środa, 2 stycznia 2013

Szopka


Nie przepadam za Sylwestrem, ale Nowy Rok lubię bardzo. Zwykle pierwszego stycznia życie na Ziemi zamiera, żeby obudzić się na mega kacu około piątej po południu, ale ja, pełna energii i zapału do działania, wstałam skoro świt, bo aż o jedenastej.  Nowy Rok to idealny czas na generalne porządki w życiu. Nie wiem jak Wy, ale ja mam pełne ręce roboty. Zaraz po sturlaniu się z łóżka i wypiciu wszystkich domowych zasobów Nałęczowianki, zjadłam pożywne, wysokobiałkowe i kacobójcze śniadanie, żeby następnie z trzeźwym umysłem zabrać się za naprawianie świata.


Każdy dzień jest dobry na małe i większe rewolucje, ale Nowy Rok w kwestii przewartościowywania życia, bije wszelkie rekordy popularności. W minionym roku obiecałam sobie nic nie obiecywać, ale jednak nawyk obiecywania kusi, żeby wyjąć notes i coś tam sobie postanowić. Jak co roku, plany są przerażająco ambitne i ciąży już samo notowanie, nie mówiąc o realizacji.  Moje listy postanowień z roku na rok wyglądają niemal identycznie, co świadczy o tym, że cierpię chyba na jakąś przewlekłą niekonsekwencję w działaniu... W tym roku mam zamiar napisać tych postanowień całe mnóstwo, żeby zwiększyć szanse na ewentualny sukces. Pięć punktów z czterdziestu sześciu, to będzie naprawdę bardzo dobry wynik…

Coroczną tradycyjną przyjemnością - a może nieprzyjemnością? - jest podsumowanie roku minionego. W świecie polityki upłynął, tradycyjnie już, pod znakiem awantur, pojedynków na słowa, spekulacji i wyssanych z palca bzdur, którymi przez okrągłe dwanaście miesięcy ochoczo karmiły nas media. Najmodniejsze sejmowe słówka to: mowa nienawiści, lemingi, słoiki i zdrajcy. Najbardziej gorące tematy: reforma zdrowia, marihuana, wrak samolotu, brzoza, trotyl, mgła, Euro 2012, brak pieniędzy po Euro 2012, in vitro, zarodki, gaz łupkowy, wotum nieufności. Politykiem roku został Bronisław Komorowski, bo uprawia politykę braterstwa i przyjaźni. Wzorem prezydenta, a także w obawie przed następcami wybuchowego Brunona K, politycy uroczyście przysięgli zaprzestać agresji słownej, na rzecz wzajemnej przyjaźni i miłości. Janusz Palikot, który wszystko musi oczywiście robić inaczej niż reszta, obiecał poprawę, ale góra na pół roku. 

Trudno mi będzie jednoznacznie określić, która z wydanych w 2012 roku książek bezdyskusyjnie zasłużyła na tytuł „książki roku”. Wśród wielu świetnych pozycji na szczególną uwagę zasługuje z pewnością uhonorowana nagrodą Nike „Książka twarzy” Macieja Bieńczyka. Autor przytacza w niej ciekawe anegdoty o znanych osobach, które wywarły wpływ na jego życie. „To mój facebook”- tak Bieńczyk określa bohaterów „Książki Twarzy”. Dlaczego warto? Żeby przypomnieć sobie, jak ciekawą i wyrazistą formą jest esej. Te pisane przez Bieńczyka to niemalże arcydzieła. Debiutem roku można bez wątpienia ogłosić „Szopkę” Zośki Papużanki. Kawał mocnej prozy obnażający wady, słabości, dysfunkcje i patologie współczesnej rodziny. W kilku słowach, książka opowiada o Dulskich naszych czasów. Bez moralizowania, bez cukrowo - rzewnych zakończeń. Tak, jak lubię najbardziej. Przyparta do muru, z nożem na gardle, bez wątpienia powiedziałabym, że „Szopka” wygrywa.

Z niecierpliwością czekam na książkę Marka Raczkowskiego. Wywiad rzeka, pod wiele mówiącym tytułem „Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki”, traktuje o perypetiach artysty, najważniejszych kobietach w jego życiu, hedonistach, dandysach, ówczesnej bohemie, rysowaniu dla Polityki, a także o polityce w ogóle. W pakiecie wiele celnych ripost, uszczypliwych żartów i prostych prawd o życiu, a wszytko to przyprawione dużą dozą ironii i podane w jedynym i niepowtarzalnym dla Raczkowskiego stylu. Znając artystę, spodziewam się znaleźć w tej książce mnóstwo namacalnych dowodów, że śmiać się można ze wszystkiego i w każdej sytuacji, bo czasem nic innego człowiekowi nie pozostaje, jak usiąść i parsknąć śmiechem…

„Ogarniać” najmodniejszym słowem minionego roku! Z kolei najmodniejszym przedmiotem ogłoszono bezdyskusyjnie bułkę tartą z Charlotte. Ta sama bułka tarta wygrała także w kategorii „najdroższy - najtańszy produkt spożywczy”. Rewolucje nastały też w kwestii ubioru. Znane brandy odzieżowe odchodzą w zapomnienie. Prawdziwym snobizmem jest kupowanie ciuchów w lokalnych, malutkich i nikomu nieznanych sklepikach, a już najlepiej wydziergać coś samemu. Wszystkie „It girls” w minionym roku przechadzały się poprzebierane za bezdomnych z Dworca Centralnego, czyli wnioski z tego takie, że teraz najnędzniej jest najmodniej. To zarazem wyraźny sygnał, że w dobie szalejącego kryzysu ekonomicznego, moda staje się coraz bardziej dostępna, hmm, w zasadzie już wszystkim, bez wyjątku. Motto tego sezonu jest proste - im bardziej zdziadziały łach, tym lepiej.  

Rok 2012 był rokiem wielkich rozstań. Marek Siwiec porzucił Leszka Millera. To samo zrobił Palikot, ale według Millera było odwrotnie. Waldemar Pawlak wypiął się na PSL i na politykę w ogóle. Posła Macierewicza opuściła trzeźwość umysłu, a ministra Sikorskiego ostatnie resztki cierpliwości w sprawie Smoleńska, co nie zmienia faktu, że wrak samolotu i tak zostaje za rosyjskiej ziemi, bo znalezione, nie kradzione...

O pierwsze miejsce w kategorii osobowość medialna walczyły zaciekle dwie panie i jeszcze do niedawna byłabym skłonna powiedzieć, że ten zaszczytny tytuł polskiej celebrity należy się Natalii Siwiec, dziewczynie ze stadionu, gdyby nie ostatnie zdarzenia…Niestety, Pani Natalio, z przykrością muszę stwierdzić, że przegrała Pani z mamą małej Madzi, i to bez dwóch zdań! Podobnie rzecz się miała z wydarzeniem roku. Ostatecznie, dzięki rewelacyjnej kampanii reklamowej, wspieranej przez znane marki (m.in, Lays, Toyota, Media Markt) zwyciężył Koniec Świata. Bezkonkurencyjnie prześcignął w tej kategorii Euro 2012, a nawet koncert Madonny.

Na koniec tego, jak zwykle za długiego tekstu, wygłoszę własne Noworoczne Orędzie do Narodu: Rodacy! To był zdecydowanie zbyt długi rok, momentami miało się nawet wrażenie, że dłuższy niż poprzednie - a powiedzmy sobie szczerze, nikt dłużyzn nie lubi - więc całe szczęście, że już się skończył. W nadchodzącym roku nie czeka nas zapewne nic nowego, bo wszystko już w życiu było i teraz tylko cyklicznie się powtarza… Badania instytutów opinii społecznej wyraźnie pokazują jednak, że lubimy to, co dobrze znamy, więc nie widzę powodów do narzekania. Wszystkim obecnym tu a także nieobecnym, życzę wielu znanych i lubianych „niespodzianek” oraz samych przyjemnych momentów. Postaram się je wszystkie zapisywać z należytym sarkazmem, bo życia nie można brać na serio. Jak mówi Andrzej Mleczko: "jeżeli bierzesz życie zbyt serio, nie licz na wzajemność".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz