Simone de Beauvoir dopiero pisząc zrozumiała, że uprawianie literatury to ocieranie się o traumę, odsłanianie jakiegoś osobistego upokorzenia. Czasem i ja mam wrażenie, że stoję na środku sceny, przed wielotysięczną publicznością, macham rękami i krzyczę „Patrzcie, zaraz zdejmę z siebie wszystko!".
Każde dzieło literackie to odzwierciedlenie myśli autora. Nieważne, w jakiej jest formie. Powieści, felietony, eseje, wiersze, listy- wszystko, co da się przelać na papier, ładnie oprawić, wydrukować i puścić w obieg, zawiera emocjonalną cząstkę twórcy. Oczywiście, w większości przypadków perfekcyjnie zaszyfrowaną. Żeby dotrzeć do tych sekretów idealnie ukrytych wśród kolejnych rozdziałów książki, trzeba dobrze znać pisarza. Literatura to gąszcz łamigłówek i zagadek. Ile w głównym bohaterze samego twórcy? Ile miejsc, w których toczy się akcja, odwiedził? Dlaczego akurat te, a nie inne? Kim są tajemnicze postacie, które tak szczegółowo opisuje? Spotkał je w realnym życiu? Były mu bliskie? Na wszystkie te pytania w większości przypadków odpowiedź brzmi „tak”…Autor jest dziełem, a dzieło to autor…
Jeżeli chcesz pisać naprawdę, musisz też naprawdę się odsłonić, otworzyć, rozebrać. Pisanie to rodzaj prostytucji. Żeby napisać coś szczerze, żeby tekst był wiarygodny, spójny i przemawiał do odbiorców, trzeba wiedzieć, o czym się pisze. A żeby posiąść taką wiedzę, potrzebne są doświadczenia. Najlepiej własne. Żeby opisać śmierć, trzeba się o nią otrzeć. Żeby przedstawić uroki greckich wysp, trzeba wcześniej zobaczyć je na własne oczy. Bohater, który cierpi, to wspomnienie cierpiącego twórcy…
Pisarka, Julia Fiedorczuk, na łamach Wysokich Obcasów przyznaje, że za każdym razem wciela się w swoje bohaterki, kolejno staje się każdą z nich. Czasem jest spontaniczna, jak Eliza, czasem szczegółowo planuje swoje życie, jak J. Dużo w niej Anny, niepewności, wstydu, lęku przed ludźmi. Pisząc o M, dla odmiany chciała poruszyć ważny temat, nakreślić problem, jakim jest płeć. Kobieca płeć. Defekt, którego świat kobietom nie wybacza. Wspomina, że kiedyś usłyszała „Dopóki nie wiesz, że jesteś kobietą, jesteś człowiekiem”. Bunt narastał, aż wybuchł na kartkach papieru. Bunt wyrażała ustami bohaterek. Każda z nich jest inna i reprezentuje odmienny styl życia. Sama mówi o sobie: „(…) Nie da się o mnie powiedzieć zbyt wiele. Jestem wieloma kobietami, choć żadną z nich na stałe (…)”.
Wolfgang Goethe, jeden z moich ulubionych pisarzy, miał życie równie ciekawe, zawiłe i mroczne, jak jego bohaterowie. A w szczególności jeden bohater. „Cierpienia młodego Wertera” przeczytałam w liceum, pod naciskiem polonistki. Wtedy książka nie zrobiła na mnie wrażenia. Do czasu, kiedy w ręce wpadła mi „Lotta w Weimarze”, biografia Goethego autorstwa Tomasza Manna, napisana w formie powieści. Czytając przeżywałam swoiste de ja vu. Traciłam poczucie rzeczywistości- co ja właściwie czytam? Werter był lustrzanym odbiciem autora, Lotta była „tą” Lottą, nieszczęśliwa miłość też ta sama. Istna retrospekcja. Różnica polegała jedynie na tym, że Goethe się nie zabił, rzecz jasna. O kolejnych przykładach mogłabym pisać bez końca. Jeżeli bohaterowie nie byli alter ego twórców, z pewnością dzieło zawierało coś, co miało istotny wpływ na ich realne życie.
Próbowałam parę razy złamać tę zasadę, napisać coś, omijając sprawy osobiste. Za każdym razem utknęłam w martwym punkcie…X zdecydował, zrobił tak, jak pomyślał i…I co dalej, nie wiem. Bo ja nigdy nie byłam takiej sytuacji. Pisząc, nie da się udawać. Fałsz wychodzi prędzej czy później. Tekst robi się sztuczny, a niewiedza wylewa się z każdego kolejnego zdania… Przyszły pisarz prędzej czy później staje przed fundamentalnym dylematem: pisać, obdzierając się ze wszystkiego, co własne, prywatne, intymne, czy nie pisać w ogóle? Zdecydowałam. I w ten oto sposób zrzuciłam z siebie ostatnie elementy ubrania.
(cytat - artykuł „Nie kocham ciebie, Fryderyku Nietzsche”, Wysokie Obcasy nr 1 (10), Marzec 2012)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz