. Artyści dystansują się do tematu przemijania - obserwują ten proces z pozycji badaczy, analizując poszczególne kwestie i poddając je głębszej refleksji. Ten tekst w ustach Bartnikowskiego, Bikowskiego i Lewandowskiego zyskuje znacznie szerszą perspektywę. Czytając treść opowiadania byłam absolutnie pewna, że jest to obraz żalu i bólu po stracie bliskiej osoby. Po obejrzeniu tej genialnej inscenizacji powiedziałabym raczej, że Grochów Andrzeja Stasiuka jest o drodze do zrozumienia zjawiska śmierci - a także o tym, jak wrócić do równowagi po odejściu ukochanej osoby i przyjąć to zdarzenie z akceptacją i spokojem.
Grochów jest gratką dla tych widzów, którzy z opisanymi w tekście miejscami mają wiele osobistych wspomnień - mieszkańcy tej części Pragi mogą w tekście Stasiuka odnaleźć także własne historie. Szczegółowe wzmianki o dobrze znanych uliczkach i ważnych punktach na mapie Grochowa w połączeniu z obrazami wspomnianych wyżej zdjęć, map i innych przedmiotów, działają na wyobraźnię lepiej niż bogata, rozbudowana scenografia. I choć w gruncie rzeczy spektakl jest gadany, można odnieść wrażenie, że na deskach Przodownika mają miejsce wszystkie te wydarzenia, które Stasiuk tak skrupulatnie opisał w tekście opowiadania.
Wśród zagorzałych fanów Teatru Malabar Hotel Grochów może wywołać niemałe zdziwienie, bo artyści całkowicie poddali się refleksyjnej atmosferze tekstu Stasiuka. Oczywiście, koncepcja eksperymentu badawczego jest iście malabarowa, ale pod względem klimatu i minimalistycznej oprawy przedstawienie bardzo odstaje od wcześniejszych realizacji tej grupy. Marcin Bartnikowski i Marcin Bikowski wespół ze świetnym Łukaszem Lewandowskim zagrali ten spektakl w sposób wyważony i bardzo dojrzały. Grochów mnie urzekł - chyba nawet bardziej niż malabarowe wygłupy. Oczywiście, liczę, że artyści jeszcze nieraz zaszaleją na scenie, jednak tą realizacją pokazali, że Teatr Malabar Hotel świetnie daje radę także w wersji na serio. I zachwyca wciąż z tą samą mocą.
Fot. Krzysztof Bieliński
Materiały prasowe - Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy
teatrdramatyczny.pl
W tekście wykorzystałam fragment opowiadania Grochów Andrzeja Stasiuka (wyd. Czarne, Wołowiec 2012)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz