Choć tragedie Sofoklesa powstały wieki wieków temu, pewne uniwersalne elementy jego dzieł na stałe zagościły w naszej świadomości. Na przykład antyczne fatum, które dziś z lubością wykorzystujemy jako doskonałe wytłumaczenie własnych niepowodzeń. Zdumiewające, że w XXI wieku, w czasach, gdy w każdym aspekcie życia pomaga nam technologia, człowiek wciąż wierzy, że na przebieg jego losów wpływa boskie przeznaczenie. W kulturze skrajnego indywidualizmu i przekonania o absolutnej kontroli nad własnym życiem, zasłanianie się klątwą i złymi wróżbami brzmi wprost kuriozalnie. A jednak czynimy to ochoczo przy okazji każdej porażki. Sofokles by się uśmiał - w jego czasach sam dźwięk słowa "fatum" mroził bogobojnym Grekom krew w żyłach. Dziś śmiało można stwierdzić że oswoiliśmy i to mityczne zjawisko i nadaliśmy mu ludzki kształt, chyba po to tylko, by za każdym razem, gdy coś nie wyjdzie, móc ochoczo wskazać na nie palcem, mówiąc "to nie ja - to on"!
środa, 24 października 2018
piątek, 19 października 2018
Na krawędzi mostu
Może byłam naiwna, ale nie od razu zauważyłam, że Eddie czuje do siostrzenicy swojej żony coś więcej, niż troskę. Wydawało mi się, że jego nieznoszący sprzeciwu, dyktatorski ton to wyraz ojcowskiej miłości, jaką obdarzył Catherine po śmierci jej matki. Coraz większa kontrola Eddiego była w moich oczach czymś niepokojącym, ale z drugiej strony, który rodzic nie kontroluje swojego dorastającego dziecka? Nie widziałam tej namiętności i pozostali bohaterowie sztuki też chyba nie widzieli. Albo nie chcieli jej widzieć. Dlatego jej wybuch i wszystko, do czego doprowadziła, wydał mi się tak wielkim szokiem. Ale od początku...
Etykiety:
Agnieszka Glińska,
Arthur Miller,
dramat,
dramat psychologiczny,
opinie,
premiera,
psychologia,
recenzja,
rodzina,
spektakl,
sztuka,
teatr,
Teatr Dramatyczny
poniedziałek, 15 października 2018
Sen czy jawa?
Imponujący plakat z Adamem Ferencym w przebraniu Dionizosa może wprowadzić widza w błąd, bo "Sen nocy letniej" w warszawskim Teatrze Dramatycznym niewiele ma wspólnego z klimatem starożytnej Grecji. Choć aranżacja spektaklu jest mocno uwspółcześniona, reżyser, Gábor Máté nie pozbawił bohaterów romantycznego języka epoki elżbietańskiej. Zakochani wyznają sobie miłość w pięknym, poetyckim stylu, a fakt, że zamiast togi i wieńca z winorośli mają na sobie jeansy i trampki, wcale nie przeszkadza w odbiorze sztuki. Wręcz przeciwnie - Hermia w różowych spodenkach dźwigająca kolorowy plecaczek wzrusza widza jeszcze bardziej, bo jej problemy wydają nam się znajome i bardziej... ludzkie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)