sobota, 24 listopada 2012

Nic śmiesznego


Za każdym razem, kiedy słyszę ten zawodzący, płaczliwy ton, coś we mnie pęka, i niby nie słucham, niby nie lubię, ale jednak, bo ona ma rację, to takie straszne być samotnym i nieszczęśliwym, i dokładnie ją rozumiem, ja też nie przeżyję już dłużej bez mojego ukochanego, który odszedł gdzieś w siną dal, albo na mnie nie trafił, albo nie istnieje- nieważne, w każdym razie wczuwam się w to brzmienie i tak mi smutno, tak mi źle, ona coś mruczy pod nosem, że się zabije, czemu nie, w końcu, jak sama mówiłaś, życie już nie ma sensu, więc dalej, siostro!- Stop. Oto, dlaczego nie znoszę Lany Del Rey… Już nawet nie liczę, ile razy ściągano mnie z parapetu…

Dziś będzie raczej ponuro, bo tak, bo autorka ma kaprys, zaciska mocno zęby i kategorycznie odmawia śmiania się z czegokolwiek, bo ile można się śmiać z tych samych rzeczy, come on!  Rozejrzyjcie się, życie jest smutne...

Brunon K, polski Anders Brevik o mało nie wysadził w powietrze całego sejmu wraz z zawartością, liczącą kilkaset zapewne sztuk posłów, premiera oraz prezydenta RP. Zamach udaremniła jego żona - niedługo pewnie już była -, która w porę zawiadomiła służby, że mąż jedzie właśnie w odwiedziny na Wiejską, ciężarówką wypełnioną po brzegi materiałami wybuchowymi. Szczęśliwie ocaleli politycy wrócili do swoich codziennych powinności. Poseł Macierewicz organizuje kościelne spotkania Stowarzyszenia Wierzących w Wybuch Trotylu, Palikot wymyśla przepis na Polskę, PO stawia PiS przed Trybunałem Stanu, a PSL rezygnuje z Pawlaka na rzecz Piechocińskiego. Pawlak odchodzi obrażony, a poseł PiS, Artur Nicpoń na swoim błyskotliwym blogu częstuje czytelników mową nienawiści. I tak się to koło toczy. I tak się produkuje, proszę Państwa, nowych Brunonów Brevików…

Na mojej liście polityków, których „Absolutnie Wyjątkowo Nie Lubię Słuchać Bo Są Żenujący I To Się Nie Zmieni Choćby Nie Wiem Co”, pierwszą piątkę otwiera niezmiennie wkurzający mnie Adam Hofman, zaraz za nim plasuje się Leszek Czarnecki który zapewne wskoczyłby wyżej gdyby nie fakt, że ostatnio- na szczęście - się nie odzywa. Trzecie miejsce zajął dziś Stefan Niesiołowski ex aequo z Tadeuszem Cymańskim. Na drugim miejscu Gowin, bo ile można o tych płaczących zarodkach, ludzie! Miejsce pierwsze - Jarosław Kaczyński, za całokształt. Wszystkim zwycięzcom serdecznie gratulujemy.

Już jutro na ekrany kin wejdzie ekranizacja wielkiego dzieła Lwa Tołstoja, „Anna Karenina”. Miało być smutno, to będzie jeszcze bardziej, bo jeżeli ktoś przeczytał to ciężkostrawne romansidło- autorka przeczytała, nie poleca- to wie, że w tej książce wszystko wygląda tak, jak w tekstach Lany Del Rey. Tytułową rolę gra mistrzyni gorsetów i kiecek z epoki wiktoriańskiej, Keira  Knightley (wcześniejsze role kostiumowe, to m.in. „Księżna”, „Duma i uprzedzenie”, rola Ginewry w „Księżniczce złodziei”). Pannie Knightley towarzyszy Jude Law, więc film osiągnie zapewne rekordową oglądalność. Do wszystkich głupiutkich dziewczyneczek, wierzących w to, że każdy płomienny romans zakończy się happy endem, a Tołstoj to pewnie jakaś radziecka wódka, mam kiepską informację- Anna się zabije…

Bartosz Waglewski, zwany Fiszem, popełnił płytę. Ponury, aczkolwiek klimatyczny album, „Wilk”, nagrany wspólnie z zespołem Kim Nowak to wypadkowa rockowych zamiłowań artystów z czasów, kiedy jeszcze chodzili do podstawówki. Na przekór temu, co mówi się o polskiej muzyce rockowej, ta płyta obciachowa nie jest. Jest bardzo dobra, biorąc pod uwagę fakt, że jej autor gardło zdarł grając całe życie hip hop. Warto pamiętać, że Fisz to muzyk wszechstronny. Nie dyskwalifikuje muzyki, różnej od tego co sam robi. Zresztą, jak sam twierdzi, Hip hop i rock mają ten sam mianownik. Oba gatunki muzyki łączy bunt, choć dzieli przepaść pokoleniowa. Chłopcy jednak udowodnili, że zakurzone dźwięki można zrestaurować i grają tak wiarygodnie, jakby nigdy nie rozstawali się z gitarą. Warto, a nawet nie wypada przeoczyć.

Z cyklu „Posłuchałam raz, i mam nadzieję, że ostatni”: Ewelina Lisowska i jej „Nieodporny rozum”, rozprzestrzenił się na wszystkie stacje muzyczne, sklepy spożywcze, kioski i autobusy. Treści mój rozum nie ogarnia, może też mi coś z odpornością szwankuje, ale jedno jest pewne- Jula i jej „Za każdym razem”, (na którą tak narzekałam) jest przy tej pani, jak koncert chopinowski przy dźwiękach z remizy. Jakby tego jeszcze było mało, dziewczyna porwała się na teledysk, w którym przebrana za Amy Winehouse, goni po ulicy bezdomnego faceta. Tylko dla widzów o mocnych nerwach.

W kąciku kulinarnym polecam dziś czekoladę, bo to naturalny środek psychotropowy, który skutecznie radzi sobie z pierwszymi objawami depresji i przygnębienia spowodowanymi kryzysem gospodarczym, muzycznym, intelektualnym, a także każdym innym. Dawkowanie: jak najwięcej, w postaci tabliczkowej, lub półciekłej, prosto ze słoika. Wartość energetyczna posiłku nie zmieści się zapewne na tej stronie, więc autorka łaskawie ją pominęła. Smacznego i do zobaczenia w następnym odcinku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz