poniedziałek, 14 maja 2018

Upojeni prawdą


Nie na darmo mówi się, że szczerość występuje tylko u dzieci i ludzi pijanych w sztok. Maluchy walą z mostu bez większych zahamowań, bo taka ich dziecięca natura, natomiast świat dorosłych to nieustanna kontrola, kalkulacje i analizy, jak się zachować i co powiedzieć, żeby wypaść w oczach innych zadowalająco, nie zbłaźnić się, nie strzelić gafy i nie spalić mostów, łączących nas ze źródłem potencjalnych korzyści. Język rozwiązuje dopiero solidna dawka alkoholu, co może skutkować różnymi, nieoczekiwanymi sytuacjami. W sztuce "Pijani", Iwan Wyrypajew bierze pod lupę duszę ludzką, pobudzoną morzem napojów wysokoprocentowych. Niespodziewanie okazuje się, że w stanie mocnego upojenia można odnaleźć tak fundamentalne wartości, jak wiara, miłość, czy prawda...

W środowisku teatralnym Iwan Wyrypajew od dawna jest już solidną, niezachwianą marką . Każda premiera sztuki tego dramaturga to murowany sukces, który potwierdzają tłumy widzów zmierzających do kas. Od kilku dobrych lat ten Rosjanin uwielbiany jest przez polską publiczność, a jego charakterystyczny styl i pełne refleksji dialogi okraszone masą przekleństw okazują się zdumiewająco bliskie naszym sercom. Jako że sama należę do grona miłośników twórczości Wyrypajewa, na premierę "Pijanych" na scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego czekałam z ogromną niecierpliwością. Spektakl w reżyserii Wojciecha Urbańskiego potwierdził moje przypuszczenia - to kolejna sztuka Wyrypajewa, która jeszcze długo pozostanie w mojej pamięci.

Na reżyserze ciążyła wielka odpowiedzialność, bo zepsuć Wyrypajewa to grzech niewybaczalny. A powiedzmy sobie szczerze, poślizgnąć się na twórczości tego kontrowersyjnego Rosjanina naprawdę nietrudno. Utwory Wyrypajewa balansują na granicy arcydzieła i kiczu, gdzie wątki dramatyczne przeplatają się ze scenami pełnymi absurdalnego humoru. Jak to zinterpretować? Oto jest pytanie, na które odpowiedzieć umie niewielu. Muszę przyznać, że Urbański wywiązał się z tego iście trudnego zadania doskonale.




Kto zetknął się już z twórczością Iwana Wyrypajewa, tego zapewne nie zdziwi "kwiecisty" język, jakim posługują się bohaterowie jego utworów. W "Pijanych" mamy tego co nie miara, jednak muszę przyznać, że wulgaryzmy pojawiające się w dialogach nie bulwersują, ale raczej bawią, a ich obecność podkreśla przekaz i uwypukla skalę problemów, z jakimi boryka się każda z postaci. Oczywiście, że można by było tę samą historię opowiedzieć w poetyckim stylu, tylko po co? Brutalna to prawda, że ciężko dotrzeć do świadomości młodych widzów, posiłkując się językiem romantycznych wieszczów. A choć bohaterowie Wyrypajejewa co i rusz rzucają wiązanki pod adresem swego gównianego żywota, za szeregiem tych obelg stoi jednak ważne przesłanie, wynikające z każdej prezentowanej przez autora historii. 

Wielkim atutem spektaklu Wojciecha Urbańskiego jest obsada złożona zarówno z doświadczonych artystów, jak i aktorów młodego pokolenia, którzy na deskach teatru zaistnieli stosunkowo niedawno. Choć w sztuce zobaczymy sceny rozgrywające się między bohaterami w różnym wieku, myślę, że ten utwór opowiedziany jest językiem młodych i do nich najbardziej przemówi. Ale z drugiej strony, nie ma co generalizować. Przecież miłość, zdrady, wegetarianizm, szukanie ukojenia w alkoholu i w Bogu, to kwestie uniwersalne, których albo już doświadczyliśmy, albo wciąż są jeszcze przed nami... 




Bohaterów utworu Wyrypajewa łączy przede wszystkim jedno - wszyscy bez wyjątku są nieźle narąbani. Koniecznie zaznaczyć trzeba, że nie jest to sztuka o nałogowych alkoholikach, ale o ludziach, którzy akurat tego samego dnia postanowili utopić w mocniejszych trunkach wszelkie swoje smutki, problemy i zmartwienia. Suto zakrapiana impreza dla każdego z nich stała się momentem przełomowym - jedni coś zyskali, inni stracili. Jedni poczuli nadzieję, inni pogodzili się z nieuchronną stratą. Byli tacy, których stan całkowitego odurzenia zawiódł do jedynej słusznej prawdy, inni natomiast zrozumieli, że prawda, którą dotąd się kierowali mocno była wątpliwa. 

Skrajności w tej szalonej historii co nie miara, bo na scenie chwieje się w pijanym widzie i dyrektor festiwalu filmowego i prostytutka, i świeżo poślubiona para zakochanych i dwa małżeństwa z długim stażem. Pewna dziewczyna znieczula alkoholem złamane serce, a inna, w stanie całkowitego odurzenia, znajduje odpowiedź na pytanie, czym naprawdę jest miłość. Procenty pobudzają umysły bohaterów do tego stopnia, że nagle w przypływie jasności zaczynają rozumieć kwestie dotychczas niepojęte. Pijani słyszą szept Boga, odkrywają, że szczęście to perła w gównie, a życie zaczyna się wtedy, gdy oddasz siebie komuś, kogo kochasz. No i tak. Patrząc na twarze wszystkich tych pijanych delikwentów, aż chce się zdrowo pociągnąć z butelki, bo nigdy nie wiadomo, czy na jej dnie nie odkryjemy jakiejś rewolucyjnej prawdy. 




Tym razem scena Dramatycznego należała do młodych. Choć w sztuce zobaczymy dobrze znanych artystów - m.in, Agnieszkę Warchulską, Sławomira Grzymkowskiego i Łukasza Lewandowskiego - prym wiodą świeże, bardzo obiecujące talenty. Wśród nich koniecznie trzeba wspomnieć o wspaniałej Martynie Kowalik (zagrała już na deskach Dramatycznego m.in, w "Harper", "Niebezpiecznej metodzie", czy "Pociągach pod specjalnym nadzorem") i Agacie Góral, którą cenię ponad miarę od dnia, gdy zobaczyłam ją w "Słudze dwóch panów"... Kolejny raz zachwycił mnie Otar Saralidze, niezwykle utalentowany młody aktor, którego oglądać można także na deskach Teatru Polonia i Teatru Narodowego. Powiew świeżości wniosły na scenę dwie młodziutkie aktorki, które mimo niewielkiego doświadczenie cechuje niezwykła swoboda i charyzma - Martyna Byczkowska i Agata Różycka




Ogromne brawa należą się Annie Tomczyńskiej za fantastyczną scenografię. Instalacja zbudowana w formie obracającego się koła, podzielona jest na kilka osobnych "pomieszczeń", w których toczą się poszczególne wydarzenia. Konstrukcja ta umożliwia nam podglądanie bohaterów w różnych sytuacjach bez konieczności przebudowywania dekoracji. A ponadto, całość prezentuje się naprawdę imponująco. Widz, spoglądając na scenę, ma wrażenie, że patrzy na wielkich rozmiarów domek dla lalek, gdzie na każdej z przestrzeni życie toczy się własnym torem. Ciekawe, że w pewnym momencie losy każdego z bohaterów przenikają się i mieszają ze sobą, postacie zmieniają miejsca, przekraczają każdą z odrębnych przestrzeni, konfrontują wzajemnie swoje problemy, łączą się, albo definitywnie rozstają. Scenografia Anny Tomczyńskiej umożliwia tę ciągłą "migrację", reguluje proces powrotów i pożegnań. 




Spektakl Wojciecha Urbańskiego na pierwszy rzut oka przypomina szaloną imprezę, która już dawno wymknęła się uczestnikom spod kontroli. Wystarczy jednak zagłębić się w treść utworu Wyrypajewa, żeby dostrzec, że wszystko w tym zbiorze przypadkowych elementów ma głębszy sens. Każdy z bohaterów upił się "po coś", a to, czego szukał w życiu, dostrzegł dopiero w stanie totalnego zamroczenia. Alkohol uruchamia zwykle lawinę szczerości, więc sytuacje, w jakich znalazła się każda z postaci, mocno zweryfikowały ich dotychczasowe działania. Wbrew pozorom, sztuka Wyrypajewa nie jest pochwałą pijaństwa, ale ciekawym pretekstem do zastanowienia się nad szczerością w naszym codziennym postępowaniu. Może warto zaprzyjaźnić się z prawdą zamiast traktować ją jak rzadkiego gościa, który pojawia się jedynie podczas suto zakrapianej zabawy... 



Zdjęcia, materiały - Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy

1 komentarz: