wtorek, 31 stycznia 2017

Całe szczęście...


Niby nikt nie jest idealny, to jasne. Myślę, że każdy człowiek wraz z przyjściem na świat dostaje przyzwolenie na popełnianie błędów. Wszak przecież na błędach się uczymy - a przynajmniej powinniśmy wyciągać z nich konstruktywne wnioski. Bo choć błądzić jest rzeczą ludzką, to jednak ludzie myślący racjonalnie,  umiejący w sposób logiczny połączyć ze sobą przyczynę i skutek, są w stanie odnaleźć się w końcu w tym pełnym chaosu świecie. Zredukować ilość pomyłek do minimum. A przynajmniej nie powielać wciąż tych samych błędów... 

Choć generalnie bardzo się staram, logika jednak nigdy nie była moją mocną stroną, a racjonalne argumenty zwykle przychodzą mi do głowy po fakcie. Zwykle, gdy dociera do mnie, co zrobiłam, jest już pozamiatane... Nie wiem, skąd to się bierze. Czasem myli mi się kolejność właściwego postępowania w życiu i zamiast pomyśleć, od razu działam. Czasem do głosu dochodzi mój ognisty temperament. Krzyczę, płaczę i tupię nogą, zamiast wysłuchać, zrozumieć. A czasem mam naprawdę szczere intencje i chcę dobrze, ale wychodzi jak zwykle. Pamiętacie dziecięce zabawy w piaskownicy? Mam przed oczami taki obrazek: grupa rozkosznych maluchów w głębokim skupieniu konstruuje imponującej wielkości i równie imponujących kształtów zamek warowny. Albo trzypiętrowy tort, ozdobiony kamyczkami, patykami i szkiełkami z rozbitych butelek po piwie. Aż tu nagle, w samym centrum mozolnej pracy pojawia się rozkojarzona istotka i niechcący, jednym kopnięciem sandałka burzy wszystko w drobny pył. To ja...


#1 Nie taka zła...

"Żeby poznać swą lepszość, trzeba wynaleźć sobie kogoś gorszego"
~ Witold Gombrowicz 

Wierzę, że człowiek nie jest z natury zły, ani dobry. Mamy w sobie jedno i drugie w miarę równych proporcjach i dopiero nasze doświadczenia warunkują to, którego składnika będzie w nas więcej. Czasem łapię się na niezbyt szlachetnym zachowaniu, na złośliwych myślach, które nie przystoją damie, jednakże czy komuś kiedykolwiek stała się krzywda od samego myślenia o nim źle? Sytuacja jest pod kontrolą, dopóki nie przekuję myśli w czyny, do momentu, gdy złośliwość nie nabierze realnych kształtów i nie pokaże się moja rogata natura, siejąc zamęt i chaos wokoło. Co by się jednak nie stało, zawsze miałam dobre chęci. Czasem po prostu nie jestem wstanie utrzymać na wodzy tego niszczycielskiego żywiołu, który we mnie drzemie. Czasem nie mogę znieść skali ludzkiej głupoty i przez uśmiech pełen zażenowania wymyka mi się ciche "co za kretyn...". Czasem, gdy na drodze spotkają się dwa równe sobie charaktery o sile tak dominującej, że żaden nie ustąpi, dochodzi do spodziewanej eksplozji. A czasem po prostu się złoszczę, dla samego złoszczenia, bo ileż można uśmiechać się jak idiota. 

Pomimo wszystkich powyższych sytuacji, które zdarzają się w moim życiu dość często, myślę, że nie jestem złym człowiekiem. Regularnie wspieram fundację, która opiekuje się bardzo chorymi dziećmi. Wspomagam Greenpeace, płacąc co roku na wieloryby, foki, rysie... Los zwierząt nie jest mi obojętny. Zły człowiek przecież nie traciłby czasu na zastanawianie się, ile świstaków meszka w Tatrach i dlaczego tak mało. A kiedy jednak trochę narozrabiam, zawsze pocieszam się tym, że po świecie chodzi cała masa naprawdę złych ludzi, przy których spokojnie mogłabym być beatyfikowana za życia...


#2 Znowu mi nie wyszło...

"Nic lepszego człowiek nie może zrobić człowiekowi, niż uwolnić go od bólu, i nic gorszego, niż mu ból zadać"
~ Sławomir Mrożek 

Znowu chciałam dobrze, ale wszystko się posypało, jak domek z kart... Jeden niewłaściwy ruch, jedna zła decyzja, jedno przykre słowo, które wymknęło się z ust pod wpływem emocji. W jednej chwil idylla stała się piekłem, a ciepły azyl, w którym razem cieszyliśmy się każdą chwilą, przeistoczył się w jałową pustynię... Nieprawdopodobne, jak wiele można stracić przez jeden błąd. Jak wiele można przegrać przez własną nierozwagę. 

W życiu od niepamiętnych czasów funkcjonuje uniwersalny kodeks moralny, który jasno pokazuje, co należy robić i czego nie należy robić, żeby być godnym i prawym człowiekiem. Każdy zrównoważony psychicznie delikwent wie, że przemoc fizyczna i zabijanie jest nieludzkim wynaturzeniem. Oczywistością jest także fakt, że nie należy kraść. Jednak lista ludzkich przewin jest znacznie dłuższa - wśród wielu punktów i podpunktów można wymienić m.in, kłamstwo i zdradę. Ponieważ nie są one tak jaskrawe i jednoznacznie złe, jak mordowanie drugiego człowieka, czasem wydaje nam się, że nic się nie stanie, gdy stanie się któryś z tych drobnych grzechów. Cóż, zawsze można potraktować je jak jeszcze jeden błąd zawiłej natury ludzkiej, chwilową słabość, zamroczenie umysłu itp... 

Drobne kłamstwo to takie trochę kłamstwo, a trochę przemilczenie prawdy. Podobnie jest ze zdradą - są przecież różne teorie, na to, kiedy człowiek zaczyna zdradzać. Co jest tą granicą, po przekroczeniu której stajemy się zdrajcami? Wszystko zależy przecież od ludzkiej interpretacji, a jak wiadomo, co człowiek, to inna teoria... Jeżeli jednak już zastanawiamy się, czy skłamaliśmy, czy jeszcze nie, albo czy nasz gest był zdradą, czy jedynie niewinną prowokacją, to znaczy, że próbujemy oczyścić sumienie z oczywistych błędów, których wyraźnie nie chcemy przyjąć do wiadomości... 


#3 Żałuję...

"Jedyne, czego żałuję w życiu, to tego, że nie jestem kimś innym"
~ Woody Allen

Edith Piaf twierdziła, że niczego w życiu nie żałuje. Nie wierzę jej. Może mówiła tak, żeby się pocieszyć w sytuacji, w której nic nie dało się już zrobić... Myślę, że każdy z nas czegoś żałuje. Można żałować niewykorzystanych szans, jakie podsuwał nam los, można być na siebie złym za brak odwagi, by podjąć wyzwanie. Można żałować, że wzrok w danej chwili płatał nam figle, że nie zauważyliśmy na swojej drodze kogoś, kto mógłby znacząco wpłynąć na nasze życie. A może ta osoba wciąż tkwiła obok, niedoceniona, niedostrzegana... Może traktowaliśmy ją jak jeden z wielu mebli stojących w salonie - coś tak naturalnego i oczywistego, że w końcu się o tym zapomina. Może on był jak nasz ukochany fotel - wtulaliśmy się w jego miękki plusz, gdy było nam źle, odpoczywaliśmy w jego ramionach po ciężkim dniu, ale życie budowaliśmy sobie gdzie indziej - w innym domu, w otoczeniu innych mebli...

Zauważyliście, że szczęście docenia się wtedy, gdy wymknie nam się z rąk? Kiedy je stracimy, nagle zaczynamy rozumieć, jak wielkim było skarbem... Oczywiście, że żałuję wielu rzeczy. Żałuję tego, co straciłam przez swoje lekkomyślne ruchy. Ale najbardziej przykro mi wtedy, gdy moje błędy ranią też innych. Chyba najgorszą karą za grzechy jest widzieć, jak przez nas samych cierpią bliscy nam ludzie.

Niewiele osób potrafi uczciwie przyznać, że zawaliło sprawę, pokornie spuścić głowę i wyrazić żal... Myślę, że przyznanie się do błędu, bez kombinowania, owijania w bawełnę i wmawiania innym, że trochę narozrabialiśmy, a trochę nie, jest aktem niesamowitej dojrzałości i odwagi. Świadczy też o tym, że mamy świadomość, że trochę pogubiliśmy się w tematyce dobra i zła... Czy wiecie, że w realnym świecie co piąty dorosły człowiek jest wstanie uczciwie przyznać się do winy? Reszta kombinuje jak dzieci przyłapane na podkradaniu ciastek ze słoika... 

Na przekór Edith Piaf powiem, że żałuję w życiu wielu rzeczy. Żałuję i przykro mi, szczególnie, gdy za moje błędy musieli płacić inni. Czasem, w tych najgorszych momentach, gdy konfrontowałam się z samą sobą i uświadamiałam sobie skalę moich przewin, żałowałam, że nie mogę cofnąć czasu, wrócić do tego momentu, na pięć minut przed owym feralnym zdarzeniem zachować się diametralnie inaczej. A czasem po prostu żałuję, że jestem sobą - królową porażek, wirtuozem przypałów, błędnym rycerzem szwendającym się bez celu po ścieżkach moralnego niepokoju. Gdybym mogła stać się kimś innym, może błędów byłoby mniej? Może mogłabym je przewidzieć? Może wtedy mój radar poprawności nie nawalałby jak radziecki traktor? 


#4 Całe szczęście...

"Jest tyl­ko jed­no szczęście w życiu, kochać i być kochanym"
~ Aurore Dudevant (George Sand)

Czasem człowiek znajdzie się w sytuacji bez wyjścia - bez planu b, bez strategii obronnej, bez solidnego wytłumaczenia. Co tu tłumaczyć, kiedy wina jest tak oczywista, że już bardziej być nie może... Czasem nie zostaje nic, jak tylko wyszeptać "przykro mi", choć przecież te słowa nic nie naprawią. To właśnie ten moment kiedy życie, które jeszcze wczoraj wydawało się idyllą, nagle burzy się z głośnym łoskotem... 

Czasem jednak, mimo bałaganu, jaki narobiliśmy, ktoś wyciąga do nas rękę. Czasem okazuje się, że to szczęście, które zniszczyliśmy własnym błędami, da się jeszcze odbudować. Bo choć to nie był grzech ciężkiego kalibru, to jednak zawiedliśmy czyjeś zaufanie, ktoś poczuł się zraniony. Jeżeli nasze "przykro mi" i "przepraszam" są w stanie znowu otworzyć czyjeś serce, to możemy się nazywać szczęściarzami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz