piątek, 27 lipca 2018

Książki mojego dzieciństwa


Wierzę, że to, co czytaliśmy w dzieciństwie, ma kluczowy wpływ na to, kim jesteśmy dzisiaj. Książki to dla dziecka drzwi, za którymi czeka na nie wielki nieodkryty jeszcze świat. Z pozornie banalnych historyjek maluchy wynoszą wiedzę o fundamentalnych kwestiach, jak dobro i zło, przyjaźń, miłość, rodzina, szczerość, mądrość, czy bezpieczeństwo. Oczywiście, nie namawiam nikogo, by podsuwał dziecku pod nos antologię testów filozoficznych. Niemniej jednak, ważne jest, czy i co latorośl czyta. Każda z wybranych przez młodego czytelnika tytułów może znacząco wpłynąć na jego życie...

Zabrzmiało poważnie, prawda? No dobrze, nie popadajmy w patos, ale faktem jest, że młode umysły chłoną treść jak gąbka i fajnie by było, żeby przekaz płynący z tej treści był wartościowy. Przyznaję, że zaczęłam obcować z literaturą już w okresie niemowlęcym. Moja podróż przez świat literatury zaczęła się od dmuchanych książeczek do kąpieli i kolejno przez różnorakie przygody jeży, piesków i niedźwiadków, dobrnęłam do momentu, gdy sama zaczęłam wybierać sobie lektury do czytania. Jako mała, ledwo sięgająca lady sklepowej dziewczynka z uwielbieniem przeglądałam półki w pobliskiej księgarni, a zakup kolorowej, pachnącej farbą drukarską książki cieszył mnie bardziej, niż nowa Barbie syrenka. Centralną część mojego pokoju zajmował regał z książkami, których z każdym kolejnym rokiem było coraz więcej.

W wieku lat pięciu zostałam pełnoprawną czytelniczką osiedlowej biblioteki. W niespełna rok przeczytałam wszystkie dziecięce pozycje z tamtejszych zbiorów. Wiadomo powszechnie, że głód rośnie w miarę jedzenia. Moja miłość do książek stała się silna jak narkotyk. Dzień bez czytania był dniem straconym, a momenty, gdy niespodziewanie na moim łóżku pojawiała się nowa, zapakowana w kolorowy papier książka, wspominam z ogromnym rozrzewnieniem - to najpiękniejsze wspomnienia z mojego dzieciństwa.  

To nie tak, że zaczytywałam się jedynie w słodkich, cukierkowych historyjkach z dobrym zakończeniem. Pociągały mnie też pełne mroku i grozy tajemnicze opowieści, po których długo nie mogłam zasnąć. Przykładem niech będzie chociażby jedna z najstraszniejszych baśni Charlesa Perraulta - "Sinobrody". Matko, jakie to było przerażające... Z punktu widzenia małego dziecka opowieść o facecie, który z zimną krwią zabija każdą kolejną żonę, budzi paniczny lęk. Dodajmy jeszcze, że ów delikwent składował ciała swych ukochanych w sekretnej komnacie, do której wstęp był surowo zakazany. Gdy nowa oblubienica uchyliła drzwi i odkryła straszną prawdę, w mgnieniu oka dołączała do swych poprzedniczek. Oczywiście, w stanie całkowicie nieżywym. Przyznacie, że taki obrazek w psychice dziecka może pozostawić trwały ślad... 

Choć okres, gdy moje życie wypełniały bajki, dawno przeminął, wciąż pielęgnuję wspomnienia związane z bohaterami ukochanych książek. Ponieważ mam ich całkiem sporo, wybór tych najważniejszych okazał się niełatwym zadaniem. Po wielu trudach udało się - przedstawiam Wam dziesięć absolutnych klasyków, które towarzyszyły mi w dzieciństwie. 



1. "Mikołajek" René Goscinny, Jean-Jacques Sempé (1959 rok)

Kto nie zna przygód sympatycznego chłopca, Mikołajka, i bandy jego zwariowanych kolegów? Jako dziecko uwielbiałam te książki. Byłam (i wciąż jestem!) szczęśliwą posiadaczką wszystkich pięciu części cyklu, które kiedyś na pewno przekażę swojemu maluchowi... Czasem lubię zdjąć z półki jedną z książek i przypomnieć sobie, jak kiedyś śmiałam się do łez czytając o perypetiach Mikołaja, grubego Alcesta, kujona Ananiasza i Euzebiusza, który cięgle wszystkich bił. Ilustracje opowiadań Goscinnego stworzył Jean-Jacques Sempé - wielki mistrz rysunku. Na sam widok tej charakterystycznej kreski, w oczach pojawiają mi się łzy wzruszenia... 



2. "Mała księżniczka" - Frances Hodgston Burnett (1905 rok)

To zdecydowanie moja ulubiona książka z czasów dzieciństwa. Czytałam ją tak wiele razy, że w pamięci utrwalił mi się każdy rozdział. Burnett w niesamowicie poruszający sposób przedstawiła na kartach swojej powieści losy Sary Crewe - dziewczynki, która wraz z ojcem opuszcza Indie, by zacząć naukę w ekskluzywnej szkole w Londynie. Bajkowe życie Sary, która przywykła do wygód i luksusu, zmienia się, gdy do szkoły dociera wiadomość o śmierci kapitana Crewe. Osierocona dziewczynka w jednej chwili z małej damy staje się kopciuszkiem. Mimo upływu lat, historia Sary wciąż budzi we mnie wzruszenie. Uważam, że to jedno z najpiękniejszych dzieł klasyki dziecięcej. 



3. "Kubuś Puchatek" - Alan Alexander Milne (1926 rok)

Tego grubiutkiego, poczciwego misia zna każde dziecko. Autor, A.A. Milne, wymyślił postać Kubusia specjalnie dla swojego synka, małego Christophera. Jakże by się zdziwił wiedząc, że sympatyczny niedźwiadek i jego przyjaciele za jakiś czas staną się idolami dzieci na całym świecie! Popularność Puchatek zawdzięcza też wytwórni The Walt Disney Company, która w 1977 roku przeniosła przygody misia na kinowy ekran. Żółty niedźwiadek w czerwonym kubraczku jest dziś nieśmiertelnym symbolem światowej popkultury, ja jednak wolę Kubusia w oryginalnej, prostej wersji autorstwa Ernesta Howarda Shepharda. 




4. "Ania z Zielonego Wzgórza" - Lucy Maud Montgomery (1908 rok) 

Cykl powieści o Ani Shirley to obowiązkowa pozycja dla każdej dziewczynki, która nie czuje się już dzieckiem, ale wciąż jeszcze nie jest kobietą. Choć od powstania książek minęło dokładnie 110 lat (!) przygody rudowłosej Ani wciąż zachwycają nastolatki na całym świecie (książka została przetłumaczona na 15 języków, m.in. na francuski, hiszpański, włoski, duński, fiński, szwedzki, norweski, holenderski, polski, japoński, islandzki i na język Braille'a). Ania była dla mnie wielką inspiracją i pamiętam, że wielokrotnie utożsamiałam się z jej młodzieńczymi dylematami. Na tym chyba właśnie polega urok panny Shirley - każda z dziewczynek może odnaleźć w niej cząstkę siebie. I choć dziś wybujała fantazja rudowłosej bohaterki wydaje mi się zbyt pretensjonalna, to przyznam, że z rozrzewnieniem wspominam czasy, gdy pochłaniałam powieści o Ani z wypiekami na policzkach. 


5. "Pippi Långstrump" - Astrid Lindgren (1945 rok) 

Kolejna słynna (ruda!) bohaterka książek dla dzieci. Pippi, znana polskim czytelnikom jako Fizia  Pończoszanka, to istne indywiduum. Płomiennowłosa, piegowata jak indycze jajo, ubrana jak strach na wróble dziewczynka, której atrybutami są sterczące na boki, usztywniane drutami warkoczyki. Dopełnieniem dość osobliwego widoku jest małpka w kubraczku i koń w czarne kropki, które Pippi własnoręcznie namalowała zwierzęciu na grzbiecie czarną farbą. Dziewczynka mieszka sama, bo - mimo lat dziewięciu - doskonale radzi sobie w życiu. Mimo dość niecodziennego sposobu bycia, zjednuje sobie przyjaźń dwójki rodzeństwa - Tommy'ego i Anniki. Astrid Lindgren stworzyła cały cykl przygód Pippi i jej przyjaciół. Chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że bohaterka jest jedną z najbardziej pozytywnych postaci w literaturze dziecięcej.

Ekranizacje książek o Pippi w reżyserii Olle Hellboma okazały się wielkim hitem, a wcielająca się w tytułową bohaterkę Inger Nillson swą grą powaliła widzów na kolana. Zresztą, zobaczcie sami. 




6. "Karolcia" Maria Krüger (1956 rok)

Mam ogromny sentyment do tej książki, bo była moim pierwszym samodzielnym zakupem w księgarni. Pokochałam "Karolcię" już od pierwszej strony powieści Marii Krüger i wielokrotnie wracałam do tej powieści. Dlaczego warto? Bo to bardzo nietuzinkowa historia dziewczynki, która pewnego dnia w szparze między deskami podłogi znajduje niebieski koralik. Oczywiście, ten okazuje się mieć magiczną moc - dzięki niemu Karolcia może stać się niewidzialna. Umiejętność ta zapoczątkuje szereg niezwykłych przygód. Moje serce zdobyła przezabawna ciotka Agata, której magia koralika dała się mocno we znaki...


7. "Piotruś Królik" - Beatrix Potter (1902 rok)

Klasyk nad klasykami i zarazem obowiązkowa lektura dla każdego małego brzdąca! Beatrix Potter była fenomenem swoich czasów. Nie dość, że na przekór ówczesnym konwenansom poświęciła się pisaniu (w połowie XIX wieku panie zajmowały się głównie grą na pianinie, rodzeniem i wychowywaniem dzieci a także zabawianiem gości podczas hucznych bali...), dzięki czemu stała się zupełnie niezależna finansowo (kolejny ewenement), a wszystko, co wyszło spod jej pióra, okazywało się światowym bestsellerem. Sukces ten zapoczątkował "Piotruś Królik", jednak zwierzaków szybko przybywało. Poza uroczym uszakiem dzieci mogły poznać jeszcze perypetie Wiewiórki Orzeszko, Beniamina Trusia, Tomka Kociaka, Prosiaka Robinsona i Kaczki Tekli Kałużyńskiej i wielu innych sympatycznych postaci.Nie ma wspanialszego prezentu dla brzdąca, niż zbiór bajek Beatrix Potter. Każdy maluch powinien mieć tę książkę na swojej półce. 




8. Baśnie Hansa Christiana Andersena (1835 rok)

"Nowe szaty cesarza", "Królowa Śniegu""Calineczka", "Czerwone trzewiczki" - baśni tego wielkiego duńskiego pisarza jest tak wiele, że trudno je wszystkie wymienić w jednym tekście. Utwory Andersena towarzyszyły zapewne każdemu z Was. Są piękne, ale też przejmująco smutne. Autor mógł się poszczycić prawdziwymi wyciskaczami łez. Ileż razy zanosiłam się rzewnym płaczem nad losem biednej "Dziewczynki z zapałkami", albo zamkniętego w klatce "Słowika"... Baśnie te cechuje jeszcze jedna, wyjątkowa zaleta - mimo upływu lat, wciąż poruszają do głębi, a przesłanie każdej z andersenowskich opowieści oddziaływuje na czytelnika z tą samą, niezmiennie silną mocą. 


9. Baśnie braci Grimm (1812 - 1815)

Kolejna pozycja na liście dziecięcych klasyków. Choć od momentu wydania zbioru autorstwa braci Wilhelma i Jacoba Grimmów minęło już ponad 200 lat (!), wychowują się na nich wciąż nowe pokolenia. Najpopularniejsze utwory tych słynnych niemieckich bajkopisarzy, to: "Śpiąca Królewna", "Jaś i Małgosia", "Królewna Śnieżka", "Kopciuszek", czy "O rybaku i złotej rybce". Ale rodzeństwo Grimmów wymyśliło ich znacznie więcej i muszę przyznać, że niektóre z nich zdecydowanie nie są adresowane do dzieci. Panowie, którzy stworzyli uroczego "Czerwonego Kapturka", wykazywali także upodobania do smutnych, a nawet i strasznych historii. "Śmiertelna koszula" i "Śpiewająca kość" to gotowy materiał na scenariusz mrożącego krew w żyłach filmu grozy... 


10. Bajki Aleksandra Puszkina (1825 - 1834) 

To był mój pierwszy kontakt z rosyjską literaturą i... kompletnie jej wtedy nie zrozumiałam. Pamiętam, że zupełnie nie podobały mi się opowieści o carach i carycach, o popach i wieśniaczkach, które marzyły o królewskiej koronie... Musiało minąć trochę czasu, zanim doceniłam puszkinowskie pióro. Powodem mojej dezaprobaty była rosyjska kultura, której jako dziecko nie byłam w stanie pojąć. Dziś zupełnie inaczej patrzę na twórczość Puszkina. Nie dość, że bajki mają ważne przesłanie i morał, to jeszcze każda z opowieści jest źródłem wiedzy o ówczesnej mentalności mieszkańców rosyjskiego państwa. Oczywiście, jako wielka miłośniczka rosyjskiej kultury mam na półce zbiór bajek Puszkina i przyznaję, że czasem sięgam po tę książkę, by raz jeszcze poczuć magię carskich pałaców... 

Ciekawostka: Puszkin "pożyczył" sobie niektóre bajki od kolegów po fachu - w jego zbiorach znajdziemy m.in. bajkę "O rybaku i rybce", a także "O Śpiącej Królewnie". Choć utwory te brzmią nieco inaczej, podejrzewam, że bracia Grimm musieli być na rosyjskiego wieszcza nieźle wkurzeni. Jak widać, zjawisko plagiatu ma długą historię i nieobce było także autorom bajek dla dzieci...

2 komentarze:

  1. Piękny wpis... Jestem w szoku, jak dużo pamiętasz konkretnych związanych z książkami sytuacji ze swojego dzieciństwa. Ja gdybym miała wymienić takie najważniejsze lektury mojego dzieciństwa, to byłyby to chyba: "Pinokio" (jak ja uwielbiałam tę książkę!), też "Ania", "Tajemniczy ogród" i "Królewicz i żebrak". Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! 😊 Lubię wspominać książki, które czytałam jak byłam dzieckiem - bardzo poprawia mi to nastrój 😉 zgadzam się, że „Tajemniczy ogród” F.H. Burnett również był hitem (obok „Małej księżniczki”). „Pinokio” zawsze mnie dołował, nie wiem, dlaczego... Nie zmienia to jednak faktu, ze każdy z tych tytułów to ponadczasowa perełka. Zdumiewające, jak uniwersalny jest ich przekaz - każde dziecko na przestrzeni lat mogło się identyfikować z tymi bohaterami, bez względu na czasy i związany z nimi rozwój technologii... Te książki z pewnością nie przegrają z kreskówkami na Cartoon Network 😊 Pozdrawim!

      Usuń