niedziela, 16 sierpnia 2020

Obłędny rycerz. "Człowiek z La Manchy" w Teatrze Dramatycznym


Niewiele jest spektakli muzycznych, które zrobiły na mnie wrażenie. Wśród tej garstki znalazł się Człowiek z La Manchy - jeden z najnowszych tytułów w repertuarze Teatru Dramatycznego. Choć od premiery tej niezwykłej produkcji minęło już kilka miesięcy, wciąż pamiętam emocje, jakie towarzyszyły mi od pierwszej, do ostatniej minuty spektaklu. 

Miuel de Cervantes Saavedra zmarł ponad 400 lat temu, ale jego słynny bohater wciąż żyje w naszej pamięci i nic nie wskazuje na to, żebyśmy mieli o nim zapomnieć. O Don Kichocie powstało wiele wierszy, piosenek, filmów, spektakli teatranych i publikacji naukowych, które mniej lub bardziej nawiązują do losów słynnego rycerza. O tym, jak bardzo zakorzenił się w naszej kulturze, świadczy chociażby ilość słów i związków frazeologicznych, które bezpośrednio odnoszą się do sposobu bycia i zachowania tej postaci (donkiszoteria, donkiszotyzm, błędny rycerz, walka z wiatrakami itp.). 

Dziś Don Kichotem nazywamy kogoś, kto podejmuje działania niemożliwe do realizacji. Tak samo było z bohaterem Cervantesa, tyle że ów błędny rycerz nie dostrzegał w sobie żadnych ograniczeń, a na otaczający go świat patrzył jak na baśniową krainę pełną dzielnych rycerzy, groźnych smoków i bezbronnych księżniczek. Jedni uważają, że Don Kichot był szaleńcem, człowiekiem oderwanym od rzeczywistości, schizofrenikiem, który stracił trzeźwy pogląd na świat. Inni dostrzegają w nim romantycznego bohatera, który pozwolił sobie na życie w świecie marzeń. I choć zapłacił za to wysoką cenę, możemy przypuszczać, że był naprawdę szczęśliwy. 



Don Kichot na deskach teatru 


Bez względu na to, jak oceniamy tę postać, jednego Don Kichotowi nie można odmówić - mimo upływu lat, wciąż jest żywą inspiracją dla kolejnych pokoleń twórców. Wśród nich znalazł się także Dale Wasserman, amerykański scenarzysta teatralny i filmowy. To właśnie on napisał sztukę Don Kichot, którą następnie przekształcono w libretto do musicalu Człowiek z La Manchy. Spektakl z muzyką Mitcha Leigha i piosenkami Joe'a Dariona miał premierę w 1965 r. i w krótkim czasie stał się prawdziwym hitem, wystawianym na całym świecie. Fascynacja muzycznym Don Kichotem nie ominęła także polskich scen. Na przestrzeni lat doczekaliśmy się kilkunastu wersji tego słynnego musicalu. Człowiek z La Manchy gościł m. in. na deskach Teatru Wielkiego w Łodzi, Teatru Muzycznego w Gdyni, Teatru Rozrywki w Chorzowie, Opery Królewskiej w Krakowie oraz Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. 

Perypetie błędnego rycerza poznali także warszawscy widzowie. Po raz pierwszy sztukę wystawiono w stolicy na scenie Operetki Warszawskiej, niespełna rok po światowej premierze. W 1994 r. Człowiek z La Manchy pojawił się w repertuarze Teatru Dramatycznego. Spektakl wyreżyserował Jerzy Gruza, a na scenie wystąpili: Krzysztof Gosztyła, Wiktor Zborowski, Małgorzata Kożuchowska, Zdzisław Wardejn, Agnieszka Wosińska, Maciej Damięcki, Danuta Stenka, Piotr Zelt i inni. Po 26 latach od premiery tej produkcji Don Kichot wrócił na deski Dramatycznego. Przedstawienie w reżyserii Anny Wieczur-Bluszcz to niezwykle barwne widowisko muzczne, które zachwyca i wzrusza od pierwszej do ostatniej minuty. 



 Przemyślny szlachcic, czy błędny rycerz?


W spektaklu obserwujemy dwie równoległe rzeczywistości. Pierwsza to życie Cervantesa, druga - losy jego książkowego bohatera. W pierwszej ze scen widzimy, jak pisarz dostaje się do niewoli. Przebywając w lochu wraz z innymi więźniami, ma przy sobie jdynie wiernego sługę i rękopis utworu o losach błędnego rycerza. Z biografii Cervantesa wiemy, że faktycznie pięć lat po odbyciu bohaterskiej służby wojskowej został porwany przez berberyjskich korsarzy, którzy następnie sprzedali go władcy Algieru. Możliwe że autor miał wówczas u boku oddanego towarzysza niedoli, ale powieść o Don Kichocie na pewno nie podtrzymywała go wtedy na duchu, gdyż Cervantes napisał ją dopiero wiele lat później. Trzeba jednak przyznać, że początkowa scena stanowi ciekawy prolog, który wprowdza widza w baśniowy, romantyczny świat pięknych dam i nieustraszonych rycerzy.

Romantyczna dusza niepoprawnego marzyciela, czy choroba psychiczna? Co sprawiło, że pewnego dnia Alonso Kichana (Modest Ruciński) rzucił wszystko, dosiadł konia i ruszył w świat, w poszukiwaniu wrażeń? Jako przemyślny szlachcic Don Kichot z La Manchy (tak brzmi pierwotny tytuł słynnego dzieła Miguela de Cervantesa) miał ich bez wątpienia co niemiara. Wybujała fantazja nieraz doprowadzała do licznych awantur, bójek i problemów, z których wyciągał go oddany giermek, Sancho Pansa (Krzysztof Szczepaniak).

Podczas gdy Kichana galopował w pogoni za przygodą, jego przyjaciele i bliscy załamywali ręce, martwiąc się o nieszczęsnego marzyciela. Ten jednk nie miał zamiaru wracać do dawnego życia. Don Kichot marzył o tym, by pewnego dnia dostąpić zaszczytu pasowania na rycerza i znaleźć piękną niewiastę, której będzie mógł bronić przed złem i wszelkim niebezpieczeństwem. Oba pragnienia bohatera się spełniły - w pewnym sensie... Dla zwykłego obserwatora postępowanie Kichany jest co najmniej absurdalne, jednak wyobraźnia błędnego rycerza pozwalała mu patrzeć na świat zupełnie inaczej. Dzięki tej niezwykłej, odrealnionej perspektywie Don Kichot widział w napotkanej gospodzie eleganckie włości, miejscowego szynkarza traktował jak możnego pana, a tutejszą damę do towarzystwa - za damę swojego serca.



Rycerz Smętnego Oblicza 


Niestety, nie wszyscy akceptowali romantyczne wizje Kichany. Dla zdecydowanej większości błędny rycerz był jedynie pociesznym wariatem, ale byli i tacy, którym średniowieczna rycerskość bohatera mocno kłuła w oczy. Jedna z heroicznych "walk z wiatrakami" mocno osłabiła zdrowie bohatera, jednak nawet to nie było w stanie zachwiać jego wiary w baśniowy, lepszy świat. Marek Aureliusz powiedział: "Nasze życie jest takim, jakim uczyniły je nasze myśli". Jeżeli wierzyć słowom rzymskiego cesarza i wielkiego myśliciela, życie błędnego rycerza było może i krótkie, ale na pewno niezwykle ciekawe i magiczne...

Średniowieczny eos rycerski był abstrakcją już w czasach Cervntesa, a co dopiero w XXI w. Może niesłusznie? Choć dziś postać Don Kichota wydaje nam się nieco karykaturalna, pewne uniwersalne wartości, jakie wyznawał błędny rycerz, nigdy się nie zestarzeją. Nie chodzi rzecz jasna o to, żeby wymachiwać szpadą i śpiewać pod oknem serenady. Kichana w całej swej śmieszności był także człowiekiem szlchetnym i dobrym, ponad wszystko cenił sobie sprawiedliwość i szanował kobiety. Bohater, któremu zarzucano obłęd, miał w sobie więciej serca i szczerości, niż niejeden trzeźwo myślący człowiek. Od takich szlachetnych postaci można się wiele nauczyć - wystarczy tylko spojrzeć na nich z większą dozą empatii i zrozumienia.

Postać Don Kichota przywodzi na myśl ważny i bardzo aktualny problem - sztukę akceptacji inności w każdym jej obliczu. Leciwy utwór Cervantesa przypomina, że wszyscy mamy prawo myśleć, czuć, kochać oraz żyć tak, jak chcemy i nikt nie powinien nam tego zakazywać. Jeżeli więc trudno Wam pojąć Don Kichota - romantycznego rycerza, spróbujcie postrzegać go jako obrońcę praw mniejszości. Myślę, że autor byłby taką interpretacją wielce usatysfakcjonowany.

Esencja rycerstwa błędnego 





Jak z z muzyczną baśnią o Don Kichocie poradzili sobie artyści Teatru Dramatycznego? Wspaniale! Jestem pełna podziwu dla Modesta Rucińskiego, który zagrał tytułowego Człowieka z La Manchy z prawdziwą pasją, jakby to była rola, którą szlifował od lat. Po obejrzeniu sztuki nie mam wątpliwości, że to jedna z najważniejszych i najznakomitszych kreacji w całym jego dorobku artystycznym. Równie wielkie zachwyty należą się Krzysztofowi Szczepaniakowi, który świetnie zagrał przekomicznego giermka, Sancho Pansę. Kolejny raz w tym sezonie moją uwagę zwrócił też Mateusz Weber. Ten niezwykle zdolny aktor nawet z drugoplanowych ról potrafi uczynić zapadające w pamięć kreacje. Jako Padre wypał bardzo przekonująco. 

Na uwagę zasługuje piękna, bardzo artystyczna scenografia Ewy Gdowiok, w której istotną rolę pełni zabawa światłem. Na scenie nie zobaczmy konia głównego bohatera, ani osiołka jego towarzysza. Poczciwą szkapę i upartego kłapoucha "grają" w spektaklu cienie obu zwierząt. To właśnie pastelowe łuny światła, a także malownicze tło buduje niezwykłą, bajkową atmosferę w tej sztuce. 

Nigdy nie byłam wielką fanką Cervantesa, a perypetie Don Kichota zawsze budziły moje rozdrażnienie. Dotychczas postrzegałam go raczej jak poczciwą pierdołę, niż romantycznego rycerza. Modest Ruciński stworzył na scenie bardzo wyrazistą, barwną postać, która w pełni zasługuje na miano tragicznego bohatera. Choć Człowiek z La Manchy to spektakl muzyczny, a ja raczej nie przepadam za takimi produkcjami, tym razem taniec i śpiew wcale mi nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie - uważam to za nieodłączny element przedstawienia. Jestem pełna uznania dla wszystkich twórców, którzy wykreowali tak niezwykłe, barwne widowisko. Człowiek z La Manchy to jeden z najlepszych musicali, jakie miałam okazję oglądać. Obowiązkowy tytuł dla każdego miłośnika tego gatunku. 


fot. Krzysztof Bieliński

Materiały prasowe - Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz