sobota, 9 lutego 2013

Ruch wkurwionych


Za długo byłam miła. Żyłam sobie w jakiejś hermetycznej bańce wypełnionej gazem rozweselającym, uśmiechałam się od ucha do ucha i zapewniałam wszystkich, że u mnie świetnie. Wszystko jednak ma swoje granice - optymizm i sympatyczne usposobienie, jak się okazuje, także. Bańka pękła, gaz wyleciał, uśmiech spełzł mi z twarzy. Co tam u mnie? Jestem wkurwiona i mam milion powodów, Panie Premierze.

Nie, to nie jest normalne, że młody człowiek musi rezygnować ze wszystkich swoich marzeń. Miałam ich mnóstwo, każde z nich zupełnie irracjonalne, jak na zaistniałe warunki. Nie jest normalne, że młodzi wykształceni ludzie układają towar na półkach w Tesco, rozwożą pizzę, albo zasuwają po dwanaście godzin w centrach handlowych. Tak walczą o przetrwanie moi rówieśnicy, tak jeszcze do niedawna sama zmuszona byłam pracować. Może to dobrze o nas świadczy. Jesteśmy mobilni, nie boimy się ciężkiej pracy, podejmujemy się każdego wyzwania. Tak pan uważa? Cóż, zapomniałam dodać - robimy to za 1200 zł netto. Pański rząd nauczył nas, jak przeżyć za tą kwotę do następnej wypłaty. Pan by umiał?

Miałam tematy związane z polityką ograniczać do minimum i całkiem dobrze mi szło, ale nie jestem już w stanie dłużej milczeć. Jestem tylko pojedynczym, małym człowiekiem niezbyt dużych gabarytów. Nic nie przeforsuję, bo nie mam takiej władzy. Nic nie zdziałam przemocą, bo jeszcze mi do tego stopnia nie odbiło. Ale nie mam już siły zabiegać o podstawowe minimum, które teoretycznie nie powinno podlegać żadnej kwestii. Jednak w dzisiejszej rzeczywistości wszystko podlega dyskusjom, wszystko jest względne.

Nauczyłam się już niczego nie planować. Niedługo przestanę marzyć, bo tak jest bezpieczniej. Żyję automatycznie, bo jestem do tego zmuszana, ale wcale się na to nie godzę. I nie będę więcej przytakiwać, że faktycznie, mamy kryzys, mamy cięcia budżetowe, mamy wydatki, inwestycje, długi, zobowiązania. To nie moje długi, nie moje inwestycje, nie moje zobowiązania. Kryzys? Owszem - zaufania. Nigdy dotąd nie wątpiłam w nic tak bardzo, jak wątpię w obecny rząd.

Nie piszę tych słów pod wpływem impulsu, ale po wielu przemyśleniach. Nie skarżę się, że nie mogę sobie znaleźć bezpiecznego miejsca w życiu, bo już do tego przywykłam. Myślę dużo o sprawach, o których powinni pomyśleć za mnie kompetentni politycy. Palących problemów jest tyle, że z pewnością starczyłoby na długie lata obrad sejmowych. Myślę o ułatwieniu startu młodym ludziom, poprawie warunków socjalnych, albo raczej - o jakichkolwiek warunkach socjalnych. Myślę o kulejącej służbie zdrowia, która nie leczy, a jeszcze pogarsza stan zdrowia pacjentów, o biurokracji i blokadach hamujących potencjał młodych przedsiębiorców, o zaniku kultury - zarówno narodowej, jak i osobistej, o zabijaniu postępu na rzecz rozwoju ciemnoty.

Czy Premier Tusk się nad tym zastanawia, pijąc herbatę w ciepłych bamboszach? Nie, nie sądzę. Według PO jest correct. Tusk ma inny widok z okna. Na tuskowym podwórku nie ma bezrobocia (bo bezrobotni wyjechali), nie ma przeludnienia w przedszkolach i szkołach (trudno się dziwić, przecież Polki od kilku lat konsekwentnie rezygnują z macierzyństwa), nie brakuje miejsc w szpitalach (ludzie wolą umierać w domu, pod czystą pościelą), a po reformie służby zdrowia przepisy dotyczące leków są bardziej przejrzyste (mhm, do tego stopnia, że lekarze boją się wypisywać recept w obawie przed zawrotnymi karami finansowymi, jakie grożą za najmniejsze nawet błędy) drogi mamy super hiper (po ilu latach jeżdżenia po wertepach?), a jeszcze będzie tak pięknie (kiedy??)... Correct?

Mogłabym się zabrać i wyjechać w siną dal. Jest mnóstwo takich cudownych miejsc, gdzie rząd stawia człowieka na pierwszym miejscu, gdzie pomoc socjalna jest koniecznością, a nie iluzją, gdzie homofobia nie istnieje, istnieje za to ustawa o związkach partnerskich i to od dawna. Kościół nie bawi się w rządzenie, rządzą politycy i robią to kompetentnie. Tak, słyszałam, że to możliwe. Ale na razie nigdzie się nie wybieram. Nie będę ustępować politykom i tym samym godzić się na ich absurdalne decyzje. I zamierzam krzyczeć jeszcze głośniej. Słyszy Pan, Panie Premierze? To my - młodzi, zdolni, wkurwieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz