niedziela, 12 listopada 2017

Gdzie diabeł mówi dobranoc


"Ukraiński dekameron" Klima nawiedzał mnie w snach już od dnia swojej premiery na deskach Teatru Polskiego w Warszawie. Na myśl o tej sztuce czułam jednocześnie strach i ogromną ekscytację. Bałam się ciężaru, jaki niesie za sobą bogactwo ukraińskiej kultury, a jednocześnie, niecierpliwie wyczekiwałam dnia, kiedy wreszcie ujrzę to niesamowite dzieło. Dlaczego? "Ukraiński Dekameron" w reżyserii Vlada Troickiego to zapierający dech w piersiach spektakl, bazujący na ukraińskiej spuściźnie kulturowej, którego dopełnieniem jest wspaniała scenografia i i równie zachwycająca aranżacja audiowizualna. Żal przeoczyć tak niebywałe widowisko. Na szczęście, ciekawość okazała się silniejsza niż strach. Zasiadłam wreszcie na widowni Dużej Sceny Teatru Polskiego i w chwili, gdy kurtyna poszła w górę, przeniosłam się do niesamowitego świata słowiańskich baśni...  




W małej, ukraińskiej wiosce życie wyznacza rytm natury. Spokojne, jednostajne dni mieszkańcy umilają sobie wspólnym tańcem i śpiewem, licznymi obrzędami religijnymi, a także wizytami sąsiedzkimi, podczas których omawiają swoje intymne sekrety. W ogóle dużo u Klima cielesności. Bohaterowie, choć pokorni i pobożni, śmiało wdają się w liczne romanse, intrygi i zdrady. Naczelni moralizatorzy tego świata z pewnością złapaliby się za głowę, widząc tę istną Sodomę i Gomorę - bo cóż to za społeczeństwo, gdzie nawet pop dokazuje sobie z cudzą żoną! 

Zaskakująca jest spontaniczność i nagłe porywy serca tutejszych wieśniaków. Najpierw robią, potem myślą, a czasem nie myślą wcachyba najwięcej le. Tak, jak owa żona, która porzuciła swego poczciwego męża i pognała ku miłosnej przygodzie z pozbawionym przyzwoitości duchownym. Chwyta za serce także ludzka naiwność, którą w tej sztuce autor przedstawił w wyjątkowo jaskrawy sposób. Mąż, przekonany, że jego małżonka została wybrana przez Boga, aby spłodzić z aniołem papieża (!), czeka przed domem, potulnie wysłuchując miłosnych harców, jakie wyczynia jego niewierna ukochana wraz ze swoim namiętnym kochankiem. 

Niemożliwym byłoby przedstawienie każdego z poszczególnych wątków, bo jest ich w sztuce Klima naprawdę dużo. Każdy z pojedynczych, pozornie odrębnych epizodów, łączy się w końcu w jedną spójną całość. I tu dochodzimy do kwintesencji tej sztuki. "Ukraiński dekameron" jest bowiem, w pewnym sensie, nawiązaniem do dzieła Giovanniego Boccaccia. Ten dawny, włoski "Dekameron" to utwór zbudowany ze stu nowel, które w ciągu dziesięciu dniu snuje sobie dla zabicia czasu dziesięciu szlachetnie urodzonych florentyńczyków, ukrywających się w 1348 roku przed szerzącą się epidemią dżumy. Dzieło Boccaccia aż kipi od miłosnych uniesień, erotyzmu, bujnego, hedonistycznego życia i wszechobecnej zmysłowości. Wspólnym mianownikiem każdej ze stu historii jest miłość w najróżniejszych jej postaciach. Podobnie jest z "Ukraińskim dekameronem" - mimo widma nieuchronnej śmierci, bohaterowie utworu Klima postępują tak, jak dyktuje im serce. Jakby jutra miało nie być.




Choć życie mieszkańców tej tajemniczej wioski dalekie jest od naszej codzienności, to jednak wystarczy bliżej przyjrzeć się ich pragnieniom i słabościom, żeby bez trudu odnaleźć w nich cząstkę siebie. Klim wyraźnie pokazuje, że nieważne skąd jesteśmy, nieistotne też, w jakiej kulturze wzrastaliśmy - kierują nami przecież te same pierwotne instynkty. Każdy człowiek ulega fascynacjom cielesnym, każdy jest bezsilny wobec nagłych porywów serca. Każdy z nas także boi się śmierci i tego, co jeszcze nieodkryte i niewyjaśnione. 

Śmierć (Ewa Domańska) przedstawiona przez Klima ma zaskakująco ludzkie instynkty. Podczas swej niekończącej się tułaczki, zatrzymuje się czasem na ganku któregoś z wieśniaków, gawędzi o trudach swego zawodu, czasem zaleca się do swego rozmówcy, bo seks tej upiornej damie bliski jest, jak każdej ludzkiej istocie. Kiedy tak bliżej przyjrzymy się Śmierci, dochodzimy do wniosku, że całkiem sympatyczna z niej kobieta. Nie wykazuje się okrucieństwem, nie zabiera na tamten świat kogo popadnie, nie mści się na swych "poddanych". Jak sama przyznaje, nie jest nieomylna. Zdarza jej się - o zgrozo! - uśmiercić jakiegoś bogu ducha winnego osobnika, który mógłby wieść jeszcze długi żywot, gdyby się na tę roztargnioną damę nie napatoczył... 




Ma Śmierć dwie córki, panny o bardzo wymownych imionach. Jedna z nich, wyjątkowo rozbrykana i nieposkromiona to Cholera (Natalia Sikora). Ta łagodniejsza, bardziej uczuciowa i melancholijna zwie się Dżuma (Marta Kurzak). Cała ta piekielna rodzinka wędruje po świecie, przyglądając się ludzkim perypetiom, rozmyślając nad ich marną egzystencją i kruchością życia. Kiedy trzeba, kiedy rodzaj ludzki gubi gdzieś pokorę i nie przestrzega odwiecznych zasad, matka i dziewczynki wkraczają do akcji. Choć świadomość misji każdej z trzech pań mrozi krew w żyłach, trudno ich nie lubić - są w swoim jestestwie tak bardzo podobne do nas! 

Chyba najwięcej współczucia i sympatii budzi panna Dżuma. Dziewczę niezwykle refleksyjne, nieustannie zastanawia się na sensem ludzkiej śmierci, nad ciężarem zbrodni, jakie spoczywają na jej młodych, wiotkich barkach. Choć natura każe siać jej spustoszenie, zabierać słabszych, ocalać silniejszych, straszyć i wzbudzać trwogę, dziewczyna nie godzi się na taki los. Setki lat, jakie spędziła u boku ludzi, wykształciły w niej empatię i współczucie. Czyż to nie zdumiewające, tak zobrazować "czarną śmierć", chorobę, która pochłonęła tyle ludzkich istnień? Klim dał jej sumienie - nauczył ją żałować tragedii, do których się przyczyniła. 

Skoro już mówimy o istotach nadludzkich, których w sztuce Klima przewija się całe mnóstwo, koniecznie muszę napomknąć o grupie całkiem sympatycznych (!) diabłów. Ich ojciec, senior rodu (Jerzy Schejbal), choć usposobienie ma iście szatańskie, nie wadzi ludziom, a nawet podziela niektóre ich typowo ludzkie popędy. Zdumiewające u Klima jest to tendencyjne uczłowieczanie - a co za tym idzie, oswajanie - postaci i zjawisk, których ludzie zwykli się panicznie bać. Szatan i jego synowie to panowie o typowo męskich skłonnościach, wspomniane wyżej siostry Dżuma i Cholera mają świeże, dziewczęce oblicza, a ich matka Śmierć jest momentami zwykłą gadulską babą, jakich na wsi bez liku.

Czas płynie, losy ludzkie biegną sobie tylko znanymi ścieżkami, a wszystkim tym zdarzeniom przygląda się Matka Ziemia (Marta Alaborska). W tej wspaniałej, jakże urokliwej postaci również można dopatrzyć się cech ludzkich. Martwi się, współczuje, a czasem nawet pomaga swym słabym "ludzkim dzieciom". Tak ten nasz świat został skonstruowany. I choć w naszej rzeczywistości diabły i śmiertelne choroby nie przechadzają się ulicami ramię w ramię z ludźmi, to wszystko inne wygląda bardzo znajomo...




Na scenie, poza wspomnianymi wyżej artystami, zobaczymy też m.in. Joannę Trzepiecińską, Joannę Halinowską, Piotra Bajtlika, Adama Biedrzyckiego, Tomasza Błasiaka, Pawła Krucza i Dominika Łosia. Choć intencją Klima było zbudować sztukę tak, by każdy z aktorów miał rolę równie istotną i wyrazistą, trudno zaprzeczyć, że prym w tym spektaklu wiedzie gromada piekielnych postaci - wspaniała Śmierć (Ewa Domańska), jej córki (Natalia Sikora i Marta Kurzak) a także pełen majestatu, ojciec diabelskiego rodu (Jerzy Schejbal). 

W przeciwieństwie do większości znanych mi spektakli, "Ukraiński Dekameron" Vlada Troickiego zachwyca przede wszystkim wspaniałymi elementami audiowizualnymi. Można więc stwierdzić, że historia mieszkańców wsi jest jedynie ciekawym dopełnieniem hipnotyzujących partii wokalnych i wspaniałej choreografii, która oczarowała mnie bez reszty. Tych, którzy sądzą, że sztuka Troickiego to kolejna z rzędu, zwykła teatralna ciekawostka na temat losów naszych wschodnich sąsiadów, spieszę wyprowadzić z błędu. Czeka Was zapierające dech w piersiach widowisko, będące syntezą absurdalnej komedii, poruszającego dramatu i musicalu na światowym poziomie. Ta swoista mieszanka sprawia, że z całą pewnością żaden z widzów nie wyjdzie z teatru rozczarowany. 




Zdjęcia, materiały - Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana w Warszawie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz