czwartek, 6 lutego 2020

Miliard drobiazgów. "Wszystko, co najlepsze" na scenie Teatru Polonia



Ciastka z czekoladą, borsuki, ubrania w paski, wyciąganie ręki na zgodę po kłótni - Duncan Macmillan w swojej sztuce Every Brilliant Thing udowodnił, że kwintesencja szczęścia to zbiór pięknych momentów i zwykłych drobiazgów. Ten wzruszający tekst o dorastaniu, depresji i poszukiwaniu sensu życia w wykonaniu Rafała Mohra nabiera ogromnej głębi i skłania do przemyśleń nad tym, co jest naprawdę ważne. Spektakl w reż. Piotra Złotorowicza na scenie Teatru Polonia to jeden z tych tytułów, które działają na widza jak naturalny środek antydepresyjny. 

Monodram to wyjątkowo trudny gatunek, dlatego podziwiam każdego, kto decyduje się z nim zmierzyć. Spektakl jednego aktora jest trochę konfrontacją, a trochę spowiedzią, przy czym jedno i drugie wymaga od artysty ogromnej odwagi i determinacji. Monodram z perspektywy odbiorcy wydaje się wspaniałym solowym występem artystycznym, ale z pozycji odtwórcy jest walką - chyba przede wszystkim z samym sobą i z własnymi słabościami. Nie ma tu miejsca na błędy i niedociągnięcia, nie ma się za kim schować i na kim wesprzeć. To chyba największy sprawdzian, jaki artysta może sobie zafundować na scenie - i zarazem największy triumf, jeżeli ów test umiejętności wypadnie celująco. Moim mistrzem monodramów od dawna jest niezrównany Marian Opania, który jak mało kto potrafił doprowadzić publiczność do spazmów. Widziałam też równie doskonałe występy Przemysława Bluszcza, Stanisława Brejdyganta i Krystyny Jandy - absolutnych wirtuozów słowa, od których trudno oderwać wzrok. 

W przypadku sztuki Wszystko, co najlepsze Duncana Macmillana, sytuacja jest trochę inna, bo aktor współtworzy ten spektakl wraz z publicznością. Można więc powiedzieć, że typowa dla monodramu konfrontacja przybiera tu postać partnerskiej współpracy, podczas której każdy z obecnych czuje się na swój sposób odpowiedzialny za przebieg wydarzeń na scenie. To nie przypadek, ani fanaberia artysty - Macmillan pisząc swój tekst, dokładnie zaplanował skalę zaangażowania widzów w odgrywany spektakl. Zresztą zobaczcie sami: 

Up until that day, my only exprerience of death was that of my dog, Sherlock Bones. Scherlock Bones was older than me, and he was a central part of my existence. He was really sick and so the Vet came around to put him down. 

The Narrator spikes to someone from the audience.

Would you mind, I'm going to get you to be the Vet, it's  just that you have an immediate... Veterinary quality. 

The Narrator gets the Vet to stand.

It's alright, I won"t ask you to do very much. Just stand here. And would you mind if I borrowed your coat?

The Narrator takes a coat from someone else. 

Thank you. 
Okay, so you're the Vet, and I'm me as a seven -year-old boy, and this is here... 

The Narrattor holds the coat carefully in his arms, as if it's a docile animal.

... This is Sherlock Bones. I know you because you're one of the parents from school. And you say something reassuring, like: "You're doing the kind thing. It's not a moment too soon".

(Fragment oryginalnego tekstu sztuki Duncana Macmillana, Every Brilliant Thing, 2015)




Nie przepadam za spektaklami z udziałem publiczności, ale na szczęście mój wkład w to przedstawienie ograniczył się tylko do przeczytania na głos jednej z wielu najlepszych rzeczy, które znalazły się na obszernej liście głównego bohatera tej historii. W sumie zgromadził ich miliard. Miliard drobiazgów (kolor żółty, tańczenie w miejscu publicznym bez tremy, przyjazne koty...), które mogą znacząco poprawić samopoczucie. Pomysł na listę narodził się, kiedy jej autor miał zaledwie kilka lat, a impulsem do stworzenia takiego spisu była próba samobójcza jego matki. Chłopiec chciał pokazać chorej na przewlekłą depresję rodzicielce, jak wiele codziennych czynności i prostych drobiazgów może być źródłem prawdziwego szczęścia. Wzruszające zabiegi dziecka, by przywrócić ukochanej osobie chęć życia nieoczekiwanie przeistoczyły się w wielki Projekt Szczęście, który towarzyszył bohaterowi na różnych etapach jego własnej egzystencji. Do prostych radości małego brzdąca dołączyły młodzieńcze zainteresowania i fascynacje, a wreszcie i sentymentalne wspomnienia wielu dorosłych doświadczeń. 

Zanim zestawienie najlepszych rzeczy na świecie osiągnęło okrągły miliard, bohater przebył długą burzliwą drogę, w trakcie której przeżył wiele bolesnych prób. Z czasem zaczął rozumieć, że lista, która miała uratować życie matki, stała się dla niego czymś w rodzaju autoterapii. Naleśniki z sosem waniliowym i malinami, taniec w miejscu publicznym bez tremy, słuchanie nowej płyty po raz pierwszy, moment, kiedy wiesz już, że nic nie możesz zrobić, żeby odwrócić bieg wydarzeń - każdy  z tych punktów w trudnych chwilach życia działał na skołataną psychikę jak środek uśmierzający ból. 




Sztuka intryguje nie tylko treścią, ale też formą, w jakiej została napisana. Macmillan snuje opowieść głównego bohatera, przeplatając ją kolejnymi pozycjami z listy. Ta niecodzienna formuła nadaje akcji dynamizmu i nie pozwala się nudzić. Zdziwiła mnie niezwykle łatwa interakcja aktora z publicznością. Rafał Mohr nie miał żadnych problemów z dobieraniem "obsady" do poszczególnych scen. Przyznaję, siedziałam cicho jak trusia, żeby czasem nie przypadła mi w udziale rola wspomnianego wyżej weterynarza, czy narzeczonej. O dziwo, byłam chyba jedną z nielicznych osób, które wolałyby się zdematerializować, niż wyjść na scenę. Wskazani widzowie odgrywali swoje kwestie z ogromnym zaangażowaniem, doskonale wczuwając się w klimat przedstawienia. Na przyjazną, daleką od krytyki atmosferę podczas spektaklu z pewnością wpłynęła niewielka przestrzeń małej sceny Teatru Polonia, a także fantastyczne podejście Rafała Mohra, który doskonale bawił się tekstem sztuki wraz z publicznością. 

Monodram Wszystko, co najlepsze to niezwykły eksperyment artystyczny, który pozostawia widza z całą masą refleksji i przemyśleń. W pełni zgadzam się ze stwierdzeniem, że ten spektakl działa jak intensywna sesja terapeutyczna. Co więcej, mimo trudnej tematyki, wcale nie przytłacza - wręcz przeciwnie. Wzruszająca historia pokazuje, że najlepsze rzeczy na świecie, to tak naprawdę zwykłe drobiazgi, codzienne czynności, a przede wszystkim bliskość ukochanych osób. Sztuka inspiruje do stworzenia własnej listy szczęścia - może dzięki temu zwolnimy bieg za nieosiągalnym celem i zaczniemy doceniać lody waniliowe, zapach starych książek, jedzenie deseru przed obiadem, spanie do późna i wiele innych radości, które są przecież na wyciągnięcie ręki. 



fot. Katarzyna Kural-Sadowska

materiały prasowe - Teatr Polonia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz