niedziela, 21 czerwca 2015

I że Cię nie opuszczę...


Chciałam zacząć wstęp od zdania "wbrew temu, co mówi tytuł, to nie jest tekst o miłości", ale byłoby to oczywiste kłamstwo. Ten tekst jest o miłości - o wielkim uczuciu do przedmiotów, które każdego dnia ratują mi życie.

W jednej z moich ulubionych scen Bridget Jones powiedziała, że bycie kobietą jest gorsze od bycia rolnikiem:
"(...) Mamy tyle roboty z plewieniem i pryskaniem upraw: trzeba depilować nogi woskiem, golić pachy, skubać brwi, ścierać pumeksem stopy, złuszczać i nawilżać naskórek, oczyszczać pory, farbować odrosty, malować rzęsy, piłować paznokcie, masować cellulitis, gimnastykować mięśnie brzucha. W dodatku te wszystkie zabiegi są tak precyzyjne, że wystarczy kilka dni, aby się całkiem zapuścić".
Choć może Bridget nie była wzorem kobiety, którą każda z nas chciałaby być, w jej ujmująco szczerych stwierdzeniach było jednak dużo życiowej prawdy. Bycie kobietą to ciężka, mozolna praca, wyboista droga pod górę pełna przeszkód, dołów i nieprzyjemnych niespodzianek. Na szczęście żyjemy w XXI wieku i możemy korzystać z wielu fenomenalnych wynalazków, które sprawiają, że nasz kobiecy świat wydaje się łatwiejszy i bardziej znośny. Nasze babki chwaliły sobie wyswobodzenie z krępujących gorsetów, masze mamy doceniły komfort stosowania doustnej antykoncepcji. Można by pomyśleć, że nasze pokolenie ma już wszystko, co gwarantuje komfortowe życie. Niby tak, ale zawsze może być jeszcze lepiej, prawda? W pogoni za wygodą, stworzyłam listę - moim zdaniem - doskonałych wynalazków, a także zwykłych przedmiotów codziennego użytku, które sprawiają, że życie staje się jeszcze piękniejsze...



1. Steamer parowy do prasowania ubrań

Z perspektywy czasu mogę podzielić swoje życie na dwa etapy - okres przed odkryciem steamera i okres od momentu, gdy znalazł się w moim domu. Za ten wynalazek ktoś powinien dostać Nobla... Należę do osób, które wyjątkowo nie znoszą prasować. Moja niechęć bierze się chyba z całkowitego braku umiejętności, bo im bardziej się staram, tym gorzej wychodzi, im dłużej prasuję, tym bardziej ciuch jest pognieciony. W akcie desperacji zaczęłam już nawet wybierać tkaniny nie wymagające prasowania, albo takie, którym zagniecenia dodają tylko uroku. Niestety, czasem człowiek musi włożyć coś, co wymaga uprzedniego przejechania po tkaninie żelazkiem i tu zaczynają się schody. Na prasowanie straciłam kawał swojego życia i któregoś dnia postanowiłam, że nie mam ochoty tracić go więcej. I tak trafiłam na to cudowne urządzenie, które bulgocząc, charcząc i wypluwając z siebie duże ilości pary, perfekcyjnie wygładza każdą, nawet najbardziej oporną na prasowanie tkaninę. I co ważne - nie niszczy ubrań, bo przecież "prasujemy" je wodą. Mistrzostwo świata... 


2. Baleriny

W życiu każdej kobiety są takie momenty kiedy najlepszym przyjacielem stają się płaskie buty, zwane balerinami. Skąd nazwa? Baleriny inspirowane są typowym obuwiem do tańca klasycznego - baletkami. Prosty krój, ponadczasowa elegancja i wygoda - to trzy główne zalety, dzięki którym baleriny zdobyły serca kobiet na całym świecie. Wypromowała je wielka ikona stylu - Audrey Hepburn. Aktorka do niemal każdego stroju zakładała te charakterystyczne buty na płaskim obcasie i tym samym, na stałe wprowadziła je do świata mody. Najsłynniejsze to Repetto, ale nie dajmy się zwariować - nie liczy się marka, tylko komfort chodzenia.

Baleriny mają w sobie coś cudownego - zestawiając je z dowolną stylizacją, zawsze wygląda się w nich dobrze. Tym samym wpędzają mnie w pułapkę, bo mając do wyboru niebotycznie wysokie szpilki i zgrabne płaskie buty, zawsze wybiorę te drugie. 

Baleriny to ucieleśnienie błogiego komfortu. Dużo tańczę i czasem po wieczornym treningu czuję, że nogi zaraz mi odpadną. Baleriny są tym, czego mi potrzeba po długim, męczącym dniu... Czasem, kiedy jednak muszę założyć buty na obcasie, zawsze wrzucam do torby parę balerinek - już nieraz dzięki nim dotarłam do domu o własnych siłach.


3. Boyfriend's jeans

Na męskich tyłkach wyglądają jak zwykłe spodnie - czary zaczynają działać dopiero wtedy, gdy gdy przylgną do kobiecych pośladków... Boyfriendy, czyli luźne spodnie o prostym, męskim kroju, to moje ulubione jeansy. Ich obecność w kobiecych szafach to dziś nic dziwnego - stały się modowym klasykiem i królują niepodzielnie w każdym sezonie.

Nienawidzę kupować spodni - szczególnie rurek. Natura zadrwiła sobie ze mnie w okrutny sposób, obdarzając mnie portorykańskimi biodrami, które stawiają opór każdej parze wyszperanych w sklepie spodni. Z zakupowych eskapad wracam zwykle z szarganym poczuciem własnej wartości - no chyba, że po drodze w ręce wpadną mi boyfriendy, wtedy bez wahania, z entuzjazmem kupuję nową parę.

Co w nich zachwyca? Pasują do wszystkiego - do eleganckiego żakietu i szpilek, do ramoneski i trampek, do sportowej bluzy i szyfonowej bluzki. Te spodnie to najlepszy przyjaciel kobiety. Moje boyfriendy towarzyszą mi wszędzie - w drodze do pracy, na trening, na spacer, na zakupy. Wspierają, gdy mam zły dzień, podnoszą na duchu, gdy tego potrzebuję, są wygodnym strojem w czasie mile spędzanego dnia - gdziekolwiek jestem.

Gdyby ktoś zadał mi to oklepane pytanie "Co założyłabyś na bezludną wyspę?", odparłabym bez wahania - boyfriendy. Tylko tyle i aż tyle.


4. Wielka płócienna torba

Mam taką przypadłość, że wychodząc rano, zabieram ze sobą połowę mieszkania. Muszę być przygotowana na każdą nieoczekiwaną sytuację, więc wrzucam do torby wielką kosmetyczkę, zestaw chusteczek (nawilżanych i zwykłych), szczotkę, grzebień, kosmetyki do włosów, kremy do rąk, tabletki przeciwbólowe, baleriny (jeżeli mam akurat na nogach niewygodne szpilki) i mnóstwo innych rzeczy, które w danej chwili wydają się niepotrzebne, a jednak dobrze je mieć, bo nigdy nie wiadomo... Jeżeli wybuchnie trzecia wojna światowa, albo terroryści zaatakują miasto, kiedy akurat będę w pobliżu, albo spadnie meteor, to... to mogę zawsze poprawić makijaż, zdjąć szpilki, założyć baletki i uciekać. Nieważne... Mężczyźni tego nie rozumieją (pamiętam, jak P notorycznie zrzędził, że jestem niepraktyczna), ale kobieta musi mieć ze sobą cały arsenał przedmiotów osobistego użytku. Ja swoje targam w wielkiej torbie, do której pewnie też sama bym się zmieściła. Małe torebki nie zdają egzaminu - ja muszę mieć torbuchę, wielki kawal materiału o wymiarach cyrkowego namiotu, w którym chowa się cały mój dom. 


5. Carmex

Napisałam kiedyś, że idę przez życie, znacząc szlak Carmexami. Ten balsam to chyba najczęściej gubiony atrybut kobiecej torebki - dałabym sobie rękę uciąć, że dawno wyprzedził w tej kategorii parasolkę, rękawiczki i okulary. Ja rocznie gubię ok. 10 - 15 słoiczków Carmexu, a mimo to wciąż wytrwale kupuje nowe, bo nie powstał jeszcze kosmetyk do ust, który mógłby zdetronizować tego nezaprzeczalnego króla balsamów. Carmex powstał 1937 roku. Recepturę tego cudownego kosmetyku stworzył pewien Amerykanin - Alfred Woelbing, cierpiący na permanentną suchość i pękanie ust. Domowa produkcja z czasem nabrała rozpędu, aż wreszcie Carmex stał się najpopularniejszym i najbardziej cenionym kosmetykiem do pielęgnacji ust. Wiedzieliście, że co minutę sprzedaje się 130 opakowań tego specyfiku? Dla mnie Carmex to absolutna podstawa w makijażu. Czasem w ogóle nie maluję ust szminką, bo ten balsam zupełnie wystarczy. Fajnie, że to produkt unisex - coraz częściej widzę, że smarują nim usta także mężczyźni!


6. Zapiśnik

To nie jest zwykły zeszyt - to mój papierowy mózg. Bez niego zginęłabym, przepadła, zapomniałabym, jak się nazywam, w której pralni zostawiłam płaszcz, kiedy mam fryzjera, a kiedy dentystę i wiele wiele innych spraw, o których człowiek tak roztargniony jak ja, nie ma prawa pamiętać. Zapisuję w nim rzeczy ważne i mniej ważne, cytaty, pomysły na nowe teksty, luźne myśli, kody do domofonu, telefony wsparcia - do informatyków, księgowych, lekarzy i innych specjalistów od tych dziedzin życia, których zupełnie nie ogarniam. Zapiśnik jest miejscem na moje codzienne bazgroły, notatki i listy spraw do załatwienia. Przykładowa kartka z minionego tygodnia wyglądała tak:

"Nie możesz mieć lepszego jutra, jeśli cały czas myślisz o wczoraj"/Charles F.Kettering
  • kupić: migdały, pestki dyni, mleko sojowe, tofu, pomidory
  • zanieść płaszcz do pralni (dopisek  obok - odebrać juro po 16:00)
  • zapisać się na sambę...
  • ...wcześniej znaleźć szkołę tańca z wakacyjnymi kursami latino
  • przedłużyć ważność karty miejskiej
  • zadzwonić do M.
  • prezent urodzinowy dla D - ???
  • kupić leżaki na balkon - wcześniej sprawdzić, gdzie
  • walizka!
"Jak patrzę na piękne rzeczy, to mam piękne myśli"/Wysokie Obcasy
wystawa - John Lurie - !!!


Zapiśnikom poświęciłam osobny tekst - znajdziecie go tu.



7. Okulary przeciwsłoneczne

Uwielbiam przyglądać się ludziom, jednak, żeby uniknąć nieprzyjemnych konfrontacji z osobami, które nie lubią być obserwowane, staram się robić to w miarę dyskretnie, chowając się za wielkimi, ciemnymi okularami. 90% treści, jaką tu czytacie powstaje na podstawie moich codziennych obserwacji. Okulary są niezbędnym atrybutem w zbieraniu potrzebnej wiedzy o ludziach i o świecie, którą potem łączę z własnymi przemyśleniami, co owocuje jakimś nowym tekstem... OK, w okularach nie tylko podglądam świat, ale czasem tez od niego uciekam. Są nieocenione, gdy wstajesz w nie najlepszej formie, a makijaż nie zakrywa długiej, nieprzespanej nocy. No i podobno nie ma nic bardziej pociągającego, niż tajemnicza kobieta w ciemnych okularach - ale o to musiałabym zapytać samych panów...


8. Jeansowa koszula

Właściwie, w tym miejscu mogłabym przekopiować tekst z punktu o boyfriendach, bo do jeansowej koszuli żywię te same uczucia co do męskich, luźnych spodni. Jeansową koszulę też zabrałyśmy panom, co tylko potwierdza oczywisty fakt, że kobietom w męskich ciuchach jest dużo lepiej niż ich pierwotnym właścicielom. 

Jak każda kobieta, często staję przez swoją wypchaną po brzegi szafą i po dłuższej analizie wzdycham ciężko i stwierdzam: "nie mam się w co ubrać...". Jeansowa koszula jest jak koło ratunkowe, kiedy masz do wyboru - zostać w domu, czy wyjść w piżamie. 


9. Kubek XXL

Takie niedzielne popołudnie: ja, stos książek, laptop, miska truskawek i wieeelki kubek z kawą. W przypadku kubków rozmiar ma znaczenie - im większy, tym lepiej. Mój kubek wielkością przypomina wazon na kwiaty i sięga 24 cm nad poziomem morza. Doceniam to szczególnie wtedy, gdy pracuję, albo piszę nowy tekst. Robię kawę w swoim gigantycznym kubku, zabieram się za pisanie, popijając aromatyczny napar, bez pośpiechu. Wraz  z ostatnimi poprawkami, wypijam ostatnie krople. Jestem ze swoim wielkim kubkiem doskonale zsynchronizowana, związana na śmierć i życie. Ta sama kawa w naczyniu mniejszych gabarytów nie smakuje tak dobrze, źle się trzyma w ręku, ciężar właściwy, jakby nie do końca właściwy, wszystko nie tak, jak być powinno. Mój obecny superkubek jest kolejnym w mojej długiej już historii wielkich kubków. Niestety, mam tendencję do uśmiercania ich podczas mycia, co skutkuje zawsze krótką, aczkolwiek głęboką żałobą nad rozbitym naczyniem, a następnie szybkim sprintem do najbliższego sklepu z ładnymi rzeczami w poszukiwaniu godnego następcy. 


10. Szorty

Kiedy wyciągam na wierzch schowane głęboko cienkie, krótkie spodenki, wiadomo już, że nie ma odwrotu - lato nadeszło. I choćby przez całe wakacje było zimno i deszczowo, kalendarz daje mi wyraźne przyzwolenie na odsłanianie nóg, z którego chętnie korzystam, wskakując w pastelowe, koronkowe, albo jeansowe szorty, strasząc bladymi nogami i ciesząc się z pierwszego dotyku słońca.

Szorty są dla mnie symbolem niczym nieskrępowanej wolności. Gdybym miała nakręcić film zburzeniu muru berlińskiego, ubrałabym aktorów w szorty, żeby podkreślić jeszcze tę niezmąconą radość i swobodę, z jaką bohaterowie biegają po gruzach w tym cudownym, lekkim odzieniu. 


Wbrew temu, co mówi tytuł, to nie jest tekst o miłości. To tekst o ogromnym przywiązaniu do rzeczy martwych, które w codziennym życiu stanowią często jedynie tło, a jednak gdyby ich zabrakło, nasz świat przewróciłby się do góry nogami, a my wraz z nim. "Kocham", to może za duże słowo, ale bez wątpienia mogę powiedzieć swoim jeansom, szortom, torbie czy koszuli - Ślubuję Wam wierność. I że Was nie opuszczę, aż do ostatniego zdarcia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz