Spektakl Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej można potraktować jako lekką komedię omyłek, wówczas będzie to po prostu wieczór dobrej rozrywki w wykonaniu świetnych artystów. Ale można – a nawet powinno się – zastanowić nad problematyką tej sztuki także nieco głębiej, bo pod warstwą komediowej otoczki kryje się prawdziwy dramat dwojga samotnych, nieszczęśliwych ludzi.
Dla kobiety te okoliczności są wyjątkowo niekomfortowe. Wybrała się do lekarza zostawiając w domu męża i dzieci, a także górę najróżniejszych obowiązków. Do tego jeszcze nie wzięła telefonu, więc nie ma jak poinformować partnera o tym niefortunnym wydarzeniu. Z kolei jej współtowarzysz niedoli swoje obecne położenie przyjmuje ze stoickim spokojem, co pacjentkę doprowadza do istnego szału. Lekarz nie ma się gdzie ani do kogo spieszyć, godzi się z tym, co zsyła mu los i równie dobrze może przenocować na kozetce. Obecność kobiety jest dla niego odrobinę niezręczna, ale nie na tyle, żeby zburzyć jego żelazny plan dnia.
Ciekawe są nie tylko okoliczności, w jakich się znaleźli, ale także i fakt, że oto spotkały się ze sobą dwie osoby o tak skrajnie różnych stylach życia i charakterach. Lekarz – flegmatyk, pedant z daleko posuniętą nerwicą natręctw, dziwak, który całe życie wydaje się mieć zaplanowane z dokładnością co do minuty. Ona – kobieta wielozadaniowa, która na co dzień funkcjonuje jako centrum dowodzenia domowym wszechświatem, matka, którą zdecydowanie przerasta macierzyństwo i wreszcie kobieta, która tak zwyczajnie chce być kochana. Takie nietypowe zestawienie zupełnie skrajnych osobowości musi prowadzić do nieoczekiwanych zwrotów akcji. I faktycznie prowadzi.
Ale równie istotne w tej fabule – jeżeli nie najistotniejsze – jest to, czego oboje nie mówią, a co widz może zaobserwować w ich zachowaniu lub w scenach retrospekcji przedstawionych pomiędzy kolejnymi wydarzeniami. I nagle portrety histeryczki i neurotyka zastępują inne, znacznie bardziej poruszające obrazy. W tym kobiecym z pewnością mogła przejrzeć się znaczna część żeńskiej publiczności. Na scenie widzimy bohaterkę, której życie rodzinne i uczuciowe jest dalekie od sielanki. Samotność, bezsilność, brak wsparcia ze strony partnera i poczucie uwięzienia w kieracie domowym, to przecież rzeczywistość wielu kobiet. Nawet tym z widzek, dla których małżeństwo i dzieci to jeszcze abstrakcyjne, mgliste wizje, uderzające musiało być, jak bardzo samotna i niekochana czuje się bohaterka w otoczeniu bliskich jej osób. Dla mnie właśnie liczne flashbacki z życia młodej mamy i żony okazały się najważniejszymi elementami tego pozornie lekkiego spektaklu i najbardziej wbiły się w pamięć. Podczas niedawnej wizyty w Muzeum Warszawy, której towarzyszyło oglądanie wystawy Niewidoczne. Historie warszawskich służących, uświadomiłam sobie, że kobiety wciąż pełnią tę nieformalną rolę w wielu domach. Do sprzątania, gotowania i innych czynności należy także dopisać opiekę nad dziećmi, bo przecież niańczenie potomstwa to od zarania dziejów sprawa kobiet – tylko i wyłącznie. Choć nie powinno tak być i Gabinet jest tego żywym przykładem.
"Nieważne jak piszą byle by nazwiska nie przekręcali" W Etykiecie jest Kostecki zamiast Kosecki . Tyle z tego co wynika z mojej próżności. A tak na poważnie, dziękuje za recenzje i cieszy mnie, że zwróciła Pani uwagę na sytuację "kobiet wielozadaniowych" . To najistotniejsze przesłanie, jako męski feminista bardzo mi zleży aby ojcowie troszczyyli się o dom nie tylko zarabiając pieniądze. W końcu jedyne dwie rzeczy jakie facet potrafi robić równocześnie to żuć gumę i jechać windą .
OdpowiedzUsuńPanie Rafale, bardzo dziękuję za czujność - etykieta z Pana nazwiskiem poprawiona. Gratuluję ciekawej i mądrej roli. Pozdrawiam serdecznie!
Usuń