sobota, 17 marca 2018

Och, Karol!


Nie chciałabym nigdy spotkać na swojej drodze mężczyzny o osobowości podobnej do bohatera sztuki Zapolskiej. Karol ma w sobie wszystkie zgubne cechy, które, choć początkowo wydają się być pociągające, finalnie są przyczyną wielkiej katastrofy. Och, kolego! Gdybyś Ty dorósł do bycia mężczyzną w każdym tego słowa znaczeniu... Może nie popełniałbyś tak rażąco głupich błędów. A jeżeli jednak zdarzyłby się jakiś feralny incydent, wziąłbyś na klatę wszystkie konsekwencje swych czynów, jak przystało na prawdziwego faceta. Ale skąd! Po pierwsze, tytułowy mężczyzna nie jest wcale mężczyzną. Po drugie, zachowuje się w typowy dla każdego niedojrzałego chłopca sposób - bawi się beztrosko w życie, a gdy coś się spieprzy, bierze nogi za pas. I tyle go widzieli. 

Która z kobiet nigdy nie poznała młodzieńca o charakterze bawidamka, lekkoducha i niepoprawnego romantyka? Która z nas nie uległa jego zalotom? Choć finał takiej krótkiej historii miłosnej zwykle bywa bolesny, my niewiasty spragnione kwiatów, serenad i miłosnych wierszy, wciąż wpadamy w tę samą pułapkę fałszywego romantyzmu. Wykazujemy się przy tym zdumiewającą niekonsekwencją w doborze partnerów "na całe życie". Widziała to wyraźnie Gabriela Zapolska, pilna obserwatorka życia i niesamowita wizjonerka. W każdym ze swoich dzieł uwzględniła ponadczasowe problemy międzyludzkie, z którymi stykamy się aż po dziś dzień. 

Nieraz miałam wrażenie, że tworzyła z myślą do przyszłych pokoleniach, które lepiej zrozumieją jej wizjonerskie przesłanie. Dla ówczesnych odbiorców dzieła Zapolskiej były momentami szokujące i obrazoburcze. Dziś utwory takie jak "Ich czworo", "Moralność pani Dulskiej", "Żabusia", czy "Mężczyzna" wywołują w nas co najwyżej kilka gorzkich, retrospektywnych refleksji. Bo ciężko, oglądając sztuki Gabrieli Zapolskiej, nie pomyśleć choćby przez chwilę: "skąd ja to znam"...




Choć "Mężczyzna" traktuje o męskiej naturze, jest to spektakl bardzo kobiecy, ciepły i budujący. Nic nie wywołuje tak wielkiej nadziei w sercu, niż damska siła i solidarność, a tego w sztuce Zapolskiej co nie miara. Historia Karola i trzech "dam jego serca" jest nad wyraz życiowa i bardzo rzeczywista. Oto właśnie kwintesencja twórczości Gabrieli Zapolskiej. Pisarka z niebywałą pewnością siebie analizowała najdrobniejsze aspekty ludzkiej natury, by następnie opisać je z brutalną szczerością. Jak sama o sobie mówiła, najodpowiedniejszą metaforą jej twórczości jest prosektorium. Dlaczego? Podobnie, jak lekarz sądowy bada ciało zmarłego, tak dramatopisarz zagląda do wnętrza chorego organizmu społeczeństwa, by "odkryć przyczyny choroby w celu wyszukania na chorobę tę jak najśpieszniejszego lekarstwa"  ("Szkice teatralne", opracowanie T.Weiss, Kraków 1958). 

Po wnikliwej analizie treści każdego z dramatów Gabrieli Zapolskiej można wyciągnąć pochopne wnioski, że główną przyczyną problemów ludzkości są mężczyźni. Na pierwszy rzut oka faktycznie o panach autorka miała dość niepochlebne zdanie, ale uznanie jej za wroga męskiego gatunku byłoby nieporozumieniem. W utworach Zapolskiej dostawało się i mężczyznom i kobietom. Tym pierwszym m.in, za zepsucie, roszczeniowe podejście do życia, uprzedmiotowienie kobiet, brak szacunku, skrajną nieodpowiedzialność i tchórzostwo. Tym drugim - za głupotę, łatwowierność i całkowite zanegowanie własnej wartości. W "Mężczyźnie" Zapolska bardzo wyraźnie podkreśla, że choć główny bohater to straszny drań, źródłem cierpienia każdej z kobiet jest ich brak rozsądku i cała seria złych wyborów.  




Oto jest Karol (Krzysztof Ogłoza) - lekkoduch, tani amant, mężczyzna o usposobieniu nieogarniętego chłopca. Ta dość osobliwa mieszanka cech zadaje się być jednak czymś w rodzaju afrodyzjaku, bo bohater na powodzenie u kobiet zdecydowanie narzekać nie może. Mężczyznę poznajemy w momencie, gdy tkwi w dość dziwnej relacji z kilkoma paniami o bardzo odmiennych temperamentach. Karol serce ma bardzo pojemne, a damskie towarzystwo ceni ponad miarę, niedziwne więc, że tak doskonale czuje się w domu dwóch sióstr - Julii (Agata Wątróbska) i Elki (Karolina Charkiewicz). Ach, jest jeszcze Nina o tycjanowskich lokach, z którą prawie się rozwiódł, żeby następnie prawie się zaręczyć z Elką. W międzyczasie niewinnie flirtuje z Julią, choć ta wiecznie sprowadza go do parteru swymi ciętymi ripostami. 

Ela to młode dziewczę, podlotek jeszcze nieopierzony, a już głodny miłosnych uniesień. Nietrudno taką rozkochać, oszukać i rzucić, a zanim nieszczęsna panna pozna jego zamiary, wykorzystać na wszelkie możliwe sposoby. Traf chciał, że Elka rozumem nie grzeszy, jest uległa, pokorna i beznadziejnie zakochana. Ponadto gorliwie wierzy, że Karol się z nią ożeni. Optymistka! Więcej roboty ma nasz Casanova z tą starszą, Julką. Buntowniczka, zagorzała feministka, złośliwa, piekielnie inteligentna, pogardliwa. Absolutnie niedostępna, więc tym bardziej pociągająca. 

Niebywałe, że tak przeciętny i niewydarzony chłopczyna, dziennikarz marnych lotow mógł tak bardzo namieszać w życiu każdej z bohaterek. Ninie po małżeństwie z Karolem została jedynie nerwica, Elka wciąż wierzy, że będą żyli razem długo i szczęśliwie (w końcu dziecko jest w drodze, a żaden gentleman nie porzuci kobiety w ciąży). Nawet rozsądna i trzeźwo myśląca Julka ślęczy po nocach, pisząc za Karola artykuły do redakcji. Niezbadane są siły miłości...  

Choć sztuka ma gorzki wydźwięk, niesie za sobą dość budujące konkluzje. Niewierny Karol szybko odkrywa, że z dziewczynami się nie zadziera. A pokiereszowane kobiece serca może wyleczyć tylko ciepła i kojąca siła siostrzanej miłości. I jaki z tego morał? Precz z mężczyznami? Miłość jest przereklamowana? A może po prostu w kwestiach uczuć słuchaj rozumu, a nie serca? Takie oto wnioski (choć nie od razu) wyciągnęła z tych dramatycznych zdarzeń roztropna Julka. Dziewczyna w finałowej scenie bez ogródek mówi naszemu zbłąkanemu romantykowi, co o nim myśli: 

"Ty będziesz dalej odbywał swą wieczną wędrówkę. Ciągle spragniony, ciągle dążący za... inną". Jest Was tysiące. Chodzicie ciągle w błędnym kole, wyciągacie ręce i obijacie rozpaczliwie głowy o ściany więzienia, do którego sami się zamknęliście. Stworzyliście sobie świat pożądań, intryg, przygód miłosnych i szalejecie w nim, sądząc, że poza tym nic już nie istnieje (...)"



Spektakl "Mężczyzna" na scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego to kwintesencja Zapolskiej w najlepszym wydaniu. Chwała reżyserce, Annie Gryszkównie, za prostotę i autentyczność, za szacunek do dramatu Zapolskiej i ukazanie go na scenie właśnie w takiej wersji, jaka wyszła spod pióra autorki. Łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu, gdy zorientowałam się, że nie będzie rockowej muzyki, skóry z ćwiekami, motorów i dziewczyn w lateksowych wdziankach. Nie posądzałam reżyserki o tak "pojechane" wizje, ale nigdy nie wiadomo... U Gryszkówny nie znajdziecie żadnych uwspółcześnień, żadnych udziwnień - ot, czysta proza Zapolskiej.

Siłą sztuki jest doskonale dobrana obsada. Krzysztof Ogłoza w roli Karola czuje się jak ryba w wodzie, panie także doskonale wcieliły się w swoje postacie. Zachwyca Małgorzata Klara w stroju godnym wielkiej diwy, urzeka wdziękiem młodziutka Karolina Charkiewicz, zdumiewa charyzmą Agata Wątróbska. Zapolską należy grać w sposób przemyślany, wyważony, z finezją i lekkością, ale zachowując przy tym równowagę pomiędzy kontrowersją, a umiarem. Wszystko to, ku swej ogromnej radości, odnalazłam w warszawskim Teatrze Dramatycznym, na Scenie Przodownik

Niebywale cenię cobie twórczość Gabrieli Zapolskiej. Każdy z jej dramatów jest dla mnie źródłem wielkich teatralnych uniesień. Dlatego też po spektaklu Anny Gryszkówny oczekiwałam bardzo wiele. Nie zawiodłam się. Sztuka pokazuje, że mamy do czynienia z reżyserką wielkiego formatu, która wykazuje ogromny szacunek dla polskiej klasyki. "Mężczyzna" bez wątpienia stanie się - a właściwie już jest -  perełką wśród nieśmiertelnych tytułów, jakie serwują widzom warszawskie sceny. Spektakl ten bez wątpienia powinien zobaczyć każdy - nie tylko zagorzali miłośnicy polskiej literatury. Zapolska ukazała w swoim utworze problemy, z którymi niezmiennie borykają się także współczesne pokolenia. Warto wziąć sobie do serca jej ponadczasowe nauki, bo co jak co, ale o miłosnych dylematach ta rewolucyjna pisarka wiedziała naprawdę dużo...



zdjęcia, materiały - Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz