czwartek, 21 listopada 2019

“W teatrze nie trzeba wszystkiego rozumieć od razu”. Wywiad z Anną Cieślak


Czy zbliżająca się premiera Dziadów w reż. Janusza Wiśniewskiego na scenie Teatru Polskiego w Warszawie poruszy widzów z tą samą mocą, co słynne historyczne inscenizacje tego dzieła? Anna Cieślak przekonała mnie, że wartości, w które wierzyli bohaterowie tego utworu, nadal są nam bardzo bliskie. Z aktorką rozmawiałam o przygotowaniach do spektaklu, o pokonywaniu własnych lęków i słabości na scenie, a także o tym, jak wielką rolę w życiu aktora odgrywa wielopokoleniowa, teatralna rodzina.

Na wywiad umawiamy się piątkowe popołudnie, dokładnie tydzień przed planowaną premierą Dziadów. Do budynku Teatru Polskiego wchodzę wejściem służbowym i od razu udziela mi się przedpremierowe poruszenie. Aktorzy co chwila przebiegają przez korytarz, zaaferowani swoimi sprawami. Jeden z nich dyskutuje o przeróbkach krawieckich, inny znika w garderobie, żeby odpocząć przed wieczorną próbą. Zanim zamknie drzwi, zwraca się do mnie z prośbą - Jakbym zaczął głośno chrapać, proszę zapukać, dobrze? Po chwili wpadam na Anię i razem kierujemy się do teatralnego bufetu. Przytulne wnętrze niewielkiej kantynki wypełnia upajający aromat domowych potraw. Spotykamy tam Katarzynę Skarżankę, Szymona Kuśmidera i Marcina Jędrzejewskiego. Aktorzy witają się ze mną, dostawiają mi krzesło do stolika, częstują kawą i proponują obiad. Po tak ciepłym przyjęciu doskonale rozumiem słowa Ani, kiedy wyznaje mi szczerze, że teatr to jej drugi dom.

***

Jakiś czas temu napisałaś o premierze Dziadów na Instagramie - Żeby opowiedzieć tę historię, potrzebny jest zespół ludzi, który oddycha w tym samym rytmie - Wasza ekipa trzyma to tempo? 

Anna Cieślak: Właśnie zaczynamy oddychać w zgodnym rytmie. Mam szczęście grać ten spektakl z ludźmi, którzy są moimi przyjaciółmi. Oczywiście, mamy lepsze i gorsze momenty, ponieważ pracujemy na emocjach i zdarza się, że gdy przekraczamy granice własnych możliwości, jesteśmy bardziej konfliktowi…

Spędzacie ze sobą bardzo dużo czasu, więc domyślam się, że konflikty są nieuniknione. 

AC: Kilkanaście godzin dziennie! Praca w teatrze odbywa się w godzinach 10:00 - 14:00 i 18:00 - 22:00. Czasami jeszcze wieczorem gramy spektakl. Wracając do Twojego pytania - dla mnie największa, niepodważalna wartość spektaklu Dziady to słowo Mickiewicza - słowo, które płynie. Czasami dubbinguję albo czytam audiobooki i w przypadku klasyki czuję, że słowa same układają mi się w ustach. Obcując z tymi tekstami, czuję się jak naczynie, które wypełnia coś ponad moje jestestwo. Postaci, które gram w teatrze klasycznym, są piękne, namiętne, zazdrosne, kochliwe, złe, dobre, szlachetne, sprytne, ale przede wszystkim są “bardzo”. Mają wyraziste charaktery, temperamenty, kolory, którymi się mienią i to właśnie w nich kocham. Miłość do tego tekstu to podstawa. Zaczynamy oddychać w tym samym rytmie, jeżeli precyzyjnie podajemy na scenie słowo, które kochamy - wtedy wszystko układa się w jedną całość. 

Trudno było osiągnąć ten efekt? 

AC: Teatr Janusza Wiśniewskiego to jest przede wszystkim praca zespołowa. Uważam, że w Polsce taki styl pracy jest wyjątkowo trudny, bo my jesteśmy silnymi indywidualnościami, ale szalenie trudno z takich indywidualności stworzyć zespół, który uczciwie opowiada historię, a nie promuje siebie poprzez historię. Teatr Polski nie jest teatrem, który eksponuje kreacje aktorów. Tutaj pracują aktorzy, którzy wspólnie chcą opowiadać historię, która jest ważniejsza, niż postaci. Historia jest wartością nadrzędną. Przede wszystkim liczy się kontakt na scenie - nie ja Wam i moja prawda, tylko my z Wami. Wtedy teatr zaczyna nabierać szerokości, staje się jasny i czytelny. Janusz Wiśniewski to taki reżyser, który kocha aktorów i pomoże im, jeżeli zobaczy, że sami pracują. Tu nie ma czegoś takiego, że aktor wychodzi na scenę i pyta - co ja mam grać? My musimy sami pokazać, że mamy coś do zaoferowania - że mamy w sobie odwagę. Aktorstwo to przecież odwaga, żeby zapomnieć o sobie i stać się kimś innym. Ten moment, kiedy wymyślamy swoją postać, jest bardzo trudny, bo często towarzyszy mu wstyd. Musimy się odważyć coś pokazać w obecności kolegów, dlatego tak ważne jest, żebyśmy żyli ze sobą w przyjaźni. Każdego dnia przekraczamy granice naszych możliwości i musimy się w tym wspierać. Nie bez powodu zostaliśmy wybrani przez dyrektora, czy reżysera - oni w nas uwierzyli. A skoro dali nam kredyt zaufania, to teraz my musimy uwierzyć w samych siebie. To nie jest wcale łatwe, bo często nie znamy reżysera, z którym będziemy pracować. Ja już wcześniej spotkałam się z Januszem Wiśniewskim, więc wiedziałam, z czym przyjdzie mi się mierzyć. 

Domyślam się, że udział w takim przedsięwzięciu, jak inscenizacja Dziadów, to dla aktora ogromne przeżycie? 

AC: Tak, zdecydowanie! Mam jednak poczucie, że nie wszyscy są w stanie zrozumieć wagę tej historii i teraz trzeba szybko dojrzeć i odrobić tę lekcję. Mówię to przede wszystkim o sobie. Pamiętam, że jak na początku usłyszałam, że robimy Dziady, byłam przerażona, ale potem zaczęłam słuchać i dostrzegać w tej opowieści prawdziwych ludzi. Teraz już wiem, że udział w tym spektaklu będzie dla mnie niezwykle cennym wspomnieniem, które będę pielęgnować do końca życia. 

Każda premiera Dziadów była zawsze wielkim wydarzeniem, niekiedy znacznie wychodzącym poza ramy teatru. O czym będą traktować Wasze Dziady

AC: Myślę, że chodzi o tu przede wszystkim o życie w prawdzie, uczciwości i miłości. Wiesław Komasa powiedział piękną rzecz, która mi została z tych prób - dobro się nie zatrzymuje... To będzie spektakl o człowieczeństwie i o przyjaźni. 

Czyli o najważniejszych życiowych wartościach. 

AC: Fundamentalnych! Marzę o tym, żeby dzięki naszej sztuce ludzie przypomnieli sobie o tych podstawowych kwestiach. Wierzę, że wszyscy je posiadamy, tylko musimy to sobie uświadomić… Dla widza będzie to przede wszystkim konfrontacja z samym sobą - na jakim poziomie otwartości na dobro jesteśmy dzisiaj? Czy potrafimy być ponad podziałami? 

Zastanawiam się, czy da się dzisiaj wystawić Dziady bez obciążeń w postaci tamtych historycznych inscenizacji? 

AC: Wiesz, różne są metody pracy nad rolą. Jedni potrzebują tej wiedzy, oglądają i analizują wszystkie możliwe materiały archiwalne, a inni tworzą postać na podstawie własnych odczuć i wolą dopiero później zapoznać się z tymi materiałami, żeby ją jeszcze udoskonalić. Ja czasami wolę nie wiedzieć… Ale jak gram klasykę, to bardzo ważne jest dla mnie słuchanie. Nie muszę widzieć min ani gestów, ale chcę słuchać, ponieważ uważam, że moi starsi koledzy byli dużo solidniej przygotowani do grania klasyki. Jak grałam w Teatrze Polskiego Radia w Wyzwoleniu Wyspiańskiego, to obejrzałam sobie archiwalne materiały z mojego ukochanego Teatru Starego tylko po to, żeby usłyszeć, jak grała Muzę Anna Polony, ponieważ to było mistrzostwo. Ona jest moim absolutnym autorytetem - tak, jak Anna Dymna. Przygotowując się do Dziadów, odsłuchałam kilkadziesiąt słuchowisk Teatru Polskiego Radia. Usłyszałam je w różnych wersjach zrealizowanych przez różnych reżyserów. Teatr Polskiego Radia jest dla mnie skarbnicą pod względem trenowania wyobraźni. 

Młody widz mierząc się z Dziadami napotyka na wiele przeszkód w zrozumieniu tego dramatu - zjawiska nadprzyrodzone, obrzędy pogańskie, mistyczna symbolika, a nade wszystko skomplikowany język romantycznych wieszczów….

AC: Ludzie mają problem ze zrozumieniem klasyki ponieważ nie obcują z nią na co dzień. Dzieci we Francji, czy w Wielkiej Brytanii od małego oglądają Szekspira i dorastają na jego dramatach. Dzięki temu w dorosłym wieku są w stanie dostrzec każdy niuans w tych utworach. Dlatego zapraszamy do teatru również dzieci - Dziady to także spektakl dla młodych widzów. Ważne jest to, że w teatrze nie trzeba wszystkiego rozumieć od razu. Można się zachwycić, zbuntować, albo zaciekawić - ale przede wszystkim trzeba dać sobie szansę, ponieważ obcując z kulturą wyższą stajemy się bogatsi i pełniejsi.  

Pamiętasz, jakie emocje towarzyszyły Ci podczas pierwszego kontaktu z  Dziadami na lekcjach języka polskiego? 

AC: Przerabiałam Dziady w liceum i pamiętam, że wtedy w ogóle nie rozumiałam tych obrzędów - nie wiedziałam, co z tego wynika i po co to! Dopiero, jak zaczęliśmy robić fragmenty Dziadów na egzaminy w szkole teatralnej w Krakowie, dostałam solidną lekcję od profesorów, którzy byli aktorami Teatru Starego w Krakowie i potrafili zachwycić mnie tym utworem. I to jest teraz mój cel! Biorąc udział w spektaklu Dziady chciałabym zachwycić widzów słowem.

Dziady są utworem, który każdy kolejny reżyser czyta i interpretuje trochę inaczej - dodając lub odejmując poszczególne fragmenty. u Dejmka nie było IV części, u Nekrošiusa II część była bardzo okrojona. Michał Zadara w swojej 12-godzinnej inscenizacji przeniósł mickiewiczowski dramat na deski teatru niemal w całości. Zastanawiam się, jaką niespodziankę szykuje dla widzów Janusz Wiśniewski. 

AC: Teatr Janusza Wiśniewskiego jest rozpoznawalny i charakterystyczny. I tak też będzie w przypadku Dziadów. To będzie bardzo plastyczne przedstawienie - bardzo baśniowe. 

Żadnych współczesnych elementów? Zobaczymy prawdziwe, romantyczne Dziady jak z pierwszej połowy XIX wieku? 

AC: Janusz jest bardzo konsekwentny - podobnie, jak choreograf Emil Wesołowski. Mam wrażenie, że moje życie zatoczyło koło, ponieważ robiliśmy już wspólnie Kordiana w Teatrze Słowackiego, chyba w 2006 roku - tam pierwszy raz spotkałam Emila i Janusza. Pamiętam, że Janusz wtedy przyszedł do mnie i powiedział - Piękną rolę będzie pani miała u mnie w spektaklu, piękną… Będzie pani płakać rzewnymi łzami - no i tak się stało, bo grałam wtedy Laurę. W teatrze Janusza grają pokolenia - bardzo młodzi i bardzo starzy artyści - i to jest u niego wspaniałe. Uczono nas tam kultury i dbania o starszych kolegów. Jak np. Marian Cebulski przychodził do teatru na 17:00, to lubił sobie najpierw usiąść w bufecie i wypić herbatkę. My z dziewczynami byłyśmy najmłodsze, więc umawiałyśmy się na dyżury, która będzie z nim siedziała i słuchała jego opowieści. A jak podjeżdżała pod teatr pani Halina Gryglaszewska, to od razu był telefon do bufetu, że proszę otworzyć jej drzwi od taksówki i drzwi od teatru. 

I młodzi biegli? 

AC: Tak! To było wtedy zupełnie normalne.Dyżurowaliśmy przy starszych kolegach, a uczyli nas tego ci średni koledzy, ponieważ tamci starzy wychowali tych średnich, więc oni wychowali nas. Po to właśnie w teatrze potrzebne są pokolenia - żeby dbać o siebie i wychowywać się nawzajem. Zespół stanowi wielopokoleniową rodzinę. 

W spektaklu zobaczymy Cię w roli Księżnej. Twoja bohaterka należy do środowiska salonowego, czyli tych złych, sprzedajnych Polaków, którzy wolą balować, niż walczyć o niepodległość Polski. Ciężko ją rozszyfrować, bo nie wiadomo, po której stronie tak naprawdę stoi.

AC: Jak każda z postaci tego dramatu - jest i tu i tu. Fajnie by było, gdyby widz zobaczył, że żaden z bohaterów nie jest jasno określony. Każdy z nich reprezentuje zarówno jasną, jak i mroczną stronę. Niech to publiczność dokona wyboru i określi, ile w naszych bohaterach jest jasności, a ile mroku i na którą stronę bardziej przeważa się szala. Byłoby wspaniale, gdyby widzowie zaczęli na ten temat dyskutować, kłócić się - to by dopiero była sztuka! Wiesz, przed premierą zwykle aktor boi się rozmawiać o swojej roli, żeby nie wypuścić czegoś za wcześnie. Mówić jest bardzo łatwo, ale zrobić to, o czym się mówi, jest znacznie trudniej. Dlatego może zamiast mówić, lepiej to wszystko pokazać. Zobaczymy, gdzie się dokopiemy. 

Oceniasz postawę swojej bohaterki? 

AC: Nie. Staram się po prostu znaleźć w niej człowieka. Każda z postaci tego dramatu ma w sobie źródło słabości i źródło siły - o tym są Dziady. Czasami te szale się przeważają, raz na jedną stronę, raz na drugą. Kiedy przyciągamy dobro, a kiedy przyciągamy zło? Co się dzieje, gdy pojawiają się w naszych głowach wątpliwości, kiedy ktoś nas zrani, kiedy jesteśmy odrzuceni? To nie jest tekst, który jest nieprzystawalny na dzisiaj. To jest ponadczasowe arcydzieło, a dlatego jest arcydziełem, bo tacy ludzie, o jakich pisał Mickiewicz, istnieją także dzisiaj i krążą wokół Ciebie i mnie. Codziennie mijamy ich na ulicach - Konrad, Senator, ksiądz, brat, Rollison, Rollisonowa - to są żywe postaci, które wciąż istnieją na tym świecie. W Dziadach nikt nie gra głównej roli. Każda postać jest tak samo ważna. 

Kwintesencją Dziadów jest wielka improwizacja. W Waszym spektaklu ten ciężar spoczywa na barkach młodziutkiego Jakuba Kordasa. To chyba najmłodszy Gustaw-Konrad w historii! 

AC: Tak! Uwielbiam patrzeć, jak Kuba rośnie w tej roli. Pierwszy raz z nim pracuję i muszę przyznać, że jest niesamowicie zdyscyplinowany, bardzo pracowity i koleżeński. Ponieważ sama nieraz grałam gościnnie w różnych teatrach, to wiem, jak ciężko jest wniknąć w tę nową przestrzeń. Co innego, jak już znam ludzi i teren wokół siebie - nie boję się przekraczać granic, wygłupiać się, nie czuję wstydu. Jeżeli jednak nie znasz kompletnie ludzi wokół siebie, a musisz się przed nimi obnażyć, jeżeli masz zrobić postać, to co wtedy? To jest bardzo trudne… Dlatego tak strasznie ważne jest, żebyśmy się czuli bezpiecznie w swoim gronie. Widzę, jak Kuba się zmienia na naszych oczach. Podczas dzisiejszej próby nie poznałam go. Te myśli i słowa, które go prowadzą, sprawiły, że zupełnie zmieniła mu się twarz. To jest po prostu niewiarygodne. 

Wchodzicie w trans podczas grania na scenie. 

AC: Absolutnie tak! Jesteśmy na takim poziomie skupienia, że zupełnie zapominamy o sobie i swoich potrzebach. Nie chce nam się jeść, ani pić, nie czujemy bólu, ani zmęczenia. Były takie sytuacje, że koledzy przychodzili grać z połamanymi rękami i nie przyznawali się do tego, żeby móc zagrać spektakl. Ta potrzeba bycia na scenie rodzi się w nas z ogromnej pasji.Uwielbiam być w tym świecie z moimi kolegami. 

Wolisz być na scenie, czy na planie filmowym? 

AC: Ja zawsze mówię, że plan filmu czy serialu to piękna przygoda, a teatr to mój drugi dom. Tam się aktor rozwija, tam wraca i wciąż musi być w kondycji, żeby ponownie zagrać tę samą rolę. Za dwa miesiące muszę założyć tę samą sukienkę, którą miałam na sobie w 2010 roku! Oczywiście, jeśli przytyję, to mi uszyją nową. Ale wolałabym nie! (śmiech). 

Przed premierą Min polskich Jan Peszek powiedział o Tobie "okropnie zdyscyplinowana- to prawda?

AC: Tak! Myśmy się wtedy uczyli ról, a Janek robił jeszcze inne przedstawienie i miał naprawdę dużo tekstu do zapamiętania. Pamiętam, że jak tylko miałam przerwę, to przychodziłam do niego do garderoby i pytałam - To co, powtarzamy? - a on zawsze odpowiadał - No dobrze, chodź, ale najpierw kawa… Pilnowałam kolegi, żeby się tego tekstu nauczył, bo graliśmy razem i nie chciałam, żeby mi popsuł moją scenę! (śmiech). Ale to była ogromna przyjemność, grać razem z Peszkiem. Pamiętam, jak na egzaminach w szkole robiliśmy Czechowa. Mój kolega z roku grał bardzo ciężką scenę i nie odważył się na tyle, ile wymagała od niego rola. Janek namawiał go, żeby próbował dalej, a on w pewnym momencie nie wytrzymał i powiedział - Nie umiem! - Na to Peszek się zdenerwował i odparł tak - Nie umiesz?! Za rok kończysz szkołę teatralną i życzę Ci, abyśmy za pół roku spotkali się w teatrze. Przysięgam, że zrobię wszystko, żeby być lepszym od Ciebie!

Motywujące… 

AC: Mega motywujące! I kolega się pozbierał, gra do dzisiaj i jest dobrym aktorem (śmiech). 

Dla starszych odbiorców Dziady są bez wątpienia ważnym symbolem patriotyzmu i walki o wolność. Zastanawiam się jednak, co mogą znaleźć w tym utworze młodzi widzowie, którzy nie doświadczyli na własnej skórze niewoli ani represji ze strony władz…

AC: Współczesność Dziadów to walka o tożsamość, samoświadomość i własne jestestwo. Ten dramat jest o tym, z czym dzisiaj młodzi ludzie mają największy problem - o byciu sobą. Ta sztuka to także ciekawe spojrzenie na role męskie w dzisiejszym świecie. Co to w ogóle znaczy być mężczyzną? Czy jeżeli ktoś jest wrażliwy na piękno i pełen empatii, to znaczy, że nie jest mężczyzną? 

Walka ze stereotypami? 

AC: Bardziej powrót do źródła. Teraz akurat mówię o Gustawie - Konradzie, którego gra Jakub. Są też takie postaci, jak senator, którego gra Krzysztof Kwiatkowski, który jest zapatrzony w siebie i zaślepiony własnym ego i otacza się gawronami, które mu nadskakują tylko po to, żeby się nakarmić - czy tak dzisiaj się nie dzieje? Czy nie ma takich ludzi dzisiaj? Oczywiście, że są! Uniwersalizm klasyki polega na tym, że u każdego z bohaterów znajdziemy dobrze znane postawy. Ludzie się nie zmieniają - zmieniają się okoliczności. Prawda jest taka, że wciąż mamy te same pragnienia, co bohaterowie mickiewiczowskiego dramatu. Tak samo kochamy i nie potrafimy kochać, tęsknimy i cierpimy z miłości. Sami musimy zdecydować, co chcemy zrobić ze sobą, żyjąc w tych czasach. W przeciwieństwie do bohaterów Dziadów, jesteśmy wolni i tylko od nas zależy, jak będzie wyglądało nasze życie. 

***

Premiera spektaklu Dziady w reż. Janusza Wiśniewskiego już 22.11 na scenie Teatru Polskiego w Warszawie

(fot. Weronika Kosińska)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz