wtorek, 10 czerwca 2014

Deklaracja wiary - konflikt sumienia z rozumem



Wolność to dla mnie absolutna swoboda w kwestii stanowienia o własnym ciele. To coś, czego w Polsce nigdy nie było. Tu o ludzkiej fizjologii, o ciele i o wszelkich aspektach "być albo nie być" decyduje sumienie, czyli kościół. Głos sumienia od lat pojawia się w sejmie, w gabinetach lekarskich, na salach operacyjnych. Deklaracja wiary to nic innego, jak potwierdzenie wszechobecnej ciemnoty. Teraz ją tylko udokumentowano.

Na krótko przed skandalem związanym z deklaracją sumienia, którą podpisało już ponad 2 tys. lekarzy, trafiłam do pewnego internisty. Szanuję prywatność innych, dlatego na potrzeby tego tekstu nazwijmy go doktorem G, chociaż aż mnie korci, żeby użyć pełnego imienia i nazwiska... Właściwie, chodziło o jakiś nieistotny drobiazg, ale w wyniku pewnych niefortunnych okoliczności zeszliśmy na temat antykoncepcji - czy tabletki są ok i dlaczego zdecydowanie nie są... Wiele się już na ten temat nasłuchałam, więc sądziłam, że za chwilę mój rozmówca przedstawi mi listę strasznych, nieuleczalnych chorób, jakie wywołują pigułki antykoncepcyjne, a tu niespodzianka: Pan G zaserwował mi obszerny wykład z dziedziny etyki i filozofii, urozmaicony szeroką wiedzą teologiczną. 

Doktor G, którego znam z okresowych wizyt i dotąd uważałam go za twardo stąpającego po ziemi racjonalistę, uderzył w ton, którego bym się po nim nie spodziewała. A dokładniej mówiąc, przemówiło przez niego modne ostatnio katolickie sumienie. Właściwie, jak dla mnie, mógłby ustami doktora G przemówić nawet sam Bóg Wszechmogący w trzech osobach i jak znam siebie, nie zrobiłoby to na mnie wrażenia. Jestem osobą niewierzącą, nie mieszam się w kwestie wiary innych i tego samego oczekuję od otoczenia. Ale na tym właśnie polega cały problem - że Bóg pod postacią księży, polityków, a teraz także lekarzy wtrąca się w sprawy, które generalnie nie powinny podlegać jakiemukolwiek wtrącaniu jakiejkolwiek świętej i nieświętej instancji, bo są sprawą bardzo indywidualną. Są świętą indywidualnością osoby, której dotyczą. 

Czy doktor G podpisał deklarację sumienia? Bardzo prawdopodobne. Podpisała ją już zatrważająca liczba lekarzy, co oznacza, że teraz o zdrowiu/życiu pacjenta nie będzie decydował sam pacjent, ani szanowane gremium specjalistów, ale właśnie sama opatrzność boska. Albo Jan Paweł II, bo to przecież on stoi za całym tym zamieszaniem. 

Wszystko zaczęło się od dr Wandy Półtawskiej, emerytowanej lekarki, która postanowiła uczcić pamięć o zmarłym papieżu. Tym razem jednak nie chodziło o kolejny pomnik, ani o pielgrzymkę. Pani Wanda postanowiła zaszaleć na wielką skalę i wymyśliła manifest, tzw. "deklarację wiary". Kobieta wystosowała list otwarty do lekarzy i studentów medycyny, w którym wyraziła głęboką prośbę o podpisanie dokumentu w imię jedności z wyznawanymi przez Jana Pawła II wartościami. A przypomnijmy, że zmarły papież zasady miał dość radykalne. Jego "teologia ciała", którą teraz mieliby praktykować polscy lekarze w dużym skrócie opierała się na świętości rodziny i kwestiach "moralności cielesnej". Treść owego votum wdzięczności sprawia, że włos jeży się na głowie. Przypomina bardziej przysięgę składaną podczas święceń kapłańskich, niż dokument związany z jakąkolwiek działalnością medyczną. Wynika z niego w dużym skrócie, że człowiek w kwestiach związanych z własnym ciałem staje się całkowicie ubezwłasnowolniony. Lekarze, którzy podpisali te herezje, uznają "pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim" i "aktualną potrzebę przeciwstawiania się narzuconym antyhumanitarnym ideologiom współczesnej cywilizacji", uważają także, że "moment poczęcia człowieka i zejścia z tego świata zależy wyłącznie od decyzji Boga. Jeżeli decyzję taką podejmuje człowiek, to gwałci nie tylko podstawowe przykazania Dekalogu, popełniając czyny takie jak aborcja, antykoncepcja, sztuczne zapłodnienie, eutanazja, ale poprzez zapłodnienie in vitro odrzuca samego Stwórcę".

