wtorek, 28 września 2021

Terapia rodzinna. "Inteligenci" na scenie SpektakLove


Oglądając Inteligentów w reż. Wojciecha Malajkata na nowej scenie Małej Warszawy, nie mogłam oprzeć się porównaniom do sztuki Ich czworo Gabrieli Zapolskiej, czyli słynnej "Tragedii Ludzi Głupich". Współczesna tragifarsa autorstwa Marka Modzelewskiego również rozpisana jest na czwórkę bohaterów, którzy uważają się za rodzinę bardzo postępową, jednak w zaciszu własnego mieszkania skrywają wiele brzydkich cech i wstydliwych sekretów. Inteligencja tytułowych inteligentów także pozostawia wiele do życzenia, a co gorsza  podobnie, jak w przypadku dramatu Zapolskiej  za głupstwa i błędy dorosłych największą cenę płacą dzieci... 

Dawno nie było na polskiej scenie twórcy tak bezpośredniego, który odważnie rzucałby widzom w oczy niewygodną prawdę. Po premierze Wstydu na deskach Teatru Współczesnego w Warszawie (na motywach sztuki powstał film Teściowie, który możecie teraz oglądać w kinach), czułam, że Marek Modzelewski dopiero się rozkręca i że ma w zanadrzu całkiem sporo takich śmieszno  strasznych, psychologicznych pocisków. Nie pomyliłam się. Inteligenci intrygują, szokują, irytują, zawstydzają, budzą złość, politowanie i żal  czyli krótko mówiąc, poruszają do głębi. Dlaczego? Może po prostu dużo w nich naszych własnych cech i doświadczeń. Autor w swoich opowieściach o marnej ludzkiej naturze czerpie wprost z rodzimego podwórka. Nieważne, czy akcja sztuki toczy się na nieudanym weselu, komunii czy w zaciszu inteligenckiego mieszkania  w gruncie rzeczy zawsze chodzi o relacje międzyludzkie, o których rzadko można powiedzieć, że są serdeczne i pełne harmonii. 




Anna (Iza Kuna) i Szczepan (Wojciech Malajkat) uważają się za zgodne, postępowe małżeństwo. Oboje związani z dziennikarstwem, odważnie wyrażający swoje poglądy, otwarci na inność w każdym tego słowa znaczeniu. W ich "inteligenckim" domu nie ma tematów tabu, a swoboda wyrażania własnych myśli i emocji sprawia, że domownicy często komunikują się w bardzo ekspresyjny sposób. Zgodnie z ideą nowoczesnego, bezstresowego wychowania, dzieci mają rodziców za partnerów równych sobie i nierzadko zwracają się do nich jak do kolegów z podwórka. 

Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że związek bohaterów jest typowo partnerski, w rzeczywistości władzę nad domownikami niepodzielnie sprawuje Anna, kobieta o wyzwolonej duszy i agresywnej naturze absolutnie przekonana o swojej wyższości nad resztą świata. Mąż wydaje się jej totalnym przeciwieństwem – zarówno w kwestii temperamentu, jak i poglądów, co Anna uważa za zwyczajną słabość swojego partnera. "Nie należy zamykać sobie żadnych drzwi"  stwierdza Szczepan, tłumacząc żonie, że młodszy syn sam zdecydował o przystąpieniu do pierwszej komunii, mimo, że oboje są ateistami. "Skręciłeś na prawo"  kwituje z niesmakiem Anna, która w rzeczywistości toleruje tylko to, co jest zgodne z jej własnymi przekonaniami. 

Niewinna wymiana zdań na temat religii jest zapowiedzią gigantycznej burzy, która za moment rozpęta się nad tym inteligenckim domem. Fasada postępowej, tolerancyjnej rodziny wali się w jednej chwili, gdy na jaw wychodzi mroczne, rasistowskie oblicze starszego syna (Maciej Tomaszewski/Maciej Łączyński). Oliwy do ognia dolewa zahukana, konserwatywna siostra Anny, Bożena (Agata Kulesza), która usilnie stara się załagodzić sytuację w dość osobliwy sposób. Przesadna pruderia i religijność siostry, brak wzajemnego porozumienia, dawne, niewyjaśnione problemy i konflikty  wszystko to w końcu doprowadza do wielkiej eksplozji, w wyniku której z doskonałej rodziny zostają jedynie zgliszcza. 





Marek Modzelewski stworzył obraz "pięknej katastrofy", której w żaden sposób nie dało się zapobiec. Niech się pali  zdaje się mówić autor, patrząc, jak jego bohaterowie pewnym krokiem idą w stronę totalnego zatracenia. To smutny portret ludzi, którzy tak bardzo uwierzyli własnym wyobrażeniom o samych sobie, że zapomnieli, czym jest szczerość i prawdziwe uczucia. Papierowy związek Anny i Szczepana, iluzoryczne więzi z dziećmi  to wszystko przypomina dom zbudowany na bagnistym, grząskim gruncie. Wystarczy moment, by ten bajkowy świat prysł jak mydlana bańka, pozostawiając po sobie jedynie złość, żal i rozczarowanie. 

Wiele osób twierdzi, że Inteligenci to sztuka o braku porozumienia. Ja zaryzykuję stwierdzenie, że w tej tragikomicznej historii twórca przede wszystkim zwraca uwagę na konsekwencje życia w zakłamaniu. Bohaterowie, którzy z namaszczeniem opowiadają dzieciom o tolerancji, w rzeczywistości są zdumiewająco nietolerancyjni względem samych siebie, a ich brak szacunku i akceptacji dla inności najwyraźniej widać w codziennych kontaktach z najbliższymi. W przeciwieństwie do Wstydu, który, mimo weselnej katastrofy, okazał się naprawdę śmieszny, Inteligenci to spektakl dość przygnębiający Owszem, mieszczańskie maniery bohaterów uważających się za polską elitę budzą śmiech i politowanie, ale szybko zaczynamy dostrzegać, jak przykra i beznadziejna jest rzeczywistość, w której zdecydowali się żyć.  




Akcja sztuki pędzi jak rozpędzony pociąg, co z jednej strony ma swoje plusy, bo fabuła angażuje widza totalnie, ale z drugiej, ilość wątków i zdarzeń może wywołać prawdziwą zadyszkę. W tej historii wszystko zwala się bohaterom na głowę w jednaj chwili. Może gdyby tempo fabuły nieco zwolniło, obraz tej na pozór doskonałej, a w rzeczywistości całkowicie dysfunkcyjnej rodziny byłby pełniejszy, bardziej wyraźny i oczywisty.

Niemniej jednak uważam, że Inteligenci są doskonale skrojoną i równie doskonale zagraną współczesną tragifarsą, którą zdecydowanie warto obejrzeć. Wspaniali artyści pokazali na scenie emocjonalną głębię, szczerość i ogromne zaangażowanie. Zachwycająca Agata Kulesza to aktorka kameleon, która z łatwością wciela się zarówno w rolę matki załamanej stratą dziecka, jak i w postać skrzywionej dewotki. Iza Kuna kolejny raz pokazała widzom, że drapieżne kreacje to jej specjalność, a Wojciech Malajkat do ostatniej chwili udawał przed publicznością zrównoważonego męża i ojca, żeby w końcowej scenie dać wspaniały popis głęboko skrywanej furii. Mimo ponurego wydźwięku, spektakl ogląda się z prawdziwą przyjemnością. To takie przedstawienie  terapia, które skłania do przemyśleń, jak szczere są relacje i związki budowane przez nas w codziennym życiu. Ta opowieść jest także ważną przestrogą, żeby nie zazdrościć innym ich "idealnego" życia, bo może się okazać, że w rzeczywistości jest bardzo dalekie od naszych wyobrażeń. 



Fot. Tomasz Urbanek

Materiały prasowe  SpektakLove/Mała Warszawa 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz