środa, 30 stycznia 2019

Czwarty Hamlet | 70-lecie istnienia Teatru Dramatycznego w Warszawie


Nie ma chyba lepszej sztuki niż "Hamlet", która w tak piękny i wzniosły sposób zwieńczyłaby dotychczasową działalność warszawskiego Teatru Dramatycznego. Nie dziwi mnie wcale, że to właśnie tym najsłynniejszym utworem Williama Shakespeare'a dyrektor Dramatycznego, Tadeusz Słobodzianek postanowił zainaugurować obchody 70-lecia istnienia jednego z największych i najważniejszych teatrów w Polsce. "Hamlet" jest ważnym symbolem w historii Teatru Dramatycznego. Dokładnie 57 lat temu słynne "Być albo nie być" wygłosił na scenie Gustaw Holoubek, który także reżyserował ten spektakl. Jubileuszowa premiera "Hamleta" na scenie im. G. Holoubka to także okazja do uczczenia pamięci o tym wielkim artyście i wieloletnim dyrektorze Teatru Dramatycznego.

To już czwarta inscenizacja "Hamleta" na deskach Teatru Dramatycznego. Pierwsza premiera w 1962 roku z Holoubkiem w roli głównej zapoczątkowała pewną tradycję - od tego czasu tragedia o księciu duńskim powracała cyklicznie na scenę Dramatycznego w coraz to nowszej, odświeżonej aranżacji. Oprócz Gustawa Holoubka, postać Hamleta na scenie Dramatycznego zagrali także Piotr Fronczewski (1979) i Mariusz Bonaszewski (1992). W tym roku do zaszczytnego grona Hamletów dołączył bardzo zdolny młody aktor, Krzysztof Szczepaniak. Choć poprzednie inscenizacje znam jedynie ze zdjęć i opowiadań, jestem przekonana, że w zetknięciu z wielkimi legendami sceny, artysta wcale nie wypadłby blado.




Co ciekawe, jubileuszowy "Hamlet" w reżyserii Tadeusza Bradeckiego po raz pierwszy w Polsce grany jest w nowym przekładzie Piotra Kamińskiego. Rezygnację z dobrze znanych przekładów można uznać za odważny i innowacyjny krok, choć z pewnością nie zabraknie też głosów krytyki, które słyszałam już podczas premiery... Miłośnicy Paszkowskiego, Słomczyńskiego, czy Barańczaka mogą spać spokojnie - Kamiński niczego nie zepsuł. Nowy "Hamlet" ma w sobie tę samą tragiczną aurę, ten sam romantyczny czar. W nowym tekście trudno dostrzec wyraźne różnice - ja zbyt wielu nie odnotowałam. Zatem, po co reżyser odesłał nieśmiertelną trójcę wielkich tłumaczy do lamusa i sięgnął po nowy, zupełnie nieznany przekład? Może tekst w przełożeniu Kamińskiego miał wnieść na scenę powiew świeżości? Momentami faktycznie miałam odczucie, że dialogi są lżejsze, ale niewykluczone, że była to tylko moja autosugestia.




Choć fabułę "Hamleta" zna chyba każdy, przyznaję, że spektakl Tadeusza Bradeckiego ogląda się jak trzymający w napięciu kryminał. Plus dla reżysera, że stworzył obraz w mocno skondensowanej formie, bez niepotrzebnych dłużyzn i mało istotnych momentów. Akcja jest dynamiczna a poszczególne sceny toczą się wartkim nurtem. Sztuka trwa ponad trzy godziny, ale zapewniam, że czas ten jest dla widza zupełnie nieodczuwalny. Tę inscenizację "Hamleta" mogłabym oglądać całą noc.

Trzeba przyznać, że sztuka jest bardzo dopracowana. Nie było żadnych potknięć, żadnych słabych momentów. Zdumiewające, jak szybko aktorzy "zrośli się" ze swoimi postaciami - z przyjemnością obserwowałam ich lekką, płynną grę.  Można było odnieść wrażenie, że to wcale nie premiera, tylko spektakl obecny w repertuarze od kilku dobrych lat. 

W sztuce jest kilka momentów, które mocno zapadają w pamięć. Jednym z nich jest rozmowa Hamleta z Gertrudą - przejmująco szczera, przepełniona żalem i bólem. Krzysztof Szczepaniak i Anna Moskal wypadli w tej scenie naprawdę rewelacyjnie. Muszę też wspomnieć o scenie pojedynku między Hamletem a Laertesem. Ogromne brawa dla Szczepaniaka i Szklanego za tak widowiskowy popis szermierki. 

Choć "Hamlet" to tragedia raczej ciężkiego kalibru, spektakl Tadeusza Bradeckiego pozbawiony jest pompatyczności, a co więcej - można się nawet trochę pośmiać. Szczepaniak to urodzony showman, więc nie dziwne, że Hamlet w jego wykonaniu momentami błaznuje. Popisy aktora przywodzą na myśl jego brawurową kreację w komedii "Sługa dwóch panów" - notabene, także wyreżyserowanej przez Bradeckiego.




Dotąd moim Hamletem wszech czasów był Borys Szyc. Mając w głowie jego fantastyczny popis aktorstwa na scenie Teatru Współczesnego, na premierę jubileuszowego "Hamleta" w Dramatycznym jechałam z przeświadczeniem, że przecież młokos nie przeskoczy mistrza. Och, jakże się myliłam! Przecierałam oczy ze zdziwienia, nie mogąc uwierzyć w to, co na scenie wyczyniał Krzysztof Szczepaniak. Nie dość, że aktor zdetronizował Szyca już w pierwszych minutach spektaklu, to jeszcze swą genialną grą przyćmił resztę obsady - a trzeba podkreślić, że w spektaklu występują naprawdę znakomici artyści. 




Na podziw zasługuje na pewno Anna Moskal, która w sztuce zagrała królową Gertrudę, a także partnerujący jej Maciej Wyczański w roli Klaudiusza. Bardzo podobała mi się kreacja Mateusza Webera w roli Horacego oraz Kamila Szklanego, który w spektaklu wcielił się w Laertesa. Tym razem Adam Ferency nie miał zbyt dużego pola do popisu w roli aktora/grabarza, podobnie jak Henryk Niebudek, któremu w udziale przypadło kilka postaci epizodycznych. Mimo niewielkich ról, obaj panowie zdążyli porządnie rozśmieszyć publiczność, co tylko potwierdza, że dobry aktor nawet w roli paprotki zrobi świetne widowisko. 



Niestety, bardzo rozczarowała mnie Ofelia. Gra Martyny Byczkowskiej to chyba jedyny słaby punkt tego spektaklu. Aktorka, którą szczerze podziwiałam w "Pijanych", a ostatnio także w sztuce "Widok z mostu", tym razem bardzo zawiodła. Mam wrażenie, że Martyna po prostu nie pasuje do roli Ofelii. Artystka jest dość charyzmatyczna, na scenie potrafi pokazać swój charakter, a jej role na długo zapadają w pamięć. Gdzie tam jej do mimozowatej, omdlewającej i eterycznej panienki! Ofelia Byczkowskiej jest jak postać wyjęta z zupełnie innej bajki. Odebrałam tę bohaterkę dość negatywnie, widząc w niej pretensjonalną, zaczepną nastolatkę, która ma dorosłych w wielkim poważaniu, o czym może świadczyć jej znudzona mina i ostentacyjne szuranie butami o ziemię. 




Każda nowa inscenizacja Shakespeare'a to wielkie wydarzenie, ale na klimat towarzyszący premierze "Hamleta" w Teatrze Dramatycznym wpłynęły także bieżące wydarzenia w kraju. Pamięć o zmarłym prezydencie Gdańska, Pawle Adamowiczu została uczczona minutą ciszy. Nie było aplauzu, był za to moment zadumy nad tym, jak niewiele różni się nasza rzeczywistość od świata opisywanego przez Shakespeare'a. Kto by pomyślał, że tematyka utworu okaże się tak boleśnie aktualna.





Są takie spektakle, po zakończeniu których widz siedzi wbity w fotel, wciąż spoglądając na pustą już scenę. Na pytanie: "Jak było?", trudno znaleźć odpowiedź, bo brakuje słów, by w pełni wyrazić zachwyt nad obejrzanym przed chwilą widowiskiem. "Hamlet" Bradeckiego to arcydzieło - sztuka, którą przeżywa się jeszcze długo po zakończonym przedstawieniu. Oby ta jubileuszowa premiera okazała się dla Krzysztofa Szczepaniaka początkiem wielkiej, niegasnącej chwały. W pełni na nią zasługuje. 



fot. Katarzyna Chmura
materiały prasowe - Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy

7 komentarzy:

  1. Ja wczoraj tu napisałem, pierwszy raz, nawet długi tekst - ale wszystko mi się skasowało... :( Hasło zawiodło. Może dziś będzie lepiej. To będę czasami tu coś pisał :) Dzieki za motywację i inspirację Agnieszka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, wielka szkoda - chętnie bym przeczytała :( Wpadaj częściej i pisz koniecznie!

      Usuń
  2. Czyli warto :) Bardzo się cieszę. Nie widziałam jeszcze "Hamleta" na scenie,a marzyłam o tym. Żałuję tylko, że według Ciebie zawodzi Martyna Byczkowska. Obserwuję tę młodą aktorkę z ciekawością i wróżę jej powodzenie w zawodzie. Ogromnie podobała mi się w roli Desdemony w spektaklu dyplomowym w Akademii Teatralnej.
    Żeby tak jeszcze mieć wehikuł czasu i móc zobaczyć Fronczewskiego w roli Hamleta :)
    Serdecznie pozdrawiam :)
    Monika (Monika Julita z FB)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika (od razu poznałam Cię po zdjęciu profilowym!) - bardzo, bardzo warto. Wiedziałam, że Krzysztof Szczepaniak jest utalentowany, ale nie spodziewałam się, że pokaże tak mistrzowski poziom! Martyna jest bardzo dobrą aktorką i trzymam za nią kciuki. Tyle że w tej roli zdecydowanie się nie odnajduje i to widać :( Musisz to koniecznie zobaczyć!

      Wiele dałabym za taką maszynę do podróżowania w czasie. Obejrzałabym sobie nie tylko Fronczewskiego :D
      Uściski!

      Usuń
    2. Agnieszko, to jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, to zobaczę Hamleta 16 marca. Właśnie kupiłam bilet:)
      A Ty odpowiadając na swoje urodzinowe pytania zainspirowałaś mnie do nabycia biletów na "Naszą klasę"...niestety w repertuarze na luty i marzec nie ma:(
      Ale wpisuję na listę "do zobaczenia" ;)

      Usuń
    3. Cudownie! Na pewno będziesz zachwycona :) "Nasza klasa" co jakiś czas wraca do repertuaru, więc na pewno pojawi się w marcu albo w kwietniu :)

      Usuń
  3. W marcu niestety nie ma:( Ale będę pilnować kwietniowego repertuaru:)

    OdpowiedzUsuń