Deklarację przeczytałam pięć razy. Za pierwszym i drugim razem turlałam się ze śmiechu, za trzecim przecierałam oczy z niedowierzania, za czwartym i piątym powoli docierało do mnie, że to jednak nie żart. Z treści jasno wynika, że mentalnie środowisko polskich lekarzy cofa się do czasów wczesnego średniowiecza, kiedy to faktycznie wszystkie aspekty ludzkiego życia, od suszy na roli i nieurodzaju ziemniaków, po choroby i śmierć przypisywano wszystkim świętym. Ale mamy XXI wiek, czasy, w których oświeceni i stabilni emocjonalnie lekarze przeszczepiają pacjentom najróżniejsze organy, dokonują rekonstrukcji twarzy, genitaliów i innych rzeczy, o których nie śniło się zacofanym duchownym. Walczą o ludzkie życie posiłkując się nauką i najnowszymi badaniami, działają często pod ogromną presją czasu. Gdzie w takich sytuacjach jest miejsce na mentorskie kazania z kościelnej mównicy? Nie ma. Dobry lekarz to taki, który działa, zamiast w rezygnacji wznosić ręce do nieba, tłumacząc umierającemu pacjentowi, że taka wola boska.

W Polsce nigdy nie istniała całkowita swoboda w kwestii dysponowania własnym ciałem. Teoretycznie aborcja jest dozwolona w uzasadnionych przypadkach, ale w praktyce lekarze wolą tych uzasadnionych przypadków nie dostrzegać. Nieuleczalnie chory pacjent nie może poprosić o skrócenie mu cierpień, bo eutanazja jest przestępstwem. Wyznawcy deklaracji sumienia posuwają się jeszcze dalej - "powołanie do rodzicielstwa jest planem Bożym", w związku z tym seks tylko po zawarciu związku małżeńskiego, żadnej antykoncepcji, ani in vitro. Brzmi kuriozalnie, ale jeżeli specjaliści faktycznie wezmą sobie te "przykazania" do serca, to może się okazać, że niektórzy pacjenci będą zwyczajnie wywalani z gabinetu za działania przeczące "teologii ciała".

Ciemnota w środowisku medycznym pokutuje od lat, teraz ją tylko udokumentowano. Sprawa, gdzie znany ginekolog, prof. Chazan, odmówił aborcji pacjentce, której płód wykazywał brak czaszki i liczne wady, jednoznacznie skazujące dziecko na śmierć zaraz po narodzinach, nie jest jedynym takim przypadkiem. Lekarze często nie zgadzają się na aborcję w sytuacjach zagrożenia życia dziecka i matki. Kobiety umierają, dzieci też, a specjaliści pracują dalej, ku chwale Boga. Profesor Chazan jest tego wiernym przykładem. 

Od jakiegoś czasu głęboko wierzący farmaceuci mogą odmówić pacjentce wydania tabletek antykoncepcyjnych. W środowisku lekarskim od dawna działają ginekolodzy, którzy nie wystawiają recept na "tabletkę po", a także ci, którzy otwarcie potępiają leczenie hormonalne i zabieg in vitro. Tacy "święci" lekarze mają święty obowiązek skierować pacjentkę do specjalisty, którego takie tematy nie oburzają, ale w praktyce niewielu z nich się do tego kwapi. Moja koleżanka, której lekarz otwarcie odradzał zabieg in vitro, w ramach pocieszenia dostała wizytówkę Instytutu Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II...

Absurdalna deklaracja sumienia jest też naruszeniem prawa człowieka do wolności myśli, sumienia i wyznania. Bogobojni lekarze zapominają chyba, że wśród pacjentów są też ateiści, buddyści i muzułmanie, którzy powyższą deklarację mają w wielkim poważaniu. Niestety, nowy kodeks moralny nie przewiduje takich scenariuszy. Według zwolenników deklaracji wszyscy mamy żyć, rodzić, leczyć się i umierać za Jezusa. Słabe...

Co dalej? Cóż, po cichu liczę, że ten katolicko - medyczny teatr szybko się skończy. Jest na to duża szansa, bo podpisani pod manifestem nagminnie łamią prawo, odmawiając pacjentom świadczeń, jakie im się zwyczajnie należą. Poza tym, wbrew częstym opiniom, naród polski ciemny nie jest i nie kupi średniowiecznych kazań oświeconych medyków. Dekalog manifestu nie wpisuje się, niestety, w obecne trendy postępującej laicyzacji społeczeństwa. Na szczęście, mamy jeszcze prawo wybrać sobie lekarza i pacjenci będą to robić, starannie weryfikując nazwiska tych, którzy deklarację podpisali. A wszystkim lekarzom życzę, żeby któregoś dnia na własnej skórze przekonali się, ile prawdy tkwi w kuriozalnym votum wdzięczności, którym tak się szczycą. Może to ich skłoni do refleksji nad faktycznym sensem pracy w zawodzie - nie ku chwale Boga, ale w zgodzie z własnym sumieniem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz