środa, 8 maja 2013

Dziewczyna z zapałkami


Niby nie jestem przesądna, ale kiedy nadchodzi dzień, który może zmienić moje życie, od razu przypominają mi się wszystkie tajemne rytuały i zaklęcia, które zwykle wyśmiewam. W takich momentach moja uwaga całkowicie koncentruje się na poszukiwaniu źródeł szczęścia, ukrytych w przedmiotach codziennego użytku. W akcie desperacji talizmanem może być wszystko, wystarczy tylko przypomnieć sobie moment, kiedy ostatnio zadziałało.


Zaklinam los unikając kotów, zakonnic, drabin i luster, które mogłabym zbić. W ważny dzień wolę się nie wracać po to, czego zapomniałam ze sobą zabrać. Obwieszona amuletami szczęścia i dobrobytu, odziana w najbardziej komfortowe z ubrań, w najwygodniejszych butach na świecie, idę szukać szczęścia. Dziś nie przypaliłam mleka ani jajecznicy, a do tego dzień jest taki piękny i powietrze pachnie już latem. Czasem po prostu lepiej zapomnieć, że w rzeczywistości tak niewiele zależy od nas samych...

Kiedy bardzo czegoś pragnę - ale sukces w rękach losu, nie moich niestety - to układam sobie w głowie całe listy postanowień i obietnic, których dotrzymam, jeżeli moje marzenie się spełni. To taka niepisana umowa z opacznością, czasem bardzo korzystna. Jeżeli będzie tak, jak chcę, jeżeli mi się uda, to: przestanę kupować rzeczy absolutnie bezużyteczne, ograniczę spożycie naleśników z czekoladą, zrobię coś dobrego dla ludzkości, zacznę segregować śmieci, na przykład, zostanę weganką, będę milsza dla ludzi, nawet tych niemiłych, przeczytam książki, które zupełnie mnie nie kręcą, ale są bardzo mądre, założę na balkonie plantację ekologicznych pomidorów i odnajdę w sobie wewnętrzną harmonię.

Targam do domu torby pełne szczęścia, z których potem zrobię obiad. Kobieta dwudziestego pierwszego wieku musi dźwigać, bo mamy równouprawnienie. Zresztą, z facetami jest tak, że nigdy ich nie ma, kiedy są naprawdę potrzebni. Dzisiaj mężczyźni są delikatni i absolutnie nieporadni, jak dawniej kobiety. Dziwne czasy, takie pomieszanie z poplątaniem. Prawdziwi mężczyźni chyba już wyginęli, pozostawili po sobie wątłe cienie i wspomnienia. Gdzie nie spojrzę, wymizerowani chłopcy - nie chłopy... - ze sporą niedowagą, za to z idealnie wymodelowanymi włosami. Każdy identyczny, inwazja klonów. Gdyby mnie taki miał wziąć na ręce, złamałby sobie kręgosłup... Role odwróciły się zupełnie. Dzisiaj kobieta ma być twarda, a mężczyzna ma pełne przyzwolenie na chwile słabości. Smutno skończyła się bajka o mężnych rycerzach i mdlejących księżniczkach. Zawsze chciałam osunąć się tak bezwładnie w ramiona dzielnego księcia, więc kiepskie czasy sobie na mdlenie wybrałam, nie ma co! Ponieważ w rzeczywistości bardzo daleko mi do feministki (chociaż czasem w przypływie złości mogłabym się nią stać), lubię być kobietą ze wszystkimi kobiecymi słabościami i przywilejami, a na bycie mężczyzną zupełnie nie mam siły. 

"Wtedy dopiero warto brać się za pisanie, kiedy mamy odwagę napisać to, czego nie mielibyśmy odwagi powiedzieć w oczy" - tym cytatem (Emila Ciorana) Anna Janko zaczyna swoją autobiograficzną powieść "Dziewczyna z zapałkami", rewelacyjną, swoją drogą. Ile tam prostych prawd o życiu! Najlepsze książki to te ujmująco szczere. Autobiografię pisze się zwykle wtedy, kiedy w człowieku rodzi się przejmująca potrzeba podsumowania pewnego etapu i oddzielenia go grubą kreską. Ta powieść jest jak śmiech przez łzy, jak opowiadanie żartu, kiedy na żartowanie nie za bardzo ma się ochotę. A jednak nie powiedziałabym, że książka jest smutna. Przez wszystkie strony przewija się niegasnący optymizm autorki i jej subtelne poczucie humoru. Trzeba mieć do siebie ogromny dystans, żeby całe swoje dotychczasowe życie opisać w takim wdzięcznym, lekkim stylu. Tak bym właśnie chciała pisać! Janko to moje duchowe alter ego, podświadomie czuję, że myślimy tak samo. Jak wiele w tej książce stwierdzeń, które gdzieś tam kiedyś błąkały mi się po głowie i zginęły niezapisane. "Uwielbiam zaczynać wszystko od nowa, w nieznanym miejscu, z innymi ludźmi, do nowego roku, od poniedziałku, od jutra". Ja też uwielbiam. Jestem przekonana, że w końcu sama napisałabym swoją "Dziewczynę z zapałkami", ale Anna Janko zrobiła to wcześniej. 


Ponieważ o naszym życiu w większości decydują przypadki, zdaję się na los i robię sobie dużą porcję naleśników z czekoladą. A może to wcale nie jest tak, że żyjmy sobie jak marionetki w teatrzyku kukiełkowym? Może każdy w pewnym stopniu ma możliwość kreowania swojego życia, tylko nieświadomi tej mocy, podejmujemy złe decyzje? Lubię tak myśleć, kiedy wydaje się że już tylko nadzieja może mnie uratować. W książkach można znaleźć tyle pocieszenia! Długo szukałam tego cytatu i jest: "Pierwszym i najważniejszym warunkiem szczęścia w naszym życiu jest to, czym jesteśmy, nasza osobowość" (Dziewczyna z zapałkami). Dużo w tym prawdy, a jednak w sytuacjach podbramkowych często szuka się skomplikowanych rozwiązań... Może powinnam sobie takie myśli notować? Może... W zamyśleniu zjadam ostatniego naleśnika i obiecuję sobie, że od jutra zacznę się traktować z większą życzliwością. 

Szczęście to taka w gruncie rzeczy dość ulotna i banalna kwestia, trochę jak powietrze, albo wiatr. Nie widzisz go, nie możesz dotknąć i czasem nawet zapominasz, że istnieje. A najbardziej odczuwalne jest w codziennych drobnych przyjemnościach i pewnie w nas samych, choć tego jeszcze do końca nie rozumem. Bo ze szczęściem jest chyba tak samo, jak z naszym nastawieniem - „Im lepiej człowiek czuje się z samym sobą, tym lepiej wygląda reszta świata" (Dziewczyna z zapałkami)...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz