wtorek, 17 marca 2020

Terapia Portnoya


Maminsynek, seksoholik, Żyd, antysemita, buntownik, pozabawiony zasad drań, a może wrażliwy romantyk? Bez względu na to, co myślimy o Aleksandrze Portnoyu, tytułowym bohaterze jednej z najsłynniejszych powieści Philipa Rotha, jedno jest pewne - nie da się go łatwo zaszufladkować, a tym bardziej zagrać. Adam Sajnuk doskonale podołał temu zadaniu, prezentując na scenie pełen wachlarz swoich aktorskich umiejętności. Kompleks Portnoya w Teatrze WARSawy to wspaniały, poruszający spektakl, który dawno już zyskał w pełni zasłużone miano produkcji kultowej. 

Aleksander Portnoy to dziś niezaprzeczalna ikona wśród bohaterów współczesnej literatury. Choć Philip Roth usytuował tę postać w sztywnych ramach kultury żydowskiej, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy potraktowali ją jak uniwersalny głos naszych czasów. Pochodzenie Aleksa, osobliwe upodobania i poglądy, a także dość napastliwa w swej trosce rodzina, to jedynie barwne tło, na którym wyraźnie rysuje się przed nami portret współczesnego, zagubionego człowieka. Trzydziestoletni Portnoy przeżywa kryzys tożsamości - taki sam, jaki mógłby pewnego dnia dopaść także katolika, czy muzułmanina. Bohater poddaje wnikliwej weryfikacji wszystkie poglądy i wartości, jakie przez lata wpoili mu bliscy. Z biegiem lat okazuje się, że role, postawy i opinie, jakich mały Aleksander uczył się od apodyktycznej matki i neurotycznego ojca, są mu kulą u nogi, przez którą mężczyzna nie jest w stanie ułożyć sobie życia i odpowiedzieć na zasadnicze pytanie - kim jestem? 

Po obejrzeniu adaptacji książki Rotha na scenie Teatru WARSawy trudno oprzeć się wrażeniu, że Sajnuk i Portnoy są dla siebie stworzeni. Aktor wykreował pełnokrwistą postać człowieka, który balansując na granicy świętości i grzechu usiłuje znaleźć własną drogę - wolną od religijnych obciążeń, rodzinnych wpływów i utartych konwenansów. Portnoy Adama Sajnuka jest bardzo ludzki i prawdziwy, a jego rozterki - zdumiewająco aktualne. Finezyjny (dla niektórych obrazoburczy) humor Rotha zaskakuje odwagą i bezkompromisową szczerością. Autor rozlicza się z hipokryzją, religijnym balastem i toksyczną miłością rodzicielską, która - jeżeli wierzyć wspomnieniom bohatera, przepuszczonym przez filtr jego wyobraźni i subiektywnych odczuć - stała się główną przyczyną jego zguby. 


Przychodzi Żyd do psychiatry...


fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska


Czy to już terapia, panie doktorze, czy dopiero tak zwane zbieranie materiału? - pyta Aleksander Portnoy, ale jego pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Spektakl Adama Sajnuka i Aleksandry Popławskiej to długa, burzliwa sesja terapeutyczna podczas której bohater cofa się wstecz do najważniejszych momentów swojego życia, które istotnie wpłynęły na to, kim dzisiaj jest. Trzydziestoletni pacjent pamięta każde z omawianych wydarzeń, przytaczając je w najdrobniejszych szczegółach. Matka zakładająca pończochy, ojciec walczący z zaparciem, pucołowata, niemrawa starsza siostra - oto główni sprawcy wszystkich jego cierpień i tragedii. Zarzut? Kochali za bardzo, do utraty tchu, manipulując niewinnym umysłem kilkulatka, żeby ten - zupełnie nieświadomy podstępnych zabiegów - poddał się ich woli i przyjął narzucane mu role. 

Początkowo faktycznie wszystko szlo zgodnie z planem apodyktycznych rodziców. Mały Aleks był grzecznym synkiem, wzorowym uczniem i pobożnym żydowskim chłopcem, który w dorosłym życiu miał stać się przykładnym obywatelem, dobrym mężem i ojcem. Sytuacja nieoczekiwanie wymknęła się spod kontroli, kiedy pewnego dnia w zaciszu domowej łazienki odkrył że masturbacja to nie tylko źródło rozkoszy, ale także jedyny sposób na zachowanie resztek wolności w domu opanowanym matczyną dyktaturą. 


Pragnienia, fantazje i traumy 


fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska


Portnoy - oportunista w niczym nie przypomina posłusznego syna, który jeszcze do niedawna utożsamiał matkę z doskonałym, nieograniczonym w swej potędze absolutem. Nowe wcielenie bohatera to człowiek świadomy, krytyczny i bezwzględny w swoich osądach. Na kozetce u psychiatry dostaje się nie tylko rodzicom i społeczności żydowskiej, ale też kobietom, które przewinęły się przez łóżko Portnoya - żydowskiego Casanovy... 

Szczera spowiedź zagubionego Żyda to jednocześnie przezabawny i bardzo trafny komentarz na temat emocjonalnej kondycji współczesnych trzydziestolatków Jest w tych prowokacyjnych, sprośnych wyznaniach Portnoya coś dojmująco smutnego:

"Czy istotnie nienawidziłem swojego dzieciństwa i biednych rodziców aż tak bardzo, jak teraz, kiedy oglądam się wstecz z punktu widzenia tego, kim dzisiaj jestem... a kim nie jestem? Czy wyciągam na światło dzienne prawdę, czy po prostu biadolę? A może biadolenie to dla ludzi mojego pokroju swoista prawda?" 

Dorosłe życie Aleksandra Portnoya to ciąg niekończących się pytań i wątpliwości. Co sprawiło, że pogubił własną tożsamość? Kto mu ją zabrał? Matka stojąca nad nim z nożem kuchennym, kiedy jako kilkulatek odmawiał zjedzenia obiadu, czy może ojciec, który pół życia spędził harując jak męczennik w branży ubezpieczeniowej, a drugie pół w toalecie? Czy gdyby mały, inteligentny Aleks nie oglądał swojej rodzicielki zakładającej pończochy, oprawiającej kurczaka, czy rozgrywającej partyjki mahjonga, jego życie stałoby się mniej skomplikowane? 

Wychowany pod kloszem, wymuskany, chroniony przed wszelkim złem... Aleksander Portnoy wkroczył w próg dorosłości jako kaleka pozbawiona zdolności samodzielnego myślenia i działania. Przekonania, które miał zakorzenione głęboko w sobie, nie należały do niego. Bohater podjął próbę przewartościowania swojego życia, odrzucając po kolei wszystko, co otrzymał od bliskich. Fakt, że z pobożnego, doskonale wychowanego młodzieńca stał się nihilistą i używającym życia bon vivantem, był może drastyczną zmianą, ale dla Portnoya najważniejsze stało się to, że wreszcie podjął ją w pełni samodzielnie. 


Urzekająca Mariotti, przezabawny Adamczyk, zachwycająca Smołowik 


fot. Rafał Meszka 


Choć Adam Sajnuk w brawurowej roli Aleksandra Portnoya jest niekwestionowaną gwiazdą, na uznanie zasługuje cała obsada spektaklu. Monika Mariotti i Bartosz Adamczyk wykreowali wspaniałe, groteskowe i prokomiczne role rodziców głównego bohatera. Sophie i Jack Portnoy są tacy, jak widzi ich Aleks - neurotyczni, drobiazgowi, uprzedzeni do świata i absolutnie przekonani o  słuszności własnych racji. Niespożyta energia, jaką tryska na scenie Monika Mariotti doskonale podkreśla żywiołowość i potęgę, jaką w rodzinie bohatera dumnie dzierżyła jego rodzicielka. Sophie Portnoy w wykonaniu Mariotti to Superwoman, herod - baba, kobieta niezniszczalna, której nie powali na kolana nawet największa katastrofa. Bartosz Adamczyk w roli potulnego, wrażliwego ojca z zasadami i permanentnym zatwardzeniem bawił publiczność do łez. 

Perełką w spektaklu jest Anna Smołowik, która na scenie wciela się w zahukaną starszą siostrę Portnoya i w jego liczne kochanki. Aktorka w roli niepozornej, wiecznie zapłakanej Hannah snuje się po scenie jak cień, wzbudzając litość i rozbawienie. Eksplozja emocji następuje, gdy Smołowik przeistacza się w Małpkę, jedną z partnerek bohatera. Kocie ruchy, nagłe, niekontrolowane ataki histerii, czarujący śmiech - to wszystko sprawia, że Smołowik jawi nam się jako włoska diwa pokroju   Sophii Loren, czy Claudii Cardinale. Doskonała, bardzo odważna i świetnie zagrana rola. 

Ciężko przejść obojętnie obok charakterystycznej scenografii stworzonej przez Sylwię Kochaniec, Katarzynę Adamyczyk i Adama Sajnuka. Prosta przestrzeń imitująca dom Portnoyów z obrotowym podestem w kształcie gwiazdy Dawida to znak rozpoznawczy tej kultowej produkcji. Obecność heksagramu w każdej ze scen dobitnie podkreśla, że żydowskie dziedzictwo jest przeznaczeniem Portnoya i nigdy nie zdoła od niego uciec. 


Absolutna ikona wśród spektakli teatralnych 


fot. Rafał Meszka


Kompleks Portnoya na deskach Teatru WARSawy w niczym nie ustępuje brawurowej powieści Philipa Rotha. Błyskotliwa, dynamiczna i pełna humoru gra całej czwórki aktorów gwarantuje doskonalą zabawę w towarzystwie jednego z najodważniejszych tekstów w dziejach współczesnej literatury. Spotkanie z Portnoyem, sympatycznym, rozbrajająco szczerym awanturnikiem, który wyrusza do świata wspomnień w poszukiwaniu własnej tożsamości, to nie tylko niezapomniane teatralne przeżycie, ale też okazja do przyjrzenia się własnym lękom i uprzedzeniom. Może w tej barwnej, nieco absurdalnej opowieści głównego bohatera znajdziemy cząstkę siebie?



fot. tytułowa - Katarzyna Chmura-Cegiełkowska

Materiały prasowe - Teatr WARSawy


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz