czwartek, 5 kwietnia 2012

Bon voyage


Na środku pokoju leży walizka wielkości małej szafy dwudrzwiowej. Otwarta, zawalona górą bluzek, spódnic, apaszek, koronek, falbanek. Obok baleriny, trampki, trzy grube, skotłowane na ziemi swetry. Jadę, jak tylko ją zamknę - au revoir…

Moje podróże zawsze były czymś podyktowane - wyjazdy z gatunku tych, które prowadzą do celu. Do plaży, do hotelowego basenu, do ciemniejszej karnacji, do zabawy, do letnich flirtów, do klubów, z których wychodziło się nad ranem, wprost na piaszczyste wybrzeże, zalane blaskiem wschodzącego słońca… Teraz styl podróżowania zmienił mi się diametralnie. Wyjeżdżam, żeby jechać. Żeby nauczyć się oddychać trochę inaczej, śnić w innych barwach, patrzeć tak żeby widzieć. Jadę, żeby nauczyć się słuchać i usłyszeć więcej. Żeby wymazać z pamięci obrazy, którymi nadal żyję i nie mogę ruszyć dalej. Jadę odpocząć od siebie samej.

Podróż nie jest celem, tylko drogą. Nie myślę, co będzie później. Jak wrócę? Pojadę dalej. Albo pójdę. Już nie planuję, nie stawiam sobie poprzeczek, nie rysuję swojego życia centymetr po centymetrze, cegiełka po cegiełce. I współczuję tym, którzy to robią. Wykresy, strzałki, punkty. Za rok będę tam, a potem wyżej. Kupię to wszystko co chcę i jeszcze więcej. Pokonam wszystkie przeszkody i zdobędę wszystkie szczyty. A potem co? Co jak już się wdrapiesz na ten najwyższy? Ja wiem - rzucisz się z niego w poczuciu wypalenia i pustki.

To nie jest żadna ambicja, to brak wyczucia teraźniejszości. Niestety, większość wspinaczy, biegaczy za późno dochodzi do wniosku, że nie ma sensu pędzić za przyszłością. Gdy ją znajdują, teraźniejszość staje się historią, etapem, który przegapili… I żal mi tych, którzy żyją dniem wczorajszym. Cierpią ból sprzed lat, wciąż prowadząc dyskusje na tematy, które już się skończyły, z ludźmi, których już nie ma. Żyją snem, który się już skończył, a patrząc na cienie, wierzą, że to wciąż ich rozmówcy.

Już nie czekam na kolejny wyjazd i nie zastanawiam się, co mi przyniesie. Podróżuję non stop, z krótkimi przerwami na zmianę bagażu. Cel? Mam nadzieję, że nigdy do niego nie dotrę. Bo wtedy ta podróż okazałaby się zdecydowanie zbyt krótka. W prawdziwej, życiowej podróży chodzi o samą podróż, nie o jej cel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